opis

skpt.warszawa@gmail.com

Kartka z Kalendarza

Kartka z kalendarza – 17 lipca

Kartka z kalendarza – 17 lipca

Kiedyś – letnia rezydencja króla. Dzisiaj – rezydencja warszawskiej klasy średniej. Jeszcze nie tak dawno był osobną miejscowością. Wilanów. Do dziś odczuć można odległość tej dzielnicy od centrum i brak urozmaiconych środków transportu publicznego. Na komunikacji z tą częścią miasta ciąży jej położenie poniżej stromej skarpy, niełatwej do sforsowania przez pojazdy szynowe. Chciałoby się powiedzieć, że kiedyś było lepiej i dawali sobie radę. Z Wilanowa do placu Unii Lubelskiej wiodła wszak linia kolejki dojazdowej. Jak się jednak dziś przekonamy, ze zmiennym szczęściem.

Kolejka wilanowska wsławiła się bowiem – jak zresztą wiele podobnych urządzeń – licznymi wypadkami. Jeden z nich miał miejsce 17 lipca 1939 roku.

Wieczorem tego dnia z Klarysewa do Warszawy ruszyła kolejka przepełniona wczasowiczami. Z drugiej strony, w kierunku letniska ruszyła druga, tym razem pusta, aby zabrać tych, którzy do tej pierwszej się nie zmieścili. Trasa kolejki przebiegała po jednym torze z licznymi mijankami. Na jednej z nich wspomniane pociągi miały się spotkać. Chciałoby się powiedzieć: zawiniła maszyna. Lecz nie, najprawdopodobniej zawinił dyspozytor, w ostatnim momencie zmieniając wybór mijanki, o czym nie wiedział maszynista pociągu w stronę Warszawy.

Maszynista po katastrofie relacjonował: „Z Klarysewa wyjechałem o godzinie 21 minut 12. Sam, bez pomocnika prowadziłem pociąg motorowy, przepełniony wyjeżdżającymi z letniska. Wagonów pasażerskich było trzy. Ponadto z tyłu szedł jeszcze jeden wagon motorowy pomocniczy. W kilka minut po wyruszeniu ze stacji Klarysew spoza zakrętu wyjechał samochód, którego silnie palące się lampy oślepiły mnie na chwilę. W następnym momencie z przerażeniem ujrzałem nagle zza zakrętu wyłaniający się naprzeciw kontur drugiego pociągu. Było to w pobliżu cmentarza Powsińskiego. Pociąg znajdował się w odległości około 100 metrów przede mną. Momentalnie złapałem za hamulec. Jednocześnie dawałem sygnały syreną alarmową. To samo zresztą robił mój kolega z przeciwnego pociągu. Obaj musieliśmy zdawać sobie dokładnie sprawę, że katastrofa jest nieunikniona. A potem zdarzyło się najgorsze. Dwa rozpędzone pociągi wpadły na siebie. Straciłem przytomność. Olbrzymi wstrząs wyrzucił mnie z wagonu. Oprzytomniałem na kartoflisku. W ręku ściskałem jeszcze korbę od hamulca”.

Dwa wagony pasażerskie zostały zgniecione, w wagonie motorowym wybuchł pożar. Zginęło dziesięć osób, 59 trafiło na dłuższe leczenie do szpitala. Dyżurny ruchu ze stacji Belwederska został aresztowany. Była to najtragiczniejsza katastrofa wilanowskiej wąskotorówki.

Zdjęcie z NAC przedstawia feralny pociąg na miejscu wypadku.

Leave a Reply:

You don't have permission to register