skpt.warszawa@gmail.com

Kartka z Kalendarza

luty 2019

26 (14 s.s.) lutego 1832 roku cesarz Mikołaj I wydał Statut Organiczny dla Królestwa Polskiego. Akt ten uzupełnił, a faktycznie - zastąpił, Konstytucję z 1815 roku. Zniesiono w nim większość cech odrębności Królestwa i włączono je do Cesarstwa. Statut zniósł odrębną koronację królewską. Zlikwidował Sejm i Wojsko Polskie. Zreorganizował rząd, likwidując, co oczywiste, Komisję Wojny, a sprawy wyznań i edukacji włączono do komisji spraw wewnętrznych. Radę Stanu podporządkowano namiestnikowi i rosyjskiej radzie państwa. Statut utrzymywał wolność wyznania, prasy i wolności osobiste, jak również władze lokalne i samorządowe. Kościół katolicki obydwóch obrządków miał cieszyć się szczególnym wsparciem państwa. Statut ogłoszono na uroczystym posiedzeniu Rządu Tymczasowego, 25 marca. Na ilustracji (zapowstanielistopadowe.com) protokół z tego wydarzenia. Zakres wprowadzenia Statutu w życie wciąż jest przedmiotem dyskusji. Kluczową zmianą sytuacji prawnej w Królestwie było wprowadzenie w kwietniu następnego roku stanu wojennego. Dzięki temu te postanowienia Statutu, które byłyby korzystne dla obywateli, uległy zawieszeniu. Te natomiast przepisy, które pozwalały na ściślejszą integrację Królestwa z Cesarstwem i znoszenie resztek autonomii, skrupulatnie wykorzystywano.

Przypomnimy dziś sylwetkę malarza, który swoje życie związał z Warszawą. Powodem będzie 115 rocznica jego śmierci, a mowa o Wojciechu Gersonie, który zmarł 25 lutego 1901 r. w Warszawie. Tutaj również na cmentarzu ewangelicko-augsburskim został pochowany. Urodził się również w Warszawie i tutaj zdobył podstawowe wykształcenie artystyczne na Akademii Sztuk Pięknych, które w późniejszych latach pogłębiał w Sankt Petersburgu i Paryżu. Na początku lat 60. XIX w. powrócił do Warszawy i tutaj przy ul. Miodowej założył własną pracownię. Jego zainteresowanie koncentrowało się wokół etnografii i zaowocowało szeregiem dzieł o tej tematyce. Bardzo chętnie malował Podhale, które było wówczas odkrywane przez luminarzy polskiej kultury. Znakomicie osadzony w środowisku artystycznym zainicjował wraz z A. Schouppém powstanie Krajowej Wystawy Sztuk Pięknych w roku 1858, przekształconej później w Towarzystwo Zachęty Sztuk Pięknych, którego był prezesem w latach 1877-1878 i 1882-1883. Kształciło się u niego wielu później znanych malarzy tacy jak np. Józef Chełmoński. Nauki pobierał u niego również Eligiusz Niewiadomski, przyszły zabójca Gabriela Narutowicza. Obecnie artysta jest najlepiej znany z dzieł o tematyce historycznej. Jego „Kazimierz Odnowiciel wracający do Polski”, czy też „Zabójstwo Przemysła II w Rogoźnie” lub „Kazimierz Wielki i Żydzi” są obrazami, które stanowią cały czas ilustrację tych wydarzeń w różnego rodzaju publikacjach. I chociaż kiedy mówimy o polskim malarstwie historycznym XIX w. to czołową postacią pozostaje Jan Matejko, to Gerson pozostaje ważnym przedstawicielem tego nurtu.

"Nie tylko bowiem z łatwością największą i smakiem nadzwyczajnym wygrywa sztuki najtrudniejsze na fortepianie, ale nadto jest już kompozytorem kilku tańców i wariacji, nad którymi znawcy muzyki dziwić się nie przestają, a nade wszystko zważając na wiek dziecinny autora. Gdyby młodzieniec ten urodził się w Niemczech lub we Francji, ściągnąłby już zapewne uwagę na siebie wszystkich społeczeństw; niechże wzmianka niniejsza służy za wskazówkę, że i na naszej ziemi powstają geniusze, tylko że brak głośnych wiadomości ukrywa je przed publicznością." Notka ta, zamieszczona w "Pamiętniku Warszawskim", powstała w roku 1822, a zatem około cztery lata po przywoływanym przez nas wydarzeniu. Już w 1818 roku bowiem, dokładnie 198 lat temu, pierwszy publiczny koncert w Pałacu Namiestnikowskim dał ośmioletni Fryderyk Szopen. Podczas charytatywnego wieczoru na rzecz Towarzystwa Dobroczynności mały Frycek zagrał koncert fortepianowy skomponowany przez Czecha, Wojciecha Jirovca. Jego występ, jeśli wierzyć współczesnym, nie był jednak ukoronowaniem starań o prezentację socjecie geniusza muzyki, a występem kobiety z brodą czy dwugłowego cielęcia, mającym nagonić na wieczorek uczestników. Jak podaje Kazimierz Wierzyński, Julian Ursyn Niemcewicz podśmiewał się, że z każdą rozmową koleżanek organizującej wieczór ordynatowej Zamoyskiej Szopenowi ubywało lat, tak że mało brakowało, żeby ogłoszono, że na scenę wniesie go niańka. Od tego pierwszego koncertu do samodzielnej kariery kompozytorskiej minęło jeszcze długich kilka lat, podczas których Szopen zdobywał szlify u Wojciecha Żywnego i Józefa Elsnera, coraz bardziej brylując na warszawskich salonach i komponując samodzielnie coraz więcej. Fakt zagrania pierwszego koncertu został upamiętniony za pomocą tablisi wiszącej od 2010 roku na jednej z oficyn pałacu. Jej zdjęcie za polskaniezwykla.pl

Początki istnienia II Rzeczpospolitej nie były najłatwiejsze. Z jednej strony, priorytetem było utrzymanie suwerenności dopiero powstałego państwa, realnie zagrożonego głównie od wschodniej strony. Z drugiej zaś, niezbędne było stworzenie ustroju, uregulowanie kwestii wewnętrznych. Jedną z takich jest samorząd terytorialny. 23 lutego 1919 roku warszawiacy wybrali swój samorząd. Co ciekawe, międzywojenna Polska dzieliła się na szesnaście województw, z czego jednym, osobnym, na raz pełniącym funkcję powiatu była Warszawa. Miasto podzielono na 157 okręgów wyborczych. W Radzie Miejskiej zasiadło 120 członków, większość (61) miejsc przypadła Narodowemu Komitetowi Wyborczemu, PPS nieco ponad dwadzieścia. Były to dwie największe siły w Radzie. Pozostałe miejsca rozdzielone były między wiele mniejszych komitetów wyborczych, organizacji. Kadencja Rady Miejskiej wybranej w 1919 roku, z pewnymi perturbacjami, przedłużyła się aż do 1927 roku. Powodem tego były oczekiwane zmiany w ustawie samorządowej. Jednak prace przedłużyły się tak bardzo, że mimo wszystko zdecydowano się na przerwanie kadencji. Następne wybory rozpisano na dzień 22 maja 1927. Z okazji dziesiątej rocznicy pierwszych wyborów samorządowych w porozbiorowej Warszawie, w 1929 roku Rada miasta wydała album pamiątkowy, który dostępny jest w zasobach serwisu Polona Biblioteki Narodowej. https://polona.pl/item/522105/2/ Z tegoż albumu pochodzi ilustracja, pokazująca reprezentacyjne sale Ratusza.

202 lata temu, 22 lutego 1814 r. zarządcy zakładów hutniczych w Przysusze, pochodzącemu z Meklemburgii Juliuszowi Kolbergowi oraz jego żonie Karolinie z domu Mercoeur urodził się syn, któremu rodzice nadali imię Oskar. Kiedy bohater dzisiejszej notki miał 3 lata jego ojciec, z rekomendacji Stanisława Staszica, otrzymał powołanie na profesora nowo utworzonego Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie objął katedrę miernictwa, geodezji i topografii. W związku z tym Kolbergowie przenieśli się do Warszawy, gdzie przydzielono im mieszkanie służbowe w Pałacu Kazimierzowskim. Sąsiadami rodziny byli przedstawiciele ówczesnej elity intelektualnej, m.in. Samuel Bogumił Linde, a z synem mieszkającego w sąsiednim budynku Mikołaja Chopina Oskar widywał się często (choć bliższe kontakty z Fryderykiem miał Wilhelm, starszy brat Oskara). W 1823 r. Oskar rozpoczął naukę w Liceum Warszawskim, którą przerwała likwidacja tej placówki. Równolegle pobierał również lekcje gry na fortepianie i kompozycji. Po przerwaniu edukacji pracował jako księgowy, a następnie kontynuował naukę na Akademii Handlowej w Berlinie (poza edukacją "ekonomiczną" pobierał również lekcje kompozycji i teorii muzyki). To z muzyką Kolberg planował związać swoje życie zawodowe, jednak ostatecznie wyszło troszkę inaczej. Zainteresowany, jak wielu intelektualistów doby romantyzmu, kulturą ludową, Kolberg w jednej ze swoich pierwszych publikacji ogłosił akompaniament fortepianowy do ludowych melodii. Opinia jego kolegi z podwórka, Fryderyka Chopina była jednak dość krytyczna: "Zamiary dobre, ale plecy za wąskie". Pod koniec lat 30. Kolberg podczas wypraw ze znajomymi ( m.in. Cyprianem Norwidem, Teofilem Lenartowiczem czy Wojciechem Gersonem) w okolice Warszawy rozpoczął zbieranie ludowych pieśni. Doskonały słuch muzyczny i zdolność szybkiego transkrybowania pieśni ludowych ułatwiały mu badania etnograficzne, które wkrótce stały się

Na modernistycznej kamienicy przy Jana Długosza 29 wisi tablica, która - jak dotąd - najwyraźniej uszła uwagi patriotycznie czujnych zegarmistrzów historii. Głosi ona: "W domu tym 19 stycznia 1944 roku odbyło się pierwsze posiedzenie Warszawskiej Rady Narodowej". Czym była WRN i jak przebiegały te wydarzenia? Tworzenie Rad Narodowych miało na celu zbudowanie struktur władzy alternatywnych do Państwa Podziemnego. Teoretycznie reprezentować miały, demokratycznie i pluralistycznie, wszelkie środowiska polityczne krytyczne wobec rządu londyńskiego. W praktyce jednak były w pełni podporządkowane komunistycznej Polskiej Partii Robotniczej. Jako pierwsza, w noc sylwestrową kończącą rok 1943, powstała Krajowa Rada Narodowa, na której czela stanął Bolesław Bierut. W ślad za nią miały powstawać rady niższych szczebli, a, co oczywiste, jedna z pierwszych miała pojawić się w Warszawie. Oddajmy więc głos jej organizatorowi, Kazimierzowi Przybyłowi "Stalskiemu": "W drugiej połowie stycznia 1944 roku przyszedł na umówione spotkanie do mego zakonspirowanego mieszkania przy ul. Zaokopowej 4, "Olek" Aleksander Kowalski. Zakomunikował decyzję Komitetu Centralnego PPR, polecającą mi poczynienie przygotowań organizacyjnych do powołania konspiracyjnej Warszawskiej Rady Narodowej. Podobną decyzję - jak oświadczył - przekazano również innym członkom Komitetu Warszawskiego Partii. "Izoldzie" - Krystynie Kowalskiej i mnie przypadła koordynacja tych przygotowań i doprowadzenie do zebrania się Rady.[

Można sądzić, że jedyny powód dla którego warto o nim pamiętać, to fakt, że jedna z pierzei Rynku Starego Miasta nosi jego imię. Dziś dwieście pięćdziesiąte szóste urodziny obchodziłby Franciszek Barss, publicysta, tłumacz i dyplomata. Jednak tym, czym najbardziej wsławił się Franciszek Barss było aktywne wsparcie mieszczaństwa. Od 1789 roku był blisko związany z Janem Dekertem, z którym (i Hugonem Kołłątajem) współorganizował Czarną Procesję - wydarzenie mające na celu przekonanie króla, że stan mieszczański powinien mieć prawa publiczne. Walkę o prawa dla miast kontynuował i później. Był współautorem uchwały Sejmu Wielkiego (1788-1792) o tytule "Miasta nasze królewskie wolne w państwach Rzeczpospolitej" znanej bardziej jako "Prawo o miastach". Uchwała ta została przyjęta 18 kwietnia 1791 roku, później włączona do Konstytucji 3 maja jako jej Artykuł III. W 1792 po zwycięstwie konfederacji targowickiej wyemigrował do Wiednia. Wrócił do Warszawy w sierpniu następnego roku i brał udział w przygotowaniu insurekcji kościuszkowskiej. Na przełomie stycznia i lutego 1794 roku ruszył do Paryża jako delegat Tadeusza Kościuszki, gdzie miał negocjować z Francuzami pomoc finansową i polityczną dla insurekcji. Niestety bez skutku. Nie mamy dokładnych danych na temat jego śmierci. Uważa się, że Franciszek Barss zmarł w 1812 roku w okolicznościach związanych z odwrotem armii Napoleona spod Moskwy.ły. W 1812 roku wyruszył wraz z korpusem włoskim przeciwko Rosji. Zajmował się aprowizacją armii napoleońskiej. Nie mamy dokładnych danych na temat jego śmierci. Uważa się, że Franciszek Barss zmarał w 1812 roku w okolicznościach związanych z odwrotem armii Napoleona spod Moskwy. Portret z epoki za Wikipedia Commons.

Kilkukrotnie zdarzało nam się na tych łamach opisywać akcje likwidacyjne polskiego podziemia w czasie II wojny światowej. Jeśli jednak myślą Państwo, że za chwilę opiszemy kolejną z nich, zapewne już tysiąc razy opowiedzianą na innych popularnych fanpejdżach, prosimy nie regulować odbiorników. 17 lutego 1865 roku na stokach Cytadeli odbyła się egzekucja Emanuela Szafarczyka. Ciężko w to uwierzyć, ale w czasie powstania styczniowego był to jeden z najbardziej poszukiwanych ludzi w Królestwie Polskim, choć jego nazwiska próżno szukać w podręcznikach. I ma on pośredni związek ze skrytobójczymi bądź jawnymi egzekucjami w czasie ostatniej wojny. Podczas powstania styczniowego w strukturach Policji Narodowej istniała komórka o nazwie V Oddział Żandarmerii lub Straż Przyboczna, z wydzielonym oddziałem, mającym egzekwować wyroki śmierci na tych, którzy w rozmaity sposób przyczyniali się do dekonspiracji powstańców czy działali na szkodę Rządu Narodowego. Oddział ten, z racji preferowanej broni do wykonywania zabójstw, nazywano "sztyletnikami", a jego członkami byli głównie ludzie z niższych warstw społecznych, dowodzeni przez naszego dzisiejszego bohatera, czeladnika ślusarskiego rodem ze Śląska. Zamachy sztyletników, w przeciwieństwie do zamachów sprzed wybuchu powstania, miały charakter defensywno-odwetowy, a nie zaczepny. Ofiarami V Oddziału byli Rosjanie, tacy jak Aleksandr Mirza-Tuhan Baranowski - oficer policji, naczelnik kancelarii tajnej warszawskiego oberpolicjmajstra - Pawieł Felkner czy Wasilij von Rotkirch, jeden z głównych macherów stanu wojennego, obowiązującego w Królestwie od 1861 roku, ale również Polacy (najważniejszym z nich wydaje się być Aleksander Miniszewski, redaktor "Dziennika Polskiego", który w swoich artykułach otwarcie szydził z powstania). Ponieważ egzekucje były nad wyraz skuteczne (na 47 udokumentowanych śmiercią ofiary zakończyło się 24, a 22

Nie tak dawno pisaliśmy o konfederacji warszawskiej, która wyróżniała pozytywnie Polskę na tle innych krajów drugiej połowy XVI w. Dziś również nasza „kartka z kalendarza” będzie dotyczyła konfederacji warszawskiej, lecz zupełnie innej. Przenieśmy się zatem o 312 lat wstecz do roku 1704. Był to ciężki rok dla Warszawy, jak i całej Rzeczpospolitej. Trwała wówczas wielka wojna północna, w której choć Rzeczpospolita nie brała oficjalnie udziału, to jednak była areną zmagań się armii ościennych państw. Najazd wojsk szwedzkich spotkał się z akceptacją części opozycji wobec króla Augusta II, który zamierzał zreformować kraj na modłę absolutyzmu zachodniego. Jednak ani armia koronna, litewska, czy saska nie była w stanie przeciwstawić się świetnie dowodzonym wojskom szwedzkim, które zalały większość kraju. Na lidera opozycji wyrósł Michał Radziejowski, prymas Polski oraz dawny zwolennik na tronie Rzeczpospolitej księcia Franciszka Contiego, który przegrał wyścig o koronę z elektorem saskim Fryderykiem Augustem (u nas znanym pod imieniem Augusta II). Chociaż prymas z Augustem się ostatecznie pojednał, to jednak ich współpraca nigdy nie układała się poprawnie. W 1703 r. związano na sejmiku średzkim pod przywództwem Stanisława Leszczyńskiego konfederację wielkopolską. W styczniu 1704 r. zgromadzona na zjeździe w Warszawie ogłosiła detronizację Augusta II. Decyzja była podjęta w warunkach okupacyjnych, gdyż władzę na Warszawą sprawował wówczas szwedzki generał Arvid Horn. Z jego też inicjatywy kilka dni później, 16 lutego 1704 r. szlachta wraz z prymasem Radziejowskim zawiązała konfederację warszawską, która przekształciła lokalną konfederację warszawską w konfederację generalną. Było to ważne z punktu interesu Szwedów, gdyż w trakcie konfederacji decyzje podejmowała rada konfederacji większością

15 lutego 1966 r. podczas zimowego wypoczynku w Tatrach tragicznie zmarł profesor Politechniki Krakowskiej oraz długoletni wykładowca Politechniki Warszawskiej, Gerard Ciołek. Profesor pochodził z polskiej rodziny osiadłej na Bukowinie, gdzie jego ojciec pracował jako urzędnik. Po rozpadzie Austro-Węgier rodzina Ciołków wyjechała do Lublina, gdzie bohater dzisiejszej notki ukończył liceum im. Staszica. Następnie Ciołek wyjechał na studia do Warszawy. Początkowo chciał podjąć studia na ASP (i zajmować się malarstwem), jednak ostatecznie trafił na Wydział Architektury Politechniki Warszawskiej, pod "skrzydła" prof. Oskara Sosnowskiego, którego asystentem w 1934 r. został. Pod jego wpływem zainteresował się m.in. architekturą ludową. Jego głównym polem badawczym była jednak historia parków i ogrodów (z dodatkiem urbanistyki i planistyki), której poświęcał się od 1937 r. Po drugiej wojnie światowej, podczas której bohater dzisiejszej notki działał w konspiracji (podczas powstania warszawskiego dowodził m.in. obroną Biblioteki Krasińskich) jego zainteresowania badawcze przydały się w sposób szczególny. Prof. Ciołek odpowiedzialny był za rekonstrukcję po zawierusze wojennej najważniejszych i najpiękniejszych polskich parków. Pracował m.in. w Arkadii, Nieborowie, Baranowie Sandomierskim, Rogalinie i Wilanowie (łącznie pracował w około 100 miejscach). Jako naukowiec wykładał na Politechnikach krakowskiej i warszawskiej, będąc promotorem 14 rozpraw doktorskich. Jako zapalony miłośnik gór był członkiem Państwowej Rady Ochrony przyrody oraz uczestniczył w projektowaniu schroniska w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. Jako autor znany jest przede wszystkim z publikacji książki "Ogrody Polskie". Swoich opera magna, pracy poświęconej architekturze monastycznej w Polsce oraz encyklopedii ogrodów nie zdołał ukończyć, ze względu na tragiczną śmierć podczas uprawiania innej swojej pasji – narciarstwa. Ilustracja za Wikipedia Commons.  

Był w latach 80. taki dowcipas, że skrót naszych linii lotniczych powinno się rozwijać jako "Landet Oft in Tempelhof". Młodszym czytelnikom wyjaśnimy, że Tempelhof był lotniskiem obsługującym Berlin Zachodni, enklawę zachodu wewnątrz NRD, i że było to najbliżej Polski położone lotnisko w kraju zachodnim, w związku z czym bardzo często porywano samoloty i próbowano uciekać tam w poszukiwaniu lepszego życia. Tak było i 12 lutego 1982, kiedy to od płyty warszawskiego Okęcia oderwał się rejsowy samolot An24 do Wrocławia. Był to specjalny lot, bo jeden z pierwszych po wprowadzeniu stanu wojennego, i dlatego na pokładzie, obok pasażerów i załogi, znajdowało się dwóch tajniaków i dwóch uzbrojonych żołnierzy jednostki antyterrorystycznej z Okęcia. Samolot pilotował kpt. Czesław Kudłek, utalentowany pilot sportowy i cywilny, który zdecydował się na ucieczkę wraz ze swym kolegą, spadochroniarzem Andrzejem Bałukiem, oraz rodzinami. Pozostali dwaj członkowie załogi nie byli wtajemniczeni w plan. W połowie drogi Kudłek podjął decyzję o zmianie kursu i locie do Berlina. Załoga z lekkim ociaganiem zgodziła się, a pasażerów poinformowano że z uwagi na manewry wojskowe samolot musi lądować w Szczecinie. Wieżę kontroli lotów powiadomił kapitan z kolei, że został porwany i zmuszony do lotu do Berlina. Po przekroczeniu granicy samolot od razu dostał "towarzystwo" dwóch wschodnioniemieckich i jednego radzieckiego MiGa. Miały one za zadanie eskortować polski samolot i zmusić go do lądowania albo zestrzelić w razie braku współpracy. Kudłek zadeklarował chęć lądowania na wschodnioberlińskim lotnisku Schönefeld i rozpoczął ten manewr, zniżając lot i wypuszczając podwozie. To spowodowało odlot myśliwców. Jednocześnie obecni na pokładzie antyterroryści, ktorzy zorientowali

W niedzielę 15 lutego 1998 roku wierni parafii prawosławnej pw. śś. Cyryla i Metodego we Wrocławiu, jedynej w ówczesnej Polsce wspólnoty prawosławnej regularnie używającej języka polskiego jako liturgicznego, podczas wspominania podczas modlitw członków hierarchii cerkiewnej, podczas pierwszy od 28 lat nie usłyszeli znajomej frazy "Za wielce błogosławionego metropolitę naszego Bazylego, do Pana módlmy się". Metropolita Warszawski i całej Polski Bazyli, zwierzchnik Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego (PAKP) od 1970 r. zmarł bowiem kilka dni wcześniej, 11 lutego, a więc dokładnie 18 lat temu. Początkowo życie urodzonego w 1914 r. w Cisach na Białostocczyźnie Włodzimierza Doroszkiewicza (Bazyli to imię zakonne) związane było z jego rodzinnym Podlasiem. Po rozpoczęciu nauki w seminarium duchownym w Wilnie pracował w m.in. parafii w Świsłoczy. Michałowie i Gródku (w tej ostatniej w latach 1946-60). W ostatnich latach swojej pracy w Gródku funkcję proboszcza pełnił jednocześnie z obowiązkami wykładowcy w Prawosławnym Seminarium Duchownym w Warszawie. 30 grudnia 1959 r. ksiądz Włodzimierz zdecydował się o rozstaniu z żoną Margarytą (jako przedstawiciel duchowieństwa diecezjalnego mógł być żonaty), z którą miał syna i córkę i wstąpienie do monasteru św. Onufrego w Jabłecznej. Dalszy przebieg jego kariery sugeruje jednak, że młody i zdolny ksiądz, który doskonale radził sobie z budową nowej cerkwi parafialnej w Gródku był "upatrzony" przez władze cerkiewne do "wyższych celów". 12 dni po złożeniu ślubów mniszych i zmiany imienia na Bazyli, Doroszkiewicz zostaje mianowany archimandrytą (odpowiednik opata w kościele zachodnim), a niecałe 3 miesiące po wstąpieniu do klasztoru archimandryta Bazyli zostaje wyświęcony na biskupa (25 marca 1960 r.). Oczekiwania wobec

10 lutego kościoły rzymskokatolicki i anglikański obchodzą wspomnienie św. Scholastyki, dziewicy (kościoły prawosławne robią to 23 lutego). Scholastyka była bliźniaczą siostrą Benedykta z Nursji, późniejszego założyciela zakonu mnichów benedyktynów i żyła, tak jak on, na przełomie V i VI w. we Włoszech. Ponieważ była pod wielkim urokiem wszystkiego, co robił jej brat, kiedy ten założył pierwszy benedyktyński klasztor w Subiaco, sama również założyła zgromadzenie sióstr, nazywanych per analogiam benedyktynkami z klasztorem w Plombariola. Rodzeństwo umówiło się, że będzie się spotykać raz do roku poza swoimi zgromadzeniami w sekretnej grocie (podobno do tej pory zachowanej) i tam będą dyskutować o rzeczach wielkich, dążąc tym samym do świętości. Ostatnie takie spotkanie miało miejsce, jeśli wierzyć tradycji, w 542 lub 543 roku, trzy dni przed śmiercią naszej bohaterki. Być może czując już zbliżający się koniec, Scholastyka poprosiła brata, żeby ten został z nią do rana, Benedykt jednak nie chciał się zgodzić, mówiąc, że współbracia byliby oburzeni, gdyby nie wrócił na noc do zgromadzenia. Wtedy Scholastyka zaczęła się modlić i po chwili na zewnątrz rozpętała się burza z piorunami, co zatrzymało Benedykta do rana. Gdy ten się oburzył, siostra odparła mu "Gdy prosiłam ciebie, nie usłuchałeś, poprosiłam więc Pana i usłuchał". Gdy po trzech dniach od spotkania Scholastyka zmarła w klasztorze na Monte Cassino, jej dusza w postaci białej gołębicy frunącej do nieba ukazała się Benedyktowi trzeciego dnia po jej śmierci, Ten natychmiast posłał współbraci po ciało i pochował je w przygotowanym dla siebie grobie. Po najeździe Longobardów, część relikwii została przeniesiona do Le Mans, gdzie znajdują

Przyjęło się twierdzić, że statystyki kłamią. Prawda jest jednak taka, że to nie same statystyki nas mylą (przecież cyfry nie mają znaczenia, póki takie nie zostanie im nadane), lecz ich błędne lub nadmierne interpretacje. Obchodzimy dziś sto trzydziestą czwartą rocznicę pierwszego jednodniowego spisu ludności w Warszawie. Spis ludności, który odbył się 9 lutego 1882 roku został przeprowadzony przez Sekcję Statystyczną przy Magistracie m. Warszawy. Głównym koordynatorem spisu był profesor Witold Załęski, który pełnił funkcję kierownika Sekcji od 1876 roku. Pierwszymi zadaniami Sekcji było wydawanie stałych biuletynów tygodniowych o stanie i ruchu ludności miasta. O 1878 roku, Sekcja publikowała nie tylko dane sumaryczne, ale również szczegółowy tablice statystyczne. Badanie przeprowadzone w lutym 1882 roku zakończyło się publikacją trzytomowej pracy pod tytułem "Rezultaty spisu jednodniowego ludności miasta Warszawy z dnia 9 lutego 1882 r., Warszawa 1883-1886". Raport napisany był w dwóch językach: polskim i rosyjskim oraz zawierał wiele przedstawień graficznych autorstwa prof. Bolesława Danielewicza. Prof. Załęski pełnił funkcję kierownika Sekcji Statystycznej do 1908 roku, kiedy też zmarł. Dzięki pracy jego i jego następców możliwe jest odtworzenie kształtu społeczeństwa Warszawy na przełomie XIX i XX wieku. Okładka pracy Bolesława Danielewicza z graficznymi wynikami badań warszawa.stat.gov.pl.

W naszym cyklu wspominamy różnego rodzaju rocznice, które w choćby najmniejszym stopniu dotyczą Warszawy. Są to zarówno wydarzenia zarówno wielkie, mające nieraz wpływ na dzieje stolicy i całego Narodu, jak i małe, incydentalne, które jednak w jakiś sposób kształtują nasze miasto. I dziś przypomnimy datę takiego właśnie niepozornego zdarzenia, jakim jest otwarcie przejścia podziemnego na skrzyżowaniu ulic Targowej i Ząbkowskiej. Miało to miejsce 8 lutego 1972 r. Według jednej z teorii tunel miał ułatwić dojście do Powszechnego Domu Towarowego „Praga” na Jagiellońskiej, gdzie obecnie mieści się urząd skarbowy. Tym samym potencjalnych klientów miał stracić działający zaraz obok Bazar Różyckiego. Wydaje się jednak, że w budowie podziemnego przejścia należy szukać bardziej ówczesnej myśli urbanistycznej, niż zakamuflowanej walki z ostoją kapitalizmu, jaką był bazar. Po pierwsze Różyc oferował towary, które nie były odstępne w państwowym sklepie, nawet tak wielkim jak dom towarowy. I nawet jeśli taki cel przyświecał architektom, bądź był im narzucony, to Różyc na tym zbytnio nie ucierpiał. Po drugie należy zauważyć ogólną tendencję do budowy podziemnych przejść pod głównymi arteriami Warszawy. Rondo Dmowskiego, obecne Rondo Czterdziestolatka i Targowa to tylko część z przykładów. Wiązało się to ze wzrostem liczby samochodów na stołecznych ulicach i rozdzieleniem ruchu pieszego od kołowego. Jednakże w ówczesnych planach nie uwzględniano zbytnio uczestników ruchu dla których każde schody to przeszkoda, jak kobiety z wózkami, starsi czy osoby niepełnosprawne. Obecnie jesteśmy świadkami odchodzenia od tej koncepcja na rzecz budowy, bądź przywracania naziemnych przejść dla pieszych. I jak pokazują statystyki ludzie wolą przemieszczać się na ziemi niż pod

Niejeden król w polskiej historii, aby podziękować Bogu za pomyślność w wojnach, ufundował kościół. Na dziś, 5 lutego, przypada trzysta dziewięćdziesiąta trzecia rocznica ofiarowania reformatom terenu, na którym mogliby postawić swój klasztor. Mieli do wyboru ziemie na Krakowskim Przedmieściu lub na Piaskach przy Senatorskiej. Wybrali ten drugi - żeby znaleźć się poza miejskim zgiełkiem, ale również, żeby odizolować się od bernardynów z kościoła św. Anny. Kościół św. Antoniego Padewskiego przy Senatorskiej ufundował Zygmunt III Waza jako wotum dziękczynne za zdobycie Smoleńska 13 czerwca 1611 roku. Na dzień tego zwycięstwa przypada katolickie święto Antoniego z Padwy, dlatego też wezwanie nowego kościoła na mapie Warszawy (a w zasadzie jej okolic) było przesądzone od samego początku. Klasztor otrzymał od króla całkiem spory kawałek ziemi (ponad 5 ha), jednak przez długi czas nie był zainteresowany ani wykorzystywaniem całej tej ziemi, ani nawet budową murowanego kościoła - zadowalali się szybko powstającymi i skromnymi budowlami drewnianymi. Gwarancją posiadania ziemi była obietnica Zygmunta III, dlatego też kiedy ten zmarł, polscy magnaci zaczęli sobie przywłaszczać fragmenty klasztornego terenu. Zakonnicy przez całkiem długi czas na to nie reagowali, aż do momentu, gdy Andrzej Leszczyński rozpoczął budowę swojego nowego pałacu. Właściciele gruntu poskarżyli się królowi, a w konsekwencji Leszczyński musiał rozebrać fundamenty. Ostatecznie 31 sierpnia 1681 roku, po całkowitym zniszczeniu pierwotnego budynku przez Węgrów w czasie Potopu, konsekrowany został nowy, barokowy i tym razem murowany kościół. Zniszczony w czasie powstania warszawskiego, został odbudowany po wojnie w latach 1950-1956, a ołtarz główny był ponownie konsekrowany w dniu 18 stycznia 1969 roku. Rycina z połowy XIX

4 lutego 1910 roku zmarł Fryderyk Jelen, duchowny ewangelicko-reformowany, proboszcz parafii warszawskiej i superintendent generalny Kościoła w latach 1908-1910. Bedřich Jelen urodził się w 1851 roku w czeskich Libicach, w rodzinie pastora. Ze względu na trudności materialne, uczył się zawodu w szkole handlowej. Dopiero kilka lat później, dzięki pomocy brata wyjechał do Londynu, gdzie skończył szkołę średnią, następnie zaś studiował teologię w New College Uniwersytetu Edynburskiego. Został ordynowany na duchownego w Prezbiteriańskim Kościele Anglii w 1880 roku. W tym samym roku przyjechał do Warszawy na zaproszenie superintendenta Diehla, który starał się zapełnić braki kadrowe w Kościele. O brakach tych świadczy liczba parafii, które obsługiwał nowy duchowny - często kilka jednocześnie. Ks. Jelen służył mianowicie, prócz warszawskiego (gdzie był wikariuszem, a później drugim proboszczem), zborom w Żyrardowie, Kucowie, Serejach na Suwalszczyźnie, Łodzi, a okresowo nawet zborom czeskim na Wołyniu: w Czeskim Boratynie i Kupiczewie. W 1908 roku został wybrany pierwszym proboszczem parafii warszawskiej, a kilka miesięcy później - superintendentem generalnym Kościoła ewangelicko-reformowanego w Królestwie Polskim. W służbie zboru warszawskiego poświęcał się, prócz pracy duszpasterskiej, działalności charytatywnej. Wraz z żoną założył i prowadził dom starców i ubogich przy parafii. Współpracował też ze "Zwiastunem Ewangelicznym". Był żonaty z Anielą z Semadenich, znanej rodziny warszawskich cukierników. Mieli dwóch synów, z których młodszy, ks. Jerzy Jelen, zginął w Dachau. Ilustracja za reformowani.org.pl.

3 lutego 1941 roku do domu na żoliborskiej ulicy Fortecznej oraz w jej okolicach pojawił się tłum niemieckich żołnierzy z różnych formacji wyraźnie i z dużym zacięciem czegoś szukających. Jak wspomina Władysław Rodowicz, Wincenty Świerczyński "3 lutego rano szedł na Forteczną wezwany przez właścicielkę domu, aby zreperować kran. Wszedł w ulicę i natknął się na stojącego żandarma; nie mógł się wycofać. Zabrano go do domu na Fortecznej 2, gdzie już zaczęto gromadzić wszystkich mężczyzn z okolicznych domów. Gdy tam wszedł, wytłumaczył, po co przyszedł, i pokazał klucz monterski do prac hydraulicznych. Zapytano go, czy nie wie, gdzie tu jest radiostacja w okolicy (

Część stojących w porannym czy popołudniowym korku kierowców, usiłujących przedostać się z Woli na Ochotę albo odwrotnie, pamięta zapewne czasy, kiedy ulica, na której stoją, nie nazywała się jeszcze Bitwy Warszawskiej 1920 roku, a Wery Kostrzewy, a w krajobrazie okolicy dominował hotel VERA. Kim była ta, dziś już zapomniana, choć jeszcze w kilku miejscach w Polsce (Kalisz, Koszalin, Jaworzno) patronująca ulicom, osoba, której 140. rocznicę urodzin obchodzimy właśnie dziś? Urodzona w podkaliskim Główczynie 2 lutego 1876 roku Maria Koszutska wywodziła się ze starego szlacheckiego rodu, zasiedziałego w Wielkopolsce od co najmniej połowy XVI w. Po powstaniu styczniowym kaliska gałąź rodziny wyznawała pracę organiczną, co zaprowadziło jej członków prostą drogą do socjalizmu w wydaniu PPS. Również Maria, będąca wykształconą w Warszawie (w szkole Henryki Czarnockiej w stojącym do dziś budynku przy Brackiej 18) oraz na Sorbonie nauczycielką, zaangażowała się w działalność polityczną i społeczną. Uwięziona w Cytadeli, a później zesłana na Syberię, wróciła do Warszawy w 1904 roku, aby w niedługim czasie zostać ponownie aresztowaną i osadzoną na "Serbii", skąd zbiegła. Po rozłamie w PPS opowiedziała się za PPS-Lewicą, a po I wojnie światowej weszła w skład władz nowo utworzonej KPRP, przyjmując pseudonim Wera Kostrzewa. Od 1922 roku przebywała głównie w Moskwie, gdzie jednak szybko okazało się, że jej akcentująca polską tożsamość narodową w ramach światowej rewolucji wizja działalności partii jest daleka od tego, co preferowali towarzysze radzieccy. Dlatego właśnie została szybko zmarginalizowana i, mimo, że teoretycznie cieszyła się w ZSRR przywilejami (Sławomir Koper pisze nawet, że miała daczę niedaleko samego Stalina),

Po 5 latach 3 miesiącach i 20 dniach 17 stycznia 1945 r. wojska radzieckie oraz idące z nimi polskie wyzwoliły lewobrzeżną Warszawę, a raczej to, co z niej pozostało. Zniszczone były bowiem wszystkie mosty na Wiśle, dworce kolejowe, nie działały wodociągi, elektrownie, a znaczna część budynków była bądź zniszczona, bądź wypalona. Dla każdego uważnego obserwatora ówczesnych wydarzeń jasnym było, że nacierająca Armia Czerwona nie znajdzie w Wehrmachcie równego sobie przeciwnika, zdobywając kolejne ziemie leżące na zachód od Wisły. Władzę nad nowowyzwolonymi terenami przejmowała Armia Czerwona oraz odradzająca się polska władza cywilna. Podlegała ona Krajowej Radzie Narodowej i Rządowi Tymczasowemu. Ich siedzibą był Lublin. Miasto to jednak było peryferyjnie położone i źle skomunikowane z resztą kraju, więc na stolicę się nie nadawało. Z kolej położona centralna Łódź była idealnym kandydatem do roli stolicy kraju, gdzie główną rolę mieli grać robotnicy i chłopi. Miasto zyskało swoją rangę XIX w. dzięki rozwojowi przemysłu, było dobrze skomunikowane z innymi miastami oraz, co bardzo ważne, nie było tak zniszczone jak Warszawa. Choć brak na to mocnych dowodów, najprawdopodobniej Bolesław Bierut widział przyszłą stolicę właśnie w Łodzi, tym bardziej, iż odbudowa Warszawy była zadaniem ogromnym. Z drugiej jednak strony dla każdego Polaka to Warszawa była najważniejszym miastem Polski, które najdłużej broniło się we wrześniu 39', walczyło w Powstaniu i w nim skupiały się sprawy polskie od kilku wieków. Ostatecznie zadecydować miał Stalin, który zrozumiał, że odbudowa miasta może się stać hasłem po którym uda się ludzi zjednoczyć niezależnie od wyznawanych przez nich poglądów. Sprawy nabrały tempa po 25 stycznia,

You don't have permission to register