opis

skpt.warszawa@gmail.com

Kartka z Kalendarza

Październik 2021

31 października 1883 roku poświęcono największy ówcześnie warszawski kościół. Konsekracji dokonał metropolita Wincenty Popiel. Budowa świątyni trwała już od ponad dwudziestu lat, a miała potrwać przynajmniej kolejne dziesięć. Jak widać na naszej ilustracji, korpus kościoła osiągał dopiero stan surowy. Jeśli rycina nie oddaje dość dobrze, o jaki kościół chodzi, data - wigilia Wszystkich Świętych - sprawę wyjaśnia. Chodzi rzecz jasna o kościół parafialny Grzybowa. Ówczesna prasa tak opisywała tę ogromną inwestycję: "Przed 24-ma laty, a mianowicie w dniu 23-im października r- 1859 go, odbyło się pierwsze posiedzenie nowootworzonego komitetu budowy kościoła, na cel którego ś. p. Gabrjela z Gutakowskich hr. Zabiełłowa przekazała plac obszerny wraz z nieruchomością, oznaczony nrem 1084 na Grzybowie i 12,000 rs. kapitału. Zebrani członkowie znaleźli się w prawdziwym kłopocie kiedy im przyszło wyrzec stosowny program budowy przyszłej świątyni, legowany bowiem kapitał nie wystarczał nawet na rozpoczęcie dzieła w tych rozmiarach w jakich go widzieć pragnęła zacna fundatorka. Początkowo noszono się z myślą wybudowania skromnego kościoła, jako filji parafji św. Krzyża, lecz szybko rosnąca ludność w dzielnicy miasta nieposiadającej ani jednego kościoła, skłoniła do pomyślenia budowy wielkiej świątyni mogącej pomieścić od2,000 do 8000 osób. [

"Nad główną bramą bazyliki widniał obraz Boboli przywiązanego do słupa i dręczonego przez siepaczy, opatrzony odpowiednimi napisami. Cała bazylika była wewnątrz obita czerwonym adamaszkiem ze złotymi galonami i frędzlami. Przed balustradą oddzielającą konfesję św. Piotra od reszty świątyni umieszczono na lewym i prawym bocznym pilastrze napisy w języku łacińskim. Nad trybunami przygotowanymi dla chóru zawieszono obrazy przedstawiające uleczenie Florkowskiej i Chmielnickiego. Nad konfesją św. Piotra widniał wizerunek Błogosławionego, na razie jeszcze zasłonięty.O godzinie 10 rozpoczęła się uroczystość. Do konfesji św. Piotra weszli członkowie Kongregacji Obrzędów. Postulator sprawy w krótkiej przemowie przedstawił cnoty i męczeństwo Boboli i poprosił prefekta Kongregacji o ogłoszenie brewe beatyfikacyjnego. Sekretarz Kongregacji stanął na mównicy, odczytał brewe apostolskie.Na treść brewe złożył się krótki życiorys Męczennika, jego cnoty, śmierć za wiarę, cuda zawdzięczane jego wstawiennictwu, przebieg procesu beatyfikacyjnego, w końcu sam dekret: "Dla tych powodów, pragnąc, by w tak ciężkich czasach i wobec wielkiej liczby nieprzyjaciół, wierni Chrystusa uzyskali nowy wzór, któryby wzmógł ich odwagę w walce, skłaniając się do próśb całego Towarzystwa Jezusowego i opierając się na zdaniu WW. Braci Naszych, św. Kościoła Rzymskiego kardynałów, członków Kongregacji Świętych Obrzędów, powagą apostolską, tym listem pozwalamy, tegoż Sługę Bożego Andrzeja Bobolę, kapłana profesa Towarzystwa Jezusowego, który za wiarą katolicką i dusz zbawienie poniósł męczeństwo, nazywać odtąd imieniem Błogosławionego i ciało jego oraz święte relikwie wystawiać na cześć publiczną".Po południu o godzinie 16 sam Ojciec św. Pius IX, przybrany w strój czerwony, w otoczeniu kardynałów i dworu przyszedł oddać cześć błogosławionemu Męczennikowi. Tak skończył się ten wielki dzień." Tak relacjonował uroczystości

Na rogu 6 sierpnia i Topolowej, 29 października 1933 roku odsłonięto pomnik. Takiego skrzyżowania w dzisiejszej Warszawie nie ma. Nie ma też tego pomnika. Gdyby był, na skrzyżowaniu Nowowiejskiej z Aleją Niepodległości stałby Pomnik Poległym Saperom. Pomnik ten został stworzony z inicjatywy grona żołnierzy saperów, którzy pragnęli upamiętnić kolegów poległych w czasie I wojny światowej i wojny z bolszewikami. Środki przeznaczone na realizację tego pomnika pochodziły wyłącznie z kieszeni żołnierzy. Również miejsce, w którym został ustawiony jest przykładem na to jak swojego typu prywatna była ta inicjatywa: "Sapera" ustawiono na działce, która należała do władz wojskowych. Dzięki temu nie było konieczności negocjowania z miastem, ani tym bardziej wykupowania od nikogo ziemi pod Pomnik. W prasie lat trzydziestych pojawiały się różne opinie i reakcje na ten pomnik. W roku 1934, w czasopiśmie "Architektura i Budownictwo" pojawiła się opinia, że: ”…załatwienie sprawy w drodze najmniejszego oporu, nie powinno stanowczo być decydujące, gdy chodzi o rzeczy długotrwałe, mające wpływ zasadniczy na przyszłość miasta. „Saper” stać będzie w śródmieściu, w węźle ruchliwym, otoczonym budynkami, bez korzystnego widoku z dalszej odległości, asymetrycznie w stosunku do ulic” a także, że: „…miejsce pomnika jest przeszkodą do prawidłowego ukształtowania kompleksów budowlanych: trakty ulegają różnym załamaniom i przerwom w innym wypadku nieuzasadnionym”. Z tego właśnie powodu, w okolicach skrzyżowania z Nowowiejską, powstał wyłom w pierzei alei Niepodległości widoczny do dzisiaj. Pomnik poległym saperom istniał prawie do końca drugiej wojny światowej. Tam mieszkańcy manifestowali swój patriotyzm kładąc kwiaty, a wieść gminna niesie, że gdy kwiaty się skończyły, kładli w zamian rzodkiewki. Dzisiejszy Pomnik Chwała saperom

Kiedy używa się zwrotu "polski papież", znakomita większość Polaków łączy go z postacią św. Jana Pawła II. Jest to skojarzenie oczywiście słuszne, ale czy jedyne uzasadnione? Przypomnijmy zatem wydarzenie, które miało miejsce w Warszawie 28 października 1919 r. w archikatedrze św. Jana. Wówczas to z rąk prymasa Królestwa Polskiego Aleksandra Kakowskiego przyjął sakrę biskupią Ambrogio Damiano Achille Ratti i został arcybiskupem tytularnym Nafpaksos. Do Polski Achille Ratti trafił jako wizytator apostolski papieża Benedykta XV, zaś później został pierwszym nuncjuszem apostolskim w odrodzonej Rzeczpospolitej. W trakcie bitwy warszawskiej był obok ambasadora Turcji jedynym dyplomatą, który nie wyjechał z Warszawy. Jego służba w Polsce nie była jednak łatwa. Z metropolitą krakowskim Adamem Sapiehą pozostawał w jawnym konflikcie, przez co ów otrzymał kardynalski kapelusz dopiero od Piusa XII. Jego próby mediacji konfliktu bolszewicko-polskiego były hamowane przez samego papieża i były źle widziane w Polsce. Z kolei misja na Śląsku, gdzie miał zapobiegać angażowaniu się duchowieństwa w polityczną agitację przedplebiscytową narobił mu wrogów tak po polskiej, jak i niemieckiej stronie. Zatem w 1921 r. opuścił Polskę, by 13 czerwca przywdziać kardynalską czerwień, objąć arcybiskupstwa Mediolanu, a już kilka miesięcy później Tron Piotrowy jako Pius XI. Wspominane dziś wydarzenie uwiecznił na drzwiach do archikatedry ich twórca Adam Jabłoński. Achille Ratti posiada ponadto trzy tablice upamiętniające jego osobę w Warszawie. Znajdują się one w eremie kamedulskim na Bielanach, w Bazylice Najświętszego Serca Jezusa na Kawęczynie oraz przy ul. Książęcej. Na zdjęciu od lewej: Piłsudski, Kakowski, Ratti.

Kiedy 5 marca (albo 2, bo tak naprawdę nie wiadomo kiedy) zgasło słońce postępowej ludzkości, wszyscy w krajach podporządkowanych wówczas ZSRR zaczęli upamiętniać Józefa Stalina w przestrzeni publicznej. Znamy historię przemianowania Katowic na Stalinogród, na Węgrzech ich odpowiednik Nowej Huty nazwany został Sztálinváros, nawet Rumuni przemianowali siedmiogrodzki Braszów na Orașul Stalin. W Warszawie zmieniono tylko nazwę jednej ulicy, ale za to ważnej i reprezentacyjnej; Aleje Ujazdowskie przemianowano na Aleję Stalina. Stało się to na wiosnę roku 1953 i trwało do 27 października 1956 roku, kiedy to Rada Narodowa w Warszawie zdecydowała się przywrócić ulicy historyczną nazwę. Przyczyna była prosta - po październikowym wystąpieniu Gomułki nastała odwilż, która zaowocowała odwołaniem kultu Stalina. Zatem nie było potrzeby już go upamiętniać. Niestety nie udało nam się znaleźć zdjęcia żadnej tabliczki z tymczasową na szczęście nazwą ulicy. Prezentujemy zatem za trasbus.com fragment planu Warszawy z roku 1955, planu o tyle śmiesznego, że nie pokazującego, pewnie ze strachu przed szpiegami, ani Mostu Gdańskiego, ani średnicowego i na którym nie ma linii kolejowych. Aleje Ujazdowskie w centrum skanu.

Jak będą wyglądały zajęcia na kursie przewodnickim SKPT? Na naszym kursie czeka Cię 69 godzin wykładów i 144 godzin zajęć praktycznych w terenie.  Jak będą wyglądały zajęcia na kursie przewodnickim SKPT? Wykłady będą odbywać się w formie stacjonarnej we wtorki w godzinach 18:00 – 21:00. Na miejsce wykładów wybraliśmy kawiarnię Jaś&Małgosia przy al. Jana Pawła II 57 w Warszawie. Serwują tam przepyszną kawę i z całego serca ją polecamy, choć gwarantujemy, że na naszych wykładach nie będziesz jej potrzebował. Potrafimy przekazać wiedzę w przystępny sposób i naszym celem życiowym nie jest usypianie słuchaczy.  Nasi wykładowcy są dyplomowanymi varsavianistami, doświadczonymi dydaktykami i trenerami rozwojowymi. Poza zajęciami typowo teoretycznymi, np. z historii Warszawy czy religioznawstwa, będą się odbywać zajęcia w formie warsztatowej, angażującej uczestników kursu: zajęcia z metodyki, I pomocy czy tworzenia scenariusza wycieczki. Zajęcia mogą być też świetną okazją do rozwinięcia w sobie wielu kompetencji miękkich, mniej lub bardziej związanych z przewodnictwem.  Zajęcia praktyczne zaplanowane są na co drugi weekend w godzinach 9:00 – 15:00. Wierzymy, że jedyną możliwością nauczenia się oprowadzać jest… oprowadzanie, dlatego zajęcia będą zawsze prowadzone w formie angażującej uczestników. Zajęcia w terenie będą będą się odbywać pod czujnym okiem instruktorów przewodnictwa PTTK i doświadczonych, praktykujących przewodników. Będziesz mieć możliwość przygotowania swoich własnych wystąpień, a informacja zwrotna, którą dostaniesz ma na celu wskazanie Twoich mocnych stron, na których chcemy, żebyś potem opierał swój własny styl przewodnicki. więcej: http://skpt.om.pttk.pl/kurs-przewodnicki/ W cenie kursu przewodnickiego po Warszawie: Wykłady z dyplomowanymi varsavianistamiZajęcia w terenie z doświadczonymi instruktorami przewodnictwaDostęp do materiałów przygotowanych przez wykładowcówZajęcia metodyczne pod okiem trenera rozwojowegoEgzamin teoretyczny i praktyczny nadający uprawnienia Przewodnika PTTK6-godzinny kurs I pomocyWycieczka autokarowaBilety

Jakiś rok temu z hakiem pisaliśmy o akcji "Wieniec" czyli o wysadzeniu przez AK torów kolejowych na liniach promieniście wychodzących z Warszawy. A teraz napiszemy o czymś, co stało się potem. Aby odwrócić podejrzenia od siebie, AKowcy w miejscach zamachów zostawili ślady mające świadczyć o tym, że za zamachami stoją komunistyczni partyzanci (np radziecką broń). No i Niemcy dali się nabrać w tym sensie, że aresztowanych członków socjalistycznego i komunistycznego podziemia, zamkniętych w tym czasie na Pawiaku, stracili w nocy z 15 na 16 października. Wtedy to organizująca się już od jakiegoś czasu w stolicy Gwardia Ludowa PPR zaplanowała odwet. Plan zakładał jednoczesny atak na trzy kawiarnie "Nur fuer Deutsche" - Cafe Otto w Al. Jerozolimskich 26, "Mitropę" w budynku Dworca Głównego i właśnie Cafe Club, którego dotyczy niniejszy wpis. Cafe Club mieścił się w tej kamienicy Istomina, która dziś już nie stoi, a w jej miejscu stoi empik "koło palmy". Plan bojowców zakładał wrzucenie we wszystkie trzy miejsca wiązek granatów (siły PPRowców były tak skąpe, że każdego zamachu dokonywała trójka bojowców, i na żaden ambitniejszy plan nie było ani ludzi ani sprzętu). Podczas przygotowań nastąpiła jeszcze zmiana, bo zamiast Cafe Otto zaatakowano redakcję "Nowego Kuriera Warszawskiego". Zamachu dokonała trójka: Roman Bogucki "Roman", Tadeusz Findziński "Olek" i Jerzy Duracz "Jurek" - ten ostatni to syn adwokata Teodora, co ma ulicę na Bielanach. W zamachu nikt nie zginął po obu stronach, kilkunastu Niemców zostało rannych. Powiodły się również dwie pozostałe akcje. Ciekawym epilogiem zamachu było to, że Niemcy obłożyli Warszawę kontrybucją w wysokości miliona złotych. Kontrybucja ta

Niecały rok temu pisaliśmy o Transatlantyckiej Stacji Nadawczej w Babicach. Stację tę musiał ktoś obsługiwać, dlatego też na niedalekich polach powstało Pierwsze Osiedle Łączności, od 1936 roku zwane Boernerowem. No i powstał również problem jak skomunikować to podwarszawskie wówczas jeszcze osiedle z Warszawą. Dlatego też między marcem a październikiem 1933 roku trwały prace nad budową linii tramwajowej łączącej osiedle z siecią tramwajów miejskich. 22 października 1933 Minister Poczt i Telegrafów w towarzystwie Dyrektora odpowiednika obecnego ZTM otworzył uroczyście linię tramwajową "B". Kursowała ona między Ulrychowem (obecnie i wtedy też róg Górczewskiej i Księcia Janusza) a osiedlem, najpierw wzdłuż granicy miasta, wypadającej wtedy na ul. Księcia Janusza, a na wysokości Obozowej skręcała na zachód i z grubsza tak jak obecnie leci ulica Radiowa dojeżdżała do szosy łączącej pierścień fortów (ob. Kaliskiego, o którym też pisaliśmy) aby po skręcie w prawo dojechać do pętli na Osiedlu Łączności. Linia ta istnieje do dziś, po jej niewielkiej modernizacji w latach 50. (budowa ul. Dywizjonu 303 i wiaduktu nad towarową linią obwodową) i czasowym wyłączeniu kilka lat temu w dalszym ciągu dowozi pasażerów na Boernerowo, już w granicach miasta. Specyfiką tej linii jej to, że jest ona na końcowym odcinku jednotorowa, a ruch w dwóch kierunkach zapewniają mijanki na Grotach i Górcach. Załączamy komunikat Zarządu Tramwajów miejskich m.in. o uruchomieniu linii "B" (kursującej do 8.09.1939 i potem od maja 1940 do wiadomo kiedy), za cab.waw.pl

ZOSTAŃ PRZEWODNIKIEM!  Chcesz zacząć pracować w turystyce? Chcesz zdobyć wymarzony zawód?Jesteś ciekawy świata?Chcesz poznać nowych ludzi i zdobyć nowe hobby?Interesuje Cię Warszawa?Lubisz pokazywać nowe miejsca znajomym?Chcesz się nauczyć wystąpień publicznych? Jeśli tak, Kurs Przewodnicki po Warszawie jest dla Ciebie!  Zapisz się już dziś i zostań Przewodnikiem po Warszawie. Start 7 grudnia 2021 r. Wykłady: wtorki 18:00 - 21:00Miejsce wykładów: kawiarnia Jaś&Małgosia przy al. Jana Pawła II 57Zajęcia w terenie: co drugi weekend 10:00 - 16:00 Cena kursu: 1 950złDla studentów: 1 850złRabat 100 zł za płatność z góry   W cenie: Wykłady z dyplomowanymi varsavianistami Zajęcia w terenie z doświadczonymi instruktorami przewodnictwa Dostęp do materiałów przygotowanych przez wykładowców Zajęcia metodyczne pod okiem trenera rozwojowego Egzamin teoretyczny i praktyczny nadający uprawnienia Przewodnika PTTK 6-godzinny kurs I pomocy Wycieczka autokarowa Bilety do muzeów uwzględnionych w harmonogramie Dowiedz się więcej skpt.warszawa@gmail.com   ZAPISYhttps://forms.gle/4ZxjjiYQFr4PnWMt5  

20 października 1860 roku Warszawa stała się na tydzień stolicą Europy. Warszawiacy jednak niezbyt się cieszyli z tego zaszczytu, gdyż stało się to za sprawą zjazdu trzech monarchów - władców trzech zaborczych imperiów. Pierwszego dnia zjazdu przyjechał koleją petersburską cesarz Aleksander II w towarzystwie książąt: sasko-weimarskiego Karola Aleksandra, wirtemberskiego Augusta i hesko-kasselskiego Fryderyka. Stanął w Belwederze, gdzie wydał uroczysty obiad. Po południu dołączył do nich cesarzewicz Mikołaj Aleksandrowicz, późniejszy Mikołaj II. Władze miejskie zarządziły iluminację gmachów tak publicznych, jak prywatnych. 21 października na dworzec wiedeński przybył książę Wilhelm Hohenzollern, regent Prus, już wkrótce król pruski, a za dziesięć lat - pierwszy cesarz Niemiec. Koronowane głowy udały się najpierw do soboru prawosławnego, a później do katedry katolickiej, "w których odpowiednio do wyznań oczekiwali znakomici tutejsi Dygnitarze tak Wojskowi jako i Cywilni, oraz Naczelnicy Władz, Urzędnicy i Obywatele miasta", rozpoczynając uroczystość położenia kamienia węgielnego pod stały most na Wiśle. Aleksander na miejsce właściwej uroczystości dotarł przez specjalnie wzniesioną bramę triumfalną, po czym w asyście biskupów i dostojników umieścił specjalnie wybite monety w kamieniu, po czym własną ręką wmurował go w fundament. Kolejnego dnia władcy nacieszyli oko pokazem musztry i gimnastyki w wykonaniu żołnierzy stacjonujących w obozie powązkowskim, po czym cesarz udał się ponownie na dworzec wiedeński, powitać cesarza austriackiego i króla węgierskiego, Franciszka Józefa. Wieczorem, po obiedzie w Pałacu na Wodzie, koronowane głowy udały się do Teatru Wielkiego na przedstawienie baletowe. Społeczność Warszawy starała się wydarzenie bojkotować. Na murach pojawiały się obraźliwe napisy, unikano owacji na cześć gości, starano się zniechęcać miejscowych do udziału w uroczystościach.

Można zdać pytanie, dlaczego przypominamy dziś wydarzenie, które nie tylko nie miało miejsca w Warszawie, ale nawet w granicach Polski. Odpowiedzią są dalsze losy dziecka, o którego narodzinach dziś piszemy, a chodzi o Fryderyka Augusta, który w Polsce jest znany pod imieniem Augusta III Sasa. Przyszedł on na świat 17 października 1696 w Dreźnie jako pierworodny syn Fryderyka Augusta I i Krystyny Eberhardyny Hohenzollernówny. W chwili przyjścia na świat Fryderyka Augusta jego ojciec był jedynie księciem saskim, a zarazem elektorem Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Rok później, kiedy dość nieoczekiwanie Fryderyk August II został królem polskim i wielkim księciem litewskim, losy małego Fryderyka Augusta odmieniły się całkowicie. Jako chłopiec został odseparowany od matki, gorliwej luteranki i przyjął katolicyzm. Chociaż ówcześni pokładali w chłopcu wielkie nadzieje, to jednak wyzwania dorosłego życia raczej go przerosły. Po śmierci jego ojca Europę ogarnęła wojna, którą nazwano wojną o sukcesję polską. Niestety w tej wojnie Rzeczpospolita była tylko biernym graczem, a bardziej miejscem przemarszów wojsk ościennych mocarstw. Chociaż August III nie zapisał się w powszechnej świadomości jako władca, z którego Polska mogła by być dumna, to jednak Warszawa zawdzięcza mu okres względnego rozwoju. Czas jego panowania to czas ożywionej wymiany z Saksonią, skąd przybywali artyści, rzemieślnicy i przedsiębiorcy. August III kontynuował rozbudowę wielkiego założenia urbanistycznego swojego ojca - Osi Saskiej. W końcu August III jest jednym z czterech polskich monarchów obok Zygmunta III, Jana III Sobieskiego oraz Stanisława Augusta Poniatowskiego, który posiada swoją indywidualną podobiznę w przestrzeni miejskiej. Czy ktoś wie gdzie znajduje się płaskorzeźba, która jest ilustracją dzisiejszego wydarzenia?

16 października 1977 roku Telewizja Polska wyemitowała pierwszy odcinek dziś już nieco zapomnianego, choć niezmiennie dobrego, zwłaszcza jak na tamte czasy, serialu "Polskie drogi" w reżyserii Janusza Morgensterna. Spora część serialu, opowiadającego o wojennych (1939-43) losach nawróconego z sanacji na komunizm inteligenta Władysława Niwińskiego (dowód na to, że Karol Strasburger zanim zaczął prowadzić "Familiadę" był niezłym aktorem) oraz cwaniaka Leona Kurasia, odbywa się w Warszawie. Kilkanaście epizodów z filmu jest rzeczywistymi epizodami z okupacyjnej historii Polski, z "warszawskich" możemy wymienić zbrodnię wawerską, akcje małego sabotażu, egzekucje na Pawiaku, założenie PPR, aresztowanie gen. Roweckiego przy Spiskiej, ewakuację żydowskich powstańców z warszawskiego getta czy uratowanie dzieci z Zamojszczyzny. W filmie oglądamy też wiele warszawskich plenerów. Serial, choć nie wolny od tendencyjności (sam Morgenstern mówił, że po zrobieniu "Kolumbów", koncentrujących się na AK, chciał - musiał? - poświęcić kolejne dzieło tzw. lewicy społecznej), zyskał sporą popularność, do dziś ogląda się go przyjemnie, mimo że ma już prawie 40 lat (!). Na zdjęciu piękny i młody Karol Strasburger jako Władysław Niwiński, z czasów, kiedy jeszcze grał w filmach, a w Ameryce nadawano dopiero pierwszy sezon "Family Feud", czyli pierwowzoru "Familiady" (za FilmyPolskie888.blogspot.com). PS. Przyznać się, komu się chciało płakać jak zabijali Kurasia?

Niedawno media obiegła informacja o zakończeniu wydawania "Życia Warszawy" w formie papierowej, choćby tylko jako czterokolumnowej wkładki do "Rzeczypospolitej". W ten sposób nie pozwolono gazecie dożyć swoich siedemdziesiątych urodzin, które obchodziłaby właśnie dzisiaj. 15 października 1944 roku ukazał się pierwszy numer gazety. Miał cztery strony (więc historia zatoczyła koło) i niezbyt imponujący nakład 1500 egz. Pierwszym redaktorem naczelnym był Józef Bohdan Skąpski, przedwojenny dziennikarz związany z Ilustrowanym Kurierem Codziennym. Okupację przeżył w Warszawie, a Powstanie na Pradze. Po wejściu wojsk radzieckich i polskich do prawobrzeżnych dzielnic zgłosił się do Miejskiej Rady Narodowej i został wyznaczony przez Mariana Spychalskiego do poprowadzenia nowego dziennika. Redakcja mieściła się pierwotnie w gmachu Dyrekcji Kolei, a później przy Łochowskiej. Gazetę drukowano przy ul. Grochowskiej, w momentach wojennego braku zaopatrzenia w papier korzystano ponoć z zapasów papieru pakowego z fabryki Wedla. Ten praski rodowód dziennika jest oczywisty w świetle wydarzeń militarnych i politycznych. Już jednak w 1945 wydawanie gazety przejęła spółdzielnia "Czytelnik", a druk - a z czasem i redakcję - przeniesiono do uruchomionego po wojennych zniszczeniach Domu Prasy. Pierwsza redakcja tak deklarowała misję gazety: "Życie Warszawy nie jest ani pismem oficjalnym, ani też nie reprezentuje niczyich interesów prywatnych. Stoi na usługach całego społeczeństwa bez wyjątku i różnicy, i pragnie, by każdy członek tego społeczeństwa mógł: bezpiecznie żyć, swobodnie pracować i rozwijać się wszechstronnie, by umiał swój osobisty interes podporządkować dobrowolnie interesowi zbiorowemu, dobru całego społeczeństwa. Na to będziemy wskazywać, to będziemy podkreślać w całej naszej codziennej pracy dziennikarskiej". Nie da się ukryć, że te piękne ideały musiały niekiedy ustąpić

Dziś wypada rocznica wprowadzenia stanu wojennego. Wprawdzie pogoda za oknem nie taka, a i liczba duża, a jednak się nie pomyliliśmy. 14 października 1861 roku namiestnik Królestwa Polskiego, generał hrabia Karol de Lambert, wydał komunikat, iż "z mocy Najwyższego Jego Cesarsko-Królewskiego rozkazu, Królestwo Polskie ogłasza się jako zostające w stanie wojennym". O wydarzeniach, które doprowadziły do tego aktu, można pisać długo. O liberalnych reformach Aleksandra II w Rosji i jednoczesnym twardym kursie ("Żadnych marzeń, panowie!") wobec Polski, o pogrzebie generałowej Sowińskiej, Pięciu Poległych, polskim karnawale, masakrze 8 kwietnia. O tym jednak już pisaliśmy, albo jeszcze napiszemy. Tymczasem bezpośredni ciąg wydarzeń rozpoczyna się 10 października, podczas pogrzebu arcybiskupa Fijałkowskiego. Namiestnik Lambert, polityk raczej umiarkowany, co nie przysparzało mu plusów w Petersburgu, zamierzał, jako katolik, wziąć udział w uroczystości. Doniesiono mu jednak, że lud śpiewa zakazane pieśni i niesie polskie i litewskie flagi; namiestnik zdjął galowy mundur i przyglądał się procesji z okien Zamku. Chwilę później członek polskiej straży porządkowej zakrzyknął, że zarządzono zamknięcie okien na trasie konduktu. Hrabia, ku milczącej zgrozie zgromadzonych oficerów, okno zamknął. Na 15 października planowano obchody rocznicy śmierci Kościuszki. Stan wojenny, wprowadzony raczej mimo rekomendacji Lamberta, miał powstrzymać ewentualne rozruchy. Na ulice i place wyprowadzono wojsko (zdjęcie), władzę sądowniczą przejęły sądy wojenne, zakazano zgromadzeń i agitacji, wprowadzono godzinę policyjną. Oczywiście, niewiele to pomogło. We wszystkich głównych kościołach, a także kilku synagogach, odbyły się nabożeństwa ku czci Kościuszki. Namiestnik kazał aresztować wychodzących z kościołów mężczyzn. Trzy kościoły: Katedra, św. Anna i Św. Krzyż jednak nie opustoszały - wierni zostali do wieczora.

"Szczęk broni rzeź obywatelów, napełniony kraj cały obcem, a z naszych majątków karmionem i płatnem wojskiem, od wszystkich sąsiedzkich granic zatargi, najsolenniejszych traktatów złamanie, wolność u stóp tyranii i jedynowładztwa konająca, prawa kardynalne dawne zdeptane, nowe na ubezpieczenie gwałtem osiągnionego dostojenstwa i wciągnienie wolnej Rzplitej w podległość potencji moskiewskiej spisane, religia święta rzymska katolicka panująca wzgardzona, pakta przez siebież pod bronią ułożone, tron, wszystkich tyranów przykładem, nadworną i obcą bronią strzeżony, senatorowie i poseł z krzesła i miejsca swojego świętokradzką ręką wydarci, lud cały w rozpaczy, prowincje Rzplitej (czego świadkiem Kurlandia i Ukraina) Moskwie poddane, po całym kraju wszerz i wzdłuż zajęty pożar; słowem, płacz, nędza, ubóstwo, spustoszenie, zabójstwa, gwałt, niewola, kajdany, łańcuchy, spisy, noże, pale, haki i różnego rodzaju okrucieństwa instrumenta, są to właściwe i istotne znamiona Stanisława Poniatowskiego, intruza i uzurpatora tronu polskiego! Wzywamy was, współbracia i przezacni obywatele

Obok PKiN czy schodów ruchomych wiodących na Plac Zamkowy Zwiazek Radziecki podarował Warszawie jeszcze jedną rzecz, świadczącą o jego zaawansowanych technologiach. W roku 1981, kiedy wielu mieszkańców Warszawy stało w kolejkach po podstawowe produkty spożywcze i zadawało sobie pytanie: "wejdą czy nie wejdą", 10 października 1981 roku w nowej siedzibie TPPR przy Marszałkowskiej 115 otwarto trójwymiarowe kino Oka. Wyświetlane tam filmy kręcono za pomocą stereoskopowej kamery systemu Stereo-70, a trójwymiarowe stawały się po włożeniu specjalnych okularów polaryzacyjnych. Była to jak na tamte czasy bardzo zaawansowana technika, choć w momencie otwierania sali kinowej na 350 miejsc traciła już na popularności. Sercem systemu była specjalna kamera nakładająca na siebie dwie klatki filmu. Mimo że w Związku Radzieckim nakręcono sporo filmów w tej technice, repertuar Oki był dość skromny. Wyświetlano dwie trzydziestominutowe etiudy "Zabawy zwierząt" i "Parada atrakcji", do tego dwa filmy przygodowe "SOS nad tajgą" oraz "Tajemniczy mnich", a także ekranizację buriackiej baśni "Jeździec na złotym koniu". Kino działało przez 11 lat, zamknięto je, jak cały Dom Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, na początku roku 1992. Obecnie jego sala wykorzystywana jest przez Teatr "Capitol". Ilustracja: Irina Małyszewa jako Ai w "Jeźdźcu na złotym koniu" (niestety, u nas tylko w 2D); źródło: ay.by

You don't have permission to register