opis

skpt.warszawa@gmail.com

Kartka z Kalendarza

Maj 2020

Śmigiel to niewielkie miasto na Wysoczyźnie Leszczyńskiej. Nazywane jest miastem wiatraków. Nawet jego nazwa kojarzy się z ruchem śmigających skrzydeł. I rzeczywiście pochodzi ona od śmigaja, czyli młynarza lub od śmigów, czyli skrzydeł wiatraka. Śmigielskie koźlaki mają swoją legendę. Według niej, w mieście było 99 wiatraków, a zawsze gdy wybudowano setny, inny rozpadał się lub ulegał pożarowi. Dzięki temu liczba wiatraków nie zmieniała się. W rzeczywistości jednak wiatraki zaczęły znikać z pejzażu Śmigla w latach 70-tych. Na pamiątkę młynarskich tradycji sprowadzono tu dwa koźlaki z Bronikowa i Kluczewa, pochodzące z XVIII wieku. Ich imiona to Serwacy i Pankracy. — w: ŚmigielW II poł. XVI wieku jeden z właścicieli Śmigla przeszedł na arianizm. Sprowadził do miasta znakomitych kaznodziei i mówców, co przyciągnęło wielu śmigielskich ewangelików. Dzięki temu duża część mieszkańców wyznawała doktrynę negującą istnienie Trójcy Świętej.W 1583 roku zbudowano na rynku szkołę ariańską, słynącą później jako centrum intelektualne braci polskich. Jej absolwentem był np. generał Krzysztof Arciszewski. Z czasem jednak szkoła straciła na znaczeniu, a wielu nauczycieli przeniosło się do akademii w Rakowie, która przejęła miano centrum arianizmu i utrzymała je aż do wygnania braci polskich z Rzeczypospolitej (1658). — w: ŚmigielNajważniejszą pamiątką po śmigielskich ewangelikach jest zachowany cmentarz. Na jego terenie znajduje się neogotycka kaplica cmentarna oraz wiele płyt nagrobnych. Ze wzgórza, na którym znajduje się cmentarz, widać staw, gdzie według legendy arianie dokonywali chrztów dorosłych. — w: ŚmigielW Śmiglu warto też zobaczyć kościół pw. Św. Wita. W dzisiejszej formie powstał w 1769 roku, choć pierwsza parafia istniała tu już w XII wieku. Parafia zostaje przeniesiona w

28 maja 1650 roku poświęcono pierwszy (prawie-) warszawski klasztor bonifratrów. Tym samym rozpoczęła się obecność i działalność "dobrych braci" w naszym mieście. Bonifratrów, czyli właściwie Zakon Szpitalny Świętego Jana Bożego, założony w 1540 roku i zatwierdzony w 1572, sprowadził do Warszawy podskarbi koronny Bogusław Leszczyński, przy wsparciu kanonika płockiego, późniejszego biskupa Tomasza Ujejskiego. Dziwny to był duet: magnat, który dla kariery nie wahał się porzucić wiary ojca, "kalwińskiego papieża" Rafała i dostojnik, odznaczający się niebywałą na swoje czasy otwartością i tolerancją ("Gdyby wszyscy biskupi byli Ujejscy, niktby się od Kościoła nie oddzielił, tak mówili różnowiercy.", pisano). Nie dziwi więc, że bracia osiedlili się w prywatnym miasteczku Leszczyńskiego, Lesznie i to otwarcie tego, drewnianego i skromnego klasztoru św. Andrzeja, wspominamy. Odległość do Warszawy sprawiała jednak kłopoty we właściwym sprawowaniu posługi, stąd przy pierwszej okazji Leszno opuścili. W 1664 roku Morsztynowie zapisali im ziemię w swojej posiadłości przy trakcie krakowskim, a więc na terenie, który później stanie się Ogrodem Saskim. Pozostali tam do 1713 roku, gdy wykupił ich August II i w zamian zaoferował lokalizację na Nowym Mieście. Jędrzej Kitowicz tak o nich pisał: "Bonifratrowie albo bracia miłosierni od św. Jana Bożego, do usługi chorym postanowieni, znajdują się w Polszcze w wielu miejscach. Są pospolicie bracia laikowie, przeor, prowincjał i cała starszyzna laikowie; zakrystianem i kapelanem ksiądz jeden, a najwięcej dwóch w klasztorze; ci są tegoż samego zakonu, nie należą do doczesnej usługi chorym, ale tylko do duchownej i do nabożeństwa kościelnego dla swoich zakonników. Porządkiem wspacznym, będąc kapłanami, muszą zostawać pod posłuszeństwem laików. Wzbili się

"Pośród niesnasków Pan Bóg uderza W ogromny dzwon. Dla słowiańskiego oto papieża Otwarty tron!" Słowa wieszcza Słowackiego większość skojarzyła zapewne z Janem Pawłem II, ale może nie wszystkim wiadomo, że zanim nasz papież przestał nosić pieluchy, w pewnych kręgach był już człowiek, którego w ten sposób tytułowano. Dziś obchodzimy - a przynajmniej robi to Kościół Katolicki Mariawitów - rocznicę jego męczeńskiej śmierci w obozie Dachau w 1942 roku. Kariera Jana Michała Kowalskiego zapowiadała się na zwyczajną karierę kościelną w Kongresówce. Urodzony w chłopskiej rodzinie w Latowiczu koło Mińska Mazowieckiego poszedł 'na księdza' do warszawskiego seminarium i został wyświęcony w 1897 roku. Już w początku XX w., podczas wikariatu przy warszawskim kościele Kapucynów zainteresował się mariawityzmem, będącym z początku mistycznym ruchem wewnątrz franciszkanizmu (o jego genezie pisaliśmy w grudniu 2013 roku przy okazji rocznicy klątwy papieskiej). Wśród mariawitów Jan Maria Michał Kowalski (wszyscy księża mariawiccy mają 'Maria' dodane do imienia) zyskał sobie duży szacunek, współpracując blisko z Mateczką Kozłowską, spisując jej objawienia i porządkując doktrynę Kościoła Katolickiego Mariawitów i zostając jego arcybiskupem. Brał udział również w projektowaniu katedry mariawickiej w Płocku. Włączył on mariawitów w prace Unii Utrechckiej i odbywał podróże misyjne m.in. po Bałkanach. Przetłumaczył też Wulgatę na polski. Te działania spowodowały, że wielu widziało w Kowalskim "słowiańskiego papieża". Po śmierci Marii Franciszki Kozłowskiej w 1923 został głównym przełożonym kościoła i, delikatnie mówiąc, w swych działaniach zaczął odbiegać od katolickiej ortodoksji. Głównymi zmianami, które abp. Kowalski wprowadził do doktryny było kapłaństwo powszechne (ludowe) - każdy wierny może odprawić Mszę Św. - i wyświecanie kobiet (jedną z pierwszych

25 maja 1894 roku urodził się w Przemyślu Feliks Szczęsny Kwarta, plastyk i żołnierz, najlepiej znany jako twórca obecnie używanego herbu Warszawy. Studiował w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, należał do Związku Strzeleckiego. W 1914 r. jako starszy sierżant został wcielony do 6 kompanii II batalionu 5 Pułku Piechoty I Brygady Legionów, choć ze względu na stan zdrowia nie służył długo. W latach 1930–1931 stworzył „Tekę graficzną Zagłębia Dąbrowskiego”, serię litografii przedstawiających zamki i zabytki, która została opublikowana w 1931 nakładem Towarzystwa Naukowego Zagłębia Dąbrowskiego w Sosnowcu. Od 1933 mieszkał w Warszawie, gdzie od 1937 pełnił funkcję wiceprzewodniczącego Oddziału Warszawskiego ZPAP. Gdy po kilkuletnich staraniach i licznych konkursach wyłoniono w końcu oficjalny wizerunek herbu Warszawy, zwycięskim projektem była propozycja właśnie Kwarty. Nie obyło się bez kontrowersji. Zarzucano mu niezgodność z regułami heraldyki i rozdźwięk między modernistyczną estetyką godła i barokową koroną. Były również uwagi do urody samej syrenki, wg niektórych podobnej do aktorki Leny Żelichowskiej (czemu sam artysta zaprzeczał). Herb Kwarty obowiązywał od 31 stycznia 1938 do roku 1967, kiedy to zmieniono wizerunek na bardziej schematyczny i odpowiadający "duchowi czasu". W 1990 roku przedwojenny wzór, po nieznacznym odświeżeniu, przywrócono. We wrześniu 1939 Feliks Kwarta brał udział w obronie Warszawy, następnie był żołnierzem Kedywu Komendy Głównej Armii Krajowej. Podczas powstania warszawskiego pod pseudonimem „Felek” był żołnierzem zgrupowania "Bartkiewicz", gdzie w sztabie pełnił funkcję oficera do zleceń. Po upadku powstania został jeńcem wojennym, trafił do obozu Bergen-Belsen. Po wojnie zamieszkał w Wielkiej Brytanii, gdzie tworzył głównie portrety. Zmarł 29 września 1980 w Londynie, jednak na własną

Warszawa miała wielu architektów, tych znanych i trochę mniej. Dzisiaj przypominamy właśnie osobę, o której chyba nawet miłośnicy miasta już nie pamiętają. Składa się na to zapewne fakt, iż II wojna światowa wymazała z pejzażu miejskiego większość jego prac. 24 kwietnia 1879 r. zmarł w Warszawie Piotr Frydrych, architekt. Urodził się w 1806 r. na Podlasiu. Studiował architekturę na Uniwersytecie Warszawskim, zaś praktykował u samego Antoniego Corazziego przy budowie Teatru Wielkiego, później zaś u Fryderyka Adolfa Schütza. W Warszawie zrealizował kilka projektów, m.in. zespół rzeźni miejskich na Solcu, po których do dnia dzisiejszego zachowały się budynki administracyjne, w których mieści się Muzeum Azji i Pacyfiku. Bardziej prestiżowym przedsięwzięciem był z kolei budynek Holetu "Wiedeńskiego" pod adresem Marszałkowska 102. Posiadał on charakterystyczną mansardową wieżę od rogu ulicy Widok. Styl Hotelu nawiązywał do stojącego po drugiej stronie Marszałkowskiej dworca Kolei Warszawsko- Wiedeńskiej. Dzisiaj w tym miejscu znajduje się niezbyt okazały placyk ze szklanymi gablotami przed Rotundą . Zdjęcie hotelu "Wiedeńskiego" oczywiście z warszawa1939.pl.

Powracający do lewobrzeżnej Warszawy po wojnie zamiast Warszawy znajdowali w niej kupę gruzów i wąwozy, będące niegdyś ulicami. Zwłaszcza w Śródmieściu mało który budynek zachował się w całości, a choćby i w stanie pozwalającym na jego użytkowanie. W południowej pierzei Alej Jerozolimskich od Marszałkowskiej do Nowego Światu nie zachowało się niemal nic. Niemal, bo trudno było nie zauważyć majestatycznego gmachu Banku Gospodarstwa Krajowego. Budynek przetrwał powstanie i okres niszczenia Warszawy i już na wiosnę 1945 został oddany do użytku. A jego budowę rozpoczęto dokładnie 87 lat temu, 21 maja 1928 roku. Budynek był prestiżowy, bo miał służyć Bankowi Gospodarstwa Krajowego, będącemu de facto państwowym bankiem interwencyjnym, mającym finansować za państwowe pieniądze państwowe inwestycje. Budynek zaprojektował Rudolf Świerczyński, architekt będący w absolutnej polskiej czołówce, wygrywający również konkursy zagraniczne, czołowy przedstawiciel polskiego funkcjonalizmu. Ornamentykę gmachu wykonał rzeźbiarz Jan Szczepkowski. Budynek wykończono krajowym materiałem, pienińskim andezytem. Był to mały problem przy renowacji gmachu w latach 2010-11, bo tego kamienia obecnie się nie wydobywa, dlatego ubytki zastąpiono kamieniem z Finlandii. A czyszczenie budynku nie było jedyną jego zmianą na przestrzeni lat. Po zniszczeniu zabudowy ulicy Mysiej zdecydowano się jej nie odtwarzać, tylko rozbudować budynek od strony tej ulicy. Rozbudowa, pod kierownictwem H. Rutkowskiego, zakończyła się w 1956 roku i można ją uznać za udaną. A projekt gmachu zakładał jeszcze wybudowanie w miejscu obecnego Wolfa Bracka wielokondygnacyjnej wieży (na zdjęciu za skyscrapercity.com).

Dziś przypadają dwie rocznice: urodzin Marii Konopnickiej i odsłonięcia jej pomnika w Warszawie. Pomnik ten, urody dość wątpliwej (Maria prezentuje się na niej jak zwalista matrona, którą bądź co bądź nie była), powstał z inicjatywy gazety dla dzieci "Płomyczek" i Towarzystwa jej imienia. Pomnik zaprojektował Stanisław Kulon, który na swoim koncie ma również inną warszawską realizację - pomnik Chwała Saperom. Maria Konopnicka urodziła się w Suwałkach. Mieszkała tam tylko siedem pierwszych lat. Później rodzina przeprowadziła się do Kalisza. Na dalszym etapie życia, wielokrotnie zmieniała miejsce zamieszkania. Na kilkanaście lat trafiła również do Warszawy. Konopnicka, z domu Wasiłowska, zanim postanowiła zająć się pisarstwem zawodowo, poślubiła Jarosława Konopnickiego. Ślub ten był jednak ślubem bardziej z rozsądku, niż z miłości, choć nie przeszkodziło jej to urodzić ośmiorga dzieci (dwoje z nich zmarło zaraz po urodzeniu). Po czternastu latach małżeństwa, Maria postanowiła rozstać się z mężem i swoim pisarstwem utrzymać siebie i dzieci. Z tego właśnie powodu powstało tak dużo opowieści dla dzieci - zamawiające je wydawnictwa były jedynymi, które płaciły na czas. W 1889 roku, Konopnicka poznała Marię Dulębiankę, feministkę i aktywistkę. Część badaczy jej biografii uważa, że przez ostatnie lata życia, które spędziły razem pracując w dworku w Żarnowcu (darze od narodu dla Konopnickiej), artystki pozostawały w związku partnerskim. Konopnicka zmarła na zapalenie płuc w październiku 1910 w czasie pobytu w sanatorium we Lwowie. Została pochowana na lwowskim cmentarzu Łyczakowskim. Zdjęcie warszawskiego pomnika z warszawa.wikia.com.

Kolejne miasto, które odwiedzą Państwo razem z SKPT Warszawa jest nie tylko młodym miastem, ale również przedmiotem nieskończonych i, dodajmy, nie zawsze dobrych żartów ludzi mieszkających na Górnym Śląsku. Powstały w latach 80. XIX w. z połączenia kilku mniejszych miejscowości Sosnowiec nie wygląda może na pierwszorzędną destynację turystyczną, ale przy okazji wizyty w okolicy można pokusić się o obejrzenie kilku jego atrakcji. Rozwój Sosnowca wiąże się nierozerwalnie z rozwojem kolei. Widoczną stację otwarto razem z Drogą Żelazną Warszawsko-Wiedeńską, a niedaleko od niej, w Maczkach (obecnie dzielnicy Sosnowca) pociągi przekraczała granicę Imperium Rosyjskiego. — w: SosnowiecGraniczne położenie Sosnowca było samo w sobie atrakcją turystyczna jeszcze nieco ponad 100 lat temu. W dzielnicy Niwka znajduje się bowiem dawny trójstyk granic Rosji, Niemiec i Austro-Węgier. Obecnie jest to miejsce zapomniane przez Boga, ludzi i transport publiczny, ale ponad wiek temu można było się tam wybrać na piknik lub wycieczkę statkiem. — w: SosnowiecJednym ze słynniejszych obywateli Sosnowca był Edward Gierek, pochowany wraz z żoną na cmentarzu w dzielnicy Środula. Jest on również jednym z nielicznych Zagłębiaków (pamiętajmy, Sosnowiec to nie Śląsk!), których darzono estymą po drugiej stronie granicznej Brynicy. — w: SosnowiecOd 1992 roku Sosnowiec jest siedzibą diecezji erygowanej na mocy bulli Totus Tuus Poloniae Populus. Neogotycka katedra w Sosnowcu ma 120 lat, a w środku możemy podziwiać freski stworzone przez młodopolskiego malarza Włodzimierza Tetmajera. — w: SosnowiecObecna forma Zamku Sieleckiego to efekt wielu przebudów XVII-wiecznej fortalicji, a być może nawet średniowiecznego zameczku. Obiekt należał później do wielu rodzin, w tym książąt pszczyńskich, obecnie (od 1994) mieści muzeum sztuki i centrum kultury. —

20 maja Kościół rzymski wspomina św. Bernardyna ze Sieny, reformatora zakonu franciszkańskiego. Włoski ów święty nie cieszy się w Warszawie jakimś szczególnym kultem, jest jednak powód, dla którego znalazł się w naszym kalendarium. Żył w latach 1380-1444. Szybko zasłynął jako wybitny kaznodzieja, obdarzony nieprzeciętnym talentem oratorskim. Porywał tłumy tak wymową, jak i osobistym przykładem. Dziełem jego życia była jednak reforma zakonu Braci Mniejszych. Zakładał liczne konwenty w duchu zaostrzonej, ściśle przestrzeganej reguły franciszkańskiej. Powstała tak nowa gałąź zakonu, Ordo Fratrum Minorum Regularis Observantiae - zakon Braci Mniejszych regularnej obserwancji, zwana zwykle franciszkanami obserwantami. Takiż konwent powstał w Krakowie w 1453 roku. Założył go uczeń Bernardyna, Jan Kapistran i nadał mu za patrona swego właśnie kanonizowanego mistrza. Krakusi chcąc odróżnić nowych zakonników od zasiedziałych już w mieście "starych" franciszkanów, nadali im potoczą nazwę "bernardynów" - od wezwania ich kościoła. W Polsce przyjęła się tak nazwa, jak i sam zakon. Do Warszawy przybyli już w 1454 roku, a więc zaledwie rok później niż do Krakowa. Fundację poczyniła księżna Anna, wdowa po Bolesławie III, a zakonników przysłał sam Jan Kapistran. Konwent powstał tuz obok książęcego zamku i otrzymał wezwanie - od imienia dobrodziejki - świętej Anny. Drugą warszawską (przynajmniej z dzisiejszej perspektywy) siedzibą bernardynów została Praga. Próbowano ich tam osadzić już w 1598 roku, ponownie w 1610, aż udało się w 1617. Wkrótce drewniany kościółek i klasztorek został zastąpiony przez monumentalny, protobarokowy kompleks klasztorny z zachowaną do dziś kaplicą Loretańską fundacji samego króla Władysława IV. W końcu bernardyni pojawili się na (w?) Czerniakowie, gdzie niewielki, acz wspaniały barokowy

20 maja 1912 r., w obecności generał-gubernatora warszawskiego Gieorgija Skałona, Flawian (Gorodiecki), metropolita kijowski i halicki poświęcił nowowybudowany sobór prawosławny na placu Saskim, nadając mu za patrona św. Aleksandra Newskiego.

19 maja 1905 roku, nieco przed południem, elegancko ubrany mężczyzna z pudełkiem luksusowych czekoladek pod pachą wszedł do cukierni Vincentiego przy ul. Miodowej. Przy ladzie zamówił kawę i ciastko, po czym usiał na werandzie lokalu. Odnotował, że na ulicy zaroiło się od policjantów po cywilnemu. Zaniepokoił się nieco, kilka razy nerwowo wyjrzał na ulicę. Parę chwil później do stolika podeszło dwóch tajniaków i zażądało, by mężczyzna udał się z nimi. Ten spokojnie wstał, po czym zrzucił leżącą na stoliku bombonierkę na podłogę. Rozległ się ogłuszający huk, posypało się szkło, wokół padli zabici i ranni. Miodową przemknął powóz, ciągnięty przez spłoszone konie, a nim kulił się przerażony generał-gubernator warszawski Konstantin Maksymowicz. Jest 11:55. Tadeusz Dzierzbicki był wykonawcą zamachu na Maksymowicza. Plan zakładał wrzucenie bomby z zapalnikiem uderzeniowym do powozu, gdy generał udawał się na nabożeństwo do cerkwi przy Długiej. Ochrana miała jednak w szeregach spiskowców agenta, bojowca Dawida Ajzenlista "Dawidka", który informował ją o każdym posunięciu. Nieświadomi tego zamachowcy, tak Dzierzbicki jak i dowodzący obstawą Bronisław Żukowski "Harakiri", nie mieli szans powodzenia. Wprawdzie policja nie miała rysopisu wykonawcy, jednak podejrzanie się zachowującego dżentelmena wskazał tajniakom współpracujący z nimi ksiądz, znajdujący się akurat w kawiarni. Dzierzbicki, który do udziału w zamachu miał osobiste motywacje, postanowił nie dać się wziąć żywcem i uruchomił czuły zapalnik bomby. W zamachu zginęły, prócz samego zamachowca, trzy osoby, a kilkanaście zostało rannych. Kawiarnia została zniszczona. Generał Maksymowicz nie ucierpiał wprawdzie, jednak przerażony uciekł z Warszawy i zaszył się w twierdzy w Zegrzu. Wkrótce został odwołany ze stanowiska. Tadeusz Dzierzbicki urodził się

Wydarzenie, o którym dziś piszemy może wydać się z pozoru błahe. 18 maja 1978 roku na Bielanach, w obecności prymasa Stefana Wyszyńskiego, wmurowano i poświęcono kamień węgielny w nowobudowanym kościele pw. św. Zygmunta. Kamień został wycięty z jednego z pilastrów Bazyliki św. Piorta w Rzymie i można podziwiać po lewej stronie głównego wejścia do kościoła. Ceremonia była możliwa dzięki staraniom ówczesnego proboszcza ks. Ryszarda Grygielki. Warto przy okazji tego wydarzenia dodać, że historia budowy nowego kościoła dla parafii św. Zygmunta to 30 lat starań i walki z administracją państwową. Bielany wyszły z II wojny światowej obronną ręką, bez większych zniszczeń. Szybko też po wojnie przystąpiono do budowy kolejnych nowych budynków mieszkalnych. Kolejnym impulsem dla rozwoju tej części Warszawy była lokalizacja na Młocinach Huty Warszawa. Po erygowaniu parafii w 1951 r. wiernym służył za kościół drewniany barak, postawiony przez Luftwaffe w trakcie okupacji. Nie był on ani ładny, ani funkcjonalny. Miał zaledwie 3 metry wysokości, a brak innych kościołów w pobliżu sprawiał, że w niedzielę odprawiano aż 14 mszy, zaś duża część wiernych musiała stać poza kościołem. Przez lata kolejni proboszczowie starali się o udzielenie zgody na wybudowanie nowej świątyni. Władze nie zgodziły na proponowane przez duchownych lokalizacje przy ul. Żeromskiego (vis-à-vis aktualnego ratusza Bielan) oraz skrzyżowania ul. Kasprowicza i Al. Zjednoczenia. Ostatecznie na kościół została przeznaczona działka położona na uboczu głównych arterii Bielan, przy pl. Konfederacji. Lata mijały, a administracja państwowa nie chciała udzielić ostatecznej zgody na budowę, mnożąc problemy formalne. Ponieważ oficjalna droga nie przynosiła skutku ks. Ryszard Grygielko uciekł się do

18 maja 1916 r. pojawiły się w Warszawie pierwsze publiczne kosze na śmieci, choć na ich rozpowszechnienie trzeba było czekać do lat dwudziestych. Dziś w naszym mieście znajduje się ok. 26 tysięcy tych pożytecznych urządzeń.

Markuszów leżący powiecie puławskim to obecnie pod względem administracyjnym wieś, jednak miejski charakter tej osady nie pozostawia wątpliwości, że była ona kiedyś znaczącym ośrodkiem. Kapliczka obok kościoła św. Ducha w Markuszowie i widok na współczesną zabudowę miejscowości. — w: MarkuszówCentrum życia markuszowskich rzymskich katolików jest obecnie kościół św. Józefa Oblubieńca. Jest to budowla barokowa, pochodząca z ostatniej ćwierci XVII wieku. — w: MarkuszówTrzecią, najmłodszą świątynią Markuszowa jest kościół mariawicki pw. Przenajświętszego Sakramentu w Łanach. Drewniany, nietypowy jak na świątynię mariawicką kościół o konstrukcji sumikowo-łątkowej powstał w latach 1907-1909, kiedy to część parafian markuszowskich razem z charyzmatycznym księdzem Piotrem Golińskim dokonała konwersji na mariawityzm. Obecnie nabożeństwa w kościele odprawiane są raz w miesiącu, a społeczność mariawicka liczy kilka osób. — w: MarkuszówNowy cmentarz żydowski w Markuszowie jest śladem społeczności żydowskiej zamieszkującej to miasteczko. Został założony w XIX wieku, kiedy na dotychczas wykorzystywanej nekropolii (po której nie został ślad) zabrakło miejsca. — w: MarkuszówNowy cmentarz żydowski w Markuszowie jednym z lepiej zachowanych kirkutów na zachodniej Lubelszczyźnie – obecnie na jego terenie widocznych jest kilkadziesiąt macew lub ich większych fragmentów. — w: MarkuszówMarkuszów leży na północnej krawędzi Płaskowyżu Nałęczowskiego będącej jednocześnie północną krawędzią Wyżyny Lubelskiej. Stąd w okolicach Markuszowa możemy napotkać formy rzeźby terenu odsłaniające pokrywę lessową. — w: Markuszów

Jeśli zastanawiają się Państwo, jaki fragment dawnej Warszawy prezentuje powyższa rycina i nie znajdują satysfakcjonującej odpowiedzi, to prosimy się nie martwić. To nie Warszawa, a przynajmniej nie do końca. 15 maja 1776 roku otwarto w dawnych ogrodach Czapskich, wówczas już należących do Marii Anny Brühlowej, miejsce rozrywki dla zamożnych warszawiaków. W ogrodzie stanęły cztery pawilony, symbolizujące cztery pory roku, w których serwowano posiłki i przygrywała orkiestra. Cały ogród był obficie iluminowany, a codziennie urządzano pokazy fajerwerków. Założycielami przedsięwzięcia byli dwaj dżentelmeni: bankier Fryderyk Kabryt, który wniósł kapitał oraz Franciszek Ryx, kamerdyner królewski i ekspert w organizowaniu wszelakich rozrywek. Panowie nazwali swój ogród, zgodnie z obowiązującą w całej Europie modą, "Vauxhall", od słynnych i wyrafinowanych londyńskich "Vauxhall Gardens". Jak już wspomnieliśmy, ogród był przeznaczony dla warstw wyższych. Wstęp do niego kosztował 4 złp, a z prawem korzystania z pawilonów - 8 złp. Była to znaczna kwota, nawet jednak, gdyby ktoś spoza towarzystwa ją uzbierał, to poinformowano by go, że "dostęp dla pospólstwa i osób w liberii zabroniony". Ogród swój charakter utracił ostatecznie w latach 70. XIX wieku, kiedy to ówcześni właściciele, Przeździeccy, rozparcelowali ogród, wyburzyli zamykającą go od Nowego Światu kamienicę, a główna aleja stała się ulicą. Nazwano ją oczywiście Foksal, od spolszczonej nazwy ogrodu. Ulica zmieniała nazwę kilkukrotnie. W latach 1934-39 była ulicą Pierackiego, zaś w latach 1946-50 - Jugosławiańskiej Brygady Pracy. W 1950 Jugosławia była już be, więc przywrócono historyczną nazwę. A na ilustracji - Vauxhall Gardens na rycinie Samuela Vale'a z 1751, za british-history.ac.uk.

Dziś mija 60 lat od podpisania umowy międzynarodowej, która rozsławiła Warszawę na cały świat. 14 maja 1955 r. zgromadzeni w Sali Kolumnowej Pałacu Rady Ministrów przedstawiciele ZSRR, NRD, Czechosłowacji, Rumunii, Bułgarii, Albanii i Polski podpisali Układ o Przyjaźni, Współpracy i Pomocy Wzajemnej, powszechnie znanym jako Układ Warszawski. Podpisanie tego sojuszu było odpowiedzią Związku Radzieckiego, który był jego głównym inicjatorem, wobec przyjęcia do struktur NATO Zachodnich Niemczech. Chociaż flaga ZSRR nie zajmowała centralnego miejsca w herbie Układu, to jednak kluczową rolę odgrywali towarzysze radzieccy. Na czele wojsk Układu stał zawsze marszałek radziecki, a pierwszy pełnił tę funkcję Iwan Koniew. Celem koordynacji i bieżącego funkcjonowania sił zbrojnych powołano szereg Komitetów i innych ciał doradczych. Główną siedzibą Układu, co nie budzi raczej zdziwienia, została Moskwa. Układ Warszawski został zawarty na 30 lat, a przetrwał do 1991 r. kiedy to w Budapeszcie został oficjalnie rozwiązany. Wcześniej w 1968 r. struktury sojuszu opuściła Albania, która wybrała inną drogę dojścia do komunizmu. Podpisanie Układu Warszawskiego przez premiera Józefa Cyrankiewicza, źródło: naukawpolsce.pap.pl

Jeśli zastanawiają się Państwo, jaki fragment dawnej Warszawy prezentuje powyższa rycina i nie znajdują satysfakcjonującej odpowiedzi, to prosimy się nie martwić. To nie Warszawa, a przynajmniej nie do końca. 15 maja 1776 roku otwarto w dawnych ogrodach Czapskich, wówczas już należących do Marii Anny Brühlowej, miejsce rozrywki dla zamożnych warszawiaków. W ogrodzie stanęły cztery pawilony, symbolizujące cztery pory roku, w których serwowano posiłki i przygrywała orkiestra. Cały ogród był obficie iluminowany, a codziennie urządzano pokazy fajerwerków. Założycielami przedsięwzięcia byli dwaj dżentelmeni: bankier Fryderyk Kabryt, który wniósł kapitał oraz Franciszek Ryx, kamerdyner królewski i ekspert w organizowaniu wszelakich rozrywek. Panowie nazwali swój ogród, zgodnie z obowiązującą w całej Europie modą, "Vauxhall", od słynnych i wyrafinowanych londyńskich "Vauxhall Gardens". Jak już wspomnieliśmy, ogród był przeznaczony dla warstw wyższych. Wstęp do niego kosztował 4 złp, a z prawem korzystania z pawilonów - 8 złp. Była to znaczna kwota, nawet jednak, gdyby ktoś spoza towarzystwa ją uzbierał, to poinformowano by go, że "dostęp dla pospólstwa i osób w liberii zabroniony". Ogród swój charakter utracił ostatecznie w latach 70. XIX wieku, kiedy to ówcześni właściciele, Przeździeccy, rozparcelowali ogród, wyburzyli zamykającą go od Nowego Światu kamienicę, a główna aleja stała się ulicą. Nazwano ją oczywiście Foksal, od spolszczonej nazwy ogrodu. Ulica zmieniała nazwę kilkukrotnie. W latach 1934-39 była ulicą Pierackiego, zaś w latach 1946-50 - Jugosławiańskiej Brygady Pracy. W 1950 Jugosławia była już be, więc przywrócono historyczną nazwę. A na ilustracji - Vauxhall Gardens na rycinie Samuela Vale'a z 1751, za british-history.ac.uk.

"Siekiera, motyka, bimbru szklanka,/W nocy nalot, w dzień łapanka" Ta zaczyna się jedna z najpopularniejszych piosenek jakie powstały w Warszawie w dobie okupacji. Skupimy się dziś na drugim wersie. O ile słowo łapanka jest całkiem jasne i odnosi się do organizowanych przez Niemców akcji wyłapywania przypadkowych ludzi na ulicy, to słowo nalot nie dotyczy działań hitlerowskiego aparatu przymusu. Odnosi się on do radzieckich nalotów bombowych, o których mało kto pamięta. W nocy z 12 na 13 maja 1943 r. lotnictwo sowieckie przeprowadziło największy nalot bombowy na Warszawę. Atak przeprowadziły 108. i 421. pułki lotnictwa bombowego dalekiego zasięgu, wyposażone w amerykańskie bombowce B-25 „Mitchell”, które Związek Sowiecki otrzymał w ramach amerykańskiego programu wsparcia Lend-Lease. Nalot rozpoczął się o godz. 23:30 od zrzucenia flar oświetlających na spadochronach i trwał do godz. 1:30. Z zaplanowanych trzech rzutów odbyły się jedynie dwa ze względu na pojawienie się niemieckich myśliwców. W sumie sowieckie lotnictwo spuściło na miasto ok. 100 ton bomb. Oficjalnym celem akcji było lotnisko na Okęciu oraz węzeł kolejowy. Niestety nalot zatrzymał ruch pociągów przez Warszawę zaledwie na 1 dzień, a i lotnisko nie zostało zbyt mocno uszkodzone. Duża część bomb spadła za to w gęsto zamieszkanie części miasta jak pl. Zbawiciela, ul. Marszałkowska, okolice Hali na Koszykach oraz rejon ul. Grójeckiej. Jak wspominają świadkowie tamtych wydarzeń, kiedy po północy bomba trafiła w dom przy ul. Grójeckiej 17 z całej kamienicy przeżyła zaledwie jedna rodzina. Tragedii dopełnił fakt, iż na podwórzu były składowane kwasy, które w leju po bombie stworzyły sadzawkę z wodą królewską. Możemy się domyślać, że

You don't have permission to register