opis

skpt.warszawa@gmail.com

Kartka z Kalendarza

Wrzesień 2019

Mylą się ci, którzy sądzą, że żyjemy w czasach kiedy historia się skończyła. Codziennie jesteśmy świadkami wielu wydarzeń, które dnia następnego przechodzą do historii. O prawdziwości tych słów niech świadczy dzisiejsza kartka z kalendarza. Cofamy się tym razem zaledwie o 9 lat, do 30 września 2007 r. Wówczas wygasła umowa dzierżawy Stadionu Dziesięciolecia pomiędzy miastem, a firmą „Damis”. Początek współpracy to rok 1989 r. kiedy to wymagający generalnego remontu Stadion Dziesięciolecia został oddany w dzierżawę. Najemca gruntownie zmienił jego przeznaczenie tworząc na koronie targowisko pod nazwą „Jarmark Europa”. Zapewne większość z naszych Czytelników odwiedziła choć raz Stadion Dziesięciolecia w jego targowej odsłonie. Jak głoszą miejskie legendy można tam było kupić wszystko: od dżinsów po kałasznikowa. Handel towarami legalnymi, jak i nielegalnymi kwitł. Wszędzie można było spotkać nie tylko handlarzy ubraniami sprowadzanymi z Azji, ale również stoiska pełne pirackich płyt z oprogramowaniem, filmami, czy też muzyką. Według szacunków Centralnego Biura Śledczego roczne obroty na Jarmarku Europa przekraczały wartość 12 mld zł, a więc były porównywalne z rocznym budżetem Warszawy. Choć miejsce to miało swój „klimat”, to obiektywnie było strasznie brzydkie. Tymczasowe budy, walające się wszędzie śmiecie wraz z samym obiektem, który nadawał się do rozbiórki wpływały destrukcyjnie na całą okolicę. Jaramak Europa był również wylęgarnią przestępczości. Dlatego też kiedy 18 kwietnia 2007 r. ogłoszono, iż mistrzostwa Euro 2012 odbędą się w Polsce i na Ukrainie, skorzystano z szansy, aby zmienić ten fragment miasta. Obiekt dla handlu został zamknięty 30 września 2007 r., zaś rok później 6 września 2008 r. dokonano jego zamknięcia pod

29 września obchodzimy rocznicę urodzin Jana Stanisława Jankowskiego "Agatona" - żołnierza września, cichociemnego, powstańca warszawskiego i adiutanta Tadeusza Komorowskiego "Bora" po upadku powstania. Przy takim wstępie do wspomnienia szokującym dla pojmujących świat i historię w czarno-białych barwach może być fakt, że po wojnie "Agaton" z własnej woli wrócił do Polski i zamiast trafić na "Łączkę" zajmował prominentne stanowiska w zespole architektów odbudujących stolicę (jego nazwisko wymienia się jednym tchem z Piotrowskim, Józefem Sigalinem czy Knothem w kontekście Trasy W-Z czy MDM-u), a następnie brał udział w międzynarodowych projektach urbanistycznych w Iraku czy Jugosławii. Jeśli dokładniej zgłębi się historię życia "Agatona" i jemu podobnych wiele szokującego się jednak w niej nie znajdzie. Po II wojnie światowej wiele osób bowiem wróciło do czynnej pracy zawodowej i nawet jeśli nie mieli do końca politycznie czystej karty, wykonywali swoje obowiązki. W przypadku Jankowskiemu pomógł mu z tym z pewnością fakt, że jego koledzy z Biura Odbudowy Stolicy cenili go jako specjalistę, a że byli lepiej politycznie umocowani, poręczyli za kolegę u kogo trzeba (w opracowaniach w tym kontekście pojawia się zwykle nazwisko Romana Piotrowskiego oraz studencka jeszcze znajomość z Sigalinem). Mówi się nawet (choć nie jest to chyba do końca udowodnione), że to właśnie Jankowski stał za wiekopomnym dziełem tow. Bieruta pt. "Sześcioletni plan odbudowy Warszawy". Nasz dzisiejszy bohater znany jest też jako autor książek, w tym najbardziej znanej autobiograficznej "Z fałszywym ausweisem w prawdziwej Warszawie". W latach 70. pracował jego ekspert ONZ, a w latach 80. zrealizował jako współautor projekt Traktu Pamięci Męczeństwa i Walki Żydów

Chociaż przywołujemy dziś rocznicę narodzin Władysława Berenta, to jednak w źródłach można spotkać rozbieżności. Niektóre wskazują, że przyszły poeta urodził się 28 września 1873 r., inne z kolei umieszczają to wydarzenie 2 dni wcześniej 26 września. Dyskusji nie podlega za to miejsce narodzenia, czyli Warszawa. Był synem Karola, uczestnika powstania styczniowego, i Wacławy Pauliny z domu Dejkie. Uczęszczał do prywatnego gimnazjum Wojciecha Górskiego w Warszawie. Ukończył studia przyrodnicze na Uniwersytecie w Zurychu i Monachium i w 1895 w Zurychu otrzymał tytuł doktora nauk przyrodniczych na podstawie rozprawy z dziedziny ichtiologii. Po ukończeniu studiów powrócił do Warszawy, gdzie na stałe się osiedlił, odbywając jednak częste podróże po Europie. W 1899 rozpoczęła się miłosna przygoda Władysława Berenta, który poznał wówczas młodą poetkę Bronisławę Mierz–Brzezicką. Ostatecznie kobieta wyszła za mąż za rzeźbiarza Stanisława Ostrowskiego w 1901 r. W wierszu dedykowanym przez nią Berentowi wierszu pt. "Źródło" wyznawała wymownie: "I z wolna na falach wiatru przepływają do mnie wspomnienia - dalekie, rozpłynięte echa przeszłości; a w myślach mi powstaje całe to życie minione: utraconego szczęścia wiecznie żałosna historia

Jest wrzesień roku 1943. Swoista pętla na szyi III Rzeszy zacieśnia się coraz bardziej. W południowych Włoszech lądują siły aliantów zachodnich, a na froncie wschodnim, po klęsce w bitwie pod Kurskiem Wermacht zmuszony jest przejść do defensywy. Dni "Tysiącletniej Rzeszy" były już policzone, ale wciąż trzymała się ona mocno. Ziemie polskie były w komunikacji z chwiejącym się frontem wschodnim kluczowe – to właśnie po mało rozbudowanej (choć wspartej inwestycjami takimi jak budowa linii Tomaszów Mazowiecki – Radom, czy drugiego toru z Warszawy do Lublina), a w swoich zrębach pamiętającej jeszcze czasy carskie sieci kolejowej przewożono na front wschodni zaopatrzenie i świeżych rekrutów, wywożono zaś trupy, jeńców i rannych. We wszystkim tym zaś przeszkadzała polska partyzantka regularnie wysadzająca mosty, wykolejająca wagony, czy organizująca napady na pociągi z zaopatrzeniem. Dwie podobne akcje odbyły się w nocy z 27 na 28 września wspomnianego 1943 r. Tej nocy pod Piasecznem grupa 27 żołnierzy AK wykoleiła na następnie podpaliła pociąg przewożący samochody ciężarowe. Na drugim końcu miasta, pod Choszczówką żołnierze z Batalionu Saperów Praskich zamontowali trzy miny – jedną, główną, połączoną pod torami oraz dwie miny-pułapki po jej bokach. Oczekiwali na niemiecki pociąg pancerny zmierzający na front wschodni. Okazało się, że dowództwo niemieckie albo zmieniło plany wobec tego pociągu (np. kierując go na wschód z pominięciem Warszawy, linią kolejową przez Radzymin i Tłuszcz), lub wywiad AK dostarczył błędnych informacji. Zamiast pociągu pancernego pojawił się bowiem pociąg z jeńcami wojennymi, który wykoleił się po najechaniu na jedną z min-pułapek (główna mina nie eksplodowała). Pewien cel strategiczny został jednak osiągnięty –

"Gdy Grek spojrzał na niebo wyiskrzone gwiazdami, jeśli nie był uczonym, nie myślał o astronomii, lecz widział wiele rzeczy dziwnych: historie bogów i bohaterów, wyhaftowane tymi migotliwymi światełkami, które Noc, milcząca bogini, wysypuje z zanadrza swej czarnej szaty." Nie będzie chyba przesadą napisać, że na tych słowach z "Mitologii. Wierzeń i podań Greków i Rzymian" wychowały się całe pokolenia Polaków; przynajmniej tych, którzy mieli szczęście dorastać w domach wypełnionych książkami. 26 września 1978 roku zmarł ich autor, Jan Parandowski, pisarz i tłumacz. Parandowski urodził się 11 maja 1895 roku we Lwowie. Wychowywała go matka, Julia Parandowska. Studiował na Uniwersytecie Lwowskim filozofię i literaturę. W czasie Wielkiej Wojny internowany w Rosji, studia skończył dopiero w 1923 roku dyplomem z archeologii i filologii klasycznej. Już w tym czasie posiadał znaczący dorobek literacki i udzielał się w Związku Zawodowym Literatów Polskich. Współpracował z wieloma czasopismami. W 1929 roku przeniósł się do Warszawy. W 1933 roku został prezesem polskiego PEN-Clubu i pozostał nim do śmierci. W 1936 roku w Berlinie zdobył brązowy medal olimpijski za powieść "Dysk olimpijski". W tym samym roku ukazała się chyba najgłośniejsza jego powieść "Niebo w płomieniach". Rok później otrzymał nagrodę Polskiej Akademii Literatury. Podczas okupacji był aktywny w podziemnym życiu literackim. Niestety, wszystkie jego nieopublikowane prace spłonęły podczas powstania warszawskiego. Po wojnie objął profesurę na KUL, organizował Światowy Kongres Intelektualistów we Wrocławiu, a w 1948 r. powrócił do Warszawy. Zamieszkał w kamienicy przy ul. Zimorowica 4. Po II wojnie światowej był jedną z najważniejszych postaci polskiego życia literackiego. W 1964 roku podpisał się pod "Listem

Mijając Dom Wedla przy Puławskiej możemy zwrócić uwagę na płaskorzeźby, prezentowane na naszym dzisiejszym zdjęciu (za syrenigrod.fotolog.pl). Ich autorem był Józef Below, artysta, który zmarł tragicznie w wieku zaledwie 35 lat, rozstrzelany przez Niemców podczas wojny 1939 roku. Płaskorzeźby Belowa (podobnie jak te, które możemy oglądać w gmachu Kancelarii Prezydenta przy Wiejskiej) noszą cechy sztuki bardzo popularnej w latach 30. - realistycznego, monumentalnego modernizmu, mającego udowodnić, że co to nie my, a jednocześnie pokazać postęp i tradycję za jednym razem. Dlatego też na Domu Wedla znajdziemy zarówno Piasta Kołodzieja z małżonką jak również mocarnych robotników symbolizujących rozwijający się przemysł. W estetyce dzieła są podobne choćby do rzeźb innych artystów tego okresu, np. chorwackiego rzeźbiarza Ivana Mestrovicia, którego podobne kariatydy zdobią mauzoleum na górze Avala nad Belgradem. Mimo że kariera Belowa z przyczyn oczywistych nie rozwinęła się jak należy, jesteśmy w stanie zaryzykować, że podobnie jak wielu innych artystów, odnalazłby się w estetyce następnej po przedwojennym modernizmie epoki. Artysta pochowany jest wraz z żoną Zofią na Cmentarzu Wawrzyszewskim.

Warszawski węzeł kolejowy po zakończeniu pierwszej wojny światowej miał kształt typowego dziewiętnastowiecznego węzła kolejowego – główne dworce (idąc jeszcze za carską nomenklaturą: Petersburski, Terespolski i Wiedeński) były dworcami czołowymi, gdzie linie kolejowa się kończyły, a komunikację między nimi zapewniała linia obwodowa biegnąca przez Wole i obecny Most Gdański. Ze względu na jej peryferyjne położenie oraz układ torów spełniała ona rolę obwodnicy towarowej oraz linii do przejazdów technicznych. Podróżni zaś jadący ze wschodu na zachód lub odwrotnie musieli przemieszczać się między dworcami z użyciem komunikacji miejskiej (podobny układ do dziś funkcjonuje w Budapeszcie). Trudno się zatem dziwić, że po odzyskaniu niepodległości podjęto decyzję o połączeniu dwóch najważniejszych dworców w mieście (Głównego, czyli dawnego Wiedeńskiego, oraz Wschodniego czyli Terespolskiego) linią przebiegającą pod fragmentem śródmieścia tunelem, nad Powiślem i Pragą na wiaduktach i wysokich nasypach, a Wisłę przekraczającą efektownym mostem. Prace ruszyły w 1924 r. 22 września 1930 r. zakończono zaś jeden z etapów prac – budowę dwuprzęsłowego wiaduktu nad ulicą Targową, który obecnie wyznacza granicę między dzielnicami Praga Północ i Praga Południe. Współczesne zdjęcie za Wikipedia Commons.

21 września Kościół zachodni obchodzi dzień świętego Mateusza, według tradycji - ewangelisty i apostoła. Mateusz (Mattityahu), syn Alfeusza, pochodził z Galilei i trudnił się pobieraniem podatków na rzecz Rzymian. Nie był popularny wśród swych rodaków, stąd powołanie go przez Jezusa na ucznia wywołało powszechne oburzenie wśród pobożnych Żydów. Został jednym z Dwunastu, był świadkiem Zmartwychwstania i Wniebowstąpienia. Tradycja przypisuje mu, jak niemal wszystkim apostołom, śmierć męczeńską, a jego grób wskazuje we włoskim Salerno. Już najstarsza tradycja czyni z Mateusza autora pierwszej Ewangelii, przez co w ikonografii święty pojawia się w dwóch pocztach - jako apostoł, z toporem lub włócznią jako atrybutem, i jako ewangelista, z uskrzydloną postacią ludzką. W rozdzieleniu tych przedstawień jest pewna intuicja, gdyż współczesna nauka jest zasadniczo jednomyślna co do tego, że Mateusz syn Alfeusza nie może być autorem tekstu nazywanego dziś Ewangelią Mateusza. W tradycji ludowej dzień św. Mateusza był jednym ze zwiastunów jesieni. Mawiano na przykład: "Św. Mateusz dodaje chłodu i raz ostatni odbiera miodu" i wróżono, jakiej pogody należy spodziewać się przez kolejne tygodnie. Chyba najbardziej znanym warszawskim przedstawieniem świętego jest jego statua na fasadzie kościoła św. Anny (zdjęcie za Wikipedia Commons), obok pozostałych trzech ewangelistów. Rzeźby pochodzą z czasów Stanisława Augusta i wyszły spod dłuta Jakuba Monaldiego i Franciszka Pincka. Mamy też parafię św. Mateusza na Białołęce, przy ul. Ostródzkiej. Parafię prowadzą pasjoniści, a świątynią parafialną jest tymczasowa kaplica.

20 września 1969 roku rozpoczęły się w hali Torwar Mistrzostwa Świata w Podnoszeniu Ciężarów. Impreza okazała się dla gospodarzy całkiem udana. Polska zajęła w klasyfikacji medalowej czwarte miejsce, a w rankingu uwzględniającym 'małe' medale za poszczególne boje - nawet trzecie. Nawet miłośnicy sportu mogą już nie pamiętać, że w owych czasach na wielobój składały się trzy konkurencje. Prócz rozgrywanych do dziś rwania i podrzutu było jeszcze wyciskanie nad głowę, stąd w dziewięciu wagach rozdano aż 108 medali. Mistrzostwa były zwieńczeniem kariery polskiego multimedalisty, Waldemara Baszanowskiego. Wygrał w swojej wadze rwanie i podrzut, a w wyciskaniu był trzeci. Dało to oczywiście złoty medal wieloboju - ostatni złoty krążek Baszanowskiego na imprezie tej rangi. Medal tym cenniejszy, że zaledwie dwa miesiące wcześniej sportowiec uległ wypadkowi samochodowemu, w którym zginęła jego żona, a on sam i jego kilkuletni syn zostali ranni. Medale wielobojowe zdobyli jeszcze Walter Szołtysek i Zbigniew Kaczmarek. Na ilustracji ze "Stolicy", za serwisem fotopolska.eu, Torwar podczas zawodów.

Wczoraj pisaliśmy o rocznicy urodzin Stanisława Poniatowskiego, który był ojcem przyszłego króla, również Stanisława Poniatowskiego. Dziś pozostaniemy w kręgu rodziny Poniatowskich, choć przejdziemy do roku 1799, kiedy to 16 września zmarł Franciszek Ryx. Jest to postać wyjątkowa. Po pierwsze, w ciągu panowania Stanisława Augusta stał się prawą ręką króla, z którym wiązała go przyjaźń. Po drugie, stanowi przykład na to jak daleko może zajść jednostka pozbawiona majątku i szlacheckich korzeni w XVIII w. dzięki umiejętnościom - i szczęściu. Nie wiemy dokładnie kiedy, ani gdzie narodził się Franciszek Ryx. Być może urodził się we Flandrii w latach 20. XVIII w. W młodym wieku miał przybyć do Polski gdzie służył jako fryzjer podkanclerzego litewskiego Michała Sapiehy. Po jego śmierci w 1760 r., dzięki protekcji ks. Adama Kazimierza Czartoryskiego miał przejść na służbę do ówczesnego stolnika litewskiego Stanisława Antoniego Poniatowskiego. Wiadomości te czerpiemy z paszkwilu napisanego przez Stanisława Kostkę Potockiego z 1785 r. i trzeba do nich podchodzić z bardzo dużą rezerwą. Pewną datą jest za to, iż w 1762 r. Franciszek Ryx był już służącym Poniatowskiego z miesięczną pensją 10 dukatów. Elekcja 1764 r. przyniosła odmianę losu nie tylko Stanisława Antoniego, który zmienił imię na August, ale również Franciszka Ryksa. Stał się on kamerdynerem królewskim i zarządzał prywatną szkatułą królewską. W 1768 r. otrzymał indygenat szlachecki wraz z majątkiem w Prażmowie, jak również czysto tytularną godność starosty piaseczyńskiego (nie istniał wówczas taki powiat). O sukcesie jakie osiągnął Ryx niech świadczy fakt, iż w 1770 r. był w stanie pożyczyć królowi 18 749 dukatów, czyli

15 września 1676 w Chojniku niedaleko Tarnowa urodził się Stanisław Poniatowski, przyszły kasztelan krakowski i ojciec ostatniego władcy Rzeczypospolitej, Stanisława Augusta. Od razu usprawiedliwimy się, że pan Stanisław nie miał wprawdzie wielkich związków z Warszawą, poza pełnieniem kilku urzędów senatorskich i miejską rezydencją. Jednak bez wspomnienia jego postaci trudniej pojąć relacje i związki pomiędzy jego licznym potomstwem, które z naszym miastem miało już wiele więcej wspólnego. Stanisław August był wielmożą w zaledwie drugim pokoleniu. Jego przeciwnicy polityczni chętnie mu to wytykali, choćby w takim wierszyku: "Przedziwne to jest dzieło Boskiej Opatrzności: syn królem, ojciec w krześle [senator], a dziad podstarości". To właśnie ów 'ojciec', czyli nasz dzisiejszy bohater, wyniósł ród Poniatowskich z szeregów szlacheckich średniaków do rangi liczących się graczy. Był synem Franciszka, podstarościego w dobrach Lubomirskich i porucznika pancernego spod Wiednia. W tymże Wiedniu studiował i służył w armii cesarskiej pod Eugeniuszem Sabaudzkim. W litewskiej wojnie domowej stał po stronie Sapiehów, później zaś znalazł się w obozie Karola XII. Brał udział w bitwie pod Połtawą, gdzie osłaniał ucieczkę króla. Został dyplomatą w służbie szwedzkiej, z sukcesami posłował do Turcji, a w Rzeczypospolitej działał na rzecz Stanisława Leszczyńskiego. Po śmieci Karola XII umiejętnie zmienił front i stał się gorliwym stronnikiem Augusta II. Ten obsypał go zaszczytami, czego ukoronowaniem była godność wojewody mazowieckiego w 1731 roku. Strony zmieniał jeszcze dwukrotnie - po śmieci Augusta poparł ponownie Leszczyńskiego, by ostatecznie pogodzić się z Augustem juniorem. Kluczowe jednak było poślubienie w 1720 r. Konstancji Czartoryskiej i związanie się z Familią, jednym z najpotężniejszych stronnictw politycznych kraju. To właśnie

Rocznica dzisiaj podwójna. Po pierwsze nieco ponad 333 lata temu doszło do bitwy pod Wiedniem. Jakkolwiek wydarzenie to miało miejsce w Austrii, to jest ono bardzo mocno powiązane z drugą rocznicą, którą chcemy dziś przybliżyć Naszym Czytelnikom. 14 września 1788 r., czyli 228 lat temu w Łazienkach odsłonięto pomnik głównego autora wiktorii wiedeńskiej króla Jana III Sobieskiego. Monument stanął na specjalnie wzniesionym moście w latach 1777-80 przez Dominika Merliniego. W 1787 r. przeprawa została poszerzona w kierunku wschodnim o dwa przęsła celem przygotowania miejsca pod pomnik, który został wyrzeźbiony przez Andre Le Bruna ‒ nadwornego rzeźbiarza Stanisława Augusta Poniatowskiego. Co ciekawe pomnik należy stylistycznie do epoki baroku, choć został wykonany w czasie kiedy w Europie dominował już od wielu lat klasycyzm. Nie wynika to z żadnego zapóźnienia cywilizacyjnego, gdyż artyści powiązani z królem Poniatowskim wykonywali dzieła na najwyższym europejskim poziomie. Różnica stylistyczna jest celowym zabiegiem i wynika z wykorzystania, jako modelu stiukowego pomnika Sobieskiego, który znajduje się w Pałacu w Wilanowie, który pierwotnie miał stanąć w przedsionku Bazyliki św. Piotra w Rzymie. Model został wykonany jeszcze za życia Jana III, a nie stanął ostatecznie w Rzymie z uwagi na działa dyplomacji Habsburgów, która deprymowała udział polsko-litewskich w bitwie wiedeńskiej. Chwila odsłonięcia pomnika, jak się wydaje nie była przypadkowa. Oczywiście była to kolejna (105.) rocznica bitwy pod Wiedniem, ale ważniejszy był ówczesny kontekst międzynarodowy. W 1788 r. za południową granicą Rzeczpospolitej toczyła się wojna pomiędzy Imperium Rosyjskim, a Imperium Osmańskim. Stanisław August Poniatowski widział wielką szansę dla Rzeczpospolitej w tym konflikcie. Liczył

Bella gerant alii, tu, felix Austria, nube (czyli, dla nieznających łaciny: "niech inni prowadzą wojny, a ty, szczęśliwa Austrio, zaślubiaj). Ten tradycyjny komentarz do polityki dynastii Habsburgów może również podsumować notkę dzisiejszego dnia. Dokładnie 379 lat temu mieszkańcy Warszawy mogli obserwować bowiem efekt tej polityki. 13 września (choć niektórzy błędnie podają datę 12 września) w kościele kolegiackim św. Jana w Warszawie na królową ukoronowano świeżo poślubioną (dzień wcześniej, ok. 18) żonę Władysława IV Wazy – Renatę Cecylię z domu Habsburg. Warto dodać, że nową królową łączyły bardzo ścisłe więzy pokrewieństwa (matka Władysława oraz ojciec Renaty byli rodzeństwem), cała ceremonia nie mogła się odbyć zatem bez stosownej dyspensy papieskiej. Dzisiaj pewnie wzbudziłoby to skandal, ale dla ówczesnych chów niemal wsobny wśród przedstawicieli rodów panujących był tak powszechny, że nikogo to nie oburzyło. Powszechne wzburzenie budziło za to coś innego: otóż ślub i koronacja odbyły się, zamiast w stołecznym Krakowie, w prowincjonalnej Warszawie, do której zaledwie kilkadziesiąt lat wcześniej główną rezydencję monarszą przeniósł ojciec Władysława IV. Wybór właśnie tego miejsca na ślub i koronację królowej znacząco podnosił rangę tego miasta. Podczas ceremonii, znacznie mniej rozbudowanej od koronacji króla, królowa była namaszczana oraz otrzymywała królewskie insygnia. Następnie rozpoczęły się świeckie uroczystości przez dwa tygodnia uświetniające ślub oraz koronację. Dalsze pożycie małżeńskie pary królewskiej nie układało się jednak najlepiej – ponoć dogadywali się tylko w jednym, mianowicie w zamiłowaniu do sztuki, lub przynajmniej mecenatu artystycznego. Sama królowa była doceniana przez współczesnych za oszczędność oraz pobożność (co ponoć było jednak typowe dla Habsburżanek). Władczyni zmarła po 7 latach

12 września to m.in. rocznica bitwy pod Wiedniem, ale my napiszemy o wydarzeniu, które miało miejsce w Warszawie (choć wiele osób je z bitwą pod Wiedniem wiąże). Tego dnia (choć raczej na pewno nie w 1683 roku) odsłonięto na Krakowskim Przedmieściu figurę Matki Boskiej Passawskiej, dzieło przypisywane Józefowi Szymonowi Bellottiemu, architektowi, którego rodzina ocalała z epidemii cholery, która wybuchła i grasowała w Warszawie w latach 1677-79. Figura wzorowana jest na cudownym obrazie Matki Boskiej z sanktuarium w Passawie na granicy Austrii i Bawarii, który z kolei jest kopią malowidła z Innsbrucku, z roku 1537, autorstwa Lucasa Cranacha. Stoi na cokole z piaskowca, na którym umieszczone są łacińskie inskrypcje. Jedna z nich jest poświęcona Janowi III i jego zwycięstwu, druga - ocaleniu z cholery rodziny autora. Sam obraz MB Passawskiej po bitwie pod Wiedniem stał się wielce czczonym w monarchii habsburskiej obrazem, z uwagi na to, że to w Passawie cesarz Leopold modlił się przed bitwą pod Wiedniem i to tej właśnie Najświętszej Panience przypisywany jest cud odparcia Turków (głupi Austriacy, każdy jeden wie, że to Lew Lechistanu). Wszystkie opisywane wydarzenia połączono ze sobą na pomniku. Wyrzeźbioną jako wotum za ocalenie statuę ofiarowano królowi Janowi, a ten kazał ją ustawić na Krakowskim Przedmieściu niedaleko klasztoru bernardynów. A skoro tak, to umieszczono tam jeszcze inskrypcję poświęconą królowi. I wszystko do siebie pasowało, Sobieski, Bellotti oraz Maryja z Passawy. Figurę każdy może sobie obejrzeć nieopodal kościoła św. Anny, zaś my pokażemy oryginalny obraz Cranacha, na którym wzorował się twórca rzeźby.

Na wiosnę 1957 roku SARP ogłosił konkurs na projekt hotelu "Dom Chłopa". Hotel miał być, w zamyśle architektów, miejscem pobytu nocnego i dziennego dla klasy robotniczej,wyposażonym we wszelkie wygody i będącym miejscem, które ma przekonać prowincjusza do nowej, odbudowanej i lepszej Stolicy. Jak napisała mieszkająca na Starym Mieście jedna z warszawianek: "Dla podróżnych potrzebujących odprężenia po całonocnej podróży lub całodziennym zwiedzaniu miasta świadomość, że może się wygodnie umyć, oczyścić, odświeżyć, stanowi wielką ulgę. Jest to jeden z tych małych a tak ważnych sposób umilenia życia, które zostają na długo w pamięci. (…) Patrząc codziennie z okien mojego mieszkania na Starym Rynku w Warszawie na niezliczone wycieczki, nieumyte i wymiętoszone dźwigając przez cały dzień swoje teczki i tobołki i posilającego się oranżadą w kiosku, wzdycham tęsknie do prostego urządzenia hoteli dziennych, pomyślanych dla zwyczajnych ludzi.". Z takiego założenia wyszli architekci, rozpisujący konkurs na Dom Chłopa - miał być to budynek łączący w sobie funkcje hotelu oraz centrum rozrywkowego, położony do tego w reprezentacyjnym miejscu Warszawy - przy dawnym Placu Napoleona. Konkurs na budynek wygrał nie kto inny jak Bohdan Pniewski - ulubieniec każdej władzy, projektujący budynki zarówno dla sanacyjnej kliki jak i dla komunistycznych parweniuszy. Jako asystentkę Pniewski wybrał sobie swoją byłą studentkę, Małgorzatę Handzelewicz-Wacławkową, a w zespole Pniewskiego pracowała również młoda adeptka architektury Joanna Chmielewska, która dała się poznać światu jako całkiem płodna pisarka. Sam Dom Chłopa miał być "zawarty w trzypiętrowym budynku usytuowanym przy placu Powstańców Warszawy. Zwarty czworobok gmachu głównego z wewnętrznym dziedzińcem w wyższych kondygnacjach otwierał się ku południu, co

Bohater wczorajszej notki, bł. Ignacy Kłopotowski zmarł, jak wspomnieliśmy, w wigilię święta Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. Wydarzenie wspominane przez kościół zachodni dnia dzisiejszego nie pojawia się w żadnym z uznanych kanonów biblijnych, Historię i imiona rodziców Maryi, Joachima i Anny przekazują jedynie apokryfy, czyli teksty, które z różnych powodów nie weszły do biblijnego kanonu (np. najbardziej interesująca w kontekście dzisiejszego święta Protoewangelia Jakuba). Według nich rodzice Maryi byli przez wiele bezdzietni i dopiero po wielu modlitwach Bóg zesłał im upragnione potomstwo, które kilka lat później ofiarowali mu w świątyni jerozolimskiej (co upamiętnia osobne święto). Samo święto powstało w tradycji kościoła wschodniego, a dokładniej Patriarchatu Jerozolimskiego, a następnie powoli rozpowszechniło się na cały chrześcijański świat (święto w kościołach wschodnich przypada dokładnie na ten sam dzień, co w kościele zachodnim, choć jeśli dany kościół stosuje juliański kalendarz liturgiczny, to według kalendarza gregoriańskiego będzie on świętować 21 września). W Polsce święto to przyjęło charakter święta związanego z cyklem rolniczym. Według tradycji święci się wtedy ziarno przeznaczone do nowych zasiewów, stąd zwane jest ono świętem Matki Bożej Siewnej. Co zaś wspólnego ma kojarzące się z rolnictwem święto z Warszawą? Przede wszystkim wiąże się z nim wezwanie kościoła i parafii mieszczącej się przy Alei Solidarności 80 (czyli, jak by to powiedział przedwojenny warszawiak: przy Lesznie, numer 32). Kościół ten wybudowany przez zakon karmelitów trzewiczkowych wraz z klasztorem na przełomie XVII i XVIII w. znany jest głównie ze spektakularnej akcji jego przesuwania w latach 60., kiedy w związku w poszerzaniem ówczesnej al. Świerczewskiego kościół przesunięto o 21

7 września 1931 r. zmarł w Warszawie na zawał serca ks. Ignacy Kłopotowski, znany ówczesnym przede wszystkim jako zaangażowany katolicki wydawca i "dziennikarz", a mieszkańcom Warszawy dodatkowo z działalności dobroczynnej. Nasz dzisiejszy bohater urodził się w 1866 r. we wsi Korzeniówka pod Drohiczynem. W stylu właściwym hagiografiom przypomnijmy, że rodzina przyszłego księdza była nad wyraz patriotyczna i pobożna. Syn państwa Kłopotowskich piął się po poszczególnych szczeblach edukacji, coraz bardziej oddalając się od rodzinnych stron – przeszedł przez gimnazjum w Siedlcach, seminarium w Lublinie, by skończyć na Katolickiej Akademii Duchownej w Petersburgu. Po święceniach włączono go do kleru diecezji lubelskiej, gdzie piastował m.in. funkcję kapelana szpitalnego, wykładowcy w seminarium oraz rektora podominikańskiego kościoła św. Stanisława w Lublinie. W swojej działalności duszpasterskiej skupiał się na tworzeniu instytucji dobroczynnych – podczas działalności na Lubelszczyźnie założył kilka sierocińców, domów starców, szkołę rolniczą, przytułek dla "kobiet upadłych moralnie". W instytucjach tych występował przede wszystkim jako organizator – po tym jak instytucja zaczynała dobrze działać przekazywał ją zgromadzeniu zakonnemu (ze względu na ówczesne regulacje prawne, działającemu zwykle incognito) i brał się za zakładanie kolejnego pożytecznego przybytku. Po rewolucji 1905, korzystając ze złagodzenia cenzury rozpoczął na szeroką skalę działalność wydawniczą skierowaną głównie do ludności najuboższej. Wydawał czasopisma o treści religijno-patriotycznej – gdyby ktoś z P.T. Czytelników miał wątpliwość co do orientacji ideologicznej księdza, to nazwa wydawanego przez niego dziennika, czyli "Polak Katolik" skutecznie te wątpliwości rozwieje (inne tytuły, wydawane w różnych momentach działalności, to np. "Dobra służąca", "Posiew", czasopismo dla dzieci "Anioł Stróż", czy "Głos Kapłański"). Lublin okazał się

Dzisiejsza kartka z kalendarza jest szczególna z dwóch powodów. Pierwszy jest dość prozaiczny, gdyż dotyczy zwykłej arytmetyki i magii liczb. Jest to 222 rocznica, a więc jak łatwo policzyć, cofamy się do roku 1794. Po drugie, dzisiejsze wydarzenie jest finałem kilkutygodniowych zmagań pomiędzy wojskami insurekcji kościuszkowskiej, a połączonymi siłami prusko-rosyjskimi, które usiłowały zdobyć stolicę. W nocy 5/6 września 1794 r. wojska pruskie uznały się za pobite i ruszyły do Wielkopolski, zaś za Pilicę odeszły wspierające je wojska rosyjskie. Warszawa była wolna. Nie można również pominąć okoliczności, że letnie oblężenie Warszawy było największą bitwą całej insurekcji kościuszkowskiej. Liczebność wojsk polskich sięgała około 50 tys. żołnierzy. Na tę liczbę składały się zarówno dobrze wyposażone i wyszkolone oddziały, będące jednak w mniejszości, jak również gorzej przygotowane jednostki mieszczaństwa oraz kosynierów. Po przeciwnej stronie stanęło 30 tys. świetnie wyszkolonych, zawodowych żołnierzy pruskich, wspomaganych przez 13-tysięczny korpus rosyjski. Chociaż oblężenie trwało od 13 lipca, to do walnego starcia doszło pod koniec sierpnia. 26 sierpnia pod nieobecność ks. Józefa Poniatowskiego wojska polskie utraciły tzw. szwedzkie góry, które obecnie można umieścić na pograniczu dzielnic Bielany i Bemowo. Dwa dni później 28 sierpnia doszło nad ranem do walnego szturmu wojsk pruskich na najsłabszy północny fragment umocnień Warszawy. Najcięższe i decydujące walki miały miejsce w Olszynce Powązkowskiej, która nota bene istnieje do dnia dzisiejszego u zbiegu ul. Broniewskiego i Trasy AK. Wojska polskie pod dowództwem Jana Henryka Dąbrowskiego kilkukrotnie były spychane do rzeczki Rudawki. Z uwagi na powagę sytuacji i niebezpieczeństwo załamania się frontu, interweniował osobiście Tadeusz Kościuszko prowadząc do walki

5 września 1935 roku Pierwsza Dama Maria Mościcka dokonała odsłonięcia pomnika Marii Skłodowskiej-Curie. Przymiarki do upamiętnienia wielkiej uczonej następowały jeszcze przed jej śmiercią. W 1932 r. Ludwika Nitschowa wyrzeźbiła statuę siedzącą Skłodowskiej, przeznaczoną do Instytutu Radowego przy Wawelskiej, zawdzięczającego powstanie uczonej. Wybór artystki nie był przypadkowy: prezesem Komitetu Instytutu był jej mąż, prof. Roman Nitsch, wybitny medyk. Zważywszy na walory artystyczne rezultatów, przymkniemy oko na ten oczywisty akt protekcji. Właściwy pomnik powstał w rok po śmierci Skłodowskiej i wyszedł spod dłuta, oczywiście, Nitschowej. Przedstawiał uczoną w postawie stojącej, a właściwie przechadzającej się w zamyśleniu. Pomnik odlano w zakładzie Bracia Łopieńscy ustawiono na skwerze przed Instytutem. Na cokole umieszczono napis „Marji / Skłodowskiej-Curie / Stolica / 1935”. W odróżnieniu od wielu warszawskich pomników, ten przetrwał okupację. Został jednak uszkodzony przez pacyfikujących Ochotę żołnierzy RONA, którzy zabawiali się strzelaniem do niego. W latach '90 przeszedł renowację, jednak ślady po kulach zachowano jako pamiątkę tragicznej przeszłości dzielnicy. Zdjęcie przedstawia uroczystość odsłonięcia pomnika i pochodzi z Narodowego Archiwum Cyfrowego.

You don't have permission to register