opis

skpt.warszawa@gmail.com

Kartka z Kalendarza

Wrzesień 2020

Są takie portrety, które "przyklejają" się do przedstawianej osoby i niepodzielnie kształtują zbiorowe wyobrażenie o jej wizerunku. Nie inaczej jest w narodowej świadomości Polaków: wszyscy mamy w głowie wygląd Mickiewicza, Moniuszki czy Modrzejewskiej. Jednak zapewne nie zdajemy sobie sprawy, że autorem tych ikon jest jedna osoba; oczywiście warszawiak. 30 września 1830 roku urodził się w Warszawie Jan Mieczkowski, fotograf. Pochodził z zamożnej rodziny ziemiańskiej, jednak wcześnie został sierotą. Pozbawiony majątku przez nieuczciwych krewnych, został uczniem Karola Szczodrowskiego, malarza i dagerotypisty. W wieku siedemnastu lat został wędrownym dagerotypistą, a po kilku latach otworzył przy Senatorskiej własny zakład. W 1856 roku przeniósł się do nowowybudowanego Hotelu Europejskiego. Najwyraźniej jednak przeinwestował, bo zbył atelier i znów został wędrownym fotografem. Powrócił do Warszawy w 1861 roku. Znów odnosił sukcesy, jego prace dostawały liczne nagrody, klienci dopisywali. Próbował też szczęścia w innych dziedzinach, od rolnictwa do wydawania prasy. W 1880 jednak padł ofiarą defraudacji, zbankrutował ponownie i wyjechał do Paryża. Epizod paryski przyniósł wiele cennych zdjęć, ale i kolejną porażkę w interesach. Nieuczciwy wspólnik i nieznajomość realiów doprowadzają Mieczkowskiego do kolejnego bankructwa i potajemnej ucieczki do Warszawy. Kolejne atelier, tym razem przy Miodowej, okazało się sukcesem. Gdy Mieczkowski umierał w 1889 roku był już człowiekiem zamożnym, a zakład przejął syn Jan. Mieczkowski został zapamiętany jako fotograf, który umiał przyciągnąć do swojego atelier największe sławy epoki i przekuć to na sukces (choć służący bardziej nieuczciwym partnerom niż jemu samemu) biznesowy. Jego prace świadczą też jednak o tym, że był przenikliwym portrecistą, potrafiącym wydobyć indywidualne cechy modela. Jego wielką pasją był

29 września Kościół zachodni, w szczególności katolicy, anglikanie i luteranie, obchodzi święto Archanioła Michała, jeden z ważniejszych dni w tradycyjnym kalendarzu liturgicznym. Dzień św. Michała kończył sezon prac na roli: kończono sianie oziminy i sprzątano pola. Gospodarze rozwiązywali umowy z pracownikami najemnymi, a stałej służbie obcinali racje żywieniowe. Płacono czynsze i niektóre podatki. Kurpie tego dnia przekazywali staroście należny królowi miód. Ewangelicy w niedzielę po św. Michale obchodzą zaś Dziękczynne Święto Żniw. Archanioł Michał był i jest patronem bardzo popularnym w każdej właściwie epoce. Patronował rytownikom, złotnikom, jubilerom, szlifierzom oraz - co najistotniejsze - żołnierzom. Jednak jako pogromca Szatana i znak zwycięstwa Chrystusa nad grzechem i śmiercią był uniwersalnym świętym, niosącym pociechę w trudnych sytuacjach. Nie może więc dziwić, że znajdziemy w Warszawie wiele śladów kultu Archanioła Michała, począwszy przynajmniej od początku XVIII w. Dużej klasy dziełem sztuki jest niewątpliwie ołtarz Archanioła Michała i Wszystkich Aniołów w Bazylice Św. Krzyża (na zdjęciu z albumu "Serce Miasta"). Trudny do atrybucji, będący dziełem artystów pomorskich (Johannes Söffrens?) i warszawskich (Jerzy Eleuter Szymonowicz- -Siemiginowski?), niesie bardzo ciekawą treść ikonograficzną. Na głównym obrazie archanioł pokonuje, na czele zastępów anielskich, Smoka-Szatana. Ten sam motyw powtórzony jest rzeźbiarsko w zwieńczeniu ołtarza. Obraz w drugiej kondygnacji przedstawia Anioła Stróża, opiekującego się dzieckiem. Tenże sam anioł pojawia się jako rzeźba w dolnej kondygnacji, wskazując prowadzonemu dziecku zwycięskiego archanioła. Dzieła dopełnia inny archanioł, Rafał, szczęśliwie, po niedawnych pracach konserwatorskich, przywrócony na właściwe miejsce. Imię Archanioła Michała nosi drewniany kościół w Grodzisku (dzielnica Białołęka), pochodzący z XVIII w., ale o historii sięgającej jeszcze XVI stulecia. Od

Zwiedzanie Wschowy zaczynamy od ratusza, symbolu miejskiej samorządności. W obecnej formie pochodzi z połowy XIX i reprezentuje modny wówczas styl arkadowy, zachowały się jednak elementy z minionych epok, w tym późnogotycka, sklepiona sala.Niedaleko ratusza znajduje się wschowski zamek starościński, zwany też dumnie Królewskim. Pochodzi z czasów Kazimierza Wielkiego, jednak liczne przebudowy zatarły jego cechy stylowe. Wciąż to jednak urokliwe miejsce, by napić się dobrej kawy lub zjeść lody w zamkowej restauracji.Wschowa była jednym z najważniejszych ośrodków protestantyzmu w dawnej Rzeczypospolitej. Unikatowym zabytkiem jest ewangelicki kościół Żłóbka Chrystusowego z XVII wieku. Obecnie kościół jest remontowany po latach zaniedbania i dewastacji.Kościół ewangelicki we Wschowie jest obecnie niedostępny do zwiedzania, jednak część jego wyposażenia można obejrzeć w Muzeum Ziemi Wschowskiej. Zbiory placówki są bardzo bogate; prócz pamiątek po protestantach warto zwrócić szczególną uwagę na cenną kolekcję portretów trumiennych.Prawdopodobnie najcenniejszym zabytkiem Wschowy jest cmentarz ewangelicki, założony w 1609 roku, co czyni go jedną z najstarszych istniejących nekropolii w Polsce. Na cmentarzu znajduje się przebogaty zbiór sztuki sepulkralnej, nagrobków i kaplic, od renesansu po wiek XX.Nad Wschową dominuje sylweta kościoła farnego św. Stanisława. Świątynia przylega do piętnastowiecznych murów miejskich, których spore odcinki zachowały się do naszych czasów.Sklepienie prezbiterium kościoła św. Stanisława we Wschowie zdradza średniowieczne pochodzenie świątyni, jednak wystrój wnętrz jest efektem osiemnastowiecznej, barokowej przebudowy.Pamiątką po epoce Kontrreformacji jest we Wschowie, jak to w wielu miastach Rzeczypospolitej, klasztor franciszkanów. Zespół klasztorny zachował charakterystyczny układ przestrzenny, z dziedzińcem odpustowym i krużgankami z Drogą Krzyżową.Odwiedzając Wschowę trudno się nie zachwycić barokowym wnętrzem franciszkańskiego kościoła św. Józefa. Jednym

Dążenie do bycia wiecznie młodym nie jest rzeczą nową. Nie tylko dzisiejsze celebrytki starają się pokazać światu jako najmłodsze z młodych, a przy okazji utalentowane i doświadczone. Dziś pomaga botoks i liftingi. Kiedyś jednak było łatwiej. Wystarczyło pomajstrować przy dacie urodzenia, a przecież i tak nikt z bliska i zbyt często nie będzie się przyglądał. Z tego właśnie powodu dziś możemy świętować sto trzynaste urodziny Hanki Ordonówny. Jest to jedna z wielu prawdopodobnych dat. Niektórzy badacze twierdzą, że urodziła się dwa lata wcześniej, w 1900 roku, chociaż w ostatnim pozostałym po niej dokumencie widnieje rok 1905. Nie nam to jednak rozstrzygać. Hanka Ordonówna, właściwie Maria Anna Tyszkiewiczowa zd. Pietruszyńska, była jedną z najbardziej znanych polskich przedwojennych piosenkarek. Zadebiutowała jako baletnica w 1916 roku. Szybko jednak zauważyła, że lepiej potoczy się jej kariera, jeśli poświęci się śpiewaniu. Zaczynała w Lublinie, gdzie zyskała popularność śpiewając piosenki o tematyce żołnierskiej. Jednak już w 1919 roku teatr dla którego pracowała przestał istnieć, więc przeniosła się z powrotem do rodzinnej Warszawy. Od marca 1923 roku współpracowała z kabaretem Qui Pro Quo. Jednak bezgraniczną miłość publiczności zaskarbiła sobie wykonaniem piosenki "Miłość ci wszystko wybaczy". W czasie wojny początkowo przebywała w Warszawie. Tu też została aresztowana i uwięziona na Pawiaku, skąd została zwolniona dzięki staraniom męża, hrabiego Michała Tyszkiewicza. Wtedy małżonkowie wyjechali do Wilna, gdzie później, po aneksji Litwy przez ZSRR, zostali aresztowana przez NKWD. Artystka została przewieziona do łagru w Uzbekistanie, zaś hrabiego wywieziono w głąb Rosji. Dzięki układowi Sikorski-Majski, Ordonówna została uwolniona. Początkowo założyła teatr w Tocku, potem zaś

Prawdopodobnie każdy miłośnik Warszawy zna kilka najbardziej klasycznych filmów z tym miastem w roli głównej. Wśród nich, niechybnie, znajdzie się miedzy innymi "Przygoda na Mariensztacie" - pierwszy powojenny, warszawski musical. Jak w każdym musicalu, w tym również, muzyka jest niezwykle istotna. Dziś więc, w sto dziewiętnastą rocznicę urodzin, słów kilka poświęcimy kompozytorowi - Tadeuszowi Sygietyńskiemu. Urodzony w Warszawie, całkiem szybko wyjechał do Lwowa do szkoły muzycznej. Z powodu nie najlepszej sytuacji materialnej, zmuszony został, już jako 14 latek, do udzielania korepetycji. Pracował wtedy z chórami Konserwatorium i Opery Lwowskiej. W 1911 roku wrócił do Warszawy. Jako kompozytor zadebiutował dwa lata później Kantatą na 100. rocznicę śmierci Księcia Józefa Poniatowskiego. Studiował na wielu zachodnich uniwersytetach. Nie tylko muzykę, ale również etnografię i medycynę. Lata dwudzieste upłynęły Sygietyńskiemu na podróżach po Bałkanach i pracy nad chórami i filharmoniami, z których część sam założył. Etnograficzne wykształcenie pozwoliło mu na pracę z tekstami ludowymi, do których wielu skomponował melodie, znane nam do dzisiaj. Ale to również dzięki tej wiedzy, mógł w latach pięćdziesiątych założyć jeden z najbardziej znanych polskich zespołów folklorystycznych, czyli Zespół Pieśni i Tańca "Mazowsze", którego dyrektorem był do śmierci, czyli do 1955 roku

22 września 1882 roku zmarł w Warszawie ks. Leopold Marcin von Otto, luterański duchowny i działacz narodowy, który wywarł wielki wpływ na tożsamość narodową warszawskich i cieszyńskich ewangelików. Urodził się w Warszawie w 1819 roku, w rodzinie o korzeniach francuskich (hugenockich), która do Polski przybyła z Saksonii za czasów Augusta II. Tu spolonizowała się i otrzymała indygenat. Leopold był synem Jakuba, oficera kawalerii, uczestnika insurekcji kościuszkowskiej. Leopold Otto ukończył gimnazjum w 1839 roku, po czym studiował ekonomię w Dorpacie (Tartu) i teologię w Berlinie. Po powrocie do Królestwa objął stanowisko proboszcza w Piotrkowie Trybunalskim, a następnie II proboszcza parafii warszawskiej. Był duchownym zaangażowanym społecznie, organizował przedsięwzięcia charytatywne, ale przede wszystkim starał się wzmocnić pozycję języka polskiego w życiu warszawskiego zboru. W 1849 roku zaczęto po polsku prowadzić protokoły zgromadzeń parafialnych. W 1860 wprowadzono polskie nabożeństwa wielkopiątkowe. W 1861 roku posunięto się dalej i zrównano nabożeństwa główne - był to jeden z kroków, który postawił Otto w otwartym konflikcie z władzami publicznymi i kościelnymi. Tu warto przypomnieć, że Otto zajmował przez cały ten okres jedynie stanowisko II proboszcza, a I proboszcz, a zarazem superintendent generalny Królestwa Polskiego, Juliusz Ludwig był zdecydowanie lojalny wobec władz i przeciwny polonizacji zboru. Działalność publiczna Otto była również jednoznacznie propolska. Brał udział w pogrzebie "pięciu poległych". Był członkiem Dyrekcji Konstablów, ochotniczej straży obywatelskiej, a następnie członkiem Rady Miejskiej. Organizował w kościele Św. Trójcy nabożeństwa patriotyczne, a po brutalnej pacyfikacji nabożeństw w katedrze i kościele św. Anny dołączył do akcji zamykania warszawskich świątyń. Został aresztowany 27 października 1861 roku i

Dnia 21 września 1845 we francuskim Passy w wieku zaledwie 47 lat zmarła na raka piersi Klementyna z Tańskich Hoffmanowa, znana wielu warszawiakom i nie tylko przede wszystkim jako patronka najstarszego, i jednego z lepszych, stołecznych liceów ogólnokształcących. Hoffmanowa była z wykształcenia humanistką, specjalizującą się w historii, literaturze i językach, pracowała jako pedagog, wizytator i "eforka" - nazdzorczyni czy kierowniczka dwóch szkół żeńskich w Warszawie. Jednocześnie parała się działalnością literacką, również mocno pedagogizującą. Miała ambicję stworzenia kanonu literatury dziecięcej. Przytaczanie dorobku Hoffmanowej zajęłoby kilka dobrych przewinięć ekranu, dość powiedzieć tylko, że wśród jej dzieł znajdziemy powiastki dla dzieci, moralitety, powieści historyczne, krótkie dramaty i artykuły do gazet. Literaturą i działalnością społeczną zajmowała się Hoffmanowa również po powstaniu listopadowym, kiedy to wraz z mężem, historykiem i prawnikiem Karolem Hoffmanem, wyemigrowała do Francji. Jej działalność na emigracji spowodowała nadanie jej pseudonimu "matki polskiej emigracji". Po kilku nieudanych kuracjach mających na celu wyleczenie raka, zmarła we Francji i jest pochowana na cmentarzu Pere Lachaise w Paryżu. Działalność Hoffmanowej była przez współczesnych, jak również przez potomnych, oceniana wysoko, choć im więcej czasu upływało od jej śmierci, tym silniej jej konserwatyzm obyczajowy i tradycyjne podejście do stosunków społecznych było krytykowane i konfrontowane z nowszymi podejściami, choćby Narcyzy Żmichowskiej czy Gabrieli Zapolskiej. Na zdjęciu wybudowany po wojnie gmach, w którym w latach 1961-2013 mieściło się liceum ogólnokształcące, którego patronką jest nasza dzisiejsza bohaterka.

Kościół św. Idziego góruje nad Inowłodzem. Legenda głosi, że świątynia została ufundowana przez Władysława Hermana w podzięce za narodziny syna, Bolesława, z małżeństwa z Judytą z Przemyślidów. Książę miał wysłać poselstwo do opactwa św. Idziego w dzisiejszym Saint Gilles, gdzie mnisi mieli się modlić o dar potomstwa. Aktualne badania przesuwają powstanie świątyni do czasów panowania samego Bolesława Krzywoustego. Kościół św. Idziego góruje nad Inowłodzem. Legenda głosi, że świątynia została ufundowana przez Władysława Hermana w podzięce za narodziny syna, Bolesława, z małżeństwa z Judytą z Przemyślidów. Książę miał wysłać poselstwo do opactwa św. Idziego w dzisiejszym Saint Gilles, gdzie mnisi mieli się modlić o dar potomstwa. Aktualne badania przesuwają powstanie świątyni do czasów panowania samego Bolesława Krzywoustego.Obecna forma kościoła św. Idziego w Inowłodzu jest wynikiem rekonstrukcji z lat 30. XX w. Kościół jeszcze przed I wojną światową był w stanie ruiny, a zniszczenia dopełniły działania wojenne. W wyniku prac pod kierunkiem Wilhelma Henneberga podwyższono mury obwodowe, dodając fryz arkadowy – na podstawie odnalezionych fragmentów. Dodatkowo podwyższono wieżę.Synagoga w Inowłodzu powstała na pocz. XIX w. Aktualnie mieści się w niej sklep spożywczy. We wnętrzu między oknami zachowały się jedyne w Polsce dwie tablice (w języku rosyjskim i hebrajskim) z inskrypcjami z modlitwą za panującego władcę – Mikołaja II.W Inowłodzu w czasach panowania Kazimierza III Wielkiego wzniesiono zamek na planie prostokąta. Składał się on z dwóch skrzydeł północnego i zachodniego oraz oktagonalnej wieży w północno wschodnim narożniku i kwadratowej w południowym boku. Obecnie zamek jest trwałą ruiną, choć pojawiają się plany jego odbudowy.Niedaleko Pilicy

17 września przypada w kościele rzymskokatolickim wspomnienie św. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego, arcybiskupa warszawskiego doby powstania styczniowego, wieloletniego zesłańca oraz wyjątkowego kapłana. Pomimo swoich zasług oraz zaliczenia do grona świętych jest to ciągle postać mało znana nawet w Warszawie. Zanim przypomnimy biogram patron dnia dzisiejszego powiedzmy kilka słów o cudzie jaki nastąpił jakoby za wstawiennictwem Zygmunta Szczęsnego Felińskiego i legł u podstaw jego kanonizacji. W 2008 r. Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych promulgowała dekret uznający cud dokonany za wstawiennictwem błogosławionego Zygmunta Szczęsnego Felińskiego, dotyczący uzdrowienia Bożeny Zelek - siostry ze Zgromadzenia Sióstr Rodziny Maryi, założonego przez abp. Felińskiego. Cierpiała ona na zanik szpiku. Jej stan był beznadziejny i zagrażający życiu. Siostra trafiła do kliniki w 2004 r. Krakowie pod obserwację specjalistów. Jej stan ciągle się pogarszał. Siostry zanosiły więc modlitwy przez wstawiennictwo błogosławionego Zygmunta, po czym nastąpiła nagła i niewytłumaczalna poprawa jej stanu zdrowia. Feliński urodził się w 1822 r. pod Łuckiem na Wołyniu jako siódme z jedenaściorga dzieci. Kiedy Zygmunt miał 17 lat jego matka została zesłana na Syberię za udział w konspiracyjnej organizacji. Dzięki pomocy rodziny mógł on jednak podjąć studia na wydziale matematyki Uniwersytetu Moskiewskiego. Następnie przeniósł się do Paryża, gdzie studiował na Sorbonie. W tym też czasie Zygmunt Szczęsny Feliński nawiązał znajomość z Juliuszem Słowackim. Na wieść o wybuchu powstania wielkopolskiego w 1848 r. rusza do Wielkopolski, gdzie bierze udział w bitwie pod Miłosławiem i zostaje ranny. Te doświadczenia prowadzą go do decyzji o wstąpieniu do seminarium, aby przez posługę duchowną służyć narodowi. Kończy seminarium w St. Petersburgu i tam przy

15 września 1971 rozpoczęła się w Warszawie epoka wielkiej płyty. Uruchomiono tego dnia Warszawską Fabrykę Domów na Wyczółkach. Nowoczesna technologia miała wprowadzić warszawskie budownictwo mieszkaniowe w nową epokę. Niewątpliwie wprowadziła. Oddajmy jednak głos "Stolicy": "15 IX, na dwa tygodnie przed planowanym terminem, przekazano do technologicznego rozruchu warszawską "Fabrykę Domów", wybudowaną na radzieckiej licencji, w ciągu roku przy pracy dwuzmianowej dostarczać będzie ona elementy prefabrykowane do zmontowania 8700 izb, a przy systemie pracy trzyzmianowej - 13000 izb. W uroczystości uczestniczyli członkowie egzekutywy KW PZPR z zastępcą członka Biura Politycznego, I sekretarzem KW Józefem Kępą, minister Budownictwa i Przemysłu Materiałów Budowlanych Andrzej Giersz, przewodniczący Prezydium St. RN Jerzy Majewski, obecny był także radca ambasady ZSRR w Warszawie, przedstawiciel radzieckiego Komitetu Współpracy Gospodarczej z Zagranicą - Anatolij Cepow. Dyr. Jan Wieczorek z "Budomontażu" złożył w imieniu wszystkich wykonawców zobowiązanie zakończenia rozruchu całości urządzeń do 6 grudnia br. - dnia VI Zjazdu Partii, a więc o 25 dni wcześniej niż planowano (W efekcie do końca roku fabryka dostarczy elementów na 230 izb do pierwszych trzech bloków mieszkalnych osiedla Stegny). I sekretarz KW J. Kępa podziękował w imieniu egzekutywy oraz gospodarzy miasta wszystkim wykonawcom za realizację trudnego zadania życząc im sukcesów w pracy produkcyjnej. Podziękowanie twórcom fabryki złożył również min. A. Giersz, stwierdzając, że uruchomienie tej wytwórni otwiera nowy etap w budownictwie mieszkaniowym. Z aplauzem spotkało się przemówienie kierownika grupy specjalistów radzieckich Wiaczesława Tokariewa." Pierwszym osiedlem, zbudowanym w technologii wielkopłytowej, w systemie "szczecińskim", były - jak możemy przeczytać powyżej - Stegny. Kolejnym - Ursynów Północny. Fabryka działała do początku

14 września 1936 roku zmarł w Warszawie Czesław Domaniewski, architekt i akademik. Urodził się w rodzinie ziemiańskiej w Sieradzkiem. Do gimnazjum uczęszczał w Warszawie, po czym wstąpił do petersburskiej Akademii Sztuk Pięknych. Ukończył ją w 1889 roku ze złotym medalem. Powrócił do Warszawy. Praktykę rozpoczął pod kierunkiem Józefa Piusa Dziekońskiego, po czym zatrudnił się na stanowisku architekta kolei Warszawsko-Wiedeńskiej. W tym czasie zaprojektował nowy budynek dworca Wiedeńskiego, tzw, Nową Poczekalnię; dworzec Kaliski w Łodzi, dworce w Kaliszu, Ciechocinku, Będzinie i Zawierciu. Jednak na architekturze kolejowej jego twórczość się nie kończyła. W 1902 roku zaprojektował kościół św. Kazimierza w Pruszkowie. W 1913 wzniósł szpital im. Karola i Marii na Lesznie. Z lat 20. pochodzą projekty gmachu Wojskowej Szkoły Inżynierii przy Nowowiejskiej, do dziś służących wojsku. Z licznych kamienic zachowała się na przykład ta przy Kopernika 11. W roku 1912 porzucił pracę na kolei i skoncentrował na pracy dydaktycznej, nie porzucając jednak projektowania. Najpierw wykładał w Wyższej Szkole Rolniczej, po czym zaangażował się w tworzenie Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej. Przez trzy trudne lata 1917-20 sprawował funkcję dziekana tego wydziału. Na emeryturę odszedł w 1929 roku, otrzymując godność Profesora Honorowego PW. Ilustracja za "Architektura i Budownictwo".

Dziś w ramach galerii #zwiedzajzskpt zabieramy Państwa do miasta, gdzie chrząszcz brzmi w trzcinie: do Szczebrzeszyna Wiele osób zatrzymuje się tu tylko po to, żeby zrobić sobie fotkę ze słynnym pomnikiem chrząszcza na rynku, po czym ucieka dalej. A szkoda, bo Szczebrzeszyn ma naprawdę wiele do zaoferowania.Zresztą wspomniany pomnik na szczebrzeszyńskim rynku nie jest jedynym upamiętnieniem chrząszcza Brzechwy. Mniej znany, a pierwszy i prawidłowo usytuowany w trzcinie, wykonany z pnia lipowego, stoi około 500 metrów od rynku, u podnóża Góry Zamkowej.Po drugiej stronie ulicy i rzeki Wieprz znajduje się XIX-wieczny młyn wybudowany z inicjatywy hrabiego Maurycego Zamoyskiego. W okresie międzywojennym był największym młynem w województwie lubelskim pod względem przemiału zboża, a nocą dostarczał energię elektryczną do oświetlania szczebrzeszyńskich ulic.Najstarszym zabytkiem Szczebrzeszyna jest dawna cerkiew unicka. Budynek pochodzi z 1560 roku, a został wybudowany na fundamentach wcześniejszej romańskiej świątyni. Po ustanowieniu unii brzeskiej (1596) cerkiew przejęli unici. Obecnie jest filią parafii prawosławnej św. Jerzego w Biłgoraju.We wnętrzu od 2010 roku można podziwiać fragmenty malowideł z XVI i XVII wieku, które przez wiele lat znajdowały się pod grubą warstwą tynku.Miasto zamieszkiwała też spora społeczność żydowska. Przed wojną stanowili połowę 8-tysięcznego Szczebrzeszyna. Pamiątką po nich jest odbudowana w latach 50-tych XVII-wieczna synagoga.Kolejną pozostałością po szczebrzeszyńskich Żydach jest cmentarz. Najstarsza zachowana macewa pochodzi z 1545 roku.W Szczebrzeszynie warto też zwiedzić przyklasztorny kościół św. Katarzyny z XVII wieku. Obok niego, w widocznych na zdjęciu, jasnoróżowych budynkach poklasztornych mieści się dzisiaj szpital.Nie wyjechalibyśmy ze Szczebrzeszyna z czystym sumieniem bez pokazania kościoła farnego. Kościół pw. Św. Mikołaja z

Warszawa obchodzi dziś rocznicę powstania teatru powszechnego w Warszawie, co de facto oznacza 250 lat istnienia Teatru Narodowego. Z tego też powodu, przygotowana została specjalna, jubileuszowa premiera (ponownie, po tylu latach) spektaklu "Cud mniemany, czyli Krakowiacy i Górale". Nieco później, "zaledwie" 186 lat temu, w 1829 roku, w związku z sukcesami teatru powszechnego w Warszawie, cudem znajdującego środki na utrzymanie, powołana została nowa scena - Teatr Rozmaitości. Rozmaitości zawsze były miejscem dla eksperymentów, spektakli nieco bardziej alternatywnych, niż te w głównym nurcie, ale również stanowiła idealne miejsce dla przedsięwzięć bardziej kameralnych niż te wystawiane na scenie Teatru Narodowego. Polityczny klimat Warszawy niewątpliwie miał wpływ na decyzje związane z repertuarem teatru. Klęska powstania listopadowego, zamknęła niektóre drogi zarówno dyrektorom, jak i reżyserom teatru. Związane było to z faktem, iż Teatr Rozmaitości niemal do końca swojej działalności funkcjonował jako teatr rządowy, wchodząc w skład Warszawskich Teatrów Rządowych. Właśnie, do końca działalności. A przecież funkcjonuje w Warszawie w tym momencie teatr, co prawda nazywa się TR, ale skrót ten pochodzi od nazwy Teatr Rozmaitości. To w końcu o scenę dla tego teatru toczy się batalia przy okazji tworzenia projektu gmachu Muzeum Sztuki Nowoczesnej na placu Defilad. Wątpliwości rozwiewa fakt, że pierwsze Rozmaitości zostały zamknięte w 1919 roku, drugie zaś powołano w latach siedemdziesiątych. Od tego czasu, z sukcesami funkcjonuje na warszawskim rynku, jako scena jeszcze bardziej alternatywna względem współczesnych repertuarowych teatrów, wystawiając spektakle Krzysztofa Warlikowskiego, Krystiana Lupy, Jana Klaty i obecnego dyrektora artystycznego Grzegorza Jarzyny. Na ilustracji afisz Teatru Rozmaitości z 1854 roku, za polona.pl

You don't have permission to register