Kartka z kalendarza – 30 października
Niektórzy starsi warszawiacy o okolicach stacji metra Wilanowska wypowiadają się per "Dworzec Południowy". Rzeczywiście, jeżdżą teraz stamtąd pekaesy do Piaseczna czy Góry Kalwarii, a nawet autobusy dalekobieżne firmy z bocianem w logo, ale etymologia tej nazwy prowadzi nas aż do czasów zamierzchłych, bo do 30 października 1898 roku. W latach 1943-1968 był bowiem Dworzec Południowy stacją początkową Kolejki Grójeckiej, czyli sieci wąskotorowych linii kolejowych operujących na południe od Warszawy, w szczytowym okresie sięgających Grójca, Piaseczna, Iwiczny, Konstancina czy nawet Nowego Miasta nad Pilicą. Kolejka została zbudowana z inicjatywy Eugeniusza Paszkowskiego, za pieniądze hrabiego Tomasza Zamoyskiego i księcia Stefana Lubomirskiego. Miała ona za zadanie dostarczać cegły i budulec z położonych na południe od Warszawy zakładów, a rychło okazało się, że równie przydatna jest do przewożenia pasażerów. Początkowo pierwsza stacja kolejki znajdowała się tuż za rogatkami mokotowskimi, na Pl. Unii Lubelskiej, później sukcesywnie wyprowadzano kolej z miasta, aby na dłużej zakotwiczyła ona na wspomnianym dworcu Warszawa Południowa. Kolejka miała rozstaw szyn 1000 mm, a jeżdżący na niej przed wojną tabor był produkowany po części w Polsce - w zakładach Lilpopa oraz we własnych warsztatach w Piasecznie. Znaczenie kolejki było największe przed wojną i w czasie okupacji, kiedy kolejka zaopatrywała Warszawę w żywność. Wraz z rozwojem sieci dróg, umożliwiających efektywniejsze poruszanie się po okolicy oraz upadkiem prywatnych cegielni, kolejka traciła na znaczeniu i skracano jej trasę, najpierw przestała jeździć między Warszawą a Piasecznem, w roku 1988 zamknięto odcinek Grójec-Nowe Miasto,w 1991 zawieszono regularne przewozy pasażerskie, a w 1996 towarowe, Obecnie linia jest przejezdna jedynie na odcinku
Kartka z kalendarza – 27 października
Nikt nie mógł tego przewidzieć, ale z perspektywy czasu wiemy, że jeśli pod jakiś budynek został położony kamień węgielny w październiku 1938 roku, to szansa na jego ukończenie była niewielka. Tak też się stało w przypadku obchodzącego dziś 77 rocznicę wydarzenia: symbolicznego rozpoczęcia budowy domu Centrali Związku Kupców. Czym była Centrala Związku Kupców? Była to organizacja zrzeszająca średnie i wielkie kupiectwo żydowskie. Powstała w wyniku przekształcenia Związku Kupców miasta Warszawy w organizację ogólnokrajową, co okazało się koniecznością w związku z rosnącymi wpływami tej organizacji poza granicami Warszawy. Swój największy rozkwit przeżywała w latach trzydziestych XX wieku. W 1932 roku istniało 489 oddziałów na terenie Polski, a zrzeszonych w nich było ponad 30 tysięcy placówek handlowych. W związku z wielkością stowarzyszenia, niezbędna była odpowiedniej wielkości siedziba. Zaprojektował ją niezbyt znany duet architektów: Ludwik Paradistal i Ludwik Krakowski. Inwestycja rozpoczęła się pod koniec lat trzydziestych, ale świetlane plany pokrzyżował wybuch wojny. Przed wojną zdążył powstać tylko żelbetowy szkielet trzypiętrowego biurowca, o dość zawadiackim kształcie. Nieregularny plan budynku wynikał z chęci wykorzystania niemal całej powierzchni działki wciśniętej między istniejące już budowle Banku Landaua i Resursy Kupieckiej. Wojna przerwała prace, a okres socrealizmu przyniósł realną perspektywę wyburzenia istniejącej konstrukcji w celu przebudowy plachu Dzierżyńskiego (obecnie Bankowego). Jednak zanim doszło do realizacji, projekt nowego placu został porzucony a budynek Centrali Związku Kupców wykończono jako biurowiec. Gmach przetrwał do dziś, wciśnięty między Bank Landaua, Pałac Mniszchów i blok pl. Bankowy 4. Mieści Mazowieckie Centrum Edukacji Samorządowej. Zdjęcie: Google Street View PS. Repost wpisu, poprzednie zdjęcie zostało oprotestowane przez autora.
Kartka z kalendarza – 27 października
27 października 1985 zmarła w Warszawie Tola Mankiewiczówna, śpiewaczka operowa, piosenkarka i aktorka. Jedna z największych gwiazd scen i ekranów przedwojennej Warszawy. Urodziła się w 1900 roku na obrzeżach Mazowsza, we wsi Bronowo koło Wizny jako Teodora Oleksa. Po ukończeniu gimnazjum studiowała fortepian w Konserwatorium Warszawskim oraz - prywatnie - śpiew i grę aktorską. Zadebiutowała w Krakowie, jednak szybko związała się z Operą Warszawską, gdzie wykonywała role sopranu lirycznego. W latach 1924-28 studiowała wokalistykę w Mediolanie. W 1931 roku odeszła z Opery i związała się z lżejszą muzą: występowała w rewiach i teatrach muzycznych, nagrywała płyty i grała w filmach. Wraz z Aleksandrem Żabczyńskim stworzyła gwiazdorski duet. Wystąpili w tak popularnych filmach jak "Manewry miłosne" i "Pani minister tańczy". Mankiewiczówna występowała z powodzeniem również za granicą, w tym w europejskiej stolicy rozrywki, Berlinie. W 1935 roku wyszła za Tadeusza Raabego, adwokata z zawodu, a kolekcjonera z zamiłowania. Okupację spędziła w Białymstoku i ponownie w Warszawie. Po wojnie kontynuowała karierę, występując w Teatrze Nowym i Operetce Warszawskiej. Po śmierci męża w 1975 roku zeszła ze sceny, a jego kolekcję (m.in. ceramiki holenderskiej) przekazała muzeum wawelskiemu. Została pochowana na Cmentarzu Ewangelicko-Reformowanym. Na ilustracji kadr z filmu "Parada rezerwistów" z 1934 roku, za filmpolski.pl.
Kartka z kalendarza – 23 października
Właśnie dziś swoje 68. urodziny obchodziłby jeden z najsilniej kojarzonych z Warszawą piłkarzy - Kazimierz Deyna. Obchodziłby, gdyby pewnego sierpniowego wieczoru w roku 1989 nie usiadł po pijanemu za kierownicą swojego dodge'a i nie wjechał w prawidłowo zaparkowaną ciężarówkę. Deyna, podobnie jak "Sen o Warszawie" jest stałym elementem "wystroju" meczów stołecznej Legii, w tym klubie spędził większość swojej sportowej kariery, choć sam zawodnik z Warszawą nie miał żadnych związków; urodził się w Starogardzie Gdańskim, a w piłkę zaczynał grać w gdańskim Włókniarzu i w ŁKS Łódź, w którego barwach zadebiutował w I lidze. Jak jednak większość zdolnych piłkarzy w tamtym czasie, w 1967 roku otrzymał powołanie do wojska, co w przypadku piłkarza równało się transferowi do CWKS. W Legii szybko wyrósł na lidera środka pola, w ogóle przez analityków futbolu uważany jest za jednego z lepszych pomocników w historii piłki. Jego znakiem firmowym, poza niekonwencjonalnymi podaniami i przeglądem pola, były słynne "rogale" czyli strzały z rzutów wolnych i rożnych, po których często padały bramki. Co ciekawe, poza Warszawą był, jak cała Legia, znienawidzony, czego najlepszym dowodem gwizdy na Stadionie Śląskim po tym jak publiczność dowiedziała się kto strzelił dającą nam, jak się później okazało awans do finałów MŚ'78 bramkę. Jego międzynarodowa kariera klubowa była długo blokowana przez władze PRL, co uzasadniano tym, że oficer LWP nie może udać się grać w piłkę w krajach NATO; na wyjazd pozwolono mu dopiero na jesieni 1978 roku, kiedy miał już 29 lat. Deyna wybrał, a w zasadzie jemu wybrano w zamian za dewizy i sprzęt dla
Zwiedzaj z SKPT – Oleśnica
Dotrwaliśmy do piątku, a to oznacza kolejną galerię z cyklu #zwiedzajzskptordie. Zapraszamy dziś Państwa do dolnośląskiego miasta, gdzie miłośnicy historii na pewno nie będą się nudzić: do Oleśnicy. Zapewne najcenniejszym zabytkiem Oleśnicy jest zamek. Gdy w 1320 r. miasto zostało stolicą księstwa oleśnickiego i miastem rezydencjalnym założyciela oleśnickiej gałęzi Piastów, księcia Konrada I, na miejscu dawnej przygranicznej fortyfikacji rozpoczęto budowę murowanego zamku na rzucie nieregularnego czworoboku. Po piastach zamek przejęli czescy Pobieradowie, którym zawdzięczamy obecny jego wygląd (lata 1542-1616). Po 1945 mieścił się tu szereg instytucji, niestety nie zawsze dbających o stan budynku. Stosunkowo od niedawna zamek udostępniony jest zwiedzającym. Widoczny z okna zamkowego zabudowany korytarz łączący zamek z bazyliką, o której więcej na kolejnym zdjęciu. Dawny kościół zamkowy, dziś Bazylika Mniejsza pw. Jana Chrzciciela, powstał w XIII wieku jako gotycka budowla orientowana. W późniejszych wiekach został rozbudowany. Widoczne na zdjęciu kaplice powstały na przełomie XV i XVI wieku, a wieża uzyskała swoją wysokość i kształt w 1621 roku. We wnętrzu warto bliżej przyjrzeć się wyjątkowo pięknej manierystycznej ambonie z 1605 roku. Podtrzymuje ją postać św. Krzysztofa. Na korpusie widnieją postacie czterech ewangelistów, a na schodkach św. Jana Chrzciciela, Mojżesza i św. Pawła. Za amboną widoczny jest fragment empory, otaczającej nawę główną. Empory są charakterystycznym elementem dla kościołów ewangelickich. W istocie kościół w latach 1538-1945 służył właśnie ewangelikom. W Oleśnicy znajduje się jedna z najstarszych synagog w Polsce. Ten gotycki budynek, być może wzorowany na Synagodze Staronowej z Pragi, istniał już na pewno w 1417. Mieściła się w nim drukarnia hebrajska, będąca pierwszą drukarnią w
Kartka z kalendarza – 22 października
Powoli zbliża się listopad, który to miesiąc dał nazwę jednemu z wielkich polskich powstań. Warto zatem przypomnieć dziś osobę, która była z nim i z Warszawą związana. Wspominamy dziś rocznicę śmierci Romana Sołtyka, który zmarł 22 października 1843 r. w Saint-Germain-en-Laye we Francji. Urodził się w burzliwych czasach Sejmu Wielkiego, w 1790 r. w Warszawie. Był synem Stanisława Sołtyka, jednego z posłów na Sejm Czteroletni, który brał czynny udział w projektowaniu i wprowadzaniu Konstytucji 3 Maja. Młodość i studia Roman Sołtyk spędził w Paryżu, studiując na tamtejszej Politechnice. W 1807 r. powrócił do Polski i wstąpił w szeregi tworzącej się armii Księstwa Warszawskiego. Jego sytuacja materialna pozwoliła na ufundowanie kompanii artyleryjskiej, na czele, której stanął. Przeszedł z armią napoleońską cały szlak bojowy do Moskwy i z powrotem. W 1813 r. został wzięty do niewoli pod Lipskiem. Jak wielu polskich oficerów, po utworzeniu Królestwa Polskiego wstąpił do Armii Polskiej, jednak już w 1816 r. złożył dymisję. Brał czynny udział w życiu Królestwa, należąc do niepodległościowych organizacji. Związany był m.in. ze sprzysiężeniem Piotra Wysockiego, wraz ze swoim ojcem. Po wybuchu powstania listopadowego, wniósł wniosek na Sejmie o detronizację Mikołaja I jako króla polskiego. W armii powstańczej walczył w stopniu generała i odznaczył się nieugiętą wolą walki. To z kolej doprowadziło, iż po jego upadku musiał schronić się za granicą, we Francji. Ponieważ ciążył na nim zaoczny wyrok kary śmierci, do Polski już nigdy nie powrócił i zmarł jak wielu mu podobnych patriotów we Francji. Ilustracja za wikimedia.org
Kartka z kalendarza – 21 października
Każdy kto w Warszawie trafi do kiosku będzie w stanie znaleźć tam dwa miesięczniki: "Stolicę" i "Skarpę Warszawską". Wziąwszy je do ręki, czytelnik szybko zauważy, że ich profil jest bardzo zbliżony. Obie podejmują tematy historyczne, obu też zdarza się podejmować kwestie współczesne. Jednak nie o nich, dwóch niezależnych wydawnictwach, będzie dzisiaj mowa w szczególności. Na dzisiejszy dzień przypada siedemdziesiąta rocznica ukazania się pierwszego numeru "Skarpy Warszawskiej", tygodnika wydawanego przez Biuro Odbudowy Stolicy. Pierwszy numer ośmiostronicowej, ilustrowanej gazety w dużym formacie ukazał się 21 października 1945 roku. Gazeta była wydawana z wyraźnie podkreślającym jej zainteresowania podtytułem: "pismo poświęcone odbudowie stolicy - miasta i człowieka". Jednak "Skarpa" ukazywała się na rynku całkiem niedługo, ponieważ niewiele ponad rok później, 3 listopada 1946 roku, na jej miejsce weszła inna gazeta: "Stolica". Ta istniała nieco dłużej, bo do końca 1990 roku. Dzisiejsza "Skarpa Warszawska" jest wznowieniem pierwotnej "Skarpy", początkowo wydawanym jako dodatek do warszawskiej edycji "Echa Miasta". Już po kilku numerach okazało się, że ambicje redakcji i popyt na tego rodzaju prasę był wystarczająco duży, żeby utworzyć osobny magazyn, 72 stronicowy miesięcznik. Współczesna "Skarpa" ukazuje się od 2010 roku.
Kartka z kalendarza – 20 października
Skrzyżowanie ulic Chłodnej i Żelaznej bardzo często łączone jest z żydowską przeszłością tej części miasta. Widać ją nie tylko w pomnikach, ale również częściowo w zachowanej, przedwojennej architekturze. Przykładem tego może być jeden z bardziej znanych adresów warszawskiego getta, czyli budynek przy Chłodnej 20. Jednak zaraz obok tych ostańców znajdują się współczesne bloki, niewchodzące w relację z wcześniejszą architekturą. Ta czasoprzestrzenna wyrwa zainspirowała Jakuba Szczęsnego, architekta, do stworzenia artystycznego projektu - najwęższego domu, a przy okazji łącznika między przeszłością a teraźniejszością. I w ten sposób powstał Dom Kereta, otwarty dokładnie 3 lata temu, 20 października 2012 roku. Ale właściwie dlaczego jest on domem akurat Kereta? Szczęsny szukał osoby, która będzie na tyle otwarta na różne projekty, że będzie w stanie firmować go nazwiskiem. Jednak nie tylko to było decydujące. W przypadku Etgara Kereta wszystko się zgadzało: jest izraelskim pisarzem o polskich korzeniach i specjalizuje się w krótkich formach. Jego opowiadania często nie przekraczają objętości dwóch stron, ale i tak trafiają w punkt. Przez kilka lat współpracował z nieistniejącym już polskim czasopismem "Bluszcz". Dom Kereta miał być miejscem pracy artystów, często zapraszanych przez samego pisarza. Możliwe jest również zwiedzanie instalacji w godzinach podanych na stronie internetowej www.domkereta.pl. Najbliższa taka okazja nadarzy się w sobotę 24 października. Zdjęcie: wikimedia.org
Kartka z kalendarza – 19 października
19 października 1863 w miejskim ratuszu wybuchł pożar. Zdarza się, w dziewiętnastowiecznych miastach był to chleb powszedni. Tym jednak razem był to pożar szczególny; rzecz by można - polityczny. 2 października, a więc dwa tygodnie po pamiętnym zamachu, hrabia Berg, p.o. Namiestnika Królestwa Polskiego, wydał następujące rozporządzenie: „Miasto Stołeczne Warszawa przeszło od dwóch lat jest ogniskiem występków i głównym źródłem wszystkich nieszczęść, które spływają na kraj. Z tego powodu Rząd znajduje się zmuszony znakomicie zwiększyć wydatki krajowe, spowodowane tak smutnym stanem. Również Rząd obowiązany jest zaradzić wielkiej liczbie nieszczęść, wypływających z takiego położenia. Słuszność zatem wymaga, ażeby pomienione zwiększone wydatki, obciążały nie sam tylko Skarb kraju, ale aby i miasto, które toleruje i ukrywa w swojem łonie tak wielką liczbę spiskujących i zabójców, ponosiło część ciężarów, wynikających z takiego stanu rzeczy. W tem położeniu rzeczy zmuszony jestem nałożyć na Miasto Stołeczne Warszawę kontrybucję nadzwyczajną. Rozkazuję więc co następuje: 1. Kontrybucja nadzwyczajna ma być pobraną od wszystkich właścicieli domów i innych nieruchomości prywatnych w Warszawie, w stosunku 8% dochodu, oznaczonego w spisie ogólnym dochodu z domów i budowli miasta Warszawy i przedmieścia Pragi na rok 1861. 2. Kontrybucja ta ma być wniesioną do dnia 20 Października (1 Listopada) r. b. 3. Osoby, które do pomienionej daty nie uiściłyby kontrybucji, będą zmuszone do jej zaspokojenia drogą exekucji wojskowej, w stosunku zwiększonym do 12%. 4. Właściciele domów i innych nieruchomości obciążonych długami hypotecznemi, jeżeli wierzytelności należą do osób prywatnych, mają prawo potrącić z procentu prawnego, opłacić się mającego tymże osobom 8%. 5. Komissja Rządowa Spraw Wewnętrznych włoży na Magistrat Miasta Stołecznego Warszawy obowiązek
Kartka z kalendarza – 29 października
29 października 1910 zmarł w Warszawie Konstanty Wojciechowski, jeden z najpłodniejszych architektów polskich przełomu XIX i XX wieku. Nie możemy się oprzeć zacytowaniu wspomnienia z miesięcznika "Architekt" ze stycznia 1911 roku: "Ostatnie dnie roku zeszłego przyniosły smutną wiadomość o zgonie K. Wojciechowskiego, znanego budowniczego i radcy dyrekcyi Tow. kred. m. Warszawy. Urodzony w 1841 r. w ziemi lubelskiej, pobierał początkowe nauki w Sandomierzu i szkole realnej w Warszawie, w r. 1861 wstąpił do szkoły Szt. Pięknych na wydział architektoniczny. Po roku, gdy szkołę zamknięto, a w kraju wszczęły się ruchy wolnościowe, wrażliwa natura ś. p. Wojciechowskiego pociągnęła go w szeregi powstańcze. Później wstępuje na wydział matematyczny Szkoły Głównej, nie porzucając jednak studyów technicznych, które z czasem uzupełnia w Paryżu i Monachium, poczem rozpoczyna pracę zawodową u bud. Berenta, a w r. 1875 uzyskuje prawapaństwowe w Petersburgu. Będąc wykształconym na studiach nad stylami historycznymi, którym hołdowała w owym czasie cała Europa zachodnia, ś. p. Wojciechowski był im wierny do ostatka i w tym duchu wykonał szereg prac świeckich i kościelnych, z których ostatnia, kościół w Częstochowie, jest jeszcze nieukończona. W szczególności jednak należy podkreślić prace, jakie ś. p. Wojciechowski poświęcił studyom teoretycznym nad przeszłością słowiańszczyzny i kraju naszego w dziejach jego artystycznych. Odbywając liczne wycieczki, notuje skrzętnie każdy objaw kultury i sztuki i bierze udział w redagowaniu pierwszego polskiego Kwestyonaryusza dla inwentaryzacyi zabytków, opracowanego i wydanego w r. 1883 przez delegacyę Komitetu Tow. Z. Szt. Pięknych p. t.: »Przewodnik do opisu dawnych pomników sztuki«. Niestety ś. p. Wojciechowski nie zdążył uporządkować i opracować swych cennych
Kartka z kalendarza – 28 października
Po tym jak w pierwszych dwóch Konkursach Chopinowskich po wojnie pierwsze nagrody zdobyli Polacy (Halina Czerny-Stefańska w 1949 i Adam Harasiewicz w 1955), nikt zapewne nie przypuszczał, że na kolejne Grand Prix dla Polaka przyjdzie poczekać kolejne cztery edycje. Ale oto 28 października 1975 roku jury ogłosiło, że IX Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina wygrał dziewiętnastolatek z Zabrza, Krystian Zimerman. Kształcony pod okiem Andrzeja Jasińskiego, również światowej sławy pianisty, Zimerman sięgnął nie tylko po główną nagrodę, ale również po nagrody dodatkowe za najlepsze wykonanie mazurka, poloneza i sonaty. Był pierwszym pianistą, który osiągnął taki sukces na MKPFC. Po zwycięstwie rozpoczął błyskotliwą karierę, grając już w 1977 w Salzburgu i Londynie, mimo że dyplom na katowickiej Akademii Muzycznej zdobył dopiero w 1979. Nawiązał współpracę z wielkimi świata muzyki orkiestrowej, jak H. von Karajanem czy Leonardem Bernsteinem. W 1988 zagrał koncert fortepianowy, napisany specjalnie dla niego przez samego Witolda Lutosławskiego. Zamieszkujący obecnie Szwajcarię Zimerman, jak każdy artysta, nie jest wolny od dziwactw i ciekawych opowieści, które się do niego "przyczepiają". Jako że na swoje koncerty zwykł jeździć z własnym fortepianem, w roku 2002 miał problem przed koncertami w USA, na lotnisku bowiem dopatrzono się czegoś podejrzanego w
Kartka z kalendarza – 6 października
Kiedy słyszymy zwrot „hołd pruski”, większości z nas przypomina się imponujący obraz Jana Matejki o tym samym tytule. Widzimy na nim klęczącego Albrechta Hohenzollerna przed królem polskim Zygmuntem I Starym na rynku w Krakowie. Tymczasem na siedem hołdów władców pruskich pięć odbyło się w Warszawie. Dziś wspomnimy ostatni z nich, który miał miejsce 6 października 1641 r. na dziedzińcu Zamku Królewskiego. Do tej szczególnej uroczystości polski władca szykował się od dawna. Władysław IV w 1641 r. miał 46 lat i na koncie zwycięskie wojny z Moskwą oraz Turcją. Rzeczpospolita pod jego rządami osiągnęła największe rozmiary w swojej historii. Przyszłość zarówno Rzeczpospolitej, jak i dynastii Wazów wydawała się świetlana. Władysław IV został wybrany królem na niemal jednogłośnej elekcji, a jego dorastający syn miał wszelkie widoki, że odziedziczy w przyszłości koronę. Warszawa tamtych czasów, choć była miastem stosunkowo niewielkim, to jednak przyciągała artystów z całej Europy, liczących na mecenat Władysława IV. Nieco inaczej przedstawiała się sytuacja drugiego bohatera naszego wydarzenia. Fryderyk Wilhelm był wówczas 21-letnim młodzieńcem. Po zmarłym kilka miesięcy wcześniej ojcu odziedziczył niewielkie państwo wtłoczone pomiędzy potężnych sąsiadów: Rzeczpospolitą, Szwecję oraz Austrię. Chociaż państwo pruskie nie brało otwarcie udziału w wojnach, to jednak zmagania ościennych mocarstw rujnowały kraj. Władysław IV udzielił gościny Fryderykowi Wilhelmowi w specjalnie na ten cel przygotowanym Zamku Ujazdowskim. Miał to być pokaz siły i bogactwa Rzeczpospolitej. „Na homagium Kurfirsta Jego Mości” z Krakowa zwożono Wisłą „zwierzynę i frukty”, z samego Wiednia zaś – wyborne wina francuskie, włoskie i reńskie. 5 października elektor spotkał się z królem. Ubrany był w czarną
Kartka z kalendarza – 16 października
W związku z tym, że o dzisiejszej rocznicy powstania Kabaretu Starszych Panów przypomina nawet startowa strona Google, tę notkę poświęcimy nie im, a Konstantemu Julianowi Ordonowi. Znany większości z wiersza Adama Mickiewicza, w którym miał ponieść śmierć w czasie jednej z powstańczych bitew, Konstanty Julian Ordon urodził się w Warszawie, 16 (lub 15) października 1810 roku. W opisywanym przez wieszcza wybuchu nie zginął, został jedynie poważnie ranny. Podczas powstania brał udział również w innych bitwach, na przykład pod Ostrołęką i jeszcze bliżej Warszawy: pod Olszynką Grochowską. W czerwcu 1831 roku został odznaczony srebrnym krzyżem Virtuti Militari. Po powstaniu listopadowym wyemigrował, początkowo do Drezna, potem do Szkocji. W 1840 wstąpił do angielskiej loży wolnomularskiej, a kilka lat później do polskiej loży narodowej w Londynie. W 1848 roku opuścił Wyspy i udał się do Mediolanu, aby dołączyć do legionu Mickiewicza. Jednak nie został tam dobrze przyjęty i ostatecznie trafił do innej jednostki. W armii - sardyńskiej, Garibaldiego, a później włoskiej - pozostawał aż do 1867 roku. Po samobójczej śmierci we Florencji w 1887 roku, w związku z brakiem pozwolenia władz rosyjskich, ciało Ordona zostało przewiezione do Lwowa, skremowane i pochowane na Cmentarzu Łyczakowskim, nie zaś w rodzinnym grobowcu na cmentarzu ewangelicko-augsburskim w Warszawie. Portret za wikimedia.org
Zwiedzaj z SKPT – Wolbórz
Pędząc trasą S8 w kierunku południowym możemy zatrzymać się na chwilę w leżącym tuż obok trasy, między Tomaszowem Mazowieckim a Piotrkowem Trybunalskim, Wolborzu. To z pozoru niewielkie miasteczko ma zadziwiająco interesującą historię. O dawnej ważności miasta bardzo często świadczy wielkość jego rynku. Wolborski jest - jak na nieco ponad 2300 mieszkańców - ogromny. Prawa miejskie miejscowość otrzymała już w 1273 roku, 16 lat po Krakowie. Zdjęcie 2: Kościół św. Mikołaja istnieje od 1148 roku. Obecna murowana świątynia została zbudowana w XV wieku w stylu gotyckim, w 1544 roku podniesiona do rangi kolegiaty, zaś dzisiejszą, barokową formę otrzymała w połowie XVIII wieku. Zdjęcie 3: W latach 1553-69 wójtem Wolborza był znany pisarz i publicysta epoki renesansu, Andrzej Frycz-Modrzewski. Jego popiersie stoi przy rynku. Jeśli jesteśmy przy edukacji - jeszcze przed Fryczem, w XV w., Wolbórz posiadał własną uczelnię - filię Akademii Krakowskiej. Żadne miasteczko centralnej Polski nie mogło obyć się bez społeczności żydowskiej. W Wolborzu zachował się budynek synagogi - pochodzi on z II połowy XIX w., jednak zatracił już cechy stylowe i jest użytkowany jako dom mieszkalny. Miasteczko należało przez większość swojej historii do biskupów kujawskich. Jak wszyscy biskupi, i ci mieli swój pałac. Zaprojektował go w latach 1768-73 włoski architekt Francesco Placidi, pracujący wcześniej przy drezdeńskim Hofkirche. W miejscu pałacu biskupów stał wcześniej zamek, zbudowany jeszcze w średniowieczu. Spłonął on niedługo po Potopie, a jedynym po nim śladem jest odnaleziony w 1901 roku kartusz herbowy, wmurowany obecnie w dom przy jednej z głównych ulic.
Kartka z kalendarza – 15 października
Warszawa to miasto, które od zarania swych dziejów było domem dla wielu nacji i wiar. To truizm, ale dziś, kiedy - paradoksalnie - miasto jest chyba najbardziej homogeniczne w całej swej historii, łatwo o tym zapomnieć. Dziś wspominamy przedstawiciela mniejszości niemal zapomnianej, a stanowiącej w dawnej Rzeczypospolitej całkiem wpływową grupę. I choć zapewne każdy słyszał o Ormianach lwowskich, to mało kto umie wymienić jakiegoś Ormianina warszawskiego. 15 października (niektóre opracowania podają dzień następny) 1796 roku zmarł w Warszawie Józef Epifaniusz Minasowicz, pisarz, historyk, wydawca i redaktor, kanonik kijowski. Urodził się w 1718 roku jako syn Mikołaja, kupca i patrycjusza miasta Warszawy, sekretarza królewskiego. Nauki pobierał u warszawskich jezuitów, po czym w Krakowie uzyskał doktorat obojga praw. Po studiach i krótkim pobycie we Lwowie wrócił do Warszawy. Został sekretarzem Henryka von Brühla, pracował w bibliotece Załuskich, w końcu w nuncjaturze apostolskiej. Dzięki protekcji Andrzeja Załuskiego został kanonikiem kijowskim. Dopiero po objęciu tej godności odbył studia teologiczne w seminarium misjonarzy i przyjął niższe święcenia. Otrzymał również tytularną godność sekretarza królewskiego. Wydawał najważniejsze tytuły epoki, w tym "Monitor" i "Zabawy przyjemne i pożyteczne", przekłady tekstów antycznych i literaturę współczesną, m.in. Horacego, Claudianusa i Załuskiego. Sam również pisał, głównie poezje i poematy. Niektóre z nich zyskały uznanie dwudziestowiecznych badaczy i trafiły do opracowań i zbiorów literatury polskiej XVIII wieku. Czasy Stanisława Augusta nie były dla Minasowicza pomyślne. Tkwiąc stylistycznie i intelektualnie w epoce saskiej nie był ceniony przez zwolenników Oświecenia i został odsunięty na boczny tor. Nowy król skąpił mu finansowania, a jego prebendy przepadły wraz z I rozbiorem. Popadł