skpt.warszawa@gmail.com

Kartka z Kalendarza

listopad 2020

Lato dawno za nami, warto jednak, przynajmniej na zdjęciach, wrócić do nadmorskich klimatów. Dziś zapraszamy Państwa do Fromborka, który, choć mały, zdecydowanie wart jest odwiedzenia z uwagi na liczne, czasem nie całkiem oczywiste atrakcje. Główna przyczyną, dla której turysta jedzie do Fromborka, jest fakt, że mieszkał i pracował tu Mikołaj Kopernik. Astronom jest pochowany w podziemiach widocznej na zdjęciu archikatedry pw. Wniebowzięcia NMP i św. Andrzeja, wybudowanej w XIV w. Niedawno odkryto miejsce jego pochówku oznaczone obecnie nowym epitafium. Poza tym w katedrze możemy oglądać elementy gotyckie, barokowe jak również neobarokowe, pochodzące z końca XIX w. W skład zespołu katedralnego wchodzą również wieża, w której mieszkał Kopernik, oraz kanonie i pałac biskupi.  Obok imponującego kompleksu katedralnego mamy we Fromborku jeszcze kościół farny pw św. Mikołaja, również czternastowieczny. Jego wyposażenie zostało zniszczone w czasie działań wojennych w 1945 roku, do 2002 r. budynek był kotłownią, zachowały się w nim jednak elementy oryginalnych sklepień oraz drewniana dzwonnica z początku XVIII w. Jak każde szanujące się średniowieczne miasto, posiadał Frombork swój szpital, mieszczący się kawałek za miastem. Obecnie pochodzący z XIV, a przebudowany w XVII w. budynek dawnego szpitala (pod wezwaniem, rzecz oczywista, św. Ducha) jest użytkowany przez Dział Historii Medycyny Muzeum Mikołaja Kopernika we Fromborku i mieści fantastyczną wystawę poświęconą dawnej medycynie, a komu tego mało, ten może obejrzeć sobie pokrywające ściany oryginalne gotyckie freski. Obecnie do Fromborka możemy dopłynąć wodolotem lub statkiem białej floty z leżącej po drugiej stronie Zalewu Wiślanego Krynicy Morskiej. Jeśli to zrobimy, pierwszym zabytkiem miasta będzie dla nas Wieża Wodna, drugi

23 listopada 1927 roku padł najsłynniejszy koń II Rzeczypospolitej. Tak, w panegirycznym tonie, pisał "Kurier": "Przez trzynaście lat, od krwawych bojów Pierwszej Kadrowej pod Kielcami, służyła Komendantowi - wtedy, gdy był On Szarym Brygadierem, a potem, gdy po zwycięskim pochodzie na Kijów i pokonaniu wroga u wrót stolicy przyjmował hołd Narodu. Jak siwy koń Czarnieckiego, jak bułanek księcia Józefa, jak biały koń Napoleona - Kasztanka była ulubionym koniem Komendanta." Piłsudski otrzymał konia od małopolskiego ziemianina Ludwika Popiela, kiedy to, 9 sierpnia 1914 roku, legioniści maszerowali przez jego majątek. Kasztanka była koniem dość lękliwym i humorzastym, jednak wielkiej urody, stąd szybko stała się ulubienicą Komendanta i jego podkomendnych. Towarzyszyła Piłsudskiemu na całym szlaku bojowym Legionów. Po I wojnie światowej Kasztanką zaopiekował się 7. Pułk Ułanów Lubelskich z Mińska Mazowieckiego. To stąd koń przyjeżdżał do Sulejówka, gdzie Piłsudski zamieszkał po wycofaniu się z życia publicznego. Bywała na przykład na hucznie obchodzonych imieninach marszałka, przywożono ją również, gdy w Milusinie gościły jego córki. Po przewrocie majowym Kasztanka znów została koniem stanu. To z jej grzbietu Piłsudski odbierał listopadowe defilady. Po paradzie 11 listopada 1927 roku Wojciech Kossak namalował słynny portret konny marszałka. I właśnie powrót z uroczystości był przyczyną nieszczęścia. Klacz została, jak zwykle, zapakowana do pociągu i odesłana do Mińska. Jednak tym razem, zapewne przez zaniedbanie, pozostawiono ją bez opieki. Podczas jazdy koń musiał spanikować i upaść. Z pociągu wyciągnięto ją w bardzo złym stanie. Po dwóch dniach, w koszarach pułku, mimo wysiłków lekarzy, padła wskutek "poważnego urazu wewnętrznego". Dowódca pułku, ppłk Piasecki zyskał sobie dozgonną wrogość

21 listopada 1945 r. wszedł w życie tzw. „dekret warszawski” albo „dekret Bieruta”, przepis, który doprowadził do niesamowitego bałaganu prawnego, którego skutki Warszawa będzie odczuwać jeszcze długo. A o co w tym wszystkim chodziło? Musimy cofnąć się do początku 1945 r. Agonia miasta stała się okazją do jego urbanistycznego uporządkowania − wyznaczenia szerokich ulic i skwerów oraz budowy nowych osiedli, z której zdawali sobie sprawę architekci i planiści. Jednakże Warszawa posiadała przed wojną bardzo mało własnych gruntów. Jak regulować sprawy z właścicielami, z których spora grupa nie przeżyła wojny? Prowadzenie zwykłych postępowań sądowych czy administracyjnych zatrzymałoby odbudowę na wiele lat. Rozwiązanie przyniósł Dekret o własności i użytkowaniu gruntów na obszarze m. st. Warszawy z dn. 26 października 1945 r. opublikowany 21 listopada 1945 r., a ochrzczony później mianem dekretu warszawskiego. Zgodnie z jego zapisem właścicielem wszystkich gruntów w przedwojennych granicach Warszawy stała się gmina m. st. Warszawa. Jednocześnie dekret nie nacjonalizował budynków. Doszło do kuriozalnej sytuacji gdzie właścicielem gruntu i budynek, na którym on stoi stały się dwie zupełnie różne osoby. Dotychczasowym właścicielom oraz ich następcom prawnym pozostawiono możliwość ubiegania się o ustanowienie użytkowania wieczystego za „symboliczną opłatą”. Warto nadmienić, iż podobne rozwiązania stosowano również w innych krajach, celem przyśpieszenia odbudowy. Planiści zyskali niczym nieograniczoną możliwość budowy nowych osiedli jak np. Muranowa, czy wyznaczania nowych arterii nie patrząc na przedwojenną zabudowę. Ale jest też druga strona medalu. W okresie PRL-u nikt nie przejmował się zbyt mocno kwestią uregulowania kwestii wieczystoksięgowych, zaś postępowania administracyjne w kwestii uzyskania użytkowania wieczystego trwały w nieskończoność. Brak poszanowania

20 listopada tego roku przypada okrągła, 90. rocznica śmierci jednego z największych pisarzy przełomu XIX i XX wieku, prezydenta Rzeczpospolitej Zakopiańskiej oraz lokatora Zamku Królewskiego w Warszawie. Mowa oczywiście o Stefanie Żeromskim. Jego śmierć tak skomentował Władysław Reymont: „Dzisiaj umarł Żeromski, cios to dla mnie okrutny z wielu powodów. Umarł na serce. Był o parę lat starszy ode mnie, ale miał szaloną wolę życia i energię. Strata ta polskiej literatury niezastąpiona. Uwielbiałem Go jako genialnego pisarza. Naturalnie, ta nagła śmierć źle podziałała i na mój stan zdrowia. Teraz bowiem na mnie przychodzi kolej umierania.” Stefan Żeromski miał 61 lat w chwili śmierci, czyli całkiem niewiele jak na obecną długość życia. Pomimo tego już za życia, w odbudowanej Polsce stał się jednych z głównych autorytetów. Pochodził ze Świętokrzyskiego, ze zubożałej rodziny szlacheckiej. Jako młodzieniec studiował w warszawskiej Szkole Weterynaryjnej. Trudna sytuacja materialna zmusiła pisarza do opuszczenia stolicy i podjęcia pracy w charakterze guwernera na dworach szlacheckich. W latach 1891-1894 Żeromski współpracował z czasopismem ,,Głos", w którym publikowano jego pierwsze utwory. W 1892 r. poślubił Oktawię z Radziwiłłowiczów Rodkiewiczową i wyjechał do Szwajcarii, gdzie pracował jako pomocnik bibliotekarza. Do Warszawy wrócił w 1896 roku. Pracował w Bibliotece Ordynacji Zamojskich. Dla ratowania zdrowia wyjechał w 1902 r. na kurację do Włoch. Leczył się również w Nałęczowie i Zakopanem. W latach 1909-1912 Żeromski przebywał we Francji. Po powrocie osiedlił się w Zakopanem. Kiedy I wojna światowa zmierzała ku końcowi został prezydentem efemerycznego państwa – Rzeczpospolitej Zakopiańskiej, które istniało niewiele ponad miesiąc w pod koniec 1918 r. Po

Zimowa stolica Polski to miejsce, które budzi sporo emocji. Dla jednych szczyt kiczu, tandety i wszystkiego, od czego chcemy uciec, myśląc o urlopie w górach. Dla innych to obowiązkowy spacer po Krupówkach, zakupy i obiad w jednej z modnych knajp. Możemy podziwiać dach Polski z najwyższego szczytu Tatr lub wjechać kolejką linową na Gubałówkę (co bardziej wprawieni dusigrosze wybiorą 20 minutową wspinaczkę, by zaoszczędzić kilka złotych na piwko z widokiem na góry). A jeśli nie Rysy ani modne knajpy na Krupówkach, to co robić w Zako? 1. Można wybrać spacer szlakiem architektury drewnianej - największe skarby stylu zakopiańskiego znajdziemy spacerując wzdłuż ulicy Kościeliskiej, najstarszej w Zakopanem. Na zdjęciu willa Koliba, wg projektu prekursora tego stylu - Stanisława Witkiewicza. Obecnie mieści muzeum tatrzańskie im Tytusa Chałubińskiego. 2. Wspominając artystów z rodziny Witkiewiczów należy odwiedzić budynek teatru imienia syna - Stanisława Ignacego Witkiewicza, który w Zakopanem nie przebywał jedynie skuszony świeżym powietrzem i bliskością Tatr. To dostępność substancji odurzających, która wspomagała jego artystyczne wizje, dodatkowo kusiła artystę. Budynek teatru oraz jego otoczenie przedstawia obrazy i rzeźby nawiązujące do twórczości Witkacego. 3. Dworzec PKP Zakopane nie jest specjalnie wybitnym budynkiem ze względu na swoje walory architektoniczne. Fascynująca jest za to jego lokalizacja - tutaj kończy się Polska, stąd już dalej nie pojedziemy. Przerazeni perspektywa wielogodzinnego stania w korku na Zakopiance turyści wybierają często kolej jako bardziej pewne połączenie z górskim kurortem (najszybsze polaczenie z Warszawa to ok 6.5 godziny). Nie wszyscy jednak wiedzą, że już w okresie międzywojennym dysponowaliśmy szybkim połączeniem kolejowym na trasie Zakopane –

W galerii zasłużonych postaci związanych z Warszawą czas na przedstawiciela dość niszowej dziedziny nauki; wciąż jednak jego dzieła przeglądają zapewne tysiące Polaków w nadziei, że odnajdą swoje nazwisko. 19 listopada 1842 roku w Żydowie koło Pińczowa urodził się Adam Józef Feliks Boniecki-Fredro, znany raczej jako Adam Boniecki, polski prawnik i heraldyk. Pochodził z rodziny ziemiańskiej. Wcześnie stracił rodziców. Kształcił się w warszawskim Instytucie Szlacheckim. Następnie studiował prawo w Petersburgu, a po wybuchu powstania styczniowego - na Sorbonie, gdzie uzyskał dyplom. Powrócił do Warszawy i rozpoczął pracę w administracji publicznej: w Kancelarii Rady Stanu KP, a następnie w Trybunale Cywilnym. Wielkiej kariery nie zrobił; osiągnąwszy rangę sędziego-asesora podał się do dymisji. Osiadł w otrzymanym od wuja majątku Świdno koło Grójca i zajął się swoją pasją: heraldyką i genealogią. Wciąż był jednak aktywny w życiu publicznym, tak lokalnym, jak i warszawskim. Dziełem życia Bonieckiego był "Herbarz polski". Było to największe przedsięwzięcie polskiej heraldyki wszech czasów. Boniecki bardzo wysoko zawiesił poprzeczkę, opierając się jedynie na źródłach pisanych. Wprawdzie dziś wiadomo, że nie jest wolne od błędów, jednak dzięki oparciu się na źródłach pierwotnych dziś już nieistniejących, jak np. metryki koronne czy księgi trybunalskie, praca jest bardzo cennym źródłem wtórnym. Boniecki doprowadził "Herbarz" tylko do XIII tomu, czyli mniej niż do połowy. Zmarł w Warszawie w roku 1909. Kolejne trzy tomu skompletował jeszcze jeden ze współpracowników Bonieckiego, Artur Reiski. Ilustracja z "Miesięcznika Heraldycznego" z zasobów Wielkopolskiej Biblioteki Cyfrowej.

17 listopada 1957 roku odbyła się uroczystość ponownego poświęcenia kościoła św. św. Piotra i Pawła na Koszykach. Nowy kościół, projektu Stanisława Marzyńskiego, architekta kojarzonego głównie z odbudową Warszawy z wojennych zniszczeń, budowany był przez ponad 10 lat i zastąpił doszczętnie zburzonego, pochodzącego z lat 80. XIX w., poprzednika. Sama historia kościoła wiąże się nierozerwalnie z historią miejsca, w którym stoi. W latach 80. XIX w. skromna kaplica św. Barbary nie wystarczała już wiernym z coraz mocniej rozwijającego się Śródmieścia. Podjęto zatem decyzję o budowie nowej świątyni, której architektem był rządowy architekt Cichocki. Ta przetrwała niemal do końca wojny. Obecny kościół niekiedy jest nazywany "jedynym socrealistycznym kościołem Warszawy". Być może legenda ta ma związek z latami jego odbudowy, rzeczywiście przypadające na dominację tego stylu w sztuce, nawet pobieżny rzut oka na świątynię każe wątpić w to sformułowanie. Bryła budynku, jak inne dzieła Marzyńskiego, jest modernistyczna i w widoczny sposób nawiązuje do sylwetki poprzednika, będąc jedynie nieco masywniejszą. Choć odniesienia do tradycyjnej architektury są zauważalne, to do gmachów MDM czy PKiN kościołowi daleko. Ilustracja za Wiki Commons

Przedwczoraj wspominaliśmy rocznicę wydarzenia ważnego dla rozwoju miasta, dzisiaj trochę w nawiązaniu do niej, warto wspomnieć postać Sokratesa Starynkiewicza. Jak wiąże się on z kanalizacją prawdopodobnie nie trzeba nikomu przypominać - w końcu to na jego wniosek Warszawa dostała system wodno-kanalizacyjny ze stacją filtrów na Koszykach. Sokrates Starynkiewicz urodził się w 1820 roku w Taganrogu w Imperium Rosyjskim. W armii rosyjskiej dosłużył się do stopnia generała i na własne życzenie odszedł z niej w 1863 roku. Niektórzy badacze doszukują się w tej zbieżności czasowej reakcję Starynkiewicza na krwawe tłumienie powstania styczniowego. Czy jest to prawda czy tylko przypadek? Trudno powiedzieć. Jakiś czas później, w 1875 roku, dokładnie 18 listopada, a więc dokładnie 140 lat temu, na wniosek generał-gubernatora warszawskiego Pawła Kotzebue został mianowany prezydentem Warszawy (żeby być całkowicie precyzyjnym: pełniącym obowiązki prezydenta). Jego prezydentura uznawana była i jest nadal za jedną z najlepszych, prawdopodobnie dzięki temu, że prowadził miejską politykę zupełnie odwrotnie niż wcześniejsi rosyjscy włodarze - zamiast używać kija dając marchewkę. Są badacze, którzy twierdzą, że prospołeczna polityka Starynkiewicza miała na celu przekonanie Polaków do Rosji, stanowiła "miękką rusyfikację", która jednak nie do końca się powiodła. Nawet jeśli podejmowane przez Starynkiewicza akcje miały dążyć do zbliżenia tych terenów do Imperium, nie można odmówić mu skuteczności i wspaniałomyślności. Nie tylko rozpoczęto budowę kanalizacji (nota bene, Warszawa stała się poligonem eksperymentalnym przed zaprowadzeniem tej nowinki technologicznej do stolicy), ale również wymieniono kilometry nawierzchni, w 1881 roku ruszył pierwszy tramwaj konny, budowano i przebijano nowe połączenia czy chociażby założono Park Ujazdowski. Starynkiewicz zasłynął również nieczęstą u

Nowoczesne miasto potrzebuje zbrojenia. Kanalizacja, instalacja gazowa czy elektryczna to podstawy. W Warszawie jedn z ważniejszych kroków w tak rozumianą nowoczesność można datować na rok 1852, kiedy to właśnie 16 listopada rozpoczęła się budowa wodociągu. Najbardziej charakterystycznym elementem warszawskiego wodociągu z połowy XIX wieku jest wodozbiór znajdujący się na wzniesieniu, tuż obok stawu, w Ogrodzie Saskim. Stylizowany na podrzymską świątynię Westy, budynek projektu Henryka Marconiego zawierał dwa zbiorniki, do których dostarczana była woda z Wisły za pomocą pomp i potem wodociągu umieszczonego pod ulicą Karową. W drugą stronę, z wodozbioru dostarczano wodę do miejskich fontann, hydrantów i innych ujęć. Znajdująca się w najbliższym sąsiedztwie sadzawka powstała w wyniku usypania wzniesienia, na którym umieszczono wodozbiór. Jednak już w latach 60-tych XIX wieku opróżniono ją, a na jej miejscu utworzono klomb z fontanną z rzeźbą dziecka trzymającego łabędzia za szyję, tę samą, którą można zobaczyć w Ogrodzie Saskim dzisiaj. Niewiele później, dzięki wprowadzeni nowej technologii, możliwe było ponowne otwarcie stawu. Zimą, zamarzająca tafla wykorzystywana była jako lodowisko, którego użytkownicy mogli oddawać się rozrywce w rytm muzyki orkiestrowej. Po wojnie, wodozbiór został odbudowany w niemal niezmienionej formie - pomijając kilka szczegółów. Obecnie znajduje się w nim zapas wody na wypadek pożaru utrzymywany na potrzeby Teatru Wielkiego. Ilustracją jest rycina Juliana Ceglińskiego ze zbiorów Cyfrowej Biblioteki Narodowej.

13 listopada w Kościele katolickim obchodzone jest wspomnienie Pięciu Braci Męczenników. Chociaż są to, po św. Wojciechu, najstarsi święci polskiego Kościoła, żyjący na przełomie X i XI wieku, to, jak się okaże w dalszej części artykułu, mają pewien związek z Warszawą. Ale najpierw cofnijmy się do roku 1000, kiedy to do Gniezna do Bolesława Chrobrego przybył cesarz Otton III. Jednym z efektów tego spotkania było powołanie niezależnej organizacji kościelnej. Władcy zgodzili się również powołać nowy klasztor, którego celem byłoby szerzenie nowej wiary. Cesarz przedstawił tę ideę mnichom benedyktyńskim z klasztoru w Pereum (niedaleko Rawenny), m.in. św. Brunowi z Kwerfurtu, który stał się wielkim zwolennikiem tego przedsięwzięcia. Ówczesny przeor Romuald (późniejszy święty oraz założyciel zakonu kamedułów) pomimo początkowego sceptycyzmu ostatnie wytypował dwóch lub trzech mnichów: Benedykta z Pereum oraz Jana z Wenecji i być może Barnabę na misję do Polski. Kiedy bracia przybyli pod koniec 1001 r. do państwa Bolesława Chrobrego, zostali skierowani do Międzyrzecza, gdzie założyli wspólnotę. Dołączyli do nich trzej Polacy (o ile o Polakach można wówczas mówić): Izaak i Mateusz, dwaj bracia pochodzący zapewne z bogatej rodziny oraz Krystyn – młody chłopak z wsi, w której zbudowano klasztor - który został kucharzem wspólnoty. Ich dzieło zostało nagle przerwane w nocy z 10 na 11 listopada 1003 r. Na erem napadli pogańscy chłopi, którzy zabili wszystkich pięciu braci (Krystyn, choć nie miał święceń, jest traktowany również jako jeden z członków wspólnoty). Motywem zapewne był rabunek, choć być może chodziło o napięcia religijne pomiędzy wyznawcami nowej i starej wiary. Mord ten odbił

Gdyby urządzić ranking najkrócej istniejących warszawskich pomników, ten, o którym dziś opowiemy, znajdowałby się bardzo wysoko. Być może wręcz na samym szczycie, czego jednak, ze względu na niepewność informacji, raczej nigdy nie ustalimy. Do rzeczy jednak. 12 listopada 1911 roku, na placu koszar Grodzieńskiego Pułku Huzarów Lejbgwardii przy dzisiejszej ulicy 29 listopada, odsłonięto pomnik Michaiła Dmitriewicza Skobielewa, rosyjskiego generała, uczestnika wojny rosyjsko-tureckiej, nieomal bohatera narodowego Rosjan i

Dziś mija równo 35 lat odkąd TVP zaczęła emitować jeden z bardziej znanych i lubianych "warszawskich" seriali - "Dom" w reżyserii Jana Łomnickiego, wg scenariusza tegoż i Andrzeja Mularczyka. Serial miał w zamyśle pokazywać całą historię PRL, z naciskiem na to jak to w kraju jest dobrze i coraz lepiej (nie zapominajmy, że zdjęcia powstawały w roku 1980, w "gorącym" okresie strajków i niedoborów), niemniej Janicki z Mularczykiem zdecydowali się na pokazanie losów kilku rodzin zamieszkujących jedną warszawską kamienicę, a stosunek do przedstawianych w serialu czasów niejednokrotnie był - na tyle na ile się dało - krytyczny. Pierwszych 12 odcinków serialu powstało w latach 1980-1987, kolejne, już nie tak udane, w latach 90. Serial o losach pochodzącego ze wsi Andrzeja Talara, byłego AKowca i skazanego za dezercję żołnierza LWP, pracującego w FSO, o jego miłości do pochodzącej z przedwojennej mieszczańskiej rodziny Basi Lawinówny, w które wplecione są wątki rodzin Lermaszewskich ("starych warszawskich cwaniaków"), Bawolików (piłkarza "Polonii" i sędziego "z zasadami), Popiołków (przedwojennego dozorcy i jego rodziny), Jasińskich (robociarzy z Woli, którzy mieszkanie w centrum dostali "z awansu społecznego"), dra Kazanowicza (który stracił rodzinę w powstaniu, a sam miał obozową traumę) czy rodziny Andrzeja ze wsi, zgromadził wielką widownię i do tej pory jest czasem powtarzany w telewizji. Duża w tym zasługa reżysera, który namówił na grę w serialu wielu znanych aktorów, takich jak Wirgiliusz Gryń, Barbara Rachwalska, Jan Englert, Bożena Dykiel, Józef Nowak, Tadeusz Janczar czy Wacław Kowalski. Od serialu zaczęły się również kariery takich aktorów jak Krzysztof Pieczyński czy Joanna Żółkowska,

Dziś przenieśmy się do Rosji nad Wołgę, niecałe 900 km na południowy wschód od Moskwy. Chociaż obecnie miejsce, które opisujemy nosi nazwę Uljanowsk (od Włodzimierza Ilicza Uljanowa - Lenina) to w interesującej nas dziś chwili nosiło nazwę Symbirsk. Cofamy się bowiem do roku 1909 r., kiedy to 10 listopada w polskiej rodzinie przyszedł na świt Leon Lech Beynar. Leon Beynar jako młodzieniec przeniósł się wraz z rodzicami po odzyskaniu przez Polskę niepodległości do Wilna, gdzie studiował historię na Uniwersytecie Stefana Batorego. W trakcie II wojny światowej brał udział m.in. w operacji "Ostra Brama", po której został aresztowny. Po krótkim pobycie w Ludowym Wojsku Polskim zdezerterował i wstapił na ok. miesiąc do oddziału "Łupaszki" w 1945 r. Jednak to z czego zasłynął Leon Beynar, to jego działalność powojenna. W 1948 r. przyjął on pseudonim "Paweł Jasienica", od wsi, w której ukrywał się w 1945 roku, a pod tym imieniem jest kojarzony z monymentalnym dziełem, składającym się z 3 tomów: Polska Piastów, Polska Jagiellonów oraz Rzeczpospolita Obojga Narodów. Paweł Jasienica jest autorem kilku innych dzieł, jak choćby "Trzech kronikarzy". Za swoją postawę i poparcie udzielone w marcu 1968 r. studentom z UW jego dzieła trafiły na indeksy, zaś sam Paweł Jasienica stał się obiektem intensywnej infiltracji przez służby specjalne. Objęty zakazem publikacji, zmarł w 1970 r. Zdjęcie za wikimedia.org

7 września 1943 roku oddział dywersji Kedywu, Agat, przeszedł swój chrzest bojowy. Tego dnia, około godziny dziesiątej przed południem, oddział zlikwidował SS-Oberscharführera Franza Bürkla. Bürkl był członkiem załogi Pawiaka, znanym ze swych sadystycznych zachowań. Jako wyjątkowo niebezpieczny funkcjonariusz został wyznaczony do likwidacji w ramach "Akcji Główki" i skazany wyrokiem podziemnego sądu. Nie jest dziś jasna funkcja, jaką Bürkl sprawował. W popularnych kalendariach awansuje nawet na komendanta więzienia, co wobec jego niskiej rangi - odpowiednika sierżanta - nie wydaje się możliwe. Być może był komendantem zmiany straży więziennej. Akcję poprzedziły długie przygotowania, obejmujące ustalenie tożsamości esesmana, zbadanie jego nawyków i dziennej aktywności. Ostatecznie ustalono, że Bürkl mieszka na rogu Oleandrów i Polnej; na miejsce zamachu wybrano pobliski punkt: róg Marszałkowskiej i Oleandrów, w pobliżu szpitala. Dowódcą akcji był „Jeremi” Jerzy Zborowski, a drugim wykonawcą - „Lot” Bronisław Pietraszewicz. Zespół liczy jeszcze kilka osób, odpowiedzialnych za ubezpieczenie i transport. Przebieg akcji przytoczymy zaś za Aleksandrem Kamińskim, z jego "Zośki i Parasola": "Do­cho­dzi go­dzi­na dzie­wią­ta pięć­dzie­siąt pięć rano. Je­re­mi, któ­ry oso­bi­ście do­wo­dzi ak­cją, stoi na przy­stan­ku tram­wa­jo­wym przy rogu Mar­szał­kow­skiej i Ole­an­drów. Pa­trzy w stro­nę uli­cy Ole­an­drów, gdzie miesz­ka Bürckl. Stąd na­le­ży się go spo­dzie­wać. W po­bli­żu Je­re­mie­go – mło­dy czło­wiek z wy­wia­du. Kil­ka­na­ście kro­ków da­lej oparł się o mur domu ja­kiś me­lan­cho­lij­ny skrzy­pek, trzy­ma­jąc pod pa­chą za­mknię­ty fu­te­rał skrzy­piec. W są­sied­niej bra­mie i na prze­ciw­le­głym przy­stan­ku u wy­lo­tu Li­tew­skiej – dwóch mło­dych, nie­zwra­ca­ją­cych wza­jem na sie­bie uwa­gi, lu­dzi. W pew­nej chwi­li wy­wia­dow­ca Żar wska­zu­je Je­re­mie­mu gło­wą i wzro­kiem: Ten tam, gru­by, krę­py, po cy­wil­ne­mu, z ko­bie­tą i

6 listopada 1822 roku urodził się w Siedlcach Oskar Flatt, z zawodu urzędnik kolejowy, a z zamiłowania krajoznawca; rzec by można: jeden z naszych duchowych przodków. Ojciec Flatta, Bogumił (Gottlieb) był nauczycielem języka niemieckiego. Rodzina mieszkała w rożnych miastach Królestwa; Oskar gimnazjum ukończył w Piotrkowie Trybunalskim. Następnie wstąpił do służby cywilnej. Pracował w rządzie guberni warszawskiej, a następnie w instytucjach kolejowych, m.in. w Towarzystwie Drogi Żelaznej Fabryczno-Łódzkiej. Zwieńczeniem jego kariery było stanowisko dyrektora budowy kolei libawsko-romieńskiej, pełnione aż do śmierci w 1872 roku. Do historii przeszedł jednak jako jeden z pionierów polskiego krajoznawstwa. Objechał wszystkie prowincje Królestwa i kraje ościenne. Jako przenikliwy i wykształcony obserwator życia społecznego spisywał swe spostrzeżenia i publikował w poczytnej "Gazecie Codziennej" (później "Gazecie Polskiej"). Fascynował go region łowicki. W 1855 roku opublikował artykuł "Jarmark w Łowiczu"; organizował tam rozmaite wystawy i konkursy rolnicze. Był gorącym propagatorem postępu i rozwoju rolnictwa i przemysłu. Nie może więc dziwić, że najwdzięczniejszym dla Flatta tematem był rozwój przemysłu, w szczególności fenomen Łodzi. Opublikował szereg artykułów na ten temat, a w 1853 roku swe 'opus magnum': "Opis miasta Łodzi pod względem historycznym, statystycznym i przemysłowym", niezwykle cenne źródło do historii tego miasta. Inne zwarte teksty Flatta to: "Opis Piotrkowa Trybunalskiego pod względem historycznym i statystycznym", 1850; "Brzegi Wisły od Warszawy do Ciechocinka z dopełniającym poglądem na przestrzeń od Torunia do Gdańska. Przewodnik żeglugi parowej", 1854; "Gawędy i notatki z podróży", 1855 oraz, nam chyba najbliższe, "Wspomnienia z wycieczki grudniowej w Mazowsze", 1852. Flatt został pochowany na Cmentarzu Ewangelicko-Augsburskim przy ul. Młynarskiej w Warszawie. Na ilustracji karta

Podczas dzisiejszego #zwiedzajzskpt przeniesiemy się na Dolny Śląsk i zapoznamy się z jednym z najcenniejszych zespołów zabytkowych tej części Polski. Prosimy nie regulować odbiorników; Brzeg, choć należy do województwa opolskiego, leży na historycznym Dolnym Śląsku, a rozbieżność między granicami historycznymi a administracyjnymi, choć niekiedy zrozumiała, nie przestaje uwierać miłośników historii i krajoznawstwa. Brzeg lokowany został w połowie XIII wieku, co czyni go jednym z najstarszych miast w Polsce. W XIV stało się stolicą księstwa, a po wygaśnięciu lokalnej dynastii przeszło w ręce Habsburgów, a następnie Prus. Miasto było rozbudowywane i umacniane; do dziś czytelny jest zarówno średniowieczny układ urbanistyczny, jak i zarys nowożytnych fortyfikacji bastionowych. Ikoną Brzegu jest widok bramy zamku książęcego, robiącej wrażenie manierystyczną dekoracją. Nowożytną przebudowę rezydencji ufundowali książęta Fryderyk II i Jerzy II z rodu Piastów, a program ikonograficzny budynku bramnego głosi chwałę tej dynastii. To właśnie w księstwie legnicko-brzeskim Piastowie panowali najdłużej, bo aż do 1675 roku. Dziś w zamku w Brzegu mieści się Muzeum Piastów Śląskich. Warto też skorzystać z okazji i koniecznie obejrzeć malowniczy arkadowy dziedziniec, który przyniósł brzeskiej rezydencji miano (choć nie lubimy takich porównań) “śląskiego Wawelu”. Varsavianistyczną ciekawostką może być fakt, że jeden z architektów budowli, Jakub Parr, pracował również przy renesansowej przebudowie Zamku Warszawskiego. Dawny Brzeg to nie tylko książęca stolica, ale przede wszystkim ważne i bogate miasto. Jako takie, powinno mieć odpowiednio dostojny ratusz. Siedziba władz miejskich pochodzi z XVI wieku i jest dziełem włoskich architektów. Niestety, trwający remont nie pozwala obejrzeć w pełnej okazałości efektownej loggii, zdobiącej zachodnią fasadę ratusza. Kolejnym z symboli szanującego

You don't have permission to register