Kartka z kalendarza – 22 lipca
Jako że panuje ostatnio moda na organizowanie urodzin miejsc, na dzisiaj przypada nadzwyczajnie wiele okazji do świętowania. W końcu przez niemal 40 lat, jeśli cokolwiek miało zostać oddane do użytku i wizerunkowo było wystarczająco istotne, otwarcie miało miejsce 22 lipca. I tak świętujemy dzisiaj chociażby 60 urodziny Pałacu Kultury i Nauki. Z drugiej strony Wisły przewidziane są na przykład obchody prawdopodobnie ostatnich urodzin Uniwersamu (w związku z planowaną na koniec roku rozbiórką pawilonu). My na warsztat bierzemy drugie sztandarowe miejsce dla warszawskiego socrealizmu, czyli Marszałkowską Dzielnicę Mieszkaniową. Zgodnie z pomysłem ówczesnej, dopiero co okrzepłej władzy, centra miast miały zostać na powrót oddane zwykłym ludziom. Zamiast siedliskiem zepsutego kapitalizmu i jego biznesów, miały służyć dobru obywateli. I stąd właśnie zrodził się pomysł wybudowania w samym centrum Warszawy reprezentacyjnego osiedla mieszkaniowego, utrzymanego w monumentalnym, socrealistycznym stylu. W tym celu wytyczony został ogromny plac, nazwany później placem Konstytucji, przecinający bieg niejednej ulicy (do dzisiaj powodując chaos nazewniczy w tej okolicy). Twórcami osiedla byli wybitni architekci i urbaniści: Stanisław Jankowski, Jan Knothe, Józef Sigalin i Zygmunt Stępiński, wraz z zespołami. W pewnym sensie byli nimi też najwyżsi funkcjonariusze partyjni, którzy nadzorowali (i wnosili "twórcze" poprawki) tę inwestycję. Pod budowę MDM została wyburzona część nadających się do zamieszkania (po lekkich, jak na Warszawę, naprawach) budynków. Toteż w tym projekcie ważne było nie tylko udostępnienie śródmieścia (teoretycznie) przeciętnym robotnikom, ale również pokazanie siły władzy, która w zrujnowanym mieście miała mieć jeszcze siłę, pieniądze i materiały do budowy reprezentacyjnych osiedli. Pierwszy etap budowy trwał dwa lata i zakończył się uroczystym wręczeniem kluczy
Kartka z kalendarza – 23 lipca
23 lipca Kościół rzymski wspomina świętą Brygidę Szwedzką, zakonnicę, mistyczkę, założycielkę zakonu brygidek. Można by się zastanawiać, dlaczego wspominamy postać w dzisiejszej Warszawie praktycznie zapomnianą i której ołtarzy próżno szukać w stołecznych kościołach. Niektórym zapewne skojarzy się ona z Gdańskiem, jedną z tamtejszych świątyń i kontrowersyjnym duchownym, ale z Warszawą? Przez niemal dwieście lat brygidki były jednak obecne w naszym mieście; więcej, odgrywały w nim niebagatelną rolę. Brygidki, czyli Zakon Najświętszego Zbawiciela, zaprosił do Warszawy, na ulicę Długą, kasztelan Krzysztof Lipski w 1615 roku. Sprawy biegły zwykłym torem - najpierw powstał drewniany kościółek, o którym Adam Jarzębski pisał: Za nimi [kratami - SKPT] panny śpiewają, Bogu cześć, chwałę dawają. Są to świętej zakonnice Brygitty, jej służebnice Około roku 1652 rozpoczęto budowę kościoła murowanego, pod wezwaniem Świętej Trójcy. Jego autorem był królewski architekt Jan Chrzciciel Gisleni. Zdaniem niektórych badaczy był to pierwszy stricte barokowy kościół Warszawy. Za elegancką, trójkondygnacyjną fasadą kryła się niewielka, czteroprzęsłowa nawa rozświetlona wielkimi oknami, segmentowana masywnymi filarami przyściennymi. W świątyni znajdowało się pięć ołtarzy, zaprojektowanych specjalnie przez Gisleniego. Z kościołem i klasztorem nierozerwalnie związana była jurydyka, stanowiąca jego uposażenie, a zwąca się Nowe Lipie - dziś Nowolipie. Reguła brygidek przewidywała dla ksieni danego zgromadzenia bardzo szerokie uprawnienia, porównywalne z benedyktyńskimi opatami. Dlatego też dla mieszkańców Nowego Lipia ksieni była właściwie panią feudalną - wydawała pozwolenia na budowę, pobierała czynsze, a co najważniejsze, sprawowała władzę sądowniczą. Było więc Nowe Lipie miasteczkiem, w którym pełnię władzy sprawowały kobiety. Co czwartek w klasztorze zbierał się trybunał, który rozsądzał mniej lub bardziej codzienne sprawy mieszkańców, cywilne i karne. I choć w