Kartka z kalendarza – 17 lipca
Jacek Fedorowicz śpiewał, że każda epoka ma swego idola. I miał rację. Nie inaczej było w Warszawie po roku 1945. Wydawać by się mogło, że nie ma problemu, bo przecież Cytadela jest miejscem gdzie zginęło mnóstwo ludzi walczących z caratem pod sztandarami różnych skrzydeł PPS, ale ci byli kolegami Marszałka, który był be. Byli Kasprzak, Waryński i spółka - ale oni też nie tak w 100%. Co zatem robić? Zwłaszcza że przydałyby się ofiary krwiożerczego reżimu. Bereza jako symbol nadawała się świetnie, ale już więzieni w niej działacze nie do końca. Z kolei o 1937 roku nie bardzo wypadało wspominać. W końcu jednak znaleziono. W 1923 roku miał miejsce wybuch na Cytadeli. Jak to zwykle bywa najprościej oskarżyć o takie coś nie własne niedbalstwo, a opozycję - w tym wypadku komunistów. O zorganizowanie zamachu oskarżono oficerów Wieczorkiewicza i Bagińskiego. Sprawa jednak miała swój epilog. Działacze KPP znaleźli w swych szeregach kreta, który współpracował z policją - Józefa Cechnowskiego. Uznali, że należy go zlikwidować i do wykonania tego zadania wyznaczyli trzech młodych aktywistów młodzieżówki - Henryka Rutkowskiego, Władysława Kniewskiego i Władysława Hibnera. 17 lipca 1924 roku mieli oni spotkać się z Cechnowskim pod Domem pod Orłami i tam go zlikwidować. Zanim akcja się zaczęła, to się skończyła; wyglądających podejrzanie młodych ludzi chciał wylegitymować patrol policji. Ci spanikowali i zaczęli strzelać, zabijając policjanta Lesińskiego. Potem rzucili się do ucieczki Chmielną, nadal się ostrzeliwując i raniąc kilka osób, w końcu porwali na Chmielnej dorożkę, która uciekali w kierunku Żelaznej. Pościg, podczas którego zabici zostali przypadkowy przechodzień, student