skpt.warszawa@gmail.com

Kartka z Kalendarza

Author: admin

Dziś mija równo 35 lat odkąd TVP zaczęła emitować jeden z bardziej znanych i lubianych "warszawskich" seriali - "Dom" w reżyserii Jana Łomnickiego, wg scenariusza tegoż i Andrzeja Mularczyka. Serial miał w zamyśle pokazywać całą historię PRL, z naciskiem na to jak to w kraju jest dobrze i coraz lepiej (nie zapominajmy, że zdjęcia powstawały w roku 1980, w "gorącym" okresie strajków i niedoborów), niemniej Janicki z Mularczykiem zdecydowali się na pokazanie losów kilku rodzin zamieszkujących jedną warszawską kamienicę, a stosunek do przedstawianych w serialu czasów niejednokrotnie był - na tyle na ile się dało - krytyczny. Pierwszych 12 odcinków serialu powstało w latach 1980-1987, kolejne, już nie tak udane, w latach 90. Serial o losach pochodzącego ze wsi Andrzeja Talara, byłego AKowca i skazanego za dezercję żołnierza LWP, pracującego w FSO, o jego miłości do pochodzącej z przedwojennej mieszczańskiej rodziny Basi Lawinówny, w które wplecione są wątki rodzin Lermaszewskich ("starych warszawskich cwaniaków"), Bawolików (piłkarza "Polonii" i sędziego "z zasadami), Popiołków (przedwojennego dozorcy i jego rodziny), Jasińskich (robociarzy z Woli, którzy mieszkanie w centrum dostali "z awansu społecznego"), dra Kazanowicza (który stracił rodzinę w powstaniu, a sam miał obozową traumę) czy rodziny Andrzeja ze wsi, zgromadził wielką widownię i do tej pory jest czasem powtarzany w telewizji. Duża w tym zasługa reżysera, który namówił na grę w serialu wielu znanych aktorów, takich jak Wirgiliusz Gryń, Barbara Rachwalska, Jan Englert, Bożena Dykiel, Józef Nowak, Tadeusz Janczar czy Wacław Kowalski. Od serialu zaczęły się również kariery takich aktorów jak Krzysztof Pieczyński czy Joanna Żółkowska,

Dziś przenieśmy się do Rosji nad Wołgę, niecałe 900 km na południowy wschód od Moskwy. Chociaż obecnie miejsce, które opisujemy nosi nazwę Uljanowsk (od Włodzimierza Ilicza Uljanowa - Lenina) to w interesującej nas dziś chwili nosiło nazwę Symbirsk. Cofamy się bowiem do roku 1909 r., kiedy to 10 listopada w polskiej rodzinie przyszedł na świt Leon Lech Beynar. Leon Beynar jako młodzieniec przeniósł się wraz z rodzicami po odzyskaniu przez Polskę niepodległości do Wilna, gdzie studiował historię na Uniwersytecie Stefana Batorego. W trakcie II wojny światowej brał udział m.in. w operacji "Ostra Brama", po której został aresztowny. Po krótkim pobycie w Ludowym Wojsku Polskim zdezerterował i wstapił na ok. miesiąc do oddziału "Łupaszki" w 1945 r. Jednak to z czego zasłynął Leon Beynar, to jego działalność powojenna. W 1948 r. przyjął on pseudonim "Paweł Jasienica", od wsi, w której ukrywał się w 1945 roku, a pod tym imieniem jest kojarzony z monymentalnym dziełem, składającym się z 3 tomów: Polska Piastów, Polska Jagiellonów oraz Rzeczpospolita Obojga Narodów. Paweł Jasienica jest autorem kilku innych dzieł, jak choćby "Trzech kronikarzy". Za swoją postawę i poparcie udzielone w marcu 1968 r. studentom z UW jego dzieła trafiły na indeksy, zaś sam Paweł Jasienica stał się obiektem intensywnej infiltracji przez służby specjalne. Objęty zakazem publikacji, zmarł w 1970 r. Zdjęcie za wikimedia.org

7 września 1943 roku oddział dywersji Kedywu, Agat, przeszedł swój chrzest bojowy. Tego dnia, około godziny dziesiątej przed południem, oddział zlikwidował SS-Oberscharführera Franza Bürkla. Bürkl był członkiem załogi Pawiaka, znanym ze swych sadystycznych zachowań. Jako wyjątkowo niebezpieczny funkcjonariusz został wyznaczony do likwidacji w ramach "Akcji Główki" i skazany wyrokiem podziemnego sądu. Nie jest dziś jasna funkcja, jaką Bürkl sprawował. W popularnych kalendariach awansuje nawet na komendanta więzienia, co wobec jego niskiej rangi - odpowiednika sierżanta - nie wydaje się możliwe. Być może był komendantem zmiany straży więziennej. Akcję poprzedziły długie przygotowania, obejmujące ustalenie tożsamości esesmana, zbadanie jego nawyków i dziennej aktywności. Ostatecznie ustalono, że Bürkl mieszka na rogu Oleandrów i Polnej; na miejsce zamachu wybrano pobliski punkt: róg Marszałkowskiej i Oleandrów, w pobliżu szpitala. Dowódcą akcji był „Jeremi” Jerzy Zborowski, a drugim wykonawcą - „Lot” Bronisław Pietraszewicz. Zespół liczy jeszcze kilka osób, odpowiedzialnych za ubezpieczenie i transport. Przebieg akcji przytoczymy zaś za Aleksandrem Kamińskim, z jego "Zośki i Parasola": "Do­cho­dzi go­dzi­na dzie­wią­ta pięć­dzie­siąt pięć rano. Je­re­mi, któ­ry oso­bi­ście do­wo­dzi ak­cją, stoi na przy­stan­ku tram­wa­jo­wym przy rogu Mar­szał­kow­skiej i Ole­an­drów. Pa­trzy w stro­nę uli­cy Ole­an­drów, gdzie miesz­ka Bürckl. Stąd na­le­ży się go spo­dzie­wać. W po­bli­żu Je­re­mie­go – mło­dy czło­wiek z wy­wia­du. Kil­ka­na­ście kro­ków da­lej oparł się o mur domu ja­kiś me­lan­cho­lij­ny skrzy­pek, trzy­ma­jąc pod pa­chą za­mknię­ty fu­te­rał skrzy­piec. W są­sied­niej bra­mie i na prze­ciw­le­głym przy­stan­ku u wy­lo­tu Li­tew­skiej – dwóch mło­dych, nie­zwra­ca­ją­cych wza­jem na sie­bie uwa­gi, lu­dzi. W pew­nej chwi­li wy­wia­dow­ca Żar wska­zu­je Je­re­mie­mu gło­wą i wzro­kiem: Ten tam, gru­by, krę­py, po cy­wil­ne­mu, z ko­bie­tą i

6 listopada 1822 roku urodził się w Siedlcach Oskar Flatt, z zawodu urzędnik kolejowy, a z zamiłowania krajoznawca; rzec by można: jeden z naszych duchowych przodków. Ojciec Flatta, Bogumił (Gottlieb) był nauczycielem języka niemieckiego. Rodzina mieszkała w rożnych miastach Królestwa; Oskar gimnazjum ukończył w Piotrkowie Trybunalskim. Następnie wstąpił do służby cywilnej. Pracował w rządzie guberni warszawskiej, a następnie w instytucjach kolejowych, m.in. w Towarzystwie Drogi Żelaznej Fabryczno-Łódzkiej. Zwieńczeniem jego kariery było stanowisko dyrektora budowy kolei libawsko-romieńskiej, pełnione aż do śmierci w 1872 roku. Do historii przeszedł jednak jako jeden z pionierów polskiego krajoznawstwa. Objechał wszystkie prowincje Królestwa i kraje ościenne. Jako przenikliwy i wykształcony obserwator życia społecznego spisywał swe spostrzeżenia i publikował w poczytnej "Gazecie Codziennej" (później "Gazecie Polskiej"). Fascynował go region łowicki. W 1855 roku opublikował artykuł "Jarmark w Łowiczu"; organizował tam rozmaite wystawy i konkursy rolnicze. Był gorącym propagatorem postępu i rozwoju rolnictwa i przemysłu. Nie może więc dziwić, że najwdzięczniejszym dla Flatta tematem był rozwój przemysłu, w szczególności fenomen Łodzi. Opublikował szereg artykułów na ten temat, a w 1853 roku swe 'opus magnum': "Opis miasta Łodzi pod względem historycznym, statystycznym i przemysłowym", niezwykle cenne źródło do historii tego miasta. Inne zwarte teksty Flatta to: "Opis Piotrkowa Trybunalskiego pod względem historycznym i statystycznym", 1850; "Brzegi Wisły od Warszawy do Ciechocinka z dopełniającym poglądem na przestrzeń od Torunia do Gdańska. Przewodnik żeglugi parowej", 1854; "Gawędy i notatki z podróży", 1855 oraz, nam chyba najbliższe, "Wspomnienia z wycieczki grudniowej w Mazowsze", 1852. Flatt został pochowany na Cmentarzu Ewangelicko-Augsburskim przy ul. Młynarskiej w Warszawie. Na ilustracji karta

Podczas dzisiejszego #zwiedzajzskpt przeniesiemy się na Dolny Śląsk i zapoznamy się z jednym z najcenniejszych zespołów zabytkowych tej części Polski. Prosimy nie regulować odbiorników; Brzeg, choć należy do województwa opolskiego, leży na historycznym Dolnym Śląsku, a rozbieżność między granicami historycznymi a administracyjnymi, choć niekiedy zrozumiała, nie przestaje uwierać miłośników historii i krajoznawstwa. Brzeg lokowany został w połowie XIII wieku, co czyni go jednym z najstarszych miast w Polsce. W XIV stało się stolicą księstwa, a po wygaśnięciu lokalnej dynastii przeszło w ręce Habsburgów, a następnie Prus. Miasto było rozbudowywane i umacniane; do dziś czytelny jest zarówno średniowieczny układ urbanistyczny, jak i zarys nowożytnych fortyfikacji bastionowych. Ikoną Brzegu jest widok bramy zamku książęcego, robiącej wrażenie manierystyczną dekoracją. Nowożytną przebudowę rezydencji ufundowali książęta Fryderyk II i Jerzy II z rodu Piastów, a program ikonograficzny budynku bramnego głosi chwałę tej dynastii. To właśnie w księstwie legnicko-brzeskim Piastowie panowali najdłużej, bo aż do 1675 roku. Dziś w zamku w Brzegu mieści się Muzeum Piastów Śląskich. Warto też skorzystać z okazji i koniecznie obejrzeć malowniczy arkadowy dziedziniec, który przyniósł brzeskiej rezydencji miano (choć nie lubimy takich porównań) “śląskiego Wawelu”. Varsavianistyczną ciekawostką może być fakt, że jeden z architektów budowli, Jakub Parr, pracował również przy renesansowej przebudowie Zamku Warszawskiego. Dawny Brzeg to nie tylko książęca stolica, ale przede wszystkim ważne i bogate miasto. Jako takie, powinno mieć odpowiednio dostojny ratusz. Siedziba władz miejskich pochodzi z XVI wieku i jest dziełem włoskich architektów. Niestety, trwający remont nie pozwala obejrzeć w pełnej okazałości efektownej loggii, zdobiącej zachodnią fasadę ratusza. Kolejnym z symboli szanującego

Właśnie dzisiaj 33. urodziny obchodziłaby jedna z wielu polskich medalistek olimpijskich, związanych z Warszawą, Kamila Skolimowska. Niestety możemy to zdanie napisać jedynie w trybie przypuszczającym, ponieważ od ponad 6 lat Skolimowska już nie żyje. Przy okazji jej urodzin możemy jednak przypomnieć jej sylwetkę. Wywodziła się ze sportowej rodziny, jej ojciec podnosił ciężary w wadze superciężkiej, a sama Kamila swoją przygodę ze sportem zaczynała od wioślarstwa, a potem pchnięcia kulą. Na starty na rzutni namówił ją ówczesny trener warszawskiej SKRY, i okazało się, że był to strzał w dziesiątkę. W raczkującej dopiero konkurencji czyniła szybkie postępy i jako młodziczka mogła już konkurować z seniorkami. Pierwszy start na wielkiej imprezie (Mistrzostwach Świata 1999) nie przyniósł jednak sukcesów, stremowana Skolimowska spaliła dwie próby, a w trzeciej uzyskała marne 50,38 m i zajęła przedostatnie miejsce w eliminacjach. Sukces przyszedł jednak już rok później. Wobec dyskwalifikacji dominującej wcześniej w konkurencji Rumunki Melinte i "słabszej formy" Rosjanki Olgi Kuzienkowej, Skolimowska sensacyjnie sięgnęła w piątkowe wczesne popołudnie 29 września 2000 roku po złoto olimpijskie, nie mając jeszcze 18 lat. Po tym sukcesie (nasze zdjęcie za newsweek.pl pochodzi właśnie z Igrzysk w Sydney) wróżono naszej sportsmence długą światową karierę. Niestety, stało się inaczej. W zasadzie można powiedzieć, że wielkiego sukcesu Skolimowska nigdy już nie powtórzyła. Na Mistrzostwach Świata zajmowała miejsca 4., 7., 8. i 4., na Igrzyskach w Atenach była 5., zaś w Pekinie spaliła wszystkie próby w finale, pierwszy raz ustępując wschodzącej gwieździe światowych rzutni, Anicie Włodarczyk, która już rok później była rekordzistką świata. Również wynik z Sydney, 71,16 m,

Wielu warszawskich przewodników stając na Krakowskim Przedmieściu przed pałacem, mieszczącym w XVIII i XIX wieku Pocztę Saską opowiada tam turystom ckliwą historyjkę o tym jak to Fryderyk Chopin w zaduszki roku 1830 chyłkiem opuszczał kipiącą już od nadchodzącego powstańczego zrywu Warszawę aby nigdy do niej nie powrócić. A nieco wcześniej, w październiku, odbył się jego ostatni pożegnalny koncert. Historia ta brzmi pięknie i romantycznie, ale jest, niestety, niemal zupełnie nieprawdziwa. Gdy nasz kompozytor opuszczał Warszawę, nie wiedział bowiem, że do niej nie powróci. Zwykle bowiem tak jest w historii, że rzeczy "wielkie" dzieją się przypadkiem i później dorabia się do nich ideologię tak, aby pasowały do czyjegoś życiorysu. Nie inaczej było w tym przypadku. Chopin wyjeżdżał z Warszawy, ale nie po raz pierwszy; w roku 1826 był w Niemczech, a w 1829 w Wiedniu, gdzie dawał już koncerty jako rozpoznawalny artysta. Nie inaczej było i teraz, owszem, kompozytor miał zamiar spędzić jakiś czas za granicą, ale furtki za sobą nie zamykał. Jego wyjazd też nie miał charakteru wymykania się chyłkiem w zaduszkowy poranek pod osłoną spadających liści i zacinającego deszczu, a był po prostu wyjazdem na poły turystycznym, na poły zarobkowym. O tym, że tak było, może świadczyć fakt, że aż na Wolę odprowadzili Chopina koledzy z klasy kompozycji warszawskiego konserwatorium, a w mieszczącej się przy obecnej ulicy Połczyńskiej Żółtej Karczmie studenci spożyli ostatni posiłek i wykonali na cześć Chopina kantatę skomponowaną specjalnie na tę okoliczność przez Józefa Elsnera. Czyli, jak by nie patrzeć, pobyt Chopina w Warszawie skończył się imprezą. Dopiero w

Niektórzy starsi warszawiacy o okolicach stacji metra Wilanowska wypowiadają się per "Dworzec Południowy". Rzeczywiście, jeżdżą teraz stamtąd pekaesy do Piaseczna czy Góry Kalwarii, a nawet autobusy dalekobieżne firmy z bocianem w logo, ale etymologia tej nazwy prowadzi nas aż do czasów zamierzchłych, bo do 30 października 1898 roku. W latach 1943-1968 był bowiem Dworzec Południowy stacją początkową Kolejki Grójeckiej, czyli sieci wąskotorowych linii kolejowych operujących na południe od Warszawy, w szczytowym okresie sięgających Grójca, Piaseczna, Iwiczny, Konstancina czy nawet Nowego Miasta nad Pilicą. Kolejka została zbudowana z inicjatywy Eugeniusza Paszkowskiego, za pieniądze hrabiego Tomasza Zamoyskiego i księcia Stefana Lubomirskiego. Miała ona za zadanie dostarczać cegły i budulec z położonych na południe od Warszawy zakładów, a rychło okazało się, że równie przydatna jest do przewożenia pasażerów. Początkowo pierwsza stacja kolejki znajdowała się tuż za rogatkami mokotowskimi, na Pl. Unii Lubelskiej, później sukcesywnie wyprowadzano kolej z miasta, aby na dłużej zakotwiczyła ona na wspomnianym dworcu Warszawa Południowa. Kolejka miała rozstaw szyn 1000 mm, a jeżdżący na niej przed wojną tabor był produkowany po części w Polsce - w zakładach Lilpopa oraz we własnych warsztatach w Piasecznie. Znaczenie kolejki było największe przed wojną i w czasie okupacji, kiedy kolejka zaopatrywała Warszawę w żywność. Wraz z rozwojem sieci dróg, umożliwiających efektywniejsze poruszanie się po okolicy oraz upadkiem prywatnych cegielni, kolejka traciła na znaczeniu i skracano jej trasę, najpierw przestała jeździć między Warszawą a Piasecznem, w roku 1988 zamknięto odcinek Grójec-Nowe Miasto,w 1991 zawieszono regularne przewozy pasażerskie, a w 1996 towarowe, Obecnie linia jest przejezdna jedynie na odcinku

Nikt nie mógł tego przewidzieć, ale z perspektywy czasu wiemy, że jeśli pod jakiś budynek został położony kamień węgielny w październiku 1938 roku, to szansa na jego ukończenie była niewielka. Tak też się stało w przypadku obchodzącego dziś 77 rocznicę wydarzenia: symbolicznego rozpoczęcia budowy domu Centrali Związku Kupców. Czym była Centrala Związku Kupców? Była to organizacja zrzeszająca średnie i wielkie kupiectwo żydowskie. Powstała w wyniku przekształcenia Związku Kupców miasta Warszawy w organizację ogólnokrajową, co okazało się koniecznością w związku z rosnącymi wpływami tej organizacji poza granicami Warszawy. Swój największy rozkwit przeżywała w latach trzydziestych XX wieku. W 1932 roku istniało 489 oddziałów na terenie Polski, a zrzeszonych w nich było ponad 30 tysięcy placówek handlowych. W związku z wielkością stowarzyszenia, niezbędna była odpowiedniej wielkości siedziba. Zaprojektował ją niezbyt znany duet architektów: Ludwik Paradistal i Ludwik Krakowski. Inwestycja rozpoczęła się pod koniec lat trzydziestych, ale świetlane plany pokrzyżował wybuch wojny. Przed wojną zdążył powstać tylko żelbetowy szkielet trzypiętrowego biurowca, o dość zawadiackim kształcie. Nieregularny plan budynku wynikał z chęci wykorzystania niemal całej powierzchni działki wciśniętej między istniejące już budowle Banku Landaua i Resursy Kupieckiej. Wojna przerwała prace, a okres socrealizmu przyniósł realną perspektywę wyburzenia istniejącej konstrukcji w celu przebudowy plachu Dzierżyńskiego (obecnie Bankowego). Jednak zanim doszło do realizacji, projekt nowego placu został porzucony a budynek Centrali Związku Kupców wykończono jako biurowiec. Gmach przetrwał do dziś, wciśnięty między Bank Landaua, Pałac Mniszchów i blok pl. Bankowy 4. Mieści Mazowieckie Centrum Edukacji Samorządowej. Zdjęcie: Google Street View PS. Repost wpisu, poprzednie zdjęcie zostało oprotestowane przez autora.

27 października 1985 zmarła w Warszawie Tola Mankiewiczówna, śpiewaczka operowa, piosenkarka i aktorka. Jedna z największych gwiazd scen i ekranów przedwojennej Warszawy. Urodziła się w 1900 roku na obrzeżach Mazowsza, we wsi Bronowo koło Wizny jako Teodora Oleksa. Po ukończeniu gimnazjum studiowała fortepian w Konserwatorium Warszawskim oraz - prywatnie - śpiew i grę aktorską. Zadebiutowała w Krakowie, jednak szybko związała się z Operą Warszawską, gdzie wykonywała role sopranu lirycznego. W latach 1924-28 studiowała wokalistykę w Mediolanie. W 1931 roku odeszła z Opery i związała się z lżejszą muzą: występowała w rewiach i teatrach muzycznych, nagrywała płyty i grała w filmach. Wraz z Aleksandrem Żabczyńskim stworzyła gwiazdorski duet. Wystąpili w tak popularnych filmach jak "Manewry miłosne" i "Pani minister tańczy". Mankiewiczówna występowała z powodzeniem również za granicą, w tym w europejskiej stolicy rozrywki, Berlinie. W 1935 roku wyszła za Tadeusza Raabego, adwokata z zawodu, a kolekcjonera z zamiłowania. Okupację spędziła w Białymstoku i ponownie w Warszawie. Po wojnie kontynuowała karierę, występując w Teatrze Nowym i Operetce Warszawskiej. Po śmierci męża w 1975 roku zeszła ze sceny, a jego kolekcję (m.in. ceramiki holenderskiej) przekazała muzeum wawelskiemu. Została pochowana na Cmentarzu Ewangelicko-Reformowanym. Na ilustracji kadr z filmu "Parada rezerwistów" z 1934 roku, za filmpolski.pl.

Właśnie dziś swoje 68. urodziny obchodziłby jeden z najsilniej kojarzonych z Warszawą piłkarzy - Kazimierz Deyna. Obchodziłby, gdyby pewnego sierpniowego wieczoru w roku 1989 nie usiadł po pijanemu za kierownicą swojego dodge'a i nie wjechał w prawidłowo zaparkowaną ciężarówkę. Deyna, podobnie jak "Sen o Warszawie" jest stałym elementem "wystroju" meczów stołecznej Legii, w tym klubie spędził większość swojej sportowej kariery, choć sam zawodnik z Warszawą nie miał żadnych związków; urodził się w Starogardzie Gdańskim, a w piłkę zaczynał grać w gdańskim Włókniarzu i w ŁKS Łódź, w którego barwach zadebiutował w I lidze. Jak jednak większość zdolnych piłkarzy w tamtym czasie, w 1967 roku otrzymał powołanie do wojska, co w przypadku piłkarza równało się transferowi do CWKS. W Legii szybko wyrósł na lidera środka pola, w ogóle przez analityków futbolu uważany jest za jednego z lepszych pomocników w historii piłki. Jego znakiem firmowym, poza niekonwencjonalnymi podaniami i przeglądem pola, były słynne "rogale" czyli strzały z rzutów wolnych i rożnych, po których często padały bramki. Co ciekawe, poza Warszawą był, jak cała Legia, znienawidzony, czego najlepszym dowodem gwizdy na Stadionie Śląskim po tym jak publiczność dowiedziała się kto strzelił dającą nam, jak się później okazało awans do finałów MŚ'78 bramkę. Jego międzynarodowa kariera klubowa była długo blokowana przez władze PRL, co uzasadniano tym, że oficer LWP nie może udać się grać w piłkę w krajach NATO; na wyjazd pozwolono mu dopiero na jesieni 1978 roku, kiedy miał już 29 lat. Deyna wybrał, a w zasadzie jemu wybrano w zamian za dewizy i sprzęt dla

Dotrwaliśmy do piątku, a to oznacza kolejną galerię z cyklu #zwiedzajzskptordie. Zapraszamy dziś Państwa do dolnośląskiego miasta, gdzie miłośnicy historii na pewno nie będą się nudzić: do Oleśnicy. Zapewne najcenniejszym zabytkiem Oleśnicy jest zamek. Gdy w 1320 r. miasto zostało stolicą księstwa oleśnickiego i miastem rezydencjalnym założyciela oleśnickiej gałęzi Piastów, księcia Konrada I, na miejscu dawnej przygranicznej fortyfikacji rozpoczęto budowę murowanego zamku na rzucie nieregularnego czworoboku. Po piastach zamek przejęli czescy Pobieradowie, którym zawdzięczamy obecny jego wygląd (lata 1542-1616). Po 1945 mieścił się tu szereg instytucji, niestety nie zawsze dbających o stan budynku. Stosunkowo od niedawna zamek udostępniony jest zwiedzającym.  Widoczny z okna zamkowego zabudowany korytarz łączący zamek z bazyliką, o której więcej na kolejnym zdjęciu.  Dawny kościół zamkowy, dziś Bazylika Mniejsza pw. Jana Chrzciciela, powstał w XIII wieku jako gotycka budowla orientowana. W późniejszych wiekach został rozbudowany. Widoczne na zdjęciu kaplice powstały na przełomie XV i XVI wieku, a wieża uzyskała swoją wysokość i kształt w 1621 roku. We wnętrzu warto bliżej przyjrzeć się wyjątkowo pięknej manierystycznej ambonie z 1605 roku. Podtrzymuje ją postać św. Krzysztofa. Na korpusie widnieją postacie czterech ewangelistów, a na schodkach św. Jana Chrzciciela, Mojżesza i św. Pawła. Za amboną widoczny jest fragment empory, otaczającej nawę główną. Empory są charakterystycznym elementem dla kościołów ewangelickich. W istocie kościół w latach 1538-1945 służył właśnie ewangelikom.  W Oleśnicy znajduje się jedna z najstarszych synagog w Polsce. Ten gotycki budynek, być może wzorowany na Synagodze Staronowej z Pragi, istniał już na pewno w 1417. Mieściła się w nim drukarnia hebrajska, będąca pierwszą drukarnią w

Powoli zbliża się listopad, który to miesiąc dał nazwę jednemu z wielkich polskich powstań. Warto zatem przypomnieć dziś osobę, która była z nim i z Warszawą związana. Wspominamy dziś rocznicę śmierci Romana Sołtyka, który zmarł 22 października 1843 r. w Saint-Germain-en-Laye we Francji. Urodził się w burzliwych czasach Sejmu Wielkiego, w 1790 r. w Warszawie. Był synem Stanisława Sołtyka, jednego z posłów na Sejm Czteroletni, który brał czynny udział w projektowaniu i wprowadzaniu Konstytucji 3 Maja. Młodość i studia Roman Sołtyk spędził w Paryżu, studiując na tamtejszej Politechnice. W 1807 r. powrócił do Polski i wstąpił w szeregi tworzącej się armii Księstwa Warszawskiego. Jego sytuacja materialna pozwoliła na ufundowanie kompanii artyleryjskiej, na czele, której stanął. Przeszedł z armią napoleońską cały szlak bojowy do Moskwy i z powrotem. W 1813 r. został wzięty do niewoli pod Lipskiem. Jak wielu polskich oficerów, po utworzeniu Królestwa Polskiego wstąpił do Armii Polskiej, jednak już w 1816 r. złożył dymisję. Brał czynny udział w życiu Królestwa, należąc do niepodległościowych organizacji. Związany był m.in. ze sprzysiężeniem Piotra Wysockiego, wraz ze swoim ojcem. Po wybuchu powstania listopadowego, wniósł wniosek na Sejmie o detronizację Mikołaja I jako króla polskiego. W armii powstańczej walczył w stopniu generała i odznaczył się nieugiętą wolą walki. To z kolej doprowadziło, iż po jego upadku musiał schronić się za granicą, we Francji. Ponieważ ciążył na nim zaoczny wyrok kary śmierci, do Polski już nigdy nie powrócił i zmarł jak wielu mu podobnych patriotów we Francji. Ilustracja za wikimedia.org

Każdy kto w Warszawie trafi do kiosku będzie w stanie znaleźć tam dwa miesięczniki: "Stolicę" i "Skarpę Warszawską". Wziąwszy je do ręki, czytelnik szybko zauważy, że ich profil jest bardzo zbliżony. Obie podejmują tematy historyczne, obu też zdarza się podejmować kwestie współczesne. Jednak nie o nich, dwóch niezależnych wydawnictwach, będzie dzisiaj mowa w szczególności. Na dzisiejszy dzień przypada siedemdziesiąta rocznica ukazania się pierwszego numeru "Skarpy Warszawskiej", tygodnika wydawanego przez Biuro Odbudowy Stolicy. Pierwszy numer ośmiostronicowej, ilustrowanej gazety w dużym formacie ukazał się 21 października 1945 roku. Gazeta była wydawana z wyraźnie podkreślającym jej zainteresowania podtytułem: "pismo poświęcone odbudowie stolicy - miasta i człowieka". Jednak "Skarpa" ukazywała się na rynku całkiem niedługo, ponieważ niewiele ponad rok później, 3 listopada 1946 roku, na jej miejsce weszła inna gazeta: "Stolica". Ta istniała nieco dłużej, bo do końca 1990 roku. Dzisiejsza "Skarpa Warszawska" jest wznowieniem pierwotnej "Skarpy", początkowo wydawanym jako dodatek do warszawskiej edycji "Echa Miasta". Już po kilku numerach okazało się, że ambicje redakcji i popyt na tego rodzaju prasę był wystarczająco duży, żeby utworzyć osobny magazyn, 72 stronicowy miesięcznik. Współczesna "Skarpa" ukazuje się od 2010 roku.

You don't have permission to register