opis

skpt.warszawa@gmail.com

Kartka z Kalendarza

Image Alt

Kartka z kalendarza

Przedwczoraj wspominaliśmy rocznicę wydarzenia ważnego dla rozwoju miasta, dzisiaj trochę w nawiązaniu do niej, warto wspomnieć postać Sokratesa Starynkiewicza. Jak wiąże się on z kanalizacją prawdopodobnie nie trzeba nikomu przypominać - w końcu to na jego wniosek Warszawa dostała system wodno-kanalizacyjny ze stacją filtrów na Koszykach. Sokrates Starynkiewicz urodził się w 1820 roku w Taganrogu w Imperium Rosyjskim. W armii rosyjskiej dosłużył się do stopnia generała i na własne życzenie odszedł z niej w 1863 roku. Niektórzy badacze doszukują się w tej zbieżności czasowej reakcję Starynkiewicza na krwawe tłumienie powstania styczniowego. Czy jest to prawda czy tylko przypadek? Trudno powiedzieć. Jakiś czas później, w 1875 roku, dokładnie 18 listopada, a więc dokładnie 140 lat temu, na wniosek generał-gubernatora warszawskiego Pawła Kotzebue został mianowany prezydentem Warszawy (żeby być całkowicie precyzyjnym: pełniącym obowiązki prezydenta). Jego prezydentura uznawana była i jest nadal za jedną z najlepszych, prawdopodobnie dzięki temu, że prowadził miejską politykę zupełnie odwrotnie niż wcześniejsi rosyjscy włodarze - zamiast używać kija dając marchewkę. Są badacze, którzy twierdzą, że prospołeczna polityka Starynkiewicza miała na celu przekonanie Polaków do Rosji, stanowiła "miękką rusyfikację", która jednak nie do końca się powiodła. Nawet jeśli podejmowane przez Starynkiewicza akcje miały dążyć do zbliżenia tych terenów do Imperium, nie można odmówić mu skuteczności i wspaniałomyślności. Nie tylko rozpoczęto budowę kanalizacji (nota bene, Warszawa stała się poligonem eksperymentalnym przed zaprowadzeniem tej nowinki technologicznej do stolicy), ale również wymieniono kilometry nawierzchni, w 1881 roku ruszył pierwszy tramwaj konny, budowano i przebijano nowe połączenia czy chociażby założono Park Ujazdowski. Starynkiewicz zasłynął również nieczęstą u

Nowoczesne miasto potrzebuje zbrojenia. Kanalizacja, instalacja gazowa czy elektryczna to podstawy. W Warszawie jedn z ważniejszych kroków w tak rozumianą nowoczesność można datować na rok 1852, kiedy to właśnie 16 listopada rozpoczęła się budowa wodociągu. Najbardziej charakterystycznym elementem warszawskiego wodociągu z połowy XIX wieku jest wodozbiór znajdujący się na wzniesieniu, tuż obok stawu, w Ogrodzie Saskim. Stylizowany na podrzymską świątynię Westy, budynek projektu Henryka Marconiego zawierał dwa zbiorniki, do których dostarczana była woda z Wisły za pomocą pomp i potem wodociągu umieszczonego pod ulicą Karową. W drugą stronę, z wodozbioru dostarczano wodę do miejskich fontann, hydrantów i innych ujęć. Znajdująca się w najbliższym sąsiedztwie sadzawka powstała w wyniku usypania wzniesienia, na którym umieszczono wodozbiór. Jednak już w latach 60-tych XIX wieku opróżniono ją, a na jej miejscu utworzono klomb z fontanną z rzeźbą dziecka trzymającego łabędzia za szyję, tę samą, którą można zobaczyć w Ogrodzie Saskim dzisiaj. Niewiele później, dzięki wprowadzeni nowej technologii, możliwe było ponowne otwarcie stawu. Zimą, zamarzająca tafla wykorzystywana była jako lodowisko, którego użytkownicy mogli oddawać się rozrywce w rytm muzyki orkiestrowej. Po wojnie, wodozbiór został odbudowany w niemal niezmienionej formie - pomijając kilka szczegółów. Obecnie znajduje się w nim zapas wody na wypadek pożaru utrzymywany na potrzeby Teatru Wielkiego. Ilustracją jest rycina Juliana Ceglińskiego ze zbiorów Cyfrowej Biblioteki Narodowej.

13 listopada w Kościele katolickim obchodzone jest wspomnienie Pięciu Braci Męczenników. Chociaż są to, po św. Wojciechu, najstarsi święci polskiego Kościoła, żyjący na przełomie X i XI wieku, to, jak się okaże w dalszej części artykułu, mają pewien związek z Warszawą. Ale najpierw cofnijmy się do roku 1000, kiedy to do Gniezna do Bolesława Chrobrego przybył cesarz Otton III. Jednym z efektów tego spotkania było powołanie niezależnej organizacji kościelnej. Władcy zgodzili się również powołać nowy klasztor, którego celem byłoby szerzenie nowej wiary. Cesarz przedstawił tę ideę mnichom benedyktyńskim z klasztoru w Pereum (niedaleko Rawenny), m.in. św. Brunowi z Kwerfurtu, który stał się wielkim zwolennikiem tego przedsięwzięcia. Ówczesny przeor Romuald (późniejszy święty oraz założyciel zakonu kamedułów) pomimo początkowego sceptycyzmu ostatnie wytypował dwóch lub trzech mnichów: Benedykta z Pereum oraz Jana z Wenecji i być może Barnabę na misję do Polski. Kiedy bracia przybyli pod koniec 1001 r. do państwa Bolesława Chrobrego, zostali skierowani do Międzyrzecza, gdzie założyli wspólnotę. Dołączyli do nich trzej Polacy (o ile o Polakach można wówczas mówić): Izaak i Mateusz, dwaj bracia pochodzący zapewne z bogatej rodziny oraz Krystyn – młody chłopak z wsi, w której zbudowano klasztor - który został kucharzem wspólnoty. Ich dzieło zostało nagle przerwane w nocy z 10 na 11 listopada 1003 r. Na erem napadli pogańscy chłopi, którzy zabili wszystkich pięciu braci (Krystyn, choć nie miał święceń, jest traktowany również jako jeden z członków wspólnoty). Motywem zapewne był rabunek, choć być może chodziło o napięcia religijne pomiędzy wyznawcami nowej i starej wiary. Mord ten odbił

Gdyby urządzić ranking najkrócej istniejących warszawskich pomników, ten, o którym dziś opowiemy, znajdowałby się bardzo wysoko. Być może wręcz na samym szczycie, czego jednak, ze względu na niepewność informacji, raczej nigdy nie ustalimy. Do rzeczy jednak. 12 listopada 1911 roku, na placu koszar Grodzieńskiego Pułku Huzarów Lejbgwardii przy dzisiejszej ulicy 29 listopada, odsłonięto pomnik Michaiła Dmitriewicza Skobielewa, rosyjskiego generała, uczestnika wojny rosyjsko-tureckiej, nieomal bohatera narodowego Rosjan i

Dziś mija równo 35 lat odkąd TVP zaczęła emitować jeden z bardziej znanych i lubianych "warszawskich" seriali - "Dom" w reżyserii Jana Łomnickiego, wg scenariusza tegoż i Andrzeja Mularczyka. Serial miał w zamyśle pokazywać całą historię PRL, z naciskiem na to jak to w kraju jest dobrze i coraz lepiej (nie zapominajmy, że zdjęcia powstawały w roku 1980, w "gorącym" okresie strajków i niedoborów), niemniej Janicki z Mularczykiem zdecydowali się na pokazanie losów kilku rodzin zamieszkujących jedną warszawską kamienicę, a stosunek do przedstawianych w serialu czasów niejednokrotnie był - na tyle na ile się dało - krytyczny. Pierwszych 12 odcinków serialu powstało w latach 1980-1987, kolejne, już nie tak udane, w latach 90. Serial o losach pochodzącego ze wsi Andrzeja Talara, byłego AKowca i skazanego za dezercję żołnierza LWP, pracującego w FSO, o jego miłości do pochodzącej z przedwojennej mieszczańskiej rodziny Basi Lawinówny, w które wplecione są wątki rodzin Lermaszewskich ("starych warszawskich cwaniaków"), Bawolików (piłkarza "Polonii" i sędziego "z zasadami), Popiołków (przedwojennego dozorcy i jego rodziny), Jasińskich (robociarzy z Woli, którzy mieszkanie w centrum dostali "z awansu społecznego"), dra Kazanowicza (który stracił rodzinę w powstaniu, a sam miał obozową traumę) czy rodziny Andrzeja ze wsi, zgromadził wielką widownię i do tej pory jest czasem powtarzany w telewizji. Duża w tym zasługa reżysera, który namówił na grę w serialu wielu znanych aktorów, takich jak Wirgiliusz Gryń, Barbara Rachwalska, Jan Englert, Bożena Dykiel, Józef Nowak, Tadeusz Janczar czy Wacław Kowalski. Od serialu zaczęły się również kariery takich aktorów jak Krzysztof Pieczyński czy Joanna Żółkowska,

Dziś przenieśmy się do Rosji nad Wołgę, niecałe 900 km na południowy wschód od Moskwy. Chociaż obecnie miejsce, które opisujemy nosi nazwę Uljanowsk (od Włodzimierza Ilicza Uljanowa - Lenina) to w interesującej nas dziś chwili nosiło nazwę Symbirsk. Cofamy się bowiem do roku 1909 r., kiedy to 10 listopada w polskiej rodzinie przyszedł na świt Leon Lech Beynar. Leon Beynar jako młodzieniec przeniósł się wraz z rodzicami po odzyskaniu przez Polskę niepodległości do Wilna, gdzie studiował historię na Uniwersytecie Stefana Batorego. W trakcie II wojny światowej brał udział m.in. w operacji "Ostra Brama", po której został aresztowny. Po krótkim pobycie w Ludowym Wojsku Polskim zdezerterował i wstapił na ok. miesiąc do oddziału "Łupaszki" w 1945 r. Jednak to z czego zasłynął Leon Beynar, to jego działalność powojenna. W 1948 r. przyjął on pseudonim "Paweł Jasienica", od wsi, w której ukrywał się w 1945 roku, a pod tym imieniem jest kojarzony z monymentalnym dziełem, składającym się z 3 tomów: Polska Piastów, Polska Jagiellonów oraz Rzeczpospolita Obojga Narodów. Paweł Jasienica jest autorem kilku innych dzieł, jak choćby "Trzech kronikarzy". Za swoją postawę i poparcie udzielone w marcu 1968 r. studentom z UW jego dzieła trafiły na indeksy, zaś sam Paweł Jasienica stał się obiektem intensywnej infiltracji przez służby specjalne. Objęty zakazem publikacji, zmarł w 1970 r. Zdjęcie za wikimedia.org

7 września 1943 roku oddział dywersji Kedywu, Agat, przeszedł swój chrzest bojowy. Tego dnia, około godziny dziesiątej przed południem, oddział zlikwidował SS-Oberscharführera Franza Bürkla. Bürkl był członkiem załogi Pawiaka, znanym ze swych sadystycznych zachowań. Jako wyjątkowo niebezpieczny funkcjonariusz został wyznaczony do likwidacji w ramach "Akcji Główki" i skazany wyrokiem podziemnego sądu. Nie jest dziś jasna funkcja, jaką Bürkl sprawował. W popularnych kalendariach awansuje nawet na komendanta więzienia, co wobec jego niskiej rangi - odpowiednika sierżanta - nie wydaje się możliwe. Być może był komendantem zmiany straży więziennej. Akcję poprzedziły długie przygotowania, obejmujące ustalenie tożsamości esesmana, zbadanie jego nawyków i dziennej aktywności. Ostatecznie ustalono, że Bürkl mieszka na rogu Oleandrów i Polnej; na miejsce zamachu wybrano pobliski punkt: róg Marszałkowskiej i Oleandrów, w pobliżu szpitala. Dowódcą akcji był „Jeremi” Jerzy Zborowski, a drugim wykonawcą - „Lot” Bronisław Pietraszewicz. Zespół liczy jeszcze kilka osób, odpowiedzialnych za ubezpieczenie i transport. Przebieg akcji przytoczymy zaś za Aleksandrem Kamińskim, z jego "Zośki i Parasola": "Do­cho­dzi go­dzi­na dzie­wią­ta pięć­dzie­siąt pięć rano. Je­re­mi, któ­ry oso­bi­ście do­wo­dzi ak­cją, stoi na przy­stan­ku tram­wa­jo­wym przy rogu Mar­szał­kow­skiej i Ole­an­drów. Pa­trzy w stro­nę uli­cy Ole­an­drów, gdzie miesz­ka Bürckl. Stąd na­le­ży się go spo­dzie­wać. W po­bli­żu Je­re­mie­go – mło­dy czło­wiek z wy­wia­du. Kil­ka­na­ście kro­ków da­lej oparł się o mur domu ja­kiś me­lan­cho­lij­ny skrzy­pek, trzy­ma­jąc pod pa­chą za­mknię­ty fu­te­rał skrzy­piec. W są­sied­niej bra­mie i na prze­ciw­le­głym przy­stan­ku u wy­lo­tu Li­tew­skiej – dwóch mło­dych, nie­zwra­ca­ją­cych wza­jem na sie­bie uwa­gi, lu­dzi. W pew­nej chwi­li wy­wia­dow­ca Żar wska­zu­je Je­re­mie­mu gło­wą i wzro­kiem: Ten tam, gru­by, krę­py, po cy­wil­ne­mu, z ko­bie­tą i

6 listopada 1822 roku urodził się w Siedlcach Oskar Flatt, z zawodu urzędnik kolejowy, a z zamiłowania krajoznawca; rzec by można: jeden z naszych duchowych przodków. Ojciec Flatta, Bogumił (Gottlieb) był nauczycielem języka niemieckiego. Rodzina mieszkała w rożnych miastach Królestwa; Oskar gimnazjum ukończył w Piotrkowie Trybunalskim. Następnie wstąpił do służby cywilnej. Pracował w rządzie guberni warszawskiej, a następnie w instytucjach kolejowych, m.in. w Towarzystwie Drogi Żelaznej Fabryczno-Łódzkiej. Zwieńczeniem jego kariery było stanowisko dyrektora budowy kolei libawsko-romieńskiej, pełnione aż do śmierci w 1872 roku. Do historii przeszedł jednak jako jeden z pionierów polskiego krajoznawstwa. Objechał wszystkie prowincje Królestwa i kraje ościenne. Jako przenikliwy i wykształcony obserwator życia społecznego spisywał swe spostrzeżenia i publikował w poczytnej "Gazecie Codziennej" (później "Gazecie Polskiej"). Fascynował go region łowicki. W 1855 roku opublikował artykuł "Jarmark w Łowiczu"; organizował tam rozmaite wystawy i konkursy rolnicze. Był gorącym propagatorem postępu i rozwoju rolnictwa i przemysłu. Nie może więc dziwić, że najwdzięczniejszym dla Flatta tematem był rozwój przemysłu, w szczególności fenomen Łodzi. Opublikował szereg artykułów na ten temat, a w 1853 roku swe 'opus magnum': "Opis miasta Łodzi pod względem historycznym, statystycznym i przemysłowym", niezwykle cenne źródło do historii tego miasta. Inne zwarte teksty Flatta to: "Opis Piotrkowa Trybunalskiego pod względem historycznym i statystycznym", 1850; "Brzegi Wisły od Warszawy do Ciechocinka z dopełniającym poglądem na przestrzeń od Torunia do Gdańska. Przewodnik żeglugi parowej", 1854; "Gawędy i notatki z podróży", 1855 oraz, nam chyba najbliższe, "Wspomnienia z wycieczki grudniowej w Mazowsze", 1852. Flatt został pochowany na Cmentarzu Ewangelicko-Augsburskim przy ul. Młynarskiej w Warszawie. Na ilustracji karta

Właśnie dzisiaj 33. urodziny obchodziłaby jedna z wielu polskich medalistek olimpijskich, związanych z Warszawą, Kamila Skolimowska. Niestety możemy to zdanie napisać jedynie w trybie przypuszczającym, ponieważ od ponad 6 lat Skolimowska już nie żyje. Przy okazji jej urodzin możemy jednak przypomnieć jej sylwetkę. Wywodziła się ze sportowej rodziny, jej ojciec podnosił ciężary w wadze superciężkiej, a sama Kamila swoją przygodę ze sportem zaczynała od wioślarstwa, a potem pchnięcia kulą. Na starty na rzutni namówił ją ówczesny trener warszawskiej SKRY, i okazało się, że był to strzał w dziesiątkę. W raczkującej dopiero konkurencji czyniła szybkie postępy i jako młodziczka mogła już konkurować z seniorkami. Pierwszy start na wielkiej imprezie (Mistrzostwach Świata 1999) nie przyniósł jednak sukcesów, stremowana Skolimowska spaliła dwie próby, a w trzeciej uzyskała marne 50,38 m i zajęła przedostatnie miejsce w eliminacjach. Sukces przyszedł jednak już rok później. Wobec dyskwalifikacji dominującej wcześniej w konkurencji Rumunki Melinte i "słabszej formy" Rosjanki Olgi Kuzienkowej, Skolimowska sensacyjnie sięgnęła w piątkowe wczesne popołudnie 29 września 2000 roku po złoto olimpijskie, nie mając jeszcze 18 lat. Po tym sukcesie (nasze zdjęcie za newsweek.pl pochodzi właśnie z Igrzysk w Sydney) wróżono naszej sportsmence długą światową karierę. Niestety, stało się inaczej. W zasadzie można powiedzieć, że wielkiego sukcesu Skolimowska nigdy już nie powtórzyła. Na Mistrzostwach Świata zajmowała miejsca 4., 7., 8. i 4., na Igrzyskach w Atenach była 5., zaś w Pekinie spaliła wszystkie próby w finale, pierwszy raz ustępując wschodzącej gwieździe światowych rzutni, Anicie Włodarczyk, która już rok później była rekordzistką świata. Również wynik z Sydney, 71,16 m,

Wielu warszawskich przewodników stając na Krakowskim Przedmieściu przed pałacem, mieszczącym w XVIII i XIX wieku Pocztę Saską opowiada tam turystom ckliwą historyjkę o tym jak to Fryderyk Chopin w zaduszki roku 1830 chyłkiem opuszczał kipiącą już od nadchodzącego powstańczego zrywu Warszawę aby nigdy do niej nie powrócić. A nieco wcześniej, w październiku, odbył się jego ostatni pożegnalny koncert. Historia ta brzmi pięknie i romantycznie, ale jest, niestety, niemal zupełnie nieprawdziwa. Gdy nasz kompozytor opuszczał Warszawę, nie wiedział bowiem, że do niej nie powróci. Zwykle bowiem tak jest w historii, że rzeczy "wielkie" dzieją się przypadkiem i później dorabia się do nich ideologię tak, aby pasowały do czyjegoś życiorysu. Nie inaczej było w tym przypadku. Chopin wyjeżdżał z Warszawy, ale nie po raz pierwszy; w roku 1826 był w Niemczech, a w 1829 w Wiedniu, gdzie dawał już koncerty jako rozpoznawalny artysta. Nie inaczej było i teraz, owszem, kompozytor miał zamiar spędzić jakiś czas za granicą, ale furtki za sobą nie zamykał. Jego wyjazd też nie miał charakteru wymykania się chyłkiem w zaduszkowy poranek pod osłoną spadających liści i zacinającego deszczu, a był po prostu wyjazdem na poły turystycznym, na poły zarobkowym. O tym, że tak było, może świadczyć fakt, że aż na Wolę odprowadzili Chopina koledzy z klasy kompozycji warszawskiego konserwatorium, a w mieszczącej się przy obecnej ulicy Połczyńskiej Żółtej Karczmie studenci spożyli ostatni posiłek i wykonali na cześć Chopina kantatę skomponowaną specjalnie na tę okoliczność przez Józefa Elsnera. Czyli, jak by nie patrzeć, pobyt Chopina w Warszawie skończył się imprezą. Dopiero w

Niektórzy starsi warszawiacy o okolicach stacji metra Wilanowska wypowiadają się per "Dworzec Południowy". Rzeczywiście, jeżdżą teraz stamtąd pekaesy do Piaseczna czy Góry Kalwarii, a nawet autobusy dalekobieżne firmy z bocianem w logo, ale etymologia tej nazwy prowadzi nas aż do czasów zamierzchłych, bo do 30 października 1898 roku. W latach 1943-1968 był bowiem Dworzec Południowy stacją początkową Kolejki Grójeckiej, czyli sieci wąskotorowych linii kolejowych operujących na południe od Warszawy, w szczytowym okresie sięgających Grójca, Piaseczna, Iwiczny, Konstancina czy nawet Nowego Miasta nad Pilicą. Kolejka została zbudowana z inicjatywy Eugeniusza Paszkowskiego, za pieniądze hrabiego Tomasza Zamoyskiego i księcia Stefana Lubomirskiego. Miała ona za zadanie dostarczać cegły i budulec z położonych na południe od Warszawy zakładów, a rychło okazało się, że równie przydatna jest do przewożenia pasażerów. Początkowo pierwsza stacja kolejki znajdowała się tuż za rogatkami mokotowskimi, na Pl. Unii Lubelskiej, później sukcesywnie wyprowadzano kolej z miasta, aby na dłużej zakotwiczyła ona na wspomnianym dworcu Warszawa Południowa. Kolejka miała rozstaw szyn 1000 mm, a jeżdżący na niej przed wojną tabor był produkowany po części w Polsce - w zakładach Lilpopa oraz we własnych warsztatach w Piasecznie. Znaczenie kolejki było największe przed wojną i w czasie okupacji, kiedy kolejka zaopatrywała Warszawę w żywność. Wraz z rozwojem sieci dróg, umożliwiających efektywniejsze poruszanie się po okolicy oraz upadkiem prywatnych cegielni, kolejka traciła na znaczeniu i skracano jej trasę, najpierw przestała jeździć między Warszawą a Piasecznem, w roku 1988 zamknięto odcinek Grójec-Nowe Miasto,w 1991 zawieszono regularne przewozy pasażerskie, a w 1996 towarowe, Obecnie linia jest przejezdna jedynie na odcinku

Nikt nie mógł tego przewidzieć, ale z perspektywy czasu wiemy, że jeśli pod jakiś budynek został położony kamień węgielny w październiku 1938 roku, to szansa na jego ukończenie była niewielka. Tak też się stało w przypadku obchodzącego dziś 77 rocznicę wydarzenia: symbolicznego rozpoczęcia budowy domu Centrali Związku Kupców. Czym była Centrala Związku Kupców? Była to organizacja zrzeszająca średnie i wielkie kupiectwo żydowskie. Powstała w wyniku przekształcenia Związku Kupców miasta Warszawy w organizację ogólnokrajową, co okazało się koniecznością w związku z rosnącymi wpływami tej organizacji poza granicami Warszawy. Swój największy rozkwit przeżywała w latach trzydziestych XX wieku. W 1932 roku istniało 489 oddziałów na terenie Polski, a zrzeszonych w nich było ponad 30 tysięcy placówek handlowych. W związku z wielkością stowarzyszenia, niezbędna była odpowiedniej wielkości siedziba. Zaprojektował ją niezbyt znany duet architektów: Ludwik Paradistal i Ludwik Krakowski. Inwestycja rozpoczęła się pod koniec lat trzydziestych, ale świetlane plany pokrzyżował wybuch wojny. Przed wojną zdążył powstać tylko żelbetowy szkielet trzypiętrowego biurowca, o dość zawadiackim kształcie. Nieregularny plan budynku wynikał z chęci wykorzystania niemal całej powierzchni działki wciśniętej między istniejące już budowle Banku Landaua i Resursy Kupieckiej. Wojna przerwała prace, a okres socrealizmu przyniósł realną perspektywę wyburzenia istniejącej konstrukcji w celu przebudowy plachu Dzierżyńskiego (obecnie Bankowego). Jednak zanim doszło do realizacji, projekt nowego placu został porzucony a budynek Centrali Związku Kupców wykończono jako biurowiec. Gmach przetrwał do dziś, wciśnięty między Bank Landaua, Pałac Mniszchów i blok pl. Bankowy 4. Mieści Mazowieckie Centrum Edukacji Samorządowej. Zdjęcie: Google Street View PS. Repost wpisu, poprzednie zdjęcie zostało oprotestowane przez autora.

27 października 1985 zmarła w Warszawie Tola Mankiewiczówna, śpiewaczka operowa, piosenkarka i aktorka. Jedna z największych gwiazd scen i ekranów przedwojennej Warszawy. Urodziła się w 1900 roku na obrzeżach Mazowsza, we wsi Bronowo koło Wizny jako Teodora Oleksa. Po ukończeniu gimnazjum studiowała fortepian w Konserwatorium Warszawskim oraz - prywatnie - śpiew i grę aktorską. Zadebiutowała w Krakowie, jednak szybko związała się z Operą Warszawską, gdzie wykonywała role sopranu lirycznego. W latach 1924-28 studiowała wokalistykę w Mediolanie. W 1931 roku odeszła z Opery i związała się z lżejszą muzą: występowała w rewiach i teatrach muzycznych, nagrywała płyty i grała w filmach. Wraz z Aleksandrem Żabczyńskim stworzyła gwiazdorski duet. Wystąpili w tak popularnych filmach jak "Manewry miłosne" i "Pani minister tańczy". Mankiewiczówna występowała z powodzeniem również za granicą, w tym w europejskiej stolicy rozrywki, Berlinie. W 1935 roku wyszła za Tadeusza Raabego, adwokata z zawodu, a kolekcjonera z zamiłowania. Okupację spędziła w Białymstoku i ponownie w Warszawie. Po wojnie kontynuowała karierę, występując w Teatrze Nowym i Operetce Warszawskiej. Po śmierci męża w 1975 roku zeszła ze sceny, a jego kolekcję (m.in. ceramiki holenderskiej) przekazała muzeum wawelskiemu. Została pochowana na Cmentarzu Ewangelicko-Reformowanym. Na ilustracji kadr z filmu "Parada rezerwistów" z 1934 roku, za filmpolski.pl.

Właśnie dziś swoje 68. urodziny obchodziłby jeden z najsilniej kojarzonych z Warszawą piłkarzy - Kazimierz Deyna. Obchodziłby, gdyby pewnego sierpniowego wieczoru w roku 1989 nie usiadł po pijanemu za kierownicą swojego dodge'a i nie wjechał w prawidłowo zaparkowaną ciężarówkę. Deyna, podobnie jak "Sen o Warszawie" jest stałym elementem "wystroju" meczów stołecznej Legii, w tym klubie spędził większość swojej sportowej kariery, choć sam zawodnik z Warszawą nie miał żadnych związków; urodził się w Starogardzie Gdańskim, a w piłkę zaczynał grać w gdańskim Włókniarzu i w ŁKS Łódź, w którego barwach zadebiutował w I lidze. Jak jednak większość zdolnych piłkarzy w tamtym czasie, w 1967 roku otrzymał powołanie do wojska, co w przypadku piłkarza równało się transferowi do CWKS. W Legii szybko wyrósł na lidera środka pola, w ogóle przez analityków futbolu uważany jest za jednego z lepszych pomocników w historii piłki. Jego znakiem firmowym, poza niekonwencjonalnymi podaniami i przeglądem pola, były słynne "rogale" czyli strzały z rzutów wolnych i rożnych, po których często padały bramki. Co ciekawe, poza Warszawą był, jak cała Legia, znienawidzony, czego najlepszym dowodem gwizdy na Stadionie Śląskim po tym jak publiczność dowiedziała się kto strzelił dającą nam, jak się później okazało awans do finałów MŚ'78 bramkę. Jego międzynarodowa kariera klubowa była długo blokowana przez władze PRL, co uzasadniano tym, że oficer LWP nie może udać się grać w piłkę w krajach NATO; na wyjazd pozwolono mu dopiero na jesieni 1978 roku, kiedy miał już 29 lat. Deyna wybrał, a w zasadzie jemu wybrano w zamian za dewizy i sprzęt dla

Powoli zbliża się listopad, który to miesiąc dał nazwę jednemu z wielkich polskich powstań. Warto zatem przypomnieć dziś osobę, która była z nim i z Warszawą związana. Wspominamy dziś rocznicę śmierci Romana Sołtyka, który zmarł 22 października 1843 r. w Saint-Germain-en-Laye we Francji. Urodził się w burzliwych czasach Sejmu Wielkiego, w 1790 r. w Warszawie. Był synem Stanisława Sołtyka, jednego z posłów na Sejm Czteroletni, który brał czynny udział w projektowaniu i wprowadzaniu Konstytucji 3 Maja. Młodość i studia Roman Sołtyk spędził w Paryżu, studiując na tamtejszej Politechnice. W 1807 r. powrócił do Polski i wstąpił w szeregi tworzącej się armii Księstwa Warszawskiego. Jego sytuacja materialna pozwoliła na ufundowanie kompanii artyleryjskiej, na czele, której stanął. Przeszedł z armią napoleońską cały szlak bojowy do Moskwy i z powrotem. W 1813 r. został wzięty do niewoli pod Lipskiem. Jak wielu polskich oficerów, po utworzeniu Królestwa Polskiego wstąpił do Armii Polskiej, jednak już w 1816 r. złożył dymisję. Brał czynny udział w życiu Królestwa, należąc do niepodległościowych organizacji. Związany był m.in. ze sprzysiężeniem Piotra Wysockiego, wraz ze swoim ojcem. Po wybuchu powstania listopadowego, wniósł wniosek na Sejmie o detronizację Mikołaja I jako króla polskiego. W armii powstańczej walczył w stopniu generała i odznaczył się nieugiętą wolą walki. To z kolej doprowadziło, iż po jego upadku musiał schronić się za granicą, we Francji. Ponieważ ciążył na nim zaoczny wyrok kary śmierci, do Polski już nigdy nie powrócił i zmarł jak wielu mu podobnych patriotów we Francji. Ilustracja za wikimedia.org

Każdy kto w Warszawie trafi do kiosku będzie w stanie znaleźć tam dwa miesięczniki: "Stolicę" i "Skarpę Warszawską". Wziąwszy je do ręki, czytelnik szybko zauważy, że ich profil jest bardzo zbliżony. Obie podejmują tematy historyczne, obu też zdarza się podejmować kwestie współczesne. Jednak nie o nich, dwóch niezależnych wydawnictwach, będzie dzisiaj mowa w szczególności. Na dzisiejszy dzień przypada siedemdziesiąta rocznica ukazania się pierwszego numeru "Skarpy Warszawskiej", tygodnika wydawanego przez Biuro Odbudowy Stolicy. Pierwszy numer ośmiostronicowej, ilustrowanej gazety w dużym formacie ukazał się 21 października 1945 roku. Gazeta była wydawana z wyraźnie podkreślającym jej zainteresowania podtytułem: "pismo poświęcone odbudowie stolicy - miasta i człowieka". Jednak "Skarpa" ukazywała się na rynku całkiem niedługo, ponieważ niewiele ponad rok później, 3 listopada 1946 roku, na jej miejsce weszła inna gazeta: "Stolica". Ta istniała nieco dłużej, bo do końca 1990 roku. Dzisiejsza "Skarpa Warszawska" jest wznowieniem pierwotnej "Skarpy", początkowo wydawanym jako dodatek do warszawskiej edycji "Echa Miasta". Już po kilku numerach okazało się, że ambicje redakcji i popyt na tego rodzaju prasę był wystarczająco duży, żeby utworzyć osobny magazyn, 72 stronicowy miesięcznik. Współczesna "Skarpa" ukazuje się od 2010 roku.

Skrzyżowanie ulic Chłodnej i Żelaznej bardzo często łączone jest z żydowską przeszłością tej części miasta. Widać ją nie tylko w pomnikach, ale również częściowo w zachowanej, przedwojennej architekturze. Przykładem tego może być jeden z bardziej znanych adresów warszawskiego getta, czyli budynek przy Chłodnej 20. Jednak zaraz obok tych ostańców znajdują się współczesne bloki, niewchodzące w relację z wcześniejszą architekturą. Ta czasoprzestrzenna wyrwa zainspirowała Jakuba Szczęsnego, architekta, do stworzenia artystycznego projektu - najwęższego domu, a przy okazji łącznika między przeszłością a teraźniejszością. I w ten sposób powstał Dom Kereta, otwarty dokładnie 3 lata temu, 20 października 2012 roku. Ale właściwie dlaczego jest on domem akurat Kereta? Szczęsny szukał osoby, która będzie na tyle otwarta na różne projekty, że będzie w stanie firmować go nazwiskiem. Jednak nie tylko to było decydujące. W przypadku Etgara Kereta wszystko się zgadzało: jest izraelskim pisarzem o polskich korzeniach i specjalizuje się w krótkich formach. Jego opowiadania często nie przekraczają objętości dwóch stron, ale i tak trafiają w punkt. Przez kilka lat współpracował z nieistniejącym już polskim czasopismem "Bluszcz". Dom Kereta miał być miejscem pracy artystów, często zapraszanych przez samego pisarza. Możliwe jest również zwiedzanie instalacji w godzinach podanych na stronie internetowej www.domkereta.pl. Najbliższa taka okazja nadarzy się w sobotę 24 października. Zdjęcie: wikimedia.org

19 października 1863 w miejskim ratuszu wybuchł pożar. Zdarza się, w dziewiętnastowiecznych miastach był to chleb powszedni. Tym jednak razem był to pożar szczególny; rzecz by można - polityczny. 2 października, a więc dwa tygodnie po pamiętnym zamachu, hrabia Berg, p.o. Namiestnika Królestwa Polskiego, wydał następujące rozporządzenie: „Miasto Stołeczne Warszawa przeszło od dwóch lat jest ogniskiem występków i głównym źródłem wszystkich nieszczęść, które spływają na kraj. Z tego powodu Rząd znajduje się zmuszony znakomicie zwiększyć wydatki krajowe, spowodowane tak smutnym stanem. Również Rząd obowiązany jest zaradzić wielkiej liczbie nieszczęść, wypływających z takiego położenia. Słuszność zatem wymaga, ażeby pomienione zwiększone wydatki, obciążały nie sam tylko Skarb kraju, ale aby i miasto, które toleruje i ukrywa w swojem łonie tak wielką liczbę spiskujących i zabójców, ponosiło część ciężarów, wynikających z takiego stanu rzeczy. W tem położeniu rzeczy zmuszony jestem nałożyć na Miasto Stołeczne Warszawę kontrybucję nadzwyczajną. Rozkazuję więc co następuje: 1. Kontrybucja nadzwyczajna ma być pobraną od wszystkich właścicieli domów i innych nieruchomości prywatnych w Warszawie, w stosunku 8% dochodu, oznaczonego w spisie ogólnym dochodu z domów i budowli miasta Warszawy i przedmieścia Pragi na rok 1861. 2. Kontrybucja ta ma być wniesioną do dnia 20 Października (1 Listopada) r. b. 3. Osoby, które do pomienionej daty nie uiściłyby kontrybucji, będą zmuszone do jej zaspokojenia drogą exekucji wojskowej, w stosunku zwiększonym do 12%. 4. Właściciele domów i innych nieruchomości obciążonych długami hypotecznemi, jeżeli wierzytelności należą do osób prywatnych, mają prawo potrącić z procentu prawnego, opłacić się mającego tymże osobom 8%. 5. Komissja Rządowa Spraw Wewnętrznych włoży na Magistrat Miasta Stołecznego Warszawy obowiązek

29 października 1910 zmarł w Warszawie Konstanty Wojciechowski, jeden z najpłodniejszych architektów polskich przełomu XIX i XX wieku. Nie możemy się oprzeć zacytowaniu wspomnienia z miesięcznika "Architekt" ze stycznia 1911 roku: "Ostatnie dnie roku zeszłego przyniosły smutną wiadomość o zgonie K. Wojciechowskiego, znanego budowniczego i radcy dyrekcyi Tow. kred. m. Warszawy. Urodzony w 1841 r. w ziemi lubelskiej, pobierał początkowe nauki w Sandomierzu i szkole realnej w Warszawie, w r. 1861 wstąpił do szkoły Szt. Pięknych na wydział architektoniczny. Po roku, gdy szkołę zamknięto, a w kraju wszczęły się ruchy wolnościowe, wrażliwa natura ś. p. Wojciechowskiego pociągnęła go w szeregi powstańcze. Później wstępuje na wydział matematyczny Szkoły Głównej, nie porzucając jednak studyów technicznych, które z czasem uzupełnia w Paryżu i Monachium, poczem rozpoczyna pracę zawodową u bud. Berenta, a w r. 1875 uzyskuje prawapaństwowe w Petersburgu. Będąc wykształconym na studiach nad stylami historycznymi, którym hołdowała w owym czasie cała Europa zachodnia, ś. p. Wojciechowski był im wierny do ostatka i w tym duchu wykonał szereg prac świeckich i kościelnych, z których ostatnia, kościół w Częstochowie, jest jeszcze nieukończona. W szczególności jednak należy podkreślić prace, jakie ś. p. Wojciechowski poświęcił studyom teoretycznym nad przeszłością słowiańszczyzny i kraju naszego w dziejach jego artystycznych. Odbywając liczne wycieczki, notuje skrzętnie każdy objaw kultury i sztuki i bierze udział w redagowaniu pierwszego polskiego Kwestyonaryusza dla inwentaryzacyi zabytków, opracowanego i wydanego w r. 1883 przez delegacyę Komitetu Tow. Z. Szt. Pięknych p. t.: »Przewodnik do opisu dawnych pomników sztuki«. Niestety ś. p. Wojciechowski nie zdążył uporządkować i opracować swych cennych

You don't have permission to register