skpt.warszawa@gmail.com

Kartka z Kalendarza

grudzień 2019

Większość z Państwa zapewne pamięta jarzeniówki, które swoim monotonnym brzęczeniem oraz zapalaniem się „z przytupem” umilały niejedną lekcję czy 8 godzin w zakładzie pracy. Żarówki te, jak również wiele innych lamp i żarówek, były produkowane w zakładach, decyzja o powstaniu których zapadła równo 68 lat temu, 9 grudnia 1948 roku. Właśnie wtedy zdecydowano o scaleniu w jedną państwową fabrykę zakładów produkcji lamp radiowych z Dzierżoniowa oraz dawnej fabryki Philipsa, istniejącej już w Warszawie przy Karolkowej od roku 1922. Kadry dla nowej fabryki udało się jeszcze przeszkolić (oraz zdobyć większość know-how) przy pomocy Holendrów, którzy mieli nadzieję wrócić po wojnie, niestety nowe realia ekonomiczne spowodowały, że przedsiębiorstwo stało się państwowe i zyskało patronkę w osobie Róży Luksemburg, warszawianki, socjaldemokratki, a później entuzjastki międzynarodowego komunizmu i Niemieckiej Republiki Rad. Produkcja lamp radiowych ruszyła juz w grudniu 1948, na inne lampy i żarówki trzeba było poczekać do czerwca 1949. Fabryka stopniowo unowocześniała się i rozszerzała asortyment o kolejne typy żarówek oraz innych urządzeń jak lampy halogenowe, sodowe do oświetlania ulic i oscyloskopy, znanych pod zbiorcza marka POLAM. Zakładami współpracującym z fabryką były m.in. zakłady ELGO z Gostynina i zakład metalowy ZWLE z Pułtuska. Po okresie transformacji i przekształceń własnościowych fabrykę zamknięto, zaś budynki starano się zamienić w biurowce. Niestety podczas tych prac odkryto, iż poziom zanieczyszczenia rtęcią jest bardzo wysoki i nie da się w nich pracować, w związku z czym budynki zostały wyburzone. Na zdjęciu jeden z budynków in statu descendi (rok 2011). Fabryka mieściła się między ulicami Towarową a Przyokopową.

Dziś wspomnimy jednego z tych zapomnianych bohaterów, których życiorysem i zasługami można by obdzielić kilka osób, a którzy nie doczekali się w naszym mieście choćby najskromniejszego upamiętnienia. Zapewne miejsce na politycznym spektrum, niezbyt miłe tak poprzedniemu, jak i obecnemu ustrojowi, pamięci owej nie służy. 9 grudnia 1880 roku urodził się w Warszawie Włodzimierz Hellmann, socjalistyczny bojowiec, działacz niepodległościowy, legionista i oficer Wojska Polskiego. Można powiedzieć, że rodzinny dom ukształtował jego życiową postawę. Ojciec, Kazimierz, był powstańcem styczniowym i zesłańcem. Matka, Aleksandra, bojowniczką OB PPS. Studiował w Szkole Mechaniczno-Technicznej im. H. Wawelberga i S. Rotwanda. Szybko nawiązał kontakt z PPS i, wykorzystując wykształcenie techniczne, zaangażował się w produkcję bomb. Jako członek Organizacji Bojowej brał udział w licznych akcjach zbrojnych, w tym tych najsłynniejszych: w Sławkowie i pod Bezdanami. Aresztowany przez Ochranę, w 1909 roku był więziony w Cytadeli. Zwolniony za kaucją, uciekł z Królestwa i rozpoczął działalność konspiracyjną w Galicji. W 1914 roku wstąpił do Legionów, gdzie został ofierem służb saperskich. Przeszedł szlak bojowy formacji aż do roku 1918. Wtedy to znalazł się w Warszawie i natychmiast wstąpił do formowanego Wojska Polskiego. Brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej, już jako dowódca pułku. W 1924 przeszedł w stan spoczynku, jednak nie zrezygnował ze służby. Pracował jako inżynier w Zakładach "Pocisk", a następnie - w Instytucie Technicznym Uzbrojenia. W 1939 roku został ewakuowany na Węgry. Zbiegł jednak z internowania, przedostał się do Francji i następnie Anglii, gdzie objął funkcję zastępca szefa Wojskowego Instytutu Technicznego. Po wojnie powrócił do Polski. Nie otrzymał emerytury i zmarł w niedostatku w 1964 roku. Ilustracja z

You don't have permission to register