opis

skpt.warszawa@gmail.com

Kartka z Kalendarza

Październik 2021

Kiedy idziemy na spacer przez Starówkę w stronę Nowego Miasta, widok Barbakanu oraz murów miejskich wydaje się dla nas czymś oczywistym. "Średniowieczne" fortyfikacje wpisały się już na stałe w krajobraz miasta. Warto jednak przypomnieć, iż doprowadzenie ich do dzisiejszego stanu było ogromnym przedsięwzięciem, rozpoczętym dawniej, niż to tkwi w powszechnej świadomości, a one same niekoniecznie są "powojenną atrapą", jak niekiedy zdarza się je nazywać. Cofnijmy się zatem o 76 lat do 9 października 1938 r. Wówczas to, przy udziale marszałka Polski Edwarda Rydza-Śmigłego, uroczyście otwarto odrestaurowany fragment murów staromiejskich od Wąskiego Dunaju do Barbakanu. Prace, którym patronował prezydent Warszawy Stefan Starzyński polegały na wykupie kamienic przy ul. Podwale i Nowomiejskiej oraz ich wyburzeniu przy zachowaniu elementów oryginalnych murów, które zostały "wchłonięte" w wieku XVIII i XIX. Pracami kierował Jan Zachwatowicz. Konserwatorom udało się odsłonić jedynie zachodnią część barbakanu, a właściwie dolnej części wraz z mostem, dzięki rozbiórce domu przy Nowomiejskiej 19. Pozostała część zachowanych murów pozostała w kamienicach po parzystej stronie ulicy. Dalsze prace zatrzymał brak środków i wojna, która jednocześnie stworzyła szanse na rekonstrukcje pełnych fortyfikacji, na podstawie zachowanych reliktów i dostępnej ikonografii. To już jednak inna historia. Ilustracja: NAC

Jeśli na widok pałacu na dzisiejszej ilustracji odczuwacie déjà vu, to wszystko w porządku. Bo rzeczywiście ta chyba zupełnie nieznana budowla bardzo mocno nawiązuje do jednego z najsławniejszych warszawskich zabytków. A o jej twórcy dziś wspomnimy, bo to jeden z bardziej znanych warszawskich architektów drugiej połowy XIX wieku. 8 października 1919 roku zmarł w szwajcarskim Montreux Leandro Marconi, syn słynnego Henryka. Karierę rozpoczął rzecz jasna u boku ojca, przy budowie Hotelu Europejskiego. Niedługo potem, jako członek rodzinnego zespołu, pracował przy wilanowskim kościele św. Anny. Tytuł budowniczego I klasy, pozwalający na samodzielną praktykę, otrzymał w 1854 roku, w wieku dwudziestu lat. Przez kolejne dwie dekady był aktywny twórczo. Jeśli się przyjrzeć profilowi przyjmowanych zleceń, stanie się jasne, że twórczość Leandra to - niemal bez wyjątku - bogata architektura dla bogatych ludzi. Projektowana przez bogatego architekta, dodajmy, bo Marconi już z urodzenia był człowiekiem zamożnym i miał przywilej dobierania sobie klientów. Spójrzmy zatem. Leandro Marconi zaprojektował willę Raua przy al. Ujazdowskich, pałacyk Pod Karczochem, pałacyk Sobańskich i willę Wernickiego tamże, gmach Banku Handlowego, dom Zamoyskiego przy Wareckiej, pałac Zamoyskiego na Foksal i pałac Branickich na Frascati. No i oczywiście najbardziej monumentalną z nich, Wielką Synagogę na Tłomackiem. Projektował również na prowincji, ale niekoniecznie dla prowincjuszy. W Ostrowcu Świętokrzyskim - Częstocicach znajdziemy jego pałac Wielopolskich, w Kołbieli - pałac Zamoyskich, w Brzeźnie - pałac Marchwickich, a wymieniać można by dłużej. Wspomnimy jeszcze dość toporny kościół parafialny w Czyżewie. Leandro przez wiele lat był też "nadwornym" architektem gospodyni Wilanowa, Aleksandry Potockiej. Przebudował Bibliotekę Króla na zakrystię, zaprojektował Gabinet Etruski

Każdy, kto interesuje się czasami PRL, lub po prostu je pamięta, na pewno kojarzy takie nazwiska jak Tadeusz de Virion, Jan Olszewski czy Edward Wende - wybitnych prawników, niezłomnych obrońców w procesach politycznych. Ale zapewne mało kto pamięta, że takie postaci potrzebne były i w poprzednim wcieleniu Polski. 7 października 1932 roku zmarł Eugeniusz Śmiarowski, polityk, adwokat, obrońca w procesach politycznych w Królestwie Polskim i II Rzeczypospolitej. Urodził się w Łomży, w inteligenckiej rodzinie powstańca styczniowego. Studiował w Warszawie, Heidelbergu i Kazaniu. W 1903 roku został członkiem warszawskiej palestry. Wkrótce wstąpił do tajnego Koła Prawników Polskich i Koła Obrońców Politycznych. Podczas rewolucji 1905 r. bronił bojowników PPS; w latach 1905-1907 niemal nie opuszczał sal Sądu Wojennego na Cytadeli. Bronił również działaczy SDKPiL, w tym Feliksa Dzierżyńskiego. Już wtedy zasłynął z odwagi, bezinteresowności (członkowie Koła bronili "politycznych" bezpłatnie), inteligencji i erudycji. Po 1915 roku był aktywnym działaczem już jawnych organów adwokatury warszawskiej. W latach 1919-20 był nawet wiceministrem sprawiedliwości. Był również wolnomularzem Wielkiej Loży Narodowej i członkiem Ligi Obrony Praw Człowieka. W lipcu 1920 r. mimo przewlekłej choroby zaciągnął się ochotniczo do wojska; w składzie 9 kompanii 201 pp walczył na linii Narwi. Zresztą w kompanii tej walczyło wówczas sześciu byłych ministrów i wiceministrów, oraz wielu polityków i innych postaci z pierwszych stron gazet. Po wojnie St. Thugutt wciągnął Śmiarowskiego do polityki. Został posłem, był nawet kandydatem na marszałka; należał do PSL "Wyzwolenie", a potem do Klubu Pracy. Nie zaniedbywał jednak obowiązków adwokata. Bronił oskarżanego o komunizm Leona Toeplitza i uczestników rozruchów krakowskich w 1923 r.

Więcej wpisów http://skpt.om.pttk.pl/zwiedzaj-z-skpt/  Więcej wpisów http://skpt.om.pttk.pl/zwiedzaj-z-skpt/ Miasto znane jako polski biegun zimna, założone przez zakon kamedułów z pobliskiego klasztoru w Wigrach, zachowało wiele obiektów z pierwszej połowy XIX w. Najokazalszym kościołem w Suwałkach jest konkatedra pw. św. Aleksandra. Wzniesiona została w stylu klasycystycznym według projektu Chrystiana Piotra Aignera z inspiracji gen. Józefa Zajączka.  W 1919 roku w kościele odbyły się uroczystości włączenia Suwałk w granice Polski. W czasie II WŚ była to jedyna czynna świątynia rzymskokatolicka w mieście. Suwałki w XIX w. były miejscem stacjonowania wielu pułków rosyjskich, oprócz koszar pozostały po nich również  cerkwie prawosławne. Kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa to pierwotnie cerkiew Zaśnięcia Najświętszej Marii Panny (Sobór Uspieński). Od 1919 r służył młodzieży gimnazjalnej jako kościół katolicki. Reprezentacyjną ulicą Suwałk jest dawny Prospekt Petersburski, dziś ul. Tadeusza Kościuszki. To przy niej znajduje się zbudowana na początku XX w. Resursa Obywatelska będąca siedzibą wielu stowarzyszeń i instytucji społecznych. To tutaj w 1919 gościł  Naczelnik Józef Piłsudski. Obecnie budynek jest siedzibą Muzeum Okręgowego. W Suwałkach w roku 1849 urodził się Alfred Wierusz-Kowalski, jeden z najwybitniejszych polskich malarzy ze szkoły monachijskiej. Znany z przedstawień koni oraz wilków w zimowym pejzażu. Jego obrazy możemy podziwiać w muzeum.  W 1834 na roku na rogu Rynku i Prospektu Petersburskiego (ul. T. Kościuszki) wzniesiono odwach, a w latach późniejszych przylegający do niego ratusz. Są one najbardziej reprezentacyjnymi obiektami Suwałk.  Suwałki to miejsce urodzenia Marii Konopnickiej (w 1842 r.) W kamienicy rejenta Jana Zapiórkiewicza wynajmowali mieszkanie rodzice późniejszej poetki, Scholastyka i Józef Wasiłowscy. Czesława Miłosza kojarzymy raczej z Wilnem niż z Suwałkami. Jednak to

Dzisiejsza "kartka z kalendarza Warszawy" poświęcona jest wydarzeniu, które zmieniło bieg historii Rzeczpospolitej w XVIII wieku, a jest nim rozpoczęcie obrad sejmu w 1788 r., który do historii przejdzie jako Czteroletni albo Wielki. Chociaż był to sejm zwykły, który zbierał się co dwa lata, to jednak już przed jego zebraniem łączono z nim wielkie nadzieje. Król Stanisław August starał się wykorzystać ówczesną sytuację międzynarodową celem wzmocnienia Rzeczpospolitej. Rosja, która gwarantowała ustrój Rzeczypospolitej szykowała się do wojny z Turcją na południu. Rozluźnieniu uległy również stosunki pomiędzy dworami w Berlinie i St. Petersburgu. Stanisław August pragnął stworzyć sojusz wojskowy rosyjsko-polski, wymierzony przeciwko Turcji. Jednocześnie w ramach sojuszu Polska miała dostarczyć na przyszły front oddziały kawalerii, co wiązałoby się z ograniczonymi reformami oraz aukcją wojska. W wyniku zjazdu w Kaniowie oraz działań polskiej dyplomacji caryca wyraziła zgodę na przeprowadzenie sejmu w 1788 r. pod węzłem konfederacji, celem ratyfikowania sojuszu. Chociaż po koniec września zgoda na sojusz została cofnięta, to posłowie 6 października 1788 r. zebrali się na Zamku Królewskim w Warszawie. Obradom przewodniczył poseł Franciszek Antonii Kwilecki w zastępstwie marszałka starej laski Stanisława Kostki Gadomskiego. Dopiero dnia następnego zawiązano konfederacje pod przewodnictwem Stanisława Małachowskiego dla Korony oraz Kazimierza Nestora Sapiehy dla Wielkiego Księstwa. Zapewne nikt ze zgromadzonych 6 października 1788 r. posłów nie sądził, iż sejm, który miał trwać 6 tygodni potrwa w rzeczywistości 32 miesiące, aż do maja 1791 r. i dokona daleko idących zmian w ustroju Rzeczpospolitej.

Jeśli właśnie bezskutecznie przeszukujecie w pamięci mapę Warszawy w poszukiwaniu pokazywanego dziś pomnika, nie martwcie się. Dziś opowiemy o artyście, który warszawiakiem był i z Warszawą swe życie związał, lecz tu akurat niewiele po sobie pozostawił. 3 października 1906 roku, w wówczas podmiejskim Powsinie, urodził się Franciszek Masiak. W latach 1929-34 studiował na naszej ASP u prof. Tadeusza Breyera (autora m.in. pomnika Sowińskiego na Woli), po czym pozostał na uczelni na stanowisku asystenta. Pracował na ASP jeszcze po wojnie na etacie zastępcy profesora, i to samego Bohdana Pniewskiego, w Pracowni Rzeźby Monumentalnej. W latach trzydziestych należał do awangardowego ugrupowania Blok. No właśnie, kiedy za swą specjalność artystyczną obiera się rzeźbę monumentalną, trzeba się liczyć, że zamawiający nie będą ustawiać się w kolejce. Będą konkursy przegrane, będą wygrane, ale nieskierowane do realizacji. Tak też było z Masiakiem; nagrodzone projekty wystroju Dworca Głównego, czy później, Pomnika Bohaterów Warszawy zdobywały nagrody, jednak, jak wiemy, byli lepsi. A jego najbardziej znane dzieło, pomnik Walki i Męczeństwa Ziemi Bydgoskiej, który prezentujemy, znajduje się w dalekiej Bydgoszczy. Wiele osób powinno też kojarzyć Polonię, przygotowaną na Wystawę paryską w 1937, a stojącą później na Gubałówce. Nie znaczy to, że nie znajdziemy prac Masiaka w naszym mieście. Jego bardziej kameralne dzieła zdobią wnętrza gmachu Sejmu, a także znajdują się w zbiorach Muzeum Narodowego ("Głowa babci", "Ptaki kosmosu I"). Pamiętajmy jednak o tym nieco zapoznanym artyście wyjeżdżając ze stolicy i poszukując jego dzieł "gdzieś w Polsce". Ilustracja: wikimedia.org

No dobrze: cóż obraz z pracowni Nicolasa Lancreta, przedstawiający panów i damy z wyższych sfer, zabawiających się w podparyskim lasku, może mieć wspólnego z Warszawą? Spróbujmy wyjaśnić. 1 października 1735 roku August III Wettyn, nowy monarcha polsko-litewski, wydzierżawił od magistratu Starej Warszawy Holandię. No, nie o całe Niderlandy chodzi - tylko o ich warszawską część, zwaną również Kępą Miejską lub Solecką, a wcześniej - Kawczą. Uważni nasi czytelnicy zapewne pamiętają, jak ten niegościnny i zalewowy spłachetek ziemi stał się własnością miasta - jako część Solca została mu przekazana już w 1382 r. Gdy w latach 20. XVII w. magistrat osadził tam mennonitów, kępa przyjęła miano od ich narodowości: Olędry, Holendry czy właśnie Holandia. Król umyślił sobie właśnie w tym miejscu urządzać swoje i dworu zabawy na łonie natury. Zgodnie z rokokową estetyką, owe "fêtes champêtres", wiejskie pikniki, powinny się odbywać w sielskim, protosentymentalnym otoczeniu. To, co wiemy o ówczesnej Kępie rzeczywiście zdaje się czynić ją doskonałym wyborem. Olędrzy prawdopodobnie wciąż tam jeszcze gospodarowali i przekształcali swoim sposobem. Kępa, poprzecinana wiklinowymi płotami, z groblami i szpalerami drzew, ze sztucznymi wzgórzami, zapewne musiała się znudzonemu towarzystwu podobać i stanowić wręcz wzorzec bezpiecznej, ucywilizowanej "natury". Wszyscy musieli być zadowoleni: król, bo miał gdzie się bawić, i miasto, bo król płacił dużo lepiej, niż tych kilku w pocie czoła pracujących osadników. Wettynom miejsce tak się spodobało, że zachowali je na dłużej, choć klęski żywiołowe i późniejsze wojny kępę bardzo zniszczyły. I choć na początku XIX znaleźli się już nowi dzierżawcy, kępa pozostała Saską, a nie na przykład Habelmanowską. I

„A w stogu siana koło WschodniegoSpał Paramonow ze swym kolegąLecz nasza władza się skapowałaI dwóch gliniarzy nań wnet nasłałaOni złapali ParamonowaCzapa dla niego jest już gotowa” Te rymy na poziomie dwunastolatka to fragment ulicznej ballady o Jerzym Paramonowie, seryjnym zabójcy i złodzieju, który dokładnie 59 lat temu, 2 października 1955, został ujęty przez patrol Milicji Obywatelskiej śpiąc w stogu siana koło dworca Warszawa Wschodnia. Jerzy Paramonow urodził się w Skierniewicach w 1931 roku i tam mieszkał aż do roku 1955, pracując jako magazynier w warszawskim Domu Książki, kiedy to we wrześniu na ulicy Syreny dotkliwie pobił młotkiem posterunkowego, który wylegitymował go na przystanku (nota bene tym samym gdzie pięćdziesiąt lat później dresiarze zabili policjanta Andrzeja Struja, interweniującego podczas zabawy w niszczenie śmietnika). Po kilku napadach z bronią w ręku na sklepy w Warszawie został ujęty i odprowadzony na komendę na Wilczej, skąd uciekł, zabijając kolejnego milicjanta i kradnąc broń (to tę historię mieliśmy opisać 22 września, ale niestety nie wstaliśmy o 5 rano). Z ukradzioną bronią i swoim kolegą Gaszczyńskim jeździł Paramonow po okolicach Warszawy i terroryzował ludzi, a zdobyte pieniądze przepuszczał na alkohol, jedzenie i panny lekkich obyczajów. W końcu fortuna przestała mu sprzyjać i zagoniony w kozi róg uciekł do Warszawy, gdzie został po 10 dniach od rozróby na Wilczej ujęty. Historia naszego bohatera i zacytowana piosenka (a stworzono niejedną na jego temat) jest przykładem na to, że nawet z pospolitego łajdaka, złodzieja i mordercy ulica jest w stanie zrobić bohatera, jeśli oczywiście jest takie społeczne zapotrzebowanie. A warszawski folklor tworzony

You don't have permission to register