Kartka z kalendarza – 22 maja
Oddajmy na początek głos Kazimierzowi Moczarskiemu i Jürgenowi Stroopowi: "- Szkoda, że pan nie bywał w Adrii, panie generale.(
Kartka z kalendarza – 21 maja
21 maja Kościół rzymskokatolicki w Polsce wspomina św. Jana Nepomucena, świętego, którego kult był niezwykle rozpowszechniony w dobie Kontrreformacji, a i dziś w kulturze ludowej zajmuje poczesne miejsce. Jak to bywa, należy oddzielić historycznego Jana z Pomuku, kanonika praskiego, od hagiograficznego Jana Nepomucena, patrona mostów, powodzi i tajemnicy spowiedzi. Ten pierwszy, jako wikariusz generalny biskupa Jana z Jenštejna został uwikłany w konflikt swego patrona z królem Wacławem IV. Chodziło o obsadę opactwa w Kladrubach, a w tle była Schizma Zachodnia. Duchowny, nieco przypadkowo i niejako „w zastępstwie” biskupa, został oskarżony o zdradę i utopiony w Wełtawie. Ten drugi miał być spowiednikiem królowej Zofii, który nie chciał wyjawić zazdrosnemu królowi tajemnicy spowiedzi i w zemście został na jego rozkaz utopiony. Odnalezieniu zaś zwłok miały towarzyszyć cuda. Kult Jana Nepomucena stworzyli jezuici w końcu XVII wieku. Świetnie nadawał się do uczynienia go strażnikiem świętości (nieuznawanej przez protestantów za sakrament) spowiedzi, orędownikiem praw i niezależności Kościoła rzymskiego, katolickim „odbiciem” bohatera narodowego Czechów, Jana Husa, a dla prostego ludu – obrońcą przed utonięciem i innymi nieszczęściami w podróży. Z tego też powodu w Europie środkowej (choć w pewnym stopniu wszędzie, gdzie zawędrowali jezuici), kult Jana stał się niezwykle popularny. Zaroiło się od jego przydrożnych i mostowych figur, zwanych potocznie nepomukami, a i w wielu kościołach pojawiły się dedykowane mu ołtarze czy wizerunki. I choć w Kościele „oficjalnym” niewiele już z tej mody pozostało, to wciąż pojawiają się wykonywane przez artystów ludowych świątki, umieszczane, jak przed wiekami, na przydrożnych kapliczkach i drzewach. Nepomuków nie mogło zabraknąć i w
Kartka z kalendarza – 20 maja
102 lata temu, 20 maja 1912 roku odbyła się oficjalna uroczystość poświęcenia Soboru Metropolitalnego pw. św. Aleksandra Newskiego na Placu Saskim w Warszawie. Decyzję o budowie tej świątyni podjął na początku lat 80. XIX w. generał gubernator Josif Hurko, znany z rusyfikacyjnych zapędów na terenie byłego już Królestwa Polskiego. Na miejsce budowy wybrano Plac Saski jako centralny wówczas i największy plac miasta, chciano bowiem zbudować kościół, który zdominuje krajobraz miasta i pokaże jego prawosławny i rosyjski charakter. Lata 80. XIX wieku były okresem, kiedy w mieście budowano wiele cerkwi - zresztą liczba prawosławnych wynosiła wtedy już ok. 40000 i cerkiew Marii Magdaleny oraz dwie przerobione z kościołów katolickich na Woli oraz przy Długiej przestały wystarczać. Zwykle stawiano świątynie w okolicach koszar, w których stacjonowały pilnujące Twierdzy Warszawa pułki, z tym soborem jednak, jak widać, było inaczej. Miał on służyć cywilom. Od decyzji do ukończenia budowy minęło wszakże niemal 30 lat i ukończono sobór dopiero dwa lata przed wybuchem I wojny, mimo tego, że aby zebrać pieniądze przymusowo opodatkowano wszystkie szczeble samorządu terytorialnego w dawnym KP. Jego architektem był Leoncjusz Benois, autor również m.in. Banku Polskiego przy Bielańskiej. Do pisania ikon wynajęto znanego Nikołaja Pokrowskiego, który do pomocy wziął sobie równie wziętych artystów Waszniewskiego i Charłamowa. Sobór utrzymany był w stylu bizantyjsko-ruskim, popularnym wówczas również w Imperium. Charakterystycznym elementem była siedemdziesięciometrowa dzwonnica, która była przez Polaków zwana "wieżą ciśnień prawosławia" lub nawet
Kartka z kalendarza – 19 maja
19 maja 1674 r., na polach podwarszawskiej Woli zgromadzeni panowie bracia obrali królem Polski, a zarazem Wielkim Księciem Litewskim, Jana Sobieskiego herbu Janina. Jak do tego doszło? Aby odpowiedzieć na to pytanie trzeba się cofnąć do poprzedniej elekcji w 1669 r., kiedy to zwyciężyła opcja wyboru "Piasta", czyli Polaka, a nie członka obcej dynastii. Szlachta sądziła, że może to być lek na nieszczęścia jakie spotkały Rzeczpospolitą na czele z potopami szwedzkim i ruskim oraz powstaniem Chmielnickiego. Nie był to pomysł pozbawiony swoich racji, gdyż jak pokazywała historia, poprzedni królowie nie do końca rozumieli ustroju Rzeczpospolitej. Wybór syna słynnego Jaremy Wiśniowieckiego - Michała Korybuta Wiśniowieckiego nie tylko nie załagodził sytuacji, ale doprowadził państwo na krawędź wojny domowej. Niemały w tym udział miał Jan Sobieski, piastujący urząd hetmana wielkiego koronnego i przewodzący opozycji wobec króla. Wewnętrzne spory i osłabienie wykorzystało Imperium Osmańskie, atakując od południa słabo bronioną Rzeczpospolitą. Utrata Kamieńca Podolskiego, oblężenie Lwowa i wieści o zamienianiu kościołów na meczety podziałały na szlachtę mobilizująco. Sejm nie przyjął postanowień traktatu buczackiego, czyniącego z Rzeczpospolitej wasala Turcji i uchwalił konieczne podatki na dokonanie zaciągów. Niejako finałem tej wojny była wielka bitwa pod Chocimiem 11 listopada 1673 r. w której dowodził Jan Sobieski. W jej przeddzień we Lwowie zmarł nagle król Michał. Elekcja 1674 r. odbywała się z jednej strony w euforii po zwycięstwie pod Chocimiem, lecz z drugiej strony w cieniu ciągle aktualnego zagrożenia tureckiego. Jak to zwykle bywało, przed elekcją wyklarowały się dwa stronnictwa. Pierwsze, profrancuskie, do którego należał Sobieski, widziało na tronie bądź Kondeusza
Kartka z kalendarza – 15 maja
15 maja 1765 roku swoją ziemską pielgrzymkę zakończył w Kaliszu Antoni Żebrowski, bernardyn, znany w zakonie jako brat Walenty. Zasłynął on jako wybitny spec od malarstwa naściennego metodą al fresco. Wiele źródeł podaje, iż był on samoukiem, nie jest to jednak prawda, fachu uczył się u Adama Swacha, absolwenta szkoły malarskiej założonej jeszcze przez Jana III w Wilanowie. Razem ze swym mistrzem ozdabiał on m.in. opactwo w Lądzie koło Konina, a później pracował już na własną rękę, dekorując kościoły bernardyńskie w Wielkopolsce i w Warszawie. Po bracie Walentym została nam w mieście oryginalna i bogata dekoracja kościoła pobernardyńskiego pw. św. Anny na Krakowskim Przedmieściu. Jego dziełem są zarówno iluzoryczne "kaplice" po południowej stronie nawy, jak również polichromie na sklepieniu, w bocznych kaplicach po stronie północnej i wystrój kaplicy bł. Ładysława z Gielniowa, w której możemy m.in. zobaczyć wygląd kościoła sprzed ostatniej przebudowy fasady. Malarstwo brata Walentego może wydawać się standardowe dla epoki - pod kątem zastosowanych technik i środków wyrazu - ale polecamy w wolnej chwili przestudiowanie programu artystycznego świątyni. Niestety nie mamy tego na fotografii i prezentujemy (za stroną Koła Mediewistów UMK) fragment kaplicy bł. Ładysława, ale na północnej stronie w okolicy pierwszego z bocznych ołtarzy mamy polichromię o malachitowej barwie, przedstawiającą pejzaż, która może uchodzić spokojnie za pierwszy w sztuce sakralnej w Warszawie przejaw psychodelii. Dociekliwych o co chodzi zapraszamy do zwiedzenia świątyni.
Kartka z kalendarza – 13 maja
Większość z nas mija ten pomnik nawet bez mrugnięcia okiem, mimo że przechodzi koło niego nawet i kilka razy dziennie. W sumie jest on trochę schowany za drzewami, ale daje się go znaleźć między Alejami Jerozolimskimi a Smolną. Jest to Pomnik Partyzanta, zwany niegdyś Pomnikiem Bojowników o Polskę Ludową, autorstwa Wacława Kowalika, odsłonięty 13 maja 1962 r. Ranny partyzant bez ubrania trzymany jest przez kobietę trzymającą jeszcze na dodatek gałąź laurową. Nie jest specjalną tajemnicą, że forma pomnika nawiązuje do Piety Michała Anioła. Ciekawy jest również cokół pomnika. Jest on bowiem zrobiony z płyt granitowych, z których było zrobione niemieckie mauzoleum, upamiętniające drugą bitwę pod Tannenbergiem (pierwszej niemieckie mauzoleum raczej nie mogło upamiętniać, bo to była bitwa pod Grunwaldem), a potem po jego śmierci Paula von Hindenburga, i które było pod Olsztynkiem, w Tannenbergu właśnie.
Kartka z kalendarza – 9 maja
"Dobranoc! Do widzenia! Cześć! Giniemy!" - to ostatnie zarejestrowane przez "czarną skrzynkę" słowa załogi samolotu Ił 62-M SP-LBG "Tadeusz Kościuszko", które padły o godzinie 11:13 w dniu 9 maja 1987 roku. Katastrofa samolotu, która zdarzyła się w tym momencie do dziś pozostaje największą katastrofą w dziejach polskiego lotnictwa, pochłonąwszy w sumie 183 osoby (11 członków załogi i 172 pasażerów). Lot LO5055 miał być rutynowym transatlantyckim przelotem na trasie Warszawa - Nowy Jork. Samoloty Ił 62M, po dokonanych w następstwie katastrofy na Okęciu w roku 1980 poprawkach w ich mechanizmach, były uważane za względnie bezpieczne. Ich producenci obiecali usprawnienie mechanizmów, które zawiodły podczas ostatnich chwil lotu "Kopernika", który rozbił się z m.in. Anną Jantar na pokładzie siedem lat wcześniej. W niecałe 30 minut po starcie z Warszawy załoga samolotu, przelatując nad Grudziądzem, zauważyła sygnalizację dehermetyzacji kadłuba, pożar w luku bagażowym oraz utratę mocy dwóch silników. Samolot zwiększał wtedy pułap z ok. 5000 do 6000 m zwiększając ciąg. Dowódca statku, kpt. Zygmunt Pawlaczyk, podjął natychmiastową decyzję o powrocie do Warszawy i lądowaniu awaryjnym. Samolot zawrócił i rozpoczął zrzucanie paliwa, nie mógł bowiem lądować z pełnymi bakami. Z uwagi na zniszczenia wywołane pożarem i eksplozją, sterowanie samolotem było utrudnione, nie działał ster wysokości, a dwa z czterech silników nie pozwalały utrzymać pułapu. Dlatego załoga przez moment planowała awaryjnie lądować w Modlinie. Z powodu jednak lepszego przygotowania Okęcia do awaryjnych sytuacji, jak również chęci spalenia jak największej ilości paliwa, kapitan podjął decyzję o lądowaniu na Okęciu. Podczas ostatnich kilku minut, kiedy załoga przygotowywała samolot do zejścia do lądowania (odbywało
Kartka z kalendarza – 1 maja
1 maja 1952 roku w całym kraju odbywały się wielotysięczne manifestacje ludu pracującego, na których tenże entuzjastycznie skandował "Stalin - Bierut - Wilhelm Pieck" i inne tego rodzaju hasła. Był to również dzień obchodów Święta Pracy w Warszawie, przy czym tu obchody zostały uświetnione otwarciem jednego z gmachów, bez których nie sposób sobie współczesnej Warszawy wyobrazić. Decyzję o budowie Domu Partii podjęto w roku 1947, a zaczęto realizować rok później po kongresie zjednoczeniowym PPR i PPS i powstaniu PZPR, nowa sytuacja wymagała bowiem, żeby partia miała bardzo reprezentacyjną siedzibę. Do konkursu stanęli najlepsi architekci, a wygrała go trójka młodych (28-29 lat!) architektów, zwanych "Tygrysami", będący wówczas asystentami Bohdana "zawsze blisko władzy" Pniewskiego. W architekturze w tym czasie nie zadekretowano jeszcze żdanowszczyzny, budynek nosi zatem cechy architektury wręcz lecorbusierowskiej. Świadczy o tym niemal zupełny brak ozdób, konstrukcja parteru, pozwalająca na wchodzenie "pod budynkiem" na jego dziedziniec i regularnie ułożone okna. Był to później zarzut wobec Domu Partii, że jego forma jest burżuazyjna, myślano o ozdobieniu budynku chociaż attyką :) Gmach powstał dzięki dodatkowemu opodatkowaniu ludzi - potrącaniu z ich zarobków tzw. "cegiełki" na Dom Partii. Gmach miał być otwarty dla wszystkich, żeby można było zobaczyć jak partia pracuje dla narodu, w efekcie otwarty był raz, na pogrzeb Bieruta, a poza tym tych, którzy się zbliżyli zanadto, legitymowali tajniacy lub milicjanci drogówki patrolujący skrzyżowanie Alej i Nowego Światu (miejsce swoją drogą im zostało). Gmach jest wyjęty z kontekstu nieco obecnie, ale należy pamiętać, że miał on tworzyć zespół architektoniczno-urbanistyczny wraz z nowoprzebitą Gałczyńskiego (Nowym Światem-bis) i terenami na
Kartka z kalendarza – 30 kwietnia
"Zygmunt Trzeci, czyli Waza, nie za dużo nam pokazał" - śpiewali T-Raperzy znad Wisły już niemal 20 (!) lat temu. Mieli w sumie rację, a cytat ten przytaczam dlatego, że dziś mija kolejna rocznica śmierci króla Zygmunta, który, na nasze nieszczęście, był jednym z najdłużej panujących władców Polski. Rządził aż 45 lat, w trakcie których wplątał Rzeczpospolitą w konflikty z Rosją i Szwecją, nieskutecznie realizował politykę turecką i tylko z Habsburgami się dogadywał, co skutkowało ograniczeniem swobód religijnych w kraju (choć na plus królowi i jego politykom należy poczytać to, że nie wplątał nas w wojnę trzydziestoletnią). Zygmunt III, syn Jana Wazy, króla Szwecji, był Jagiellonem po kądzieli, Anna Jagiellonka była jego ciotką a on sam był wnukiem Zygmunta Starego. Mimo że królem był nienajlepszym, to za jego czasów dwór królewski i centrum państwa zaczęły ciążyć ku naszemu miastu. Ogólnie historycy "umówili się", że stolicę Zygmunt przeniósł do Warszawy w 1596, w roku pożaru na Wawelu, ale ta data w zasadzie jest umowna, przenosiny władzy centralnej z Krakowa odbywały się etapami, a części "stołecznych" uprawnień Kraków nie pozbył się aż do upadku Rzeczypospolitej (koronowanie i grzebanie królów). No ale jakby nie patrzeć i Warszawa sama w sobie zawdzięcza królowi Zygmuntowi sporo - przebudowę Zamku, nieistniejące już fortyfikacje, tajemniczą kaplicę moskiewską, która nikt nie wie gdzie była, no i sprowadzenie sobie dworu i przyciągnięcie magnaterii, która też gdzieś musiała mieszkać. Zatem boom inwestycyjny i rozwój Warszawy do potopu szwedzkiego to też zasługa Zygmunta (sam potop też pośrednio, jak by nie patrzeć) Nie należy
Kartka z kalendarza – 29 kwietnia
Na pierwszy rzut oka, na ilustracji wydarzenia, które dziś wspominamy, nie widać nic, poza piachem, słupem i autobusem. Ale jeśli dobrze przypatrzymy się linii horyzontu dostrzeżemy budynki oraz dźwigi. Zdjęcie pochodzi z roku 1958, czyli niedługo po opisywanym dziś zdarzeniu, czyli rozpoczęciu produkcji w Hucie Warszawa. Nastąpiło to 29 kwietnia 1957 r. wraz z otwarciem odlewni staliwa. Huta Warszawa była jedną ze sztandarowych inwestycji przemysłowych w powojennej Warszawie. Wyrosła na terenach położonych pomiędzy dawnym lotniskiem na Bielanach, a wsią Wólka Węglowa. Pod zabudowę przeznaczono obszar ok. 150 ha. Aby zaopatrzyć Hutę we wszelkie potrzebne surowce wybudowano wielką bocznicę kolejową przez Bemowo i Radiowo. Obecność zakładu stała się silnym bodźcem dla rozbudowy dzielnicy Bielany. Docelowo Huta miała za zadanie produkować stal szlachetną i była jednym tego rodzaju zakładem na północy kraju. W trakcie strajków w 1981 r. mszę odprawiał tu ks. Jerzy Popiełuszko. Obecnie po modernizacjach przeprowadzonych przez nowych właścicieli Huta, choć w mocno uszczuplonym stanie, nadal produkuje stal. Co jakiś czas pojawiają się pomysły, aby na niewykorzystywanym terenie zakładu wybudować nowe osiedle. Zachętą do tego rodzaju inwestycji jest bliskość węzła komunikacyjnego Młociny, lecz sprzeciwia się temu właściciel zakładu firma AccelorMittal. Przyszłość tego miejsca jest wciąż otwarta. Ilustracja: NAC
Kartka z kalendarza – 28 kwietnia
28 kwietnia 1872 roku urodził się w Warszawie Adolf Daab, przemysłowiec, filantrop, działacz społeczny i polityczny. Ewangelicka rodzina Daabów pochodzi z Hesji-Darmstadt. Adolf należał do pierwszego pokolenia urodzonego w Polsce i ulegającego bardzo szybkiej polonizacji. Swój majątek zawdzięcza prowadzonemu w spółce z Fryderykiem Martensem (a później jego synem Karolem) przedsiębiorstwu budowlanemu „Fr. Martens i Ad. Daab”. Spółka ta była jedną z najbardziej liczących się warszawskich firm ten branży i dzięki niemal nieustannie korzystnej koniunkturze przynosiła znaczne zyski. Właśnie ona wzniosła tak prestiżowe gmachy jak Szkoła Handlowa przy Prostej, Bank Landaua przy Senatorskiej, kamienica Gazowników przy Kredytowej czy dom handlowy Jabłkowskich. Adolf Daab angażował się w wiele przedsięwzięć i inicjatyw. Były wśród nich czysto charytatywne (Towarzystwo Opieki nad Dziećmi, Towarzystwo Dobroczynności), jak i związane z samorządnością gospodarczą tudzież biznesowe (był prezesem Banku Kredytu Hipotecznego, sędzią Trybunału Handlowego, członkiem Rady Kasy Handlowo-Przemysłowej). Angażował się również politycznie: w latach I Wojny Światowej był członkiem Komitetu Obywatelskiego, zaś w wolnej Polsce radnym Warszawy z list endecji. Był silnie związany z parafią Świętej Trójcy, w której przez wiele lat był członkiem Kolegium Kościelnego. W latach 1895-96 pełnił służbę wojskową w carskiej armii. Podczas stacjonowania na Krymie spisał pamiętniki, które opublikowano w 1996 roku pod tytułem „W Warszawie i na Krymie” w opracowaniu prof. Tadeusza Stegnera. Daab zmarł na leczeniu w Paryżu w 1924 roku. Został pochowany na warszawskim Cmentarzu Ewangelicko-Augsburskim (Al. 2, m. 10) – ilustracja za mojecmentarze.blogspot.com.
Kartka z kalendarza – 25 kwietnia
25 kwietnia 1809 roku urodził się w Warszawie Antoni Edward Fraenkel, bankier i filantrop. Był synem bankiera i przemysłowca o niemiecko-żydowskich korzeniach, Samuela Fraenkla, zaś po matce Atalii – wnukiem Szmula Zbytkowera. Po ojcu odziedziczył bank „S. A. Fraenkel”, który rozwinął i umieścił pośród najznaczniejszych w Królestwie. Zasiadał w Radzie Przemysłowej Komisji Rządowej Spraw Wewnętrznych. Jako jej członek przeprowadził w roku 1839, wraz z Józefem Epsteinem, akcję pożyczki rządowej, która okazała się wielkim sukcesem: pozyskano 150 milionów złotych polskich. Przyniosło mu to tytuł szlachecki (piętnaście lat później został podniesiony do godności barona). Fraenkel przez wiele lat był kuratorem Instytutu Moralnie Zaniedbanych Dzieci. To on zainicjował przeniesienie go do gmachu zaprojektowanego przez samego Henryka Marconiego, dzisiejszej siedziby Domu Kultury „Mokotów” – na fotografii. Fraenkel zmarł w 1883 roku. Został pochowany w rodzinnym grobowcu na Cmentarzu Powązkowskim (kw. 20, rz. 3/4). W kaplicy tej pochowani są również jego potomkowie – członkowie rodzin Laskich i Wielopolskich, których nazwiska również zapisały się w historii Warszawy i Polski. Ilustracja: wikimedia.org
Kartka z kalendarza – 24 kwietnia
24 kwietnia 1656 r. na praskim brzegu Wisły pojawiły się pierwsze oddziały litewskie Pawła Sapiehy. Sama Warszawa była wówczas obsadzona przez wojska szwedzkie pod dowództwem Arvida Wittenberga. Pojawienie się oddziałów litewskich zwiastowało początek oblężenia miasta, pierwszego w jego historii. Za ironię losu należy uznać, iż Warszawy bronili Szwedzi przed połączoną armią polsko-litewską. Przełom roku 1655 i 1656 stanowił wyraźny przełom w wojnie polsko-szwedzkiej, która została ochrzczona mianem "szwedzkiego potopu". Wojska Karola Gustawa wyraźnie się cofały, a wojska wierne Janowi Kazimierzowi odzyskiwały kolejne miasta m.in. Lublin 20 kwietnia 1656 r. Kolejnym celem miała być Warszawa. Wojska okupacyjne były dość nieliczne i składały się z ok. 2000-2500 żołnierzy. Szczupłość sił zdeterminowała taktykę Szwedów. Nie obsadzili oni pozostałości wałów z czasów Zygmunta III, lecz poszczególne obiekty o znaczeniu strategicznym. Takim jednym z obiektów był kościół bernardyński św. Anny leżący zaraz obok murów miejskich. Dodatkowo wojsko, które kontrolowało ten punkt miało przygotowaną bazę pod ewentualny szturm na bramę krakowską, której most można oglądać obecnie na pl. Zamkowym. Ważną też rolę spełniły mury miejskie Starej Warszawy oraz kościół św. Ducha obok Bramy Nowomiejskiej. Doszło do czterech szturmów na miasto, których ostatni z dnia 1 lipca zakończył się pomyślnie dla Jana Kazimierza. Garnizon szwedzki skapitulował, a feldmarszałek Arvid Wittenberg dostał się do niewoli. Zwycięstwo, choć ważne, okazało się nietrwałe, bo po niespełna miesiącu Warszawa znowu wpadła w ręce szwedzkie po przegranej bitwie pod Warszawą. Ilustracja: Plan Warszawy Erika Dahlbergha z 1656 r. za wikimedia.org
Kartka z kalendarza – 23 kwietnia
19 kwietnia 1943 roku oddziały niemieckie, wchodzące do dzielnicy żydowskiej w celu rozpoczęcia ostatecznej likwidacji zostały powitane ogniem. Rozpoczął się ostatni akt dramatu żydowskiej społeczności Warszawy. Tego samego dnia wieczorem, w trybie alarmowym Armia Krajowa przeprowadziła pierwszą akcję zbrojną, której celem było wysadzenie muru biegnącego przy ulicy Bonifraterskiej i umożliwienie ucieczki ludności getta w kierunku Żoliborza i, dalej, Puszczy Kampinoskiej. Akcja 25 żołnierzy z oddziału dyspozycyjnego z Batalionu Saperów Praskich zakończyła się niepowodzeniem - nie udało się wysadzić muru, a w wyniku potyczki z Niemcami zginęło dwóch uczestników, a czterech ostało rannych. Kolejną datę akcji, która miała być próbą utorowania drogi ucieczki z getta, wyznaczono na Wielki Piątek, 23 kwietnia 1943. Do walczącej dzielnicy przekazano informację, że w tym dniu nastąpi próba wysadzenia zamkniętej bramy na ulicy Okopowej, niedaleko Pawiej. W tej okolicy mieli zgromadzić się Żydzi, gotowi do ucieczki. Główną część zadania miał wykonać, przeszkolony sapersko, oddział porucznika „Jotesa” – Jerzego Skupieńskiego. Dzień przed akcją „Jotes” zameldował swojemu przełożonemu kapitanowi "Chuchro" - Jerzemu Lewińskiemu, że jego grupa nie będzie w stanie wykonać rozkazu. Ponieważ nie można było poinformować o zmianie terminu walczących na terenie dzielnicy zamkniętej, „Chuchro” zdecydował się akcję przeprowadzić, wykorzystując w niej oficerów swojego sztabu, kapitana „Szynę” i podporucznika „Lasso” oraz Oddział Dywersji Bojowej Śródmieście. Plan akcji nie był skomplikowany – zakładano, że dwóch żołnierzy podziemia zlikwiduje posterunek policyjny na Okopowej, trzech innych podbiegnie do bramy i zdetonuje ładunek, a trzech kolejnych, w tym major „Chuchro”, będzie osłaniać ich ogniem. Pierwsza próba wykonania zadania została podjęta rano ale żołnierze trafili na
Kartka z kalendarza – 22 kwietnia
Święta, święta i po świętach, wracamy zatem do naszego kalendarium. Dziś poświęcimy chwilę polskiej motoryzacji, a konkretnie jej flagowemu produktowi z lat 70. i 80. - polonezowi. Polonezy zaczęto produkować w FSO na Żeraniu w roku 1978 jako następców licencyjnego i mocno przestarzałego już Fiata 125p. Żeby nie było, podwozie i płyta podłogowa były jedynie nieco udoskonaloną konstrukcją z Fiata 125p, zmieniono (unowocześniono) jedynie nadwozie i wnętrze. Polonezy miały w wersji standardowej silnik 1500 (potem 1600) cm3, pięcioro drzwi i nadwozie typu hatchback. Każdego roku z taśm produkcyjnych FSO schodziło ok. 30000 polonezów. Produkowano je również w fabryce w Kairze (1981-91) oraz próbowano eksportować na zachód, gdzie się niemal zupełnie nie przyjęły (kiedyś widziałem takiego poloneza z kierownicą z prawej strony, przeznaczonego na eksport do Wielkiej Brytanii). Kopię poloneza produkowała też fabryka w Chinach. Polonezy, z braku realnej konkurencji, zawojowały polskie drogi w latach 80. Polonezem poruszał się idol młodzieży porucznik Borewicz, polonezy jeździły jako radiowozy oraz karetki. W latach 90. popularność auta mocno zmalała z powodu importu, ale FSO, najpierw w 1993, wprowadzając model Caro oraz trucki i vany, a po przejęciu jej przez koreańskie Daewoo w 1997 wprowadzając wersję Atu oraz Caro Plus i Atu Plus, próbowała ratować prestiż marki. Na próżno - ostatni polonez zjechał z taśm produkcyjnych 22 kwietnia 2002 roku. Wyprodukowano ogólnie ponad milion sto tysięcy aut. My za wikipedią prezentujemy mało spotykaną trzydrzwiową wersję coupe.
Kartka z kalendarza – 18 kwietnia
Jedną z najistotniejszych cech ustroju gospodarczego i społecznego I Rzeczypospolitej było minimalizowanie znaczenia miast. Trzeba przyznać, bardzo skuteczne, bo Stanisław August, obejmując tron, zastał większość z nich w opłakanym stanie. Podjęte działania naprawcze w postaci komisji Boni Ordinis wiele poprawić nie mogły, zresztą reformatorskiego zapału wkrótce królowi zabrakło. Mieszczanie zaczęli jednak podnosić głowy. Pisaliśmy już o Czarnej Procesji, okolicznościach, które do niej doprowadziły i ludziach, którzy za nią stali. Czas więc przypomnieć wydarzenie, które było procesów tych – przynajmniej częściowym – uwieńczeniem. 18 kwietnia 1791 roku Sejm Czteroletni uchwalił Prawo o miastach, a dokładnie „Miasta nasze królewskie wolne w państwach Rzeczypospolitej”. Projekt ustawy autorstwa Deputacji („komisji sejmowej”) do Miast Naszych Królewskich nie znalazł uznania posłów, ani samego, ponownie chwiejnego w tej sprawie króla. Przeszedł natomiast projekt konserwatywnego posła Jana Suchorzewskiego, zresztą zaciekłego przeciwnika Konstytucji. Akt ten nadawał mieszczanom pewne przywileje i wolności, choć wciąż znacznie ograniczone wobec praw szlachty. Przyznał im reprezentację sejmową, jednak w bardzo wąskim zakresie. Dopuścił ich w końcu do sprawowania niektórych urzędów ziemskich i wojskowych. Być może jednak ważniejsze były zmiany w ustroju miast, jak rozciągnięcie obywatelstwa miejskiego poza macierzyste miasto, czy wyłączenie miast spod jurysdykcji sądów i administracji ziemskiej. Dla Warszawy kluczową zmianą było jednak zniesienie jurydyk. Zarządzanie tak złożonym pod względem prawnym organizmem, jakim była Warszawa końca XVIII w., złożona z ponad dwudziestu podmiotów, było niemal niemożliwością. Wiele inicjatyw tonęło w morzu finansowych, podatkowych, prawnych i organizacyjnych komplikacji. Scalenie jurydyk, a także połączenie Starej i Nowej Warszawy, pod jedną administrację, było istotnym bodźcem rozwojowym dla miasta. Bodźcem
Kartka z kalendarza – 17 kwietnia
W 1798 roku w dniu 17 kwietnia w Dzikowie, będącym obecnie częścią Tarnobrzega, urodził się Stanisław Jachowicz, poeta, którego fragment jednego z utworów jest lepiej znany niż inwokacja do Pana Tadeusza. Bo któż nie zna tego: Pan Kotek był chory i leżał w łóżeczku.I przyszedł Kot Doktor - Jak się masz, koteczku? Dalej oczywiście zna mało kto, ale to nieważne. Autor i nasz bohater, wyedukowany w Galicji, w roku 1818 osiadł w Warszawie i pracował tam jako nauczyciel i guwernant. Dał się poznać nie tylko jako pedagog, ale również jako autor wierszy dla dzieci, powiastek dydaktycznych oraz elementarzy i podręczników. Od innych autorów dziecięcych odróżniało go inne podejście - co dziś wydaje się anachroniczne, a kiedyś było nowoczesne, Jachowicz nie operuje skomplikowanymi alegoriami, ale przykładami zrozumiałymi dla każdego kilkulatka, na przykład: Zamiast kwiatów, zamiast wstążkiKupowała Wandzia książkiAle żadnej nie czytała,Ot tak tylko, byle miała. Na to matka jej powiada:Książka w szafie nic nie nada!Pszczółka z kwiatków miodek chwyta,Kto ma książkę - niechaj czyta! Ponieważ obok działalności pedagogicznej Jachowicz zajmował się również działalnością niepodległościową, przez dłuższy czas (1818-1829 i 1831-1842) objęty był zakazem druku. Po jego cofnięciu zajął się edukowaniem młodzieży w języku polskim, który coraz częściej był wypierany ze szkół. Zakładał również organizacje charytatywne, finansował i organizował ochronki i świetlice. W jego ostatnich wydanych pozycjach nie ma już wierszy ale propozycje zabaw, piosenek, opisy ludowych obyczajów. Wiele z dochodów przeznaczał Jachowicz na cele dobroczynne przez co żył z rodziną na bardzo skromnym poziomie. Zmarł 24 grudnia 1857 roku, pochowany jest na Powązkach, blisko katakumb. Za to
Kartka z kalendarza – 16 kwietnia
Urodziny obchodzili dzień po dniu – Andrzej Romocki urodził się 16 kwietnia 1923 roku, Jan – 17 kwietnia dwa lata później. Pochodzili z ziemiańskiej rodziny inteligenckiej, w której tradycje patriotyczne były silnie zakorzenione. Obaj dziadkowie chłopców brali udział w Powstaniu Styczniowym, zaś ojciec, Paweł Romocki, był majorem Wojska Polskiego w stanie spoczynku, byłym żołnierzem I Korpusu gen. Dowbora-Muśnickiego, kawalerem orderu Virtuti Militari. Kampanię wrześniową bracia spędzili wraz z matką na wsi. Po zakończeniu działań wojennych rodzina powróciła do Warszawy.28 czerwca 1940 ojciec braci znalazł się na drodze samochodu, prowadzonego przez pijanego niemieckiego żołnierza – zginął na miejscu. W tym samym roku Andrzej wstępuje do konspiracji pod pseudonimem „Morro”. Działa w organizacji małego Sabotażu „Wawer”, a w roku 1942 wraz z całą organizacją wchodzi w skład Szarych Szeregów. Szybko daje poznać się jako dobry dowódca – kieruje akcją likwidacji strażnicy niemieckiej Sieczychy, w której jedyną śmiertelną ofiarą po stronie polskiej jest obserwator Tadeusz Zawadzki „Zośka”. Sprawne dowodzenie sekcją „Streifa” w akcji „Wilanów” rekompensuje błędy, jakie zostały popełnione podczas jej przygotowania. Po tej akcji ”Morro” zostaje dowódcą II kompani batalionu „Zośka”, noszącej kryptonim „Rudy”. Bezprzykładnie odważny na polu walki, w działalności konspiracyjnej spotykał się z zarzutami nadmiernej służbistości, co powodowało konflikty z podwładnymi.Tuż przed wybuchem Powstania Warszawskiego stawia do raportu karnego i wysyła na urlop… samego siebie. W związku z planowanym nadejściem godziny „W” z urlopu zostaje odwołany i mianowany zastępcą Ryszarda Białousa „Jerzego”, dowódcy batalionu „Zośka”. Plutony pod jego dowództwem w pierwszych dniach powstania zdobywają dwa czołgi PzKpfw V Panther. Dowodzi podczas ryzykownego przejścia po powierzchni
Kartka z kalendarza – 15 kwietnia
Starożytni mawiali, że do trzech razy sztuka, co spełniło się idealnie w przypadku warszawskiego metra. Chociaż pierwsze plany pojawiły się już w latach 20. to jednak nie wyszły one poza ogólne zarysy. Pierwszy raz prace w terenie ruszyły jeszcze przed II wojną światową w 1938 r. Drugi raz do projektu wrócono w 1951 r., kiedy rozpoczęto drążenie metra głębokiego, jednak problemy techniczne oraz finansowe spowodowały zarzucenie projektu. Po raz trzeci wrócono w latach 80. Dokładnie 31 lat temu, 15 kwietnia 1983 roku, rozpoczęto budowę aktualnej I linii metra. Tym razem pomimo okresu stanu wojennego oraz chylącej się ku upadkowi gospodarki władze wykazały większą determinację. Plan zakładał, iż odcinek do Śródmieścia powstanie do 1990 r., zaś do ostatniej stacji na Młocinach do 1994 r. Prace na południowym odcinku odbywały się metodą odkrywkową powodując olbrzymie utrudnienia komunikacyjne. Dodatkowo budowniczowie uprzykrzali życie mieszkańcom Ursynowa hałasem, jaki towarzyszył montowaniu kolejnych elementów konstrukcji. Ręczna metoda budowy dawała średnią prędkość budowy 2 m na dobę, dopiero od stacji Wilanowska użyto tarczy. Upadek komunizmu i transformacja gospodarcza spowodowały duże problemy z finansowaniem stołecznej kolejki podziemnej. Nic zatem dziwnego, że budowa całej linii trwała ponad 25 lat. Ostatecznie, po wielu perturbacjach, 7 kwietnia 1995 r. na stacji Wilanowska w obecności prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego, prymasa Polski Józefa Glempa oraz szeregu innych znakomitych osobistości otwarto odcinek Politechnika - Kabaty. Na końcowe trzy stacje pierwszej linii warszawiacy musieli poczekać jeszcze kolejne 13 lat, do roku 2008. źródło: http://warszawa.gazeta.pl/
Kartka z kalendarza – 14 kwietnia
14 kwietnia 1917 r. w Warszawie po długiej chorobie zmarł Eliezer Lewi Samenhof vel Ludwik Zamenhof vel Ludoviko Lazaro Zamenhof. Ostatnia wersja imienia naszego dzisiejszego bohatera została zapisana w języku, który sam stworzył, czyli esperanto. Z zawodu Ludwik Zamenhof, zasymilowany polski żyd z Białegostoku, był lekarzem okulistą. Większość swojego życia związał właśnie z Warszawą. Trzeba jednak pamiętać, iż było to zupełnie inne miejsce niż aktualnie i to nie tylko przez wzgląd na inną zabudowę. Na warszawskich ulicach można było wówczas usłyszeć język polski, rosyjski, jidisz, a czasem również niemiecki. Ludwik Zamenhof już ucząc się w gimnazjum rozpoczął pracę nad stworzeniem języka, który będzie bliski każdemu mieszkańcowi Ziemi, a nadto będzie prosty do przyswojenia. Pierwotnie Ludwik nazwał nowy, sztuczny język Lingwe Uniwersala. 14 lipca 1887 roku w warszawskiej drukarni mistrza Keltera zakończono druk „Lingvo Internacia”. Był to rok niezwykle ważny dla Ludwika, udało mu się wydać wymarzone dzieło oraz poślubić ukochaną Klarę Silbernik. Odtąd w żonie i jej ojcu znajdzie najgorętszych zwolenników swojej pracy. Młodzi państwo Zamenhof zamieszkali przy ul. Przejazd 9, a ich małe mieszkanko stało się miejscem spotkań zapaleńców zarażonych ideą wspólnego języka. Stałymi bywalcami byli – Leo Belmont, K. Bein, A. Brzostowski, A. Zakrzewski i wreszcie Antoni Grabowski zwany „Lirą Esperanta”. On też nazwał język stworzony przez Zamenhofa językiem esperanto. Wielkim ciosem dla Ludwika Zamenhofa był wybuch I wojny światowej, który przekreślił na jakiś czas jego ideę zjednoczenia ludzi. Zmarł nie doczekawszy pokoju, który miał przynieść Polsce niepodległość. Spoczywa na cmentarzu żydowskim przy ul. Okopowej. Na koniec trzeba wspomnieć, iż nazwa