skpt.warszawa@gmail.com

Kartka z Kalendarza

Author: admin

12 lutego 1784 roku miał miejsce pierwszy w Polsce, bezzałogowy lot balonem. Może nie robi on największego wrażenia swoimi trzema minutami w powietrzu i ograniczeniu do długości liny, na której trzymany był balon, ale wciąż - był pierwszy. Początki nigdy nie są spektakularne. W latach 80. XVIII wieku panowała moda na loty balonem. Sztuka ta rozwijała się bardzo prężnie we Francji i właśnie stamtąd przyszła ona do Polski (w tym samym czasie pojawia się zainteresowanie balonami w Anglii, Włoszech i Niderlandach). Osobą odpowiedzialną za warszawski eksperyment był Stanisław Salomon Okraszewski, królewski chemik. Stanisław August prawdopodobnie całkiem sporo funduszy łożył w podróże i pracę Okraszewskiego, w zamian oczekując skompletowania imponującej kolekcji mineralogicznej. Czy to się powiodło? To zupełnie inna historia. Jednak zainteresowanie geologią nie było w stanie przynieść mu wielu sponsorów i stąd właśnie wziął się balon. Wypuszczony z tarasu Zamku Królewskiego, miał około 90 centymetrów średnicy, był napełniony wodorem i wzniósł się na 180 metrów. Wyżej nie mógł, ograniczany liną. Lot niewątpliwie zrobił wrażenie na królu i pozostałych widzach, dzięki czemu Okraszewski pozyskał fundusze na następną wyprawę. Na ilustracji wizja wzlotu balonu Okraszewskiego na dwudziestowiecznej rycinie Mieczysława Kościelniaka, za samolotypolskie.pl

Miewamy wyrzuty sumienia, że zbyt rzadko pisujemy o dziejach warszawskiej komunikacji miejskiej, odzwierciedlających historię samego miasta. Dziś więc przypomnimy o zapomnianej już chyba linii tramwajowej. 11 lutego 1952 roku na trasę wyjechał, po trzyletniej nieobecności, tramwaj numer 12. O ile jednak wcześniej linia ta łączyła Śródmieście z Dworcem Południowym, tym razem objawiła się gdzie indziej, w okolicy, w której kursowała przed wojną. Wyruszyła mianowicie nowym odcinkiem torów, liczącym 2 640 metrów przedłużeniem linii wzdłuż Wysockiego, od krańca Pelcowizna, ulicą Marywilską, do nowowybudowanej pętli Żerań Wschodni. Inwestycja ta była powiązana z powstałymi w tej części Żerania zakładami przemysłowymi, w szczególności Zakładu Prefabrykacji. W latach 60., w związku z budową wielkiego osiedla na Bródnie, rozpoczęto przebudowę układu komunikacyjnego. Nowa linia tramwajowa prowadziła ulicą Budowlaną, Rembielińską i Annopol do nowopowstałych krańców Annopol i

Można powiedzieć, że historia Warszawy jest nieodłącznie związana z Sejmem. Już od czasów Zygmunta II Augusta, w Warszawie zbierała się szlachta na obradach, by dyskutować i głosować najważniejsze kwestie w państwie. Również po utracie niepodległości Warszawa była miejscem gdzie zbierały się sejmy, najpierw Księstwa Warszawskiego, a następnie Królestwa Polskiego. Wraz z upadkiem powstania listopadowego nastąpiła przerwa w działaniach parlamentu w Warszawie. Dopiero wydarzenia I wojny światowej i klęska wszystkich zaborców wytworzyła sytuację, w której Polska wybiła się na niepodległość. Wraz z rozwiązaniem się Rady Regencyjnej 14 listopada 1918 r. pełnię władzy w kraju przejął Józef Piłsudski, stając się w pełni legalnym dyktatorem. Stan taki nie trwał długo, bo do 10 lutego 1919 r. kiedy to w budynku przy ul. Wiejskiej w dawnym Instytucie Maryjskim zebrał się Sejm Ustawodawczy. Wydarzenie, które miało miejsce 96 lat temu, było dla ówczesnych wielkim świętem. Dzień inauguracji był w całej Polsce dniem wolnym od pracy. Pierwsze posiedzenie rozpoczęło się o godz. 11:45. Pierwszą osobą, która zabrała głos w Sejmie niepodległej Rzeczpospolitej Polski był Józef Piłsudski, który powitał przedstawicieli narodu tymi słowami: "Panowie Posłowie! Półtora wieku walk, krwawych nieraz i ofiarnych, znalazło swój triumf w dniu dzisiejszym. Półtora wieku marzeń o wolnej Polsce czekało swego ziszczenia w obecnej chwili. Dzisiaj mamy wielkie święto narodu, święto radości po długiej ciężkiej nocy cierpień. (

W dniu 9 lutego 2008 roku swoje trwające 98 lat życie zakończył Arseniusz Romanowicz, architekt. Jego najbardziej znanymi dziełami, które od razu się z nim kojarzą, są warszawskie dworce - Warszawa Wschodnia i, będąca chyba opus magnum naszego bohatera, Warszawa Centralna. My jednak chcielibyśmy przybliżyć mniej znane efekty pracy Romanowicza. Mało kto wie, że Romanowicz zaczynał już przed wojną przy projektowaniu dworca Warszawa Główna, który kończono za okupacji i wg projektu AR wykonana była dworcowa restauracja. Tuż po wojnie powstał najlepszy, zdaniem autora wpisu, budynek, który wyszedł spod ręki Romanowicza - prezentowany na zdjęciu (własnym) opuszczony obecnie gmach Ośrodka Wioślarskiego YMCA z roku 1949. Prezentuje on wszystko co najlepsze w architekturze użytkowej pierwszej połowy XX w. i przy tym nie jest przedumany, jak to bywało z wieloma dziełami dojrzałego funkcjonalizmu. Większą część kariery Romanowicz związał jednak z budownictwem kolejowym. Wraz ze swym współpracownikiem, Piotrem Szymaniakiem, zaprojektował przystanki linii średnicowej: Warszawa Stadion (1958), Warszawa Ochota, Warszawa Powiśle i Warszawa Śródmieście WKD (1963), Warszawa Wschodnia (1969), wielofunkcyjny dworzec w Nowym Dworze Mazowieckim (1972). Ostatnim i, trzeba przyznać, średnio udanym projektem jest Dom Parafialny na Kawęczyńskiej za bazyliką NSJ, należący do Salezjan (1981).

"Szanowni Państwo! Uprzejmie witam wszystkich uczestników Okrągłego Stołu. Dziękuję za przybycie na to spotkanie, gotowość podjęcia wspólnej pracy. Przywiodło tu nas poczucie odpowiedzialności za przyszłość ojczyzny. Przywiodło przeświadczenie, ze nasz kraj stanął w obliczu wielkiej, historycznej szansy. Wszyscy zaś odpowiadamy za Polskę, która będzie i to jest podstawowe przesłanie naszego dzisiejszego spotkania." Te słowa wypowiedziane w Pałacu Namiestnikowskim przy Krakowskim Przedmieściu o godz. 14:23 26 lat temu rozpoczęły jedno z najbardziej doniosłych wydarzeń współczesnej historii Europy. Wypowiedział je przy Okrągłym Stole gen. Czesław Kiszczak otwierając cykl rozmów pomiędzy obozem rządzącym a opozycją. Po upływie ponad ćwierć wieku ocena tych wydarzeń wciąż jest niejednoznaczna. Większość komentatorów ocenia, iż był to początek końca komunizmu w Polsce i Europie. Wypracowane porozumienie dało zielone światło do pierwszych częściowo wolnych wyborów w tej części Europy po raz pierwszy od zakończenia II wojny światowej. Niedługo później w wyniku klęski wyborczej rozwiązana zostało PZPR, a wypadki potoczyły się znanym nam ciągiem wydarzeń. Z drugiej strony niektórzy twierdzą, że Okrągły Stół był w rzeczywistości zdradą ideałów, o które walczyła w Polsce opozycja. Jedno na pewno jest pewne, wydarzenie to zapisało się nie tylko w historii naszego miasta i Polski, ale Europy. Najbardziej spektakularnym symbolem obrad były posiedzenia plenarne przy wielkim okrągłym stole ustawionym w największej z komnat pałacu - Sali Kolumnowej. W sumie w ramach Okrągłego Stołu wzięło udział 711 osób, zarówno ze strony rządu, opozycji, jak i kościelnych obserwatorów ze strony Kościołów rzymskokatolickiego i ewangelicko-augsburskiego. Sam słynny mebel zachował się do dnia dzisiejszego i stoi złożony w prawym skrzydle Pałacu

68 lat temu, 5 lutego 1947 roku, na mocy uchwalonej przez nowowybrany Sejm RP ustawy o wyborze Prezydenta RP, parlament w pierwszym głosowaniu wybrał na głowę państwa Bolesława Bieruta, startującego jako kandydat bezpartyjny, zgłoszonego przez posła Henryka Kołodziejskiego, członka Rady Państwa. W zdaniach powyższych nie ma żadnej pomyłki. Nasze państwo bowiem aż do uchwalenia nowej, stalinowskiej, konstytucji w 1952 roku, nazywało się tak jak wcześniej, Rzeczpospolita Polska, a miejsce i rolę Prezydenta RP w systemie prawnym określała tzw. Mała Konstytucja, uchwalona w styczniu 1947 roku, oparta, przynajmniej jeśli chodzi o prerogatywy Prezydenta, o treść

Co łączy kościół w Latowiczu, Bazylikę Katedralną Najświętszej Marii Panny w Radomiu i kościół pw. Matki Bożej Pocieszenia w Żyrardowie? Otóż jest to osoba architekta. Jednak w wypadku wszystkich tych budynków nie trzeba wyjątkowo długich studiów aby orzec, że rzeczywiście ta sama ręka kreśliła wszystkie te projekty. Wystarczy pierwszy rzut oka. Józef Pius Dziekoński, autor wyżej wymienionych projektów, architekt niezmiernie zasłużony i znany, głównie na Mazowszu, w czasie swojego życia wypracował swój bardzo charakterystyczny styl, będący realizacją postulowanego przez dziewiętnastowiecznych teoretyków "stylu wiślano-bałtyckiego", swoistej odmiany neogotyku. Dziekoński urodził się w Płocku w 1844 roku. Nauki, które pchnęły go później do Carskiej Akademii Sztuk Pięknych w Petersburgu, przyjmował w Warszawie. W 1860 wstąpił do warszawskiej Szkoły Sztuk Pięknych. W 1866 pojechał do Petersburga, gdzie 5 lat później uzyskał prawa do wykonywania zawodu architekta. Poza projektowaniem, Dziekoński pracował również na różnych uczelniach. Przez pewien czas był docentem historii architektury średniowiecznej na Politechnice Warszawskiej. Był też pierwszym dziekanem wydziału architektury PW (w latach 1915-1917). Dziś przypada osiemdziesiąta ósma rocznica jego śmierci (zmarł 4 lutego 1927 roku w Warszawie). W ciągu swojego 83-letniego życia zaprojektował około 240 budynków, w tym 60 kościołów, z których jest najbardziej znany i które przyniosły mu największy sukcez zawodowy i artystyczny. Ilustracja za muzeumkonstancina.pl

2 lutego 2007 roku Wojewódzki Konserwator Zabytków wpisał Pałac Kultury i Nauki do rejestru zabytków. A skoro sam Pałac wciąż wzbudza odmienne uczucia wśród Polaków i warszawiaków, to i ta decyzja musiała wywołać kontrowersje. Choć nawet średnio uważny obserwator naszego życia społecznego mógł w ciemno przewidzieć kto i co powie. Wniosek skrytykowali członkowie Komitetu Architektury i Urbanistyki PAN, twierdząc że "Gmach pałacu w sensie jego koncepcji jest zaprzeczeniem architektonicznej racjonalności we wszystkich jej aspektach ekonomicznych, technicznych, estetycznych i urbanistycznych". Już po wydaniu decyzji, list do Prezydenta RP z prośbą o interwencję wystosowało siedemdziesięciu ludzi kultury, m.in. Jan Pietrzak, Jan Pospieszalski i ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Według nich "PKiN nie jest bowiem tylko »zabytkiem«. Jest symbolem zniewolenia Polski przez sowieckie imperium, jest znakiem upokorzenia narodu polskiego i wyrazem pogardy dla – de facto – okupowanego w latach PRL »prywislianskogo kraja« (pis. oryg. - SKPT)". O tej decyzji poczuli się zobowiązani wypowiedzieć również pracownicy Uniwersytetu Jagiellońskiego, zrzeszeni w Inicjatywie Małopolskiej im. Króla Władysława Łokietka: "Decyzja ta oznacza, że PKiN zostanie na stałe objęty prawną klauzulą nienaruszalności. Pomnik architektury kolonialnej ZSRR w centrum stolicy Polski będzie już na zawsze świadczył o tym, że diaboliczny plan Stalina i Mołotowa, aby poprzez symbolikę architektoniczną Pałacu zsowietyzować mentalność Polaków urodzonych pod radziecką okupacją powiódł się", a 2 lutego 2007 miał zostać "czarnym dniem polskiej kultury". Pomimo że były to dni "IV Rzeczypospolitej", nie brakowało głosów popierających decyzję konserwatora. "Za" byli wybitni architekci Stefan Kuryłowicz ("Pałac Kultury i Nauki spełnia warunki, żeby znaleźć się w rejestrze zabytków. Czy tego chcemy, czy

Nie tak znów dawno, bo w lipcu 2012 roku na portalach plotkarskich pokazywano mnóstwo zdjęć z pogrzebu Andrzeja Łapickiego. Oczywiście w centrum uwagi była jego o dwa pokolenia młodsza żona, ale na wielu zdjęciach widać również mocno starszego pana w ciemnych okularach. To żyjący jeszcze do dziś, choć urodzony w 1919 roku, Stanisław Wyganowski, bliski przyjaciel aktora. Dlaczego o nim piszemy? Właśnie dziś przypada 25. rocznica wyboru Wyganowskiego na Prezydenta Warszawy. A w zasadzie rocznica mianowania go Prezydentem przez premiera Mazowieckiego, ponieważ wówczas, a i długo potem, nie było jeszcze bezpośrednich wyborów na to stanowisko. Ba, nie było wtedy jeszcze wyborów samorządowych - pierwsze, ale tylko na poziomie rad miast/gmin odbyły się dopiero w maju 1990. Wyganowski był zatem pierwszym prezydentem Warszawy okresu transformacji, a zadania, które przed nim stały były bardzo skomplikowane. Zapewne dlatego też prezydentem został właśnie Wyganowski, który od roku 1950 był związany zawodowo z Warszawą jako urbanista, architekt przestrzeni, pracownik naukowy. Był on osobą "odpowiednią" również w nowym układzie politycznym - miał AKowską i powstańczą przeszłość, a politycznie blisko mu było do obozu przyszłego prezydenta Wałęsy. Co do jego prezydentury, oddajmy głos stronie um.warszawa.pl, na której napisano: "Obejmując stanowisko Prezydenta w początkowym okresie transformacji ustrojowej, w momencie kształtowania autentycznego samorządu terytorialnego, Stanisław Wyganowski określił najpilniejsze długofalowe zadania stojące przed Stolicą w okresie przełomu. Zorganizował Urząd Miasta Stołecznego Warszawy, nakreślił wizję rozwoju Miasta. Dzięki niemu udało się stworzyć odpowiedni klimat dla Warszawy i realizacji warszawskich projektów, a zadanie to było wyjątkowo trudne wobec politycznych sporów, konfliktów i dyskusji, dotyczących ustroju Stolicy.

Można powiedzieć, że przypada nam dziś rocznica całkiem oryginalna, bo składająca się z samych jedynek. Dokładnie bowiem 111 lat temu, 27 stycznia 1904 r., zmarł protoplasta słynnego rodu warszawskich ogrodników - Piotr Hoser I. Jak zapewne Państwo podejrzewacie, nazwisko mówi nam dużo o przodkach dzisiejszego bohatera. Piotr wywodził z Czech, zaś jego korzenie sięgają jeszcze dalej na zachód, aż do Norymbergi. W 1844 r., mając 26 lat, przyjechał do Warszawy. Pomimo młodego wieku otrzymał posadę ogrodnika w stołecznym Ogrodzie Saskim, największym warszawskim parku. Wcześniejsze doświadczenia, jakie zdobył w ogrodnictwie w Pradze oraz Wiedniu zaowocowały szybką karierą Piotra. Za jego namową zbudowano w Ogrodzie Saskim cieplarnię, w której rozpoczęto hodowlę niespotykanych wcześniej odmian egzotycznych roślin i kwiatów. Natomiast w samym ogrodzie pojawiły się nowe odmiany krzewów i drzew. Szeroka oferta - 150 odmian róż i 28 odmian rododendronów (różanecznik) - okazała się kluczem do sukcesu. A dla Piotra I była drogą do awansu. W dwa lata po tym, gdy zaczął pracę, został głównym ogrodnikiem w Ogrodzie Saskim. Piotr Hoser w 1849 r. zakupił parcelę przy Al. Jerozolimskich, która ciągnęła się aż do ul. Marszałkowskiej, a w dawnej odlewni Moritza zakłada pierwszą szklarnie. Jednocześnie do pomocy ściąga on dwóch swoich braci Pawła i Wincentego, tworząc firmę "Bracia Hoser". Firma rozwija się bardzo dobrze i kupuje kolejne nieruchomości w Rakowcu, a później w Żbikowie. Szybko rodzinny interes wyrasta na najlepszą szkółkę w całym Królestwie Polskim. Piotr Hoser bierze czynny udział w życiu Warszawy i jest współtwórcą Towarzystwa Ogrodniczego Warszawskiego. Renoma Piotra Hosera spowodowała, iż Bolesław Prus

W lipcu 1963 roku w stolicy Socjalistycznej Republiki Macedonii, Skopju, zaczęły dziwnie się zachowywać psy, koty i inne zwierzęta; te, które miały swobodę,uciekły z miasta, te trzymane w domach okazywały zaniepokojenie, wyły i były nieposłuszne. Ta dziwna rzecz zwiastowała jedną z największych klęsk żywiołowych, która zdarzyła się w Europie w II poł. XX w. O godzinie 5:19 26 lipca 1963 roku pod doliną rzeki Wardar zatrzęsła się ziemia. Trzęsienie oceniono na ponad 6 stopni w skali Richtera i spowodowało ono zniszczenie ok. 75% miasta. Miasta zbudowanego w wielu miejscach jeszcze w średniowieczu lub za panowania osmańskiego, co zdecydowanie ułatwiło trzęsieniu niszczycielską pracę. Tragedia Skopja (choć liczby bezwzględne nie są tak brutalne, mówi się o 1100 zabitych, 4000 rannych i 100000 osób bez dachu nad głową) poruszyła całą społeczność międzynarodową i poza doraźną pomocą ONZ postanowiła pomóc w odbudowie miasta. Rozpisany w 1963 roku konkurs na odbudowę centrum Skopja wygrali architekci z Polski, Stanisław Jankowski, współautor MDM i trasy W-Z oraz nasz dzisiejszy bohater, Adolf Ciborowski, którego rocznicę śmierci dziś obchodzimy. Urodzony w 1919 roku i wykształcony, podobnie jak jego koledzy, w czasie wojny na kompletach lub tuż po niej, Ciborowski bardzo szybko został gwiazdą polskiej urbanistyki. Opracowywał plany nowych osiedli (zwłaszcza Zespołów Osiedli Robotniczych), był głównym urbanistą Szczecina, a w latach 1956-64 - Warszawy. Właśnie z tego stanowiska udał się do Skopja, gdzie opracował wraz ze swoim kolegą nową koncepcję centrum Skopja, opartą o założenia architektury postcorbusierowskiej i przede wszystkim użytkowej. Urodę Skopja po odbudowie zwykle ocenia się negatywnie, ale, jak w każdym przypadku, nie należy

Chcąc sobie zaskarbić życzliwość mieszczan nowego miasta królewskiego, jakim stała się przyłączona do Polski wraz z Mazowszem Warszawa, Zygmunt Stary wydał przywilej o nie akceptowaniu Żydów na terenie miasta (Privilegium de non tolerandis Judaeis). Zgodnie z jego treścią społeczność żydowska miała po wsze czasy zakaz osiedlania się w granicach miasta. Przeważały bardziej względy ekonomiczne niż religijne. Żydowscy rzemieślnicy, nie zrzeszeni w cechach, stanowili niekontrolowaną konkurencję dla mistrzów cechowych, a kupcy chrześcijańscy pragnęli pozbyć się konkurencji kupców żydowskich. Oskarżenia przedstawiane królowi były jednak przyziemne – złodziejstwo, szkodnictwo, wrogość wobec chrześcijan etc. Żydzi z miasta się wynieśli, po prawdzie, niezbyt daleko, ale jednak. Wprawdzie kolejni władcy przywilej potwierdzali, ale z czasem okazało się, że Żydzi są potrzebni, zwłaszcza podczas dużych zjazdów szlachty podczas sejmów. Przywilej nadal obowiązywał, ale dopuszczano pobyt żydowskich kupców i rzemieślników na terenie miasta podczas obrad sejmowych. Zdarzało się, że przymykano oko na ich obecność między sejmami. Wprawdzie Warszawa od czasów Zygmunta Starego nieco się rozrosła, ale jej rozwój hamowało otaczające ją dwadzieścia sześć prywatnych miasteczek zwanych jurydykami. Wprawdzie Żydzi nie powinni również osiedlać się w jurydykach, ale prawo działało na tyle powoli, że stawało się nieskuteczne. Tym bardziej, że obecność starozakonnych była na rękę właścicielom miasteczek – przynosili dochód tym, którzy użyczyli im miejsca zamieszkania. Jednym z takich miasteczek była długa i wąska jurydyka Bożydar-Kałęczyn, rozciągająca się mniej więcej, że przyjmiemy współczesne punkty orientacyjne, od początku wiaduktu Mostu Poniatowskiego, do Placu Zawiszy. Należała wówczas do Augusta Sułkowskiego. Tenże August Sułkowski zdecydował się wydać zgodę na utworzenie na terenie miasteczka żydowskiej osady o nazwie Nowa

W 1909 roku, Arnold Szyfman, dwudziestosiedmioletni doktor filozofii bez grosza przy duszy, wpadł na pomysł biznesu. Chciał otworzyć pierwszy w Warszawie prywatny teatr. Biznes ten, jak to wszystkie projekty kulturalne, nie był postrzegany jako kura znosząca złote jaja, szczególnie w momencie, w którym teatry rządowe przynosiły straty. Szyfman jednak zawzięcie dążył do zrealizowania swojego planu. Zanim przyszło do rozpoczęcia budowy teatru, który miał stanąć przy ulicy Karasia (gdzie stoi do dzisiaj), Szyfman udał się w podróż po Europie. Celem tej podróży było przyjrzenie się temu jak na zachodzie budowane są nowoczesne teatry. Szyfman nie pojechał tam sam. Wziął ze sobą architekta, Czesława Przybylskiego, który później był odpowiedzialny za projekt i budowę teatru. Misja się powiodła. Jak pisała ówczesna prasa, Teatr Polski był „czymś przewrotowym w naszych stosunkach teatralnych”. Nowoczesny budynek był nowocześnie wyposażony: m.in. w zaawansowaną instalację elektryczną i obrotową scenę. Teatr Polski (bo taką nazwę dostała placówka) otwarto 29 stycznia 1913 roku. Pierwszym wystawianym spektaklem był "Irydion" na podstawie dramatu Zygmunta Krasińskiego. Szyfman nie deklarował jaki program będzie miał teatr. Chciał stać w kontrze do teatrów rządowych, mieć ciekawszy i żywszy repertuar, który będzie czerpał z dorobku klasycznego dramatu. Wkrótce Teatr Polski zyskał rangę pierwszej sceny w kraju. Do dziś tej rangi raczej nie utrzymał, chociaż dalej repertuar jest raczej klasyczny. Jednak recenzja teatralna nie leży w naszych kompetencjach, dlatego pozostawimy ten temat w tym właśnie miejscu. Ilustracja: architektura.info

Jeśli miałoby się wybrać okres w historii warszawskiej architektury, który nie wyróżniał się absolutnie niczym innowacyjnym, a charakteryzował się jedynie kopiowaniem tego, co już kiedyś wymyślono, druga połowa XIX w. miałaby spore szanse na pierwszą nagrodę. Był to - stety lub nie - również okres, gdy Warszawa przeżywała boom budowlany i kiedy powstało chyba najwięcej realizacji w miejscu, które dziś jest ścisłym śródmieściem. Pośród wielu spełniających się wtedy architektów, największy wpływ na wygląd Warszawy w tym czasie miał chyba Henryk Marconi. Ten włoskiego pochodzenia architekt spod swoich skrzydeł wypuszczał nie tylko rozmaitych swoich potomków i krewnych, ale i niespokrewnionych ze sobą uczniów. Jednym z nich był nasz dzisiejszy bohater, zmarły 21 stycznia 1899 roku Edward Cichocki. Co najmniej trzy jego projekty zostały wcielone w życie i do dziś zdobią (choć zdania na ten temat są podzielone) Warszawę. Jednym z nich jest wzniesiona przy Krakowskim Przedmieściu Resursa Obywatelska, utrzymana w stylu neobarokowym oraz neoromański kościół św. Augustyna przy Nowolipkach. Ciekawy jest trzeci projekt. Ponieważ Cichocki brał udział w remoncie Kolumny Zygmunta (tym, który polegał na wymianie jej trzonu), to drewno użyte przy remoncie wykorzystał do budowy kaplicy św. Wincentego a Paulo na cmentarzu Bródnowskim. Jedna z realizacji - wzniesiony wspólnie z Józefem Piusem Dziekońskim kościół na Koszykach - nie przetrwał wojny i został odbudowany w zupełnie innym stylu, więc on dziś ilustruje nasz wpis. Ciężko scharakteryzować twórczość Cichockiego. Jego dzieła, podobnie jak jemu współczesnych, charakteryzuje przede wszystkim konserwatywne podejście do architektury. Jak pisze M. Pszczółkowski (a ja się z nim zgadzam), cała architektura b. zaboru

"Ten kapłan, szerzący religię obywatelską i patriotyzm, uczący cnót publicznych nie z ambony, ale ze swych książek, które są jakby płomiennymi kazaniami, ten wysoki urzędnik, używający władzy i wpływów wyłącznie na podnoszenie dobrobytu i oświaty narodu, ten właściciel dóbr, rozdający je swoim poddanym; ten bogacz, uczęszczający na najtańsze miejsce do teatru, mieszkający w ubogich pokoikach i odziany tak nędznie, że strażnik komory pobił «radcę stanu» w przekonaniu, iż złapał w niedozwolonym miejscu włóczęgę; ten zacny człowiek, gorący patriota, wielki filantrop, spoczywający w śnie wiecznym pod skromnym pomniczkiem przy kościele na Bielanach jest w naszych dziejach postacią posągową, chociaż dotąd bez posągu." Być może część naszych Czytelników domyśliła się już o kim dziś piszemy przeczytawszy opis postaci autorstwa Aleksandra Świętochowskiego. Mowa o Stanisławie Staszicu, który 189 lat temu, 20 stycznia 1826 r. zmarł w Warszawie. Jak widać z przywołanego opisu tej postaci, Staszic łączył w sobie w harmonijny sposób sprzeczności. Z jednej strony był księdzem, który jednak był przez całe swoje życie antyklerykałem i deistą, o ile nawet nie ateistą. Z drugiej strony był naukowcem, pionierem polskiej geologii oraz twórcą wielkiego dzieła "O ziemiorództwie Karpatów i innych gór i równin Polski". Był też wspaniałym organizatorem tworząc Hrubieszowskie Towarzystwo Rolnicze, które było czymś na kształt spółdzielni organizującej nie tylko życie gospodarcze, ale również kulturalne. Zmysł do interesów oraz szczęście na wiedeńskiej giełdzie dały Stanisławowi Staszicowi nie tylko niezależność finansową, ale i zamożność. Mógł dzięki temu czynnie zaangażować się w życie warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, którego był nie tylko prezesem, ale i dobrodziejem. W

Czy zdarzyło się Państwu krokiem dziarskim lub spacerowym przemierzać w poprzek plac Powstańców Warszawy? Zdarzają się jednak osoby, które takiej możliwości były lub są pozbawione. Na przykład Bolesław Prus po placu Powstańców przechadzać się nie mógł, bo za jego życia plac nosił nazwę placu Wareckiego, a gdyby zdecydował się na przemarsz środkiem placu Wareckiego, to od wyjścia nań powstrzymałaby go agorafobia, na którą cierpiał. Agorafobia czyli lęk przed otwartą przestrzenią. Agorafobia nie była jedyną dolegliwością pisarza. Będąc już w wieku słusznym, miał ponoć mawiać do przyjaciół: - Jeśli po śmierci ktoś zdecyduje się postawić mi pomnik, to niech ustawią mnie nisko, bo ja boje się wysokości. Bardzo możliwe, że tę prośbę Prusa usłyszała ponad sto pięćdziesiąt lat później Anna Kamieńska-Łapińska, gdy projektowała jego upamiętnienie. Pomnik, odsłonięty 15 stycznia 1977 roku przy Krakowskim Przedmieściu, pozbawiony jest wysokiego cokołu. Z pewnej odległości można odnieść wrażenie, że zamyślony Prus stoi bezpośrednio na ziemi. Projekt do realizacji wybierano w drodze konkursu. Zbiórkę materiałów wtórnych, potrzebnych do wykonania odlewu, prowadzono na antenie Polskiego Radia z wykorzystaniem popularnej audycji „Matysiakowie”. Odlew wykonała Spółdzielnia Brąz Dekoracyjny, czyli dawny zakład braci Łopieńskich. Pisarz z pomnika wygląda jakby tylko na chwilę zatrzymał się podczas swojego codziennego spaceru. W czasie swoich stałych wędrówek ulicami Warszawy (ale bez wychodzenia na środek placów) Prus zbierał materiały do swoich „Kronik cotygodniowych” drukowanych na łamach Kurjera Warszawskiego w latach 1875-1882 i 1883-1887. W tym miejscu, gdzie przerwę w spacerze zrobił pomnikowy Bolesław Prus, stała kamienica, w której mieściła się redakcja tej gazety. A gdzie pisarz pójdzie dalej? Może w kierunku kamienicy

14 stycznia 1936 roku w taksówce odwożącej go po zajęciach na Wydziale Architektury PW ataku serca dostał, i w jego konsekwencji przedwcześnie zmarł, Czesław Przybylski, jeden z wybitniejszych przedstawicieli architektury wczesnego dwudziestolecia międzywojennego. Wyedukowany na Politechnice Warszawskiej i na Zachodzie Przybylski był przedstawicielem nurtu, który przez historyków architektury określany jest jako monumentalny neoklasycyzm, czasem opatrywany jeszcze frazą "z elementami modernizmu". Reprezentował on nurt w myśl którego budynki miały być masywne, ale formowane w tradycyjny sposób, dość bogato dekorowane klasycystycznymi elementami (kolumny, pilastry, tympanony) przy jednoczesnym stosowaniu nowoczesnych rozwiązań konstrukcyjnych. Projektowane w ten sposób budynki były zwykle przeznaczane na siedziby instytucji państwowych czy kulturalnych (takich jak teatry). Architektura ta była bowiem nie tylko monumentalna, ale też dość konserwatywna, dalece bardziej niż projekty "monumentalnych funkcjonalistów", stylistyką nawiązujące raczej do bombastycznych realizacji włoskich czy niemieckich. Dlatego też wśród warszawskich realizacji Przybylskiego znajdziemy Kamienicę Banków Spółdzielczych przy Kopernika 30 (1910), Teatr Polski przy Karasia (1911), nieistniejące już Ministerstwo Spraw Wojskowych przy 6 sierpnia (1923), Państwowy Zakład Higieny przy Chocimskiej (1924), Pawilon Chemii PW (1929), "Dom Bez Kantów" (1933), Komendę Garnizonu Warszawskiego przy Karaszewskiego (1935). Jak widać w nich wszystkich możemy znaleźć cechy wspólne, wymienione powyżej. Paradoksalnie, Przybylskiemu pamięta się najbardziej ostatni, niezrealizowany do końca projekt - warszawski Dworzec Główny, rozpoczęty w roku 1936 już po śmierci architekta. Jest on zwiastunem czegoś, co w twórczości Przybylskiego z powodu śmierci nie nastąpiło, mianowicie przeorientowania się na architekturę funkcjonalistyczną. Na początku lat 30. Przybylski zawiesił nawet wykłady na WA PW aby "zobaczyć co się dzieje" i zmienić upodobania. Efektem był projekt

18 stycznia 1887 roku w Odessie urodził się chłopiec, który w przyszłości miał znacznie wpłynąć na kształt miasta, w którym zmarł - Warszawy. Tadeusz Tołwiński, gdy tylko uzyskał maturę, w 1905 roku rozpoczął studia architektoniczne w Karlsruhe, specjalizując się w dziedzinie urbanistyki. Ukończywszy studia i otrzymawszy uprawnienia architektoniczne w Instytucie Inżynierów Cywilnych w Petersburgu, Tołwiński rozpoczął pracę w Warszawie. Już dwa lata po przybyciu do naszego miasta stał się jednym z organizatorów Politechniki Warszawskiej, a w niej Wydziału Architektury. Tołwiński zaprojektował gmach Muzeum Narodowego w Warszawie, kilka koncepcji miast-ogrodów, między innymi Ząbek i Podkowy Leśnej, ale też budynek bardzo ważny dla autorki tego wpisu, czyli gmach Państwowego Gimnazjum im. Stefana Batorego, dzisiaj Gimnazjum i Liceum tego samego imienia przy Myśliwieckiej 6. Stworzył plan regulacji Warszawy z 1916 roku, ale też współprojektował centralny punkt Żoliborza - plac Wilsona. Przez cały ten czas pracował również na Politechnice, gdzie całkiem szybko awansował. Już w 1920 roku został mianowany profesorem nadzwyczajnym, by w maju 1934 stać się profesorem zwyczajnym. Był również czynnym członkiem Towarzystwa Opieki nad Zabytkami Przeszłości w dziale konserwacji. Większość aktywności zawodowej Tołwińskiego przypada na czas przed Drugą Wojną Światową. W wieku 64 lat, 13 stycznia 1951 roku zmarł. Jest pochowany na Starych Powązkach. Ilustracja: Stowarzyszenie Polskich Architektów Krajobrazu

Od czasu do czasu ludziom zdarza się podjąć decyzję o legalizacji swojego związku. Jeśli już taką decyzję podejmą, zależy im, żeby ceremonia była wystawna. A gdy żeni się podkanclerzy koronny, nie może obejść się bez fajerwerków. 12 stycznia 1578 roku Jan Zamoyski wziął za żonę Krystynę Radziwiłłównę. Ślub odbył się w należącym do Anny Jagiellonki pałacu w, ówcześnie podwarszawskim, Jazdowie. W wypadku ślubu Jana Zamoyskiego nie można było spodziewać się skromnej uroczystości. Szczególnie pamiętając jakich Zamoyski miał pracodawców i przyjaciół. Wśród gości nie mogło zabraknąć króla, Stefana Batorego z małżonką, Anną Jagiellonką. Dlatego też, na życzenie pana młodego, Jan Kochanowski napisał dramat, który miał na celu uświetnić ten głośny ślub. Kochanowski świadomy listy gości postanowił wykorzystać obecność króla, żeby przekazać mu i wielu innym nobliwym postaciom zgromadzonym w sali Zamku Ujazdowskiego swoje zdanie odnoszące się do współczesnej polityki Królestwa. W czasie ślubu Zamoyskich miała miejsce prapremiera osadzonej w czasach antycznych sztuki „Odprawy posłów greckich”. Sztuka powstawała pod mecenatem i na zlecenie Zamoyskiego, a wystawiona po raz pierwszy została na kilka miesięcy przed sejmem, w czasie którego miało odbyć się głosowanie nad podatkami na wojnę z Rosją. Dlatego też przez długi czas badacze widzieli w „Odprawie…” ogromną ingerencję zleceniodawcy w polityczny wydźwięk tekstu dramatu. Jednak obecnie teza taka jest odrzucana, gdyż poglądy wyrażane w „Odprawie posłów greckich” w całości zgodne są z tymi, które reprezentował sam Kochanowski. Ilustracja: wikimedia.org

You don't have permission to register