skpt.warszawa@gmail.com

Kartka z Kalendarza

Author: admin

14 września 1936 roku zmarł w Warszawie Czesław Domaniewski, architekt i akademik. Urodził się w rodzinie ziemiańskiej w Sieradzkiem. Do gimnazjum uczęszczał w Warszawie, po czym wstąpił do petersburskiej Akademii Sztuk Pięknych. Ukończył ją w 1889 roku ze złotym medalem. Powrócił do Warszawy. Praktykę rozpoczął pod kierunkiem Józefa Piusa Dziekońskiego, po czym zatrudnił się na stanowisku architekta kolei Warszawsko-Wiedeńskiej. W tym czasie zaprojektował nowy budynek dworca Wiedeńskiego, tzw, Nową Poczekalnię; dworzec Kaliski w Łodzi, dworce w Kaliszu, Ciechocinku, Będzinie i Zawierciu. Jednak na architekturze kolejowej jego twórczość się nie kończyła. W 1902 roku zaprojektował kościół św. Kazimierza w Pruszkowie. W 1913 wzniósł szpital im. Karola i Marii na Lesznie. Z lat 20. pochodzą projekty gmachu Wojskowej Szkoły Inżynierii przy Nowowiejskiej, do dziś służących wojsku. Z licznych kamienic zachowała się na przykład ta przy Kopernika 11. W roku 1912 porzucił pracę na kolei i skoncentrował na pracy dydaktycznej, nie porzucając jednak projektowania. Najpierw wykładał w Wyższej Szkole Rolniczej, po czym zaangażował się w tworzenie Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej. Przez trzy trudne lata 1917-20 sprawował funkcję dziekana tego wydziału. Na emeryturę odszedł w 1929 roku, otrzymując godność Profesora Honorowego PW. Ilustracja za "Architektura i Budownictwo".

Dziś w ramach galerii #zwiedzajzskpt zabieramy Państwa do miasta, gdzie chrząszcz brzmi w trzcinie: do Szczebrzeszyna Wiele osób zatrzymuje się tu tylko po to, żeby zrobić sobie fotkę ze słynnym pomnikiem chrząszcza na rynku, po czym ucieka dalej. A szkoda, bo Szczebrzeszyn ma naprawdę wiele do zaoferowania.Zresztą wspomniany pomnik na szczebrzeszyńskim rynku nie jest jedynym upamiętnieniem chrząszcza Brzechwy. Mniej znany, a pierwszy i prawidłowo usytuowany w trzcinie, wykonany z pnia lipowego, stoi około 500 metrów od rynku, u podnóża Góry Zamkowej.Po drugiej stronie ulicy i rzeki Wieprz znajduje się XIX-wieczny młyn wybudowany z inicjatywy hrabiego Maurycego Zamoyskiego. W okresie międzywojennym był największym młynem w województwie lubelskim pod względem przemiału zboża, a nocą dostarczał energię elektryczną do oświetlania szczebrzeszyńskich ulic.Najstarszym zabytkiem Szczebrzeszyna jest dawna cerkiew unicka. Budynek pochodzi z 1560 roku, a został wybudowany na fundamentach wcześniejszej romańskiej świątyni. Po ustanowieniu unii brzeskiej (1596) cerkiew przejęli unici. Obecnie jest filią parafii prawosławnej św. Jerzego w Biłgoraju.We wnętrzu od 2010 roku można podziwiać fragmenty malowideł z XVI i XVII wieku, które przez wiele lat znajdowały się pod grubą warstwą tynku.Miasto zamieszkiwała też spora społeczność żydowska. Przed wojną stanowili połowę 8-tysięcznego Szczebrzeszyna. Pamiątką po nich jest odbudowana w latach 50-tych XVII-wieczna synagoga.Kolejną pozostałością po szczebrzeszyńskich Żydach jest cmentarz. Najstarsza zachowana macewa pochodzi z 1545 roku.W Szczebrzeszynie warto też zwiedzić przyklasztorny kościół św. Katarzyny z XVII wieku. Obok niego, w widocznych na zdjęciu, jasnoróżowych budynkach poklasztornych mieści się dzisiaj szpital.Nie wyjechalibyśmy ze Szczebrzeszyna z czystym sumieniem bez pokazania kościoła farnego. Kościół pw. Św. Mikołaja z

Warszawa obchodzi dziś rocznicę powstania teatru powszechnego w Warszawie, co de facto oznacza 250 lat istnienia Teatru Narodowego. Z tego też powodu, przygotowana została specjalna, jubileuszowa premiera (ponownie, po tylu latach) spektaklu "Cud mniemany, czyli Krakowiacy i Górale". Nieco później, "zaledwie" 186 lat temu, w 1829 roku, w związku z sukcesami teatru powszechnego w Warszawie, cudem znajdującego środki na utrzymanie, powołana została nowa scena - Teatr Rozmaitości. Rozmaitości zawsze były miejscem dla eksperymentów, spektakli nieco bardziej alternatywnych, niż te w głównym nurcie, ale również stanowiła idealne miejsce dla przedsięwzięć bardziej kameralnych niż te wystawiane na scenie Teatru Narodowego. Polityczny klimat Warszawy niewątpliwie miał wpływ na decyzje związane z repertuarem teatru. Klęska powstania listopadowego, zamknęła niektóre drogi zarówno dyrektorom, jak i reżyserom teatru. Związane było to z faktem, iż Teatr Rozmaitości niemal do końca swojej działalności funkcjonował jako teatr rządowy, wchodząc w skład Warszawskich Teatrów Rządowych. Właśnie, do końca działalności. A przecież funkcjonuje w Warszawie w tym momencie teatr, co prawda nazywa się TR, ale skrót ten pochodzi od nazwy Teatr Rozmaitości. To w końcu o scenę dla tego teatru toczy się batalia przy okazji tworzenia projektu gmachu Muzeum Sztuki Nowoczesnej na placu Defilad. Wątpliwości rozwiewa fakt, że pierwsze Rozmaitości zostały zamknięte w 1919 roku, drugie zaś powołano w latach siedemdziesiątych. Od tego czasu, z sukcesami funkcjonuje na warszawskim rynku, jako scena jeszcze bardziej alternatywna względem współczesnych repertuarowych teatrów, wystawiając spektakle Krzysztofa Warlikowskiego, Krystiana Lupy, Jana Klaty i obecnego dyrektora artystycznego Grzegorza Jarzyny. Na ilustracji afisz Teatru Rozmaitości z 1854 roku, za polona.pl

9 września 1596 r. w Warszawie, na rękach swojego siostrzeńca Zygmunta III Wazy, zmarła Anna Jagiellonka. Piotr Skarga powiedział na jej pogrzebie, że dała "piękny koniec i zamknięcie domowi Jagiellońskiemu". Była jedną z dwóch kobiet, które były pełnoprawnymi monarchami na polskim tronie. Jednocześnie od śmierci swojego brata Zygmunta II Augusta starała się brać czynny udział w kształtowaniu polityki w Rzeczpospolitej. Przez współczesnych uważana była za osobę nudną i nieciekawą, ale również wykształconą, znała znakomicie język włoski, grekę i łacinę. W młodości nauczono ją również haftowania i szycia. Wraz z siostrami szyła m.in. koszule dla brata Zygmunta. Po jego śmierci stała się symbolem ciągłości tradycji. Pomimo wprowadzenia w Rzeczpospolitej wolnej elekcji tronu szlachta była bardzo silnie przywiązana do dynastii jagiellońskiej. Zarówno Henryk Walezy, jak i Stefan Batory mieli zapisane w pacta conventa obowiązek poślubienia Anny. Pierwszy polski elekcyjny król tego obowiązku nie dopełnił. Trudno mu się dziwić, gdyż był od Anny o ponad 30 lat młodszy. Jego szybka ucieczka do Francji, stworzyła Annie możliwość po sięgnięcie po najwyższy tytuł w państwie. Przez szlachtę została obrana królem polskim i wielkim księciem litewskim, a za małżonka przydano jej księcia Siedmiogrodu Stefana Batorego. W chwili ślubu Anna miała już 53 lata i uchodziła raczej za osobę mało urodziwą. Z wielu przekazów wynika, że Stefan Batory nie darzył jej żadnym uczuciem i unikał z nią bliższych kontaktów. Mąż dość szybko odsunął ją od spraw państwowych, choć ona starała się prowadzić niezależną od niego politykę. Po śmierci Stefana Batorego w 1586 roku poparła aspiracje do korony polskiej swojego siostrzeńca Zygmunta.

16 września 1668 roku to data, która zapisała się w historii Polski jako dzień, kiedy polski władca po raz pierwszy w historii dobrowolnie zrzekł się tronu. Jan II Kazimierz Waza, bo o nim mowa, zrzekł się tronu w zamian za synekurę w opactwie Saint Germain des Pres, będąc zmęczony dwudziestoletnim panowaniem, które nie przyniosło mu nic dobrego poza wojnami, zrujnowaniem kraju i upadkiem jego gospodarki. Do tego był rozczarowany klęską swojej polityki dynastycznej (niemożnością przeprowadzenia elekcji vivente rege), zmaganiami z magnacką opozycją (rokosz Lubomirskiego) i zdołowany po śmieci małżonki, Ludwiki Marii, która - według współczesnych, a i niektórych historyków - "prowadziła króla jak Etiopczyk słonia". Prawda była nieco bardziej złożona, choć na pewno wszystkie czynniki wymienione wyżej złożyły się na decyzję króla. Rzeczpospolita po okresie wojen stawała się już wtedy areną rozgrywki obcych mocarstw między sobą, a za plecami króla trwała rozgrywka rozmaitych stronnictw, w której górę brało stronnictwo profrancuskie, na czele z reprezentującym jego interesy Janem Sobieskim. Ono właśnie pchało króla do decyzji o abdykacji, obiecując mu w zamian umorzenie gigantycznych długów i obdarowanie go dochodowym opactwem pod Paryżem. Kombinacja tych czynników spowodowała, że na sejmie 1668 roku król abdykował. Współcześni przypisali mu wówczas proroctwo dotyczące przyszłych losów Polski, jakoby wypowiedziane na tym sejmie, a przewidujące rozbiór terytoriów Rzeczypospolitej między troje sąsiadów. Na zdjęciu portret Jana Kazimierza ze zbiorów Pałacu w Wilanowie, za stroną muzeum.

4 września 1857 roku urodził się w Warszawie Stefan Szyller, jeden z najwybitniejszych architektów polskich przełomu XIX i XX wieku. Był synem architekta Teofila Schüllera i Julianny z Goebelów. Rodzina Stefana, osiadła w Warszawie w czasach saskich, pisała się zamiennie Schüller i Szyller. Jego przodek Franciszek w czasach stanisławowskich był rajcą Starej Warszawy. Stefan Szyller uczęszczał do III Gimnazjum Męskiego, a następnie, idąc w ślady ojca, podjął studia na Cesarskiej Akademii Sztuk Pięknych w Petersburgu. Studia ukończył w 1881 roku z wielkim złotym medalem. Otrzymał stypendium akademickie i dzięki niemu spędził pięć lat w Europie Zachodniej. W 1888 roku wrócił do Warszawy i rozpoczął praktykę. Ta okazała się niezwykle płodna. Szyller zaprojektował dla Warszawy ok. 150 budynków mieszkalnych i liczne gmachy publiczne. Te najważniejsze to siedziba Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych, brama i biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego, gmach Kasy Pożyczkowej Przedsiębiorców i główny budynek Politechniki Warszawskiej. Za projekt wiaduktu do mostu (dziś) Poniatowskiego otrzymał w 1914 r. order św. Anny II klasy. Co ciekawe, nie udało mu się zrealizować w naszym mieście żadnej świątyni; najbliżej był przy okazji konkursu na projekt kościoła Zbawiciela, w którym wygrał. Komisja konkursowa postanowiła powierzyć jednak zlecenie Józefowi Dziekońskiemu, innemu gigantowi epoki. Architekt powetował to sobie na prowincji, gdzie powstało wiele kościołów jego projektu. Możemy znaleźć je np. w Radomiu, Pionkach, Białobrzegach czy Wojkowicach. Szyller najswobodniej czuł się w formach architektury historycznej, szczególnie neorenesansowej i neobarokowej. W działalności naukowej poświęcił się dziejom architektury polskiej, a w szczególności próbie uchwycenia jej najbardziej charakterystycznych cech. Opublikował wiele książek i artykułów na ten temat, jak

Dziś przypada okrągła, 25. rocznica śmierci osoby, która przez całe swoje życie była związana z Warszawą. Jeżeli jeszcze dodamy, że był to piosenkarz, który na swoim koncie miał m.in. taki szlagier jak „Ta ostatnia niedziela”, stanie się jasnym, iż chodzi o Mieczysława Fogga. Zmarł 3 września 1990 r. w Warszawie przeżywszy 89 lat. Życie Mieczysława Fogga było na tyle bogate, że trudno nie pomijając ważnych informacji streścić je w kilkunastu zdaniach. Przypomnimy zatem jedynie najważniejsze informacje. Urodził się w Warszawie w rodzinie kolejarza i sklepikarki, jako Mieczysław Fogiel. Jego talent odkrył w kościele św. Anny Ludwik Sempoliński, kierując młodego chłopca na lekcje śpiewu. Mieczysław Fogg, jak wielu młodych ludzi z jego pokolenia wziął udział w wojnie z bolszewikami, a po wojnie w rozpoczął pracę jako kasjer w PKP. Na szczęście dla polskiej kultury nie zarzucił kształcenia muzycznego i w 1928 r. zadebiutował na deskach teatru Qui Pro Quo. Kariera Mieczysława Fogga potoczyła się wspaniale. Nagrywał dziesiątki piosenek oraz towarzyszył największym gwiazdom polskiego przedwojennego kina, takim jak Hanka Ordonówna czy Adolf Dymsza. W 1935 r. Jerzy Petersburski skomponował muzykę do tanga „Ta ostatnia niedziela”, zaś słowa ułożył Zenon Friedwald. Mieczysław Fogg stał się najpopularniejszym wykonawcą tego utworu, zaś płyta z jego nagraniem sprzedała się w ilości ponad 100 000 egzemplarzy jeszcze przed wojną. Żaden inny artysta nie mógł się pochwalić takim wynikiem. Podczas okupacji Mieczysław Fogg pozostał w Warszawie. Służył walce z okupantem tym co potrafił najlepiej, czyli śpiewem. Chociaż był żołnierzem AK, dał w trakcie powstania warszawskiego około 100 koncertów, aby podnieść

Dziś przypada okrągła, 25. rocznica śmierci osoby, która przez całe swoje życie była związana z Warszawą. Jeżeli jeszcze dodamy, że był to piosenkarz, który na swoim koncie miał m.in. taki szlagier jak „Ta ostatnia niedziela”, stanie się jasnym, iż chodzi o Mieczysława Fogga. Zmarł 3 września 1990 r. w Warszawie przeżywszy 89 lat. Życie Mieczysława Fogga było na tyle bogate, że trudno nie pomijając ważnych informacji streścić je w kilkunastu zdaniach. Przypomnimy zatem jedynie najważniejsze informacje. Urodził się w Warszawie w rodzinie kolejarza i sklepikarki, jako Mieczysław Fogiel. Jego talent odkrył w kościele św. Anny Ludwik Sempoliński, kierując młodego chłopca na lekcje śpiewu. Mieczysław Fogg, jak wielu młodych ludzi z jego pokolenia wziął udział w wojnie z bolszewikami, a po wojnie w rozpoczął pracę jako kasjer w PKP. Na szczęście dla polskiej kultury nie zarzucił kształcenia muzycznego i w 1928 r. zadebiutował na deskach teatru Qui Pro Quo. Kariera Mieczysława Fogga potoczyła się wspaniale. Nagrywał dziesiątki piosenek oraz towarzyszył największym gwiazdom polskiego przedwojennego kina, takim jak Hanka Ordonówna czy Adolf Dymsza. W 1935 r. Jerzy Petersburski skomponował muzykę do tanga „Ta ostatnia niedziela”, zaś słowa ułożył Zenon Friedwald. Mieczysław Fogg stał się najpopularniejszym wykonawcą tego utworu, zaś płyta z jego nagraniem sprzedała się w ilości ponad 100 000 egzemplarzy jeszcze przed wojną. Żaden inny artysta nie mógł się pochwalić takim wynikiem. Podczas okupacji Mieczysław Fogg pozostał w Warszawie. Służył walce z okupantem tym co potrafił najlepiej, czyli śpiewem. Chociaż był żołnierzem AK, dał w trakcie powstania warszawskiego około 100 koncertów, aby podnieść

Bystrzyca (niem. Habelschwerdt) jest malowniczo położona w zakolu Nysy Kłodzkiej. Niestety, to położenie naraziło miasto na wiele powodzi, w tym te z lat 1997 i 2001, które dość mocno nadwyrężyły zabytkową tkankę miasta. Niemniej zachowało ono swój historyczny układ urbanistyczny.Bystrzycki rynek zdobi ratusz, zbudowany w latach 1851-52. Nosi on cechy architektoniczne neorenesansu, wzorowany jest na budynkach włoskich.Bardzo charakterystyczna cechą miast i miasteczek Ziemi Kłodzkiej są kolumny maryjne; ich obecność świadczy o historycznej przynależności tych ziem do Królestwa Czech, nie Dolnego Śląska.Jak wiele średniowiecznych miast lokowanych na prawie niemieckim, Bystrzyca posiada również Mały Rynek. Jego ozdobą jest świeżo odnowiony pręgierz. Możemy do niego przypiąć dzieci, jeśli nas denerwują pytaniami o Mc Donalda. Przy Małym Rynku mieści się jedyne w Polsce Muzeum Filumenistyczne, czyli poświęcone rzeczom związanym z ogniem oraz zapałkami.Główną świątynią miasta jest kościół św. Michała Archanioła. Jego wyjątkowość polega na tym, że jest on usytuowany nie przy rynku, a w najwyższym punkcie miasta. Posiada również dwa wejścia, ma bowiem układ dwunawowy.Aby Bystrzyca nie zsunęła się ze skarpy, na której stoi, w XIV wieku wybudowano solidne mury obronne. Ich częścią był również zespół bram; obecnie możemy podziwiać Bramę Wodną oraz baszty: Kłodzka i Rycerską. Wakacje już za nami, zatem wracamy do wojaży po Polsce. Dziś chcielibyśmy zaprosić do często pomijanej (a niesłusznie!) podczas górskich wycieczek Bystrzycy Kłodzkiej. Miasteczko leży w biegu górnej Nysy Kłodzkiej i mimo tego, że jest zaniedbane, pozostaje bardzo atrakcyjne dla turysty.

Są w Polsce szkoły, o których się wie, że istnieją. Małachowianka w Płocku, powstała w 1180 roku będąca prawdopodobnie najstarszą szkołą na terenie dzisiejszej Polski, szkoła we Wrześni, w której bohatersko protestowały dzieci czy wsławione piosenką IV Liceum Ogólnokształcące w Częstochowie. Są też absolwenci takich szkół, o których zapomnieć nie sposób. Rudy, Alek, Zośka, Baczyński. Co ich łączy? Sławna szkoła: I Gimnazjum im. Stefana Batorego w Warszawie. Założone 1 września 1918 roku, jeszcze przez Radę Regencyjną, jeszcze w czasie pierwszej wojny światowej, gimnazjum przez chwilę funkcjonowało jako Królewsko-Polskie Gimnazjum im. Stefana Batorego. I jest to pierwsza z wielu nazw, które nosiła. Po drugiej wojnie, świadome prestiżu i konotacji władze, postanowiły szkołę "ukarać" zmieniając jej numer z pierwszego liceum na drugie, oddając jedynkę liceum im. Bolesława Limanowskiego. Przez pierwsze kilka lat, Batory funkcjonował w tymczasowym gmachu, przy ulicy Kapucyńskiej 21 (obecnie nie istnieje). W tym czasie przygotowywano projekt i miejsce dla jego realizacji przy ulicy Myśliwieckiej. Projektem gmachu przeznaczonego dla około trzystu uczniów zajmował się Tadeusz Tołwiński. Widać w nim było wyraźne inspiracje polskim renesansem i barokiem, zauważalne w symetrii budynku, kształcie i dekoracji dziedzińca, ale równiez w architekturze korytarzy, na których przykładzie bez problemu można uczyć historii architektury. Pierwotnie wokół budynku znajdował się dwa korty, jedno z najnowocześniejszych boisk sportowych tego czasu, sad a od frontu iście pałacowy podjazd. W środku zaś znajdowało się obserwatorium astronomiczne i basen. Dzisiejszy stan zawdzięczamy powojennej rekonstrukcji. Po 1945 roku brakowało dachu oraz całego pierwszego piętra, a parter również nie był w najlepszym stanie. Jednak pierwotny projekt,

31 lipca 1654 roku odbyło się uroczyste wprowadzenie sióstr wizytek do skromnego jeszcze, drewnianego klasztoru przy warszawskim Krakowskim Przedmieściu. Tak oto rozpoczęła się już ponadtrzystupięćdziesięcioletnia obecność tego zakonu w naszym mieście. Inicjatorką sprowadzenia sióstr Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny była królowa Ludwika Maria. Był to jeden z elementów jej szeroko zakrojonego planu zacieśniania więzów Rzeczypospolitej i dynastii z Francją i przenoszenia wzorców kultury francuskiej na nasz grunt. Domem macierzystym warszawskiego konwentu był klasztor paryski z Przedmieścia św. Jakuba, wsparty przez Lyon i Troyes. Z nich to przybyło dwanaście sióstr z Marią Katarzyną de Glétain jako przełożoną. Klasztor długo jeszcze był ośrodkiem kultury i języka francuskiego; nawet, gdy siostry były już w większości Polkami, wciąż uczyły się tego języka, nauczały go swoje uczennice i prowadziły "biuro tłumaczeń". W założeniu swoich twórców, Joanny de Chantal i Franciszka Salezego, zakon wizytek miał cieszyć się relatywnie łagodną regułą, umożliwiającą siostrom pracę wśród wiernych i posługę ubogim. Rzym jednak zablokował to śmiałe nowinkarstwo i wizytki stały się kolejnym zgromadzeniem zamkniętym. Toteż 9 sierpnia tego samego roku, w obecności pary królewskiej, dokonano uroczystego zamknięcia klauzury, Klauzury, dodajmy, złamanej przez owe kilkaset lat zaledwie kilkukrotnie i tylko w wyjątkowych, dramatycznych sytuacjach. Dalsze dzieje warszawskich wizytek to temat na inną opowieść. Warto jednak pamiętać, że klasztor przy Krakowskim Przedmieściu to jedna z bardzo nielicznych w Warszawie kapsuł czasu, gdzie zachowały się niemal nietknięte dzieła sztuki i archiwalia nawet z siedemnastego wieku. A że zakonnice dość zazdrośnie ich strzegą przed uczonymi, czeka nas zapewne jeszcze wiele niespodzianek. Na ilustracji kościół i klasztor Wizytek, już murowany, sto

Był 30 lipca 1656 roku, czyli drugi rok „Potopu szwedzkiego”. Poranek owego feralnego dnia był inny niż dzisiaj. Nad okolicami Warszawy unosiła się gęsta mgła. Ustawione na prawym – praskim brzegu Wisły wojska polsko-lietwsko-tatarskie nie widziały się z rozstawionymi od strony Białołęki połączonymi siłami szwedzko-brandenburskimi. Był to już trzeci dzień wielkiej bitwy, jaka miała miejsce na przedpolach ówczesnej Warszawy. Ponieważ opisujemy tutaj tylko trzeci – ostatni dzień zmagań, skupmy się zatem na wydarzeniach, które miały miejsce w schyłkowym etapie batalii. Bardzo pomocnym będzie nam dzieło Erica Dahlberga, który narysował zmagania polsko-szwedzkie. Wojskami po stronie Rzeczpospolitej dowodził Jan II Kazimierz, zaś po stronie szwedzkiej Karol X Gustaw wraz elektorem brandenburskim Fryderykiem Wilhelmem. Król polski zadał sobie sprawę, iż bitwy nie da się już wygrać. Ponieważ przez Wisłę przerzucony był tylko jeden most łyżwowy, kluczowym zadaniem było przerzucenie jak największej ilości sił na lewy brzeg rzeki, celem uniknięcia dalszych strat. Plan najeźdźcy opierał się z kolej na pokonaniu wojsk Rzeczpospolitej i zepchnięciu ich do Wisły. Jednocześnie król szwedzki przesuwał część swoich sił na tereny wsi Kamion, aby odciąć drogę odwrotu wojskom Rzeczpospolitej. Wojska polsko-litewskie rozlokowane były na kształt wielkiego łuku od wydm Bródna po las praski na południowym wschodzie. Około godziny 9 do ataku poszły do ataku w centralnym odcinku frontu pułki szwedzkie, spychają broniących wydm Polaków w kierunku Pragi. Droga odwrotu była utrudniona ze względu bagna (oznaczone na grafice łacińskim terminem „Paludes”) oraz rzeczki, po których obecnie nie ma już śladu. Około godziny 10 do walki włączają się Brandenburczycy, zdobywając 7 polskich dział,

Warszawiacy kojarzą zapewne bardzo dobrze dwa pomniki marszałka Piłsudskiego - "dziadka parkingowego" z ulicy Karaszewicza oraz wielki pomnik pod Belwederem. Mało kto jednak - statystycznie - odwiedza AWF, gdzie stoi trzeci, najmniej chyba znany, pomnik, stojący na dziedzińcu uczelni. AWF, powołany w 1927 jako Centralny Instytut Wychowania Fizycznego na życzenie, czy też rozkaz, marszałka, jest bardzo odpowiednim miejscem dla takiego pomnika. Już wkrótce po śmierci Piłsudskiego dodano jego imię do nazwy uczelni i tak zostało do roku 1949, kiedy to AWFowi został przydzielony nowy patron - gen. Karol Świerczewski. Piłsudski wrócił na swoje miejsce w roku 1990. Sam pomnik, mimo że powstał w latach 30. XX w. (a jego autorem był Alfons Karny), stanął na Bielanach dopiero z tej ostatniej okazji. 27 lipca 1990 miała miejsce uroczystość przywrócenia uczelni starego patrona, i wtedy odsłonięto również pomnik. Popiersie przetrwało okres realnego socjalizmu schowane w Łazienkach Królewskich. Cokół, symbolicznie pęknięty i z dwoma datami symbolizującymi koniec pierwszego i początek drugiego patronowania, zaprojektował Jerzy Kalina. Popiersie stanęło w miejscu, gdzie wcześniej stało popiersie Świerczewskiego. A co się stało z pomnikiem poprzedniego patrona? Portal tubielany.pl podaje, że jeszcze we wrześniu 2014 roku leżał zdydolony na tyłach uczelni w krzakach. Zdjęcie pomnika wklejamy za wikipedią

Dzisiaj w kalendarium będzie mowa o zawodach sportowych, które rozpoczęły się dokładnie osiemdziesiąt jeden lat temu, 28 lipca 1934 roku. Mamy tu na myśli Challenge 1934, czyli Międzynarodowe Zawody Samolotów Turystycznych. Międzynarodowa Federacja Lotnicza zorganizowała cztery takie imprezy i ta właśnie była ostatnią. Warszawa została organizatorem tych zawodów ze względu na duet wyśmienitych polskich lotników - Franciszka Żwirki i Stanisława Wigury - którzy zwyciężyli w poprzedniej edycji. Zawody trwały do połowy września i składały się na nie trzy konkurencje: próby techniczne samolotów, próby szybkości maksymalnej oraz podniebny rajd wokół Europy, wytyczoną przez organizatorów trasą liczącą ponad 9 i pół tysiąca kilometrów. Zwyciężyła załoga z Polski: Jerzy Bajan i Gusta Pokrzywka. Drugie miejsce również przypadło polskiej załodze, trzecie zaś reprezentantom Trzeciej Rzeszy. Głównym celem Challengu, pomijając aspekt sportowej próby umiejętności pilotów i technicznych możliwości samolotów, była popularyzacja pasażerskiego ruchu lotniczego. Jak już wyżej było wspomniane imreza z 1934 roku była ostatnią z tej serii. Względem poprzedniej, z 1932 roku, liczba maszyn biorących udział w zawodach znacznie zmalała (z 43 do 34 sztuk). Wzięły w nich udział tylko cztery reprezentacje: polska, czechosłowacka, niemiecka i włoska. Gwoździem do trumny Challengu była postępująca profesjonalizacja lotnictwa, czyli to czemu prawdopodobnie zawdzięczamy poprawę bezpieczeństwa podniebnych podróży. Rosły wymagania techniczne stawiane przez organizatorów konkursu, którym sprostanie wymagało wielkich nakładów czasu i pieniędzy, na co, niestety, nie wszyscy mogli sobie pozwolić. Na zdjęciu z wikimedia.org uroczystość otwarcia imprezy na Polu Mokotowskim.

Przez niektórych przyrównywany do Marka Hłaski, przez wielu znany, nawet mimo woli. Pisarz, poeta, autor tekstów wielu piosenek wykonywanych między innymi przez Stare Dobre Małżeństwo i większość śpiewających przy ogniskach Polaków. Dokładnie trzydzieści sześć lat temu, 24 lipca 1979 roku, na skutek kolejnej próby samobójczej zmarł Edward Stachura. Urodził się we Francji, gdzie jego rodzice starali się znaleźć pracę, w kraju zniszczonym przez I wojnę światową. W 1948 roku, gdy Stachura miał 11 lat, rodzina wróciła do Polski. Osiedliła się nieopodal Aleksandrowa Kujawskiego. Tam Edward podjął naukę w szkole podstawowej. Początkowo miał problemy z językiem polskim, lecz szybko je nadrobił (dzięki temu, że we Francji w każdy czwartek uczęszczał do polskiej szkoły). Stachura nie był osobą, która robiła wszystko, aby żyć z ludźmi w zgodzie. Był w ciągłym konflikcie z ojcem i nauczycielami, przez co nie ukończył liceum w którym rozpoczął naukę, lecz oddalone o dwieście kilometrów liceum w Gdyni. Wiele podróżował. Można wręcz powiedzieć, że się tułał. Po liceum, po wielu trudach, podjął studia w Lublinie, gdzie początkowo nie dostał ani miejsca w internacie, ani stypendium. Same studia ledwo ukończył. Jeździł po całym świecie: był na stypendium w Meksyku, podróżował po Norwegii, Bliskim Wschodzie, Jugosławii. W 1979 roku prawdopodobnie podjął pierwszą próbę samobójczą, rzucając się pod nadjeżdżający elektrowóz, w wyniku czego stracił cztery palce prawej dłoni i trafił do szpitala psychiatrycznego na leczenie. Nie było ono jednak skuteczne. 24 lipca 1979 roku został znaleziony martwy w swoim warszawskim mieszkaniu przy Rębkowskiej 1. Został pochowany na cmentarzu na Wólce Węglowej. Zdjęcie za gazeta.pl

Dziś w ramach wirtualnych podróży z SKPT zabieramy Państwa do Stambułu. Dawny Kościół Hagia Sofia powstał za czasów Justyniana I Wielkiego. Jest to jeden z budynków, bez którego historia sztuki potoczyłaby się inaczej. Chociaż dziś wnętrza są ogołocone z wyposażenia, można podziwiać niczym niezmąconą architekturę. W wnętrzu świątyni spotkamy kamienie z całego znanego ówcześnie świata: białe marmury z wysp na Morzu Marmara, porfir z Egiptu, zielony porfir z Peloponezu, ciemno-zielony marmur z Tesalii, żółty marmur z Tunezji, czerwony marmur z Azji Mniejszej, czarny marmur z Francji i biały marmur z fioletowymi plamami z Anatolii. — w: StambułKopuła dawnego kościoła Hagia Sofia została zbudowana na planie elipsy o średnicy 31,2 m x 32,8 m i wnosi się na wysokość 55,6 m ponad posadzkę. Do czasu wybudowania bazyliki św. Piotra na Watykanie była to najwyższa kopuła na świecie. — w: StambułNa tyłach Błękitnego Meczetu można zwiedzić Muzeum Mozaiki. Powstało ono w miejscu wykopalisk archeologicznych na terenie dawnego pałacu cesarskiego. Można w tym miejscu znaleźć chwilę wytchnienia od pędzącego Stambułu. Oczy cieszy ok. 180 m2 zachowanych mozaik pałacowych, na które pierwotnie składało się ok. 80 mln kamyczków. — w: StambułZatopiony Pałac to nic innego jak dawna cysterna na słodką wodę, która była dostarczana ze źródeł leżących 19 km za miastem. — w: StambułAkwedukt Walensa został wybudowany 373 r. Obecnie pod jego zachowaną częścią biegnie ruchliwa arteria. Roztaczająca się panorama pomiędzy łukami tworzy niesamowite miejsce gdzie antyczne miasto spotyka się z nowoczesną metropolią. — w: StambułWyjątkowość Stambułu wynika z faktu, że jest to miasto leżące dosłownie pomiędzy Europą i Azją, spinając te dwa kontynenty. To

You don't have permission to register