Kartka z kalendarza – 7 października
7 października 1959 roku rozpoczęły się wydarzenia, które przeszły do historii jako "Cud na Nowolipkach". Ok. 19. wieczorem dostrzeżono na szczycie hełmu wieży kościoła św. Augustyna, w miejscu pozłacanej kuli i krzyża, wizerunek Matki Bożej. Wieść rozeszła się prędko, a pod kościół zaczęły ściągać tłumy z całego miasta, a wkrótce i z całej Polski. Okolice kościoła przez następne dni - gdyż domniemany cud trwał dalej - zapełniły się tysiącami pielgrzymów. Zjawisko, a zwłaszcza reakcja na nie, zaniepokoiły władze publiczne. Już 12.10 milicja zamalowała świecącą blachę, jednak bez efektu. Podejmowano kolejne próby, aż w końcu, 29.10, pomalowanie zwieńczenia wieży czarną farbą, przyniosło skutek. Wprowadzono również godzinę policyjną. Zatrzymano aż 766osób, z tego połowę spoza Warszawy. Wiele z nich ukarano grzywną lub aresztem. Do rzekomego cudu chłodno odniosły się władze kościelne. Proboszcz parafii, ks. Stefan Kuć, w raporcie dla kurii tłumaczył fenomen fosforyzowaniem patyny na miedzianym pokryciu hełmu. 16.10 kuria warszawska wydała oświadczenie, w którym uznaje zjawisko za naturalne i zaleca spokój i rozejście się. Niemniej i dziś wiele osób nie jest przekonanych co do przyrodzonej natury "cudu na Nowolipkach", choć tablica pamiątkowa umieszczona w kościele dyplomatycznie nie zawiera słowa "cud". Zdjęcie: wikimedia.org
Kartka z kalendarza – 4 października
Dokładnie 4 października 1705 roku odbyła się pierwsza (z dwóch) warszawska koronacja króla Polski - Stanisława Leszczyńskiego. Dziwna to była jednak koronacja. Nowego króla wybrała jedynie część szlachty, zwołana na elekcję przez wojska szwedzkie okupujące w tym czasie Polskę. Mającą już legalnie wybranego króla - Augusta II Wettyna. Nie wszyscy chcieli go detronizować, więc Stanisław został kontrkrólem tej części szlachty, która nie chciała Sasów na tronie. Koronacja odbyła się nie na Wawelu, jak nakazywała tradycja, a w warszawskiej kolegiacie św. Jana, a koronę nowemu królowi na głowę włożył nie prymas Polski, ale biskup lwowski Konstanty Zieliński. Największy problem był jednak z tym co Stanisławowi na głowę włożyć. Otóż zwolennicy Augusta II zmyślnie schowali królewską koronę, jabłko i berło na Morawach i powiedzieli, że nie dadzą. Szwedzi wykonali więc regalia zastępcze, którymi koronowali Stanisława i Katarzynę z Opalińskich, po czym zabrali im insygnia i przetopili je na złote monety, którymi opłacili jakieś pułki walczące w Kurlandii. W roku 1733 Stanisław Leszczyński nie miał już problemu z regaliami, sam kazał je ukraść z Wawelu jednemu ze swoich wspólników i schować w warszawskim kościele Św. Krzyża. Ale wszystko wskazuje na to, że nie zdążył się nimi koronować. Załącznik pokazuje Stanisława Leszczyńskiego w wieku już dojrzałym, z czasu kiedy był księciem Lotaryngii i Baru i teściem Ludwika XV.
Kartka z kalendarza – 3 października
3 października 1882 urodził się Karol Szymanowski, jeden z najwybitniejszych polskich kompozytorów XX wieku. Wśród wielu, rozsianych po całej niemal Europie, miejsc, w których kompozytor mieszkał i bywał, należy wymienić również Warszawę. Dobrze znana zapewne jest tablica umieszczona na domu przy Nowym Świecie 47, gdzie artysta wynajmował mieszkanie w latach 1924-29. W tym czasie objął kierownictwoPaństwowego Konserwatorium Warszawskiego i doprowadził do jego przekształcenia w uczelnię wyższą: Wyższą Szkołę Muzyczną (dziś UMFC), której został pierwszy rektorem. W 1930 r. opuszcza nasze miasto, by zamieszkać w Zakopanem, w słynnej "Atmie". Wciąż jednak odwiedza Warszawę, jak również podwarszawskie Stawisko Jarosława i Anny Iwaszkiewiczów. Dzisiejsza ilustracja przedstawia - niestety już nieistniejącą - kamienicę przy Służewskiej 3, w której Szymanowski mieszkał w latach 1922-23. Zaprojektował ją Mikołaj Tołwiński (ojciec Tadeusza) przy współpracy H. Stifelmana i S. Weissa jako dom własny. Kamienicę tę uważa się często za najwybitniejsze dzieło secesji w Warszawie, całkowicie podporządkowane wymaganiom stylu. Wyróżniały ją tarasy na dachu (zlikwidowane podczas nadbudowy w latach 20-tych), eliptyczne i hiperboliczne wykroje bram i okien, miękkie linie balustrad, witraże i bogactwo ornamentów. Kamienica spłonęła podczas II WŚ i została rozebrana pod budowę osiedla MDM III ("Latawiec"). Zdjęcie: A. Szkurłat "Secesja w architekturze Warszawy"/wczorajidzis.blogspot.com
Kartka z kalendarza – 2 października
2 października 2009 roku w wieku 90 (lub 87, bo dziejopisowie i archiwa nie są pewni) lat zmarł w Warszawie ostatni przywódca powstania w getcie warszawskim, dr Marek Edelman. Przywódcą powstania był przez dwa dni, od śmierci Anielewicza w bunkrze przy ulicy Miłej do udanej ewakuacji bojowców ŻOB kanałami na ulicę Prostą. Brał udział również w powstaniu warszawskim jako członek oddziału ŻOB w ramach Armii Ludowej, a po wojnie został w Polsce i pracował jako kardiolog w Łodzi. W latach 70. zaangażował się w działalność opozycyjną. W Warszawie upamiętniony jest póki co muralem na ścianie budynku Nowolipki 9b. Pochowany jest na Cmentarzu Żydowskim w Warszawie, w kwaterze 12.
Kartka z kalendarza – 1 października
1 października 1951 roku zainaugurowano pierwszy rok akademicki Wojskowej Akademii Technicznej. Naukę rozpoczęło wówczas 631 podchorążych, zrekrutowanych głównie z kompanii akademickich przy Politechnikach Gdańskiej i Warszawskiej. Prace nad utworzeniem politechniki wojskowej rozpoczęto w roku 1949, chcąc uniezależnić się od szkolnictwa cywilnego i formować kadry dowódczo-techniczne armii w duchu nowego ustroju. Na siedzibę uczelni wybrano koszary przedwojennego 1 Pułku Artylerii Przeciwlotniczej na warszawskim Boernerowie. Na początku działalności uczelnia miała pięć fakultetów; dopiero w 1959 roku prowadzono strukturę wydziałową. Kierownikiem projektu utworzenia WAT i jej pierwszym komendantem był gen. bryg. inż. Florian Grabczyński, zresztą przedwojenny, "sanacyjny" pułkownik. Jednak już dwa miesiące po otwarciu uczelni, w ramach akcji oczyszczania wojska z "elementu obcego klasowo" został aresztowany pod zarzutem szpiegostwa i skazany na karę śmierci. Szczęśliwie uniknął jej wykonania, został zwolniony w pamiętnym roku 1953 i zrehabilitowany w 1956. Zdjęcie przedstawia pomnik Grabczyńskiego, odsłonięty 1 czerwca 2001 przed gmachem głównym WAT. Na wszelki wypadek jednak, aż po rok 1967, funkcję rektorów uczelni pełnili generałowie radzieccy: gen. bryg. kand. Eugeniusz Leoszenia i gen. dyw. prof. Michał Owczynnikow. Zdjęcie: warszawa.wikia.com
Kartka z kalendarza – 30 września
30 września 1928 roku uroczyście otwarto nowy stadion Polonii Warszawa. Do tej pory klub rozgrywał swe mecze na ogólnodostępnych boiskach, np. na Agrykoli lub Dynasach. Budowę rozpoczęto ok. roku 1925; ze względów finansowych zrezygnowano jednak z realizacji ambitnego projektu 20-tysięcznego stadionu autorstwa Juliusza Nagórskiego. Stadion gotowy był już latem 1928 r. W pierwszym meczu na nowym boisku Polonia pokonała Hasmoneę Lwów 5:0. Na oficjalne otwarcie trzeba było jednak czekać półtora miesiąca. Zdjęcie przedstawia przecięcie wstęgi: z nożyczkami płk Juliusz Ulrych (szef PUWFiPW*), obok ks. Jan Mauersberger (przewodniczący ZHP, kapelan harcerzy i sportowców) i ks. August Loth (b. prezes Polonii, pastor warszawskiej parafii ewangelickiej). W przemówieniu płk Ulrych powiedział m.in.: "Życząc Polonii najpiękniejszego ku chwale Ojczyzny, na własnym terenie, rozwoju, życzę jednocześnie aby promieniowała ideowo w myśl tego szczytnego hasła, które sport polski wypisał na swoim sztandarze: im więcej boisk, tem mniej szpitali i więzień". Na koniec krążący nad stadionem samolot zrzucił piłkę, którą rozegrano oficjalny mecz inaugurujący nowy obiekt. Wynik musiał jednak rozczarować tłum kibiców, gdyż Polonia uległa Wiśle Kraków 2:7. *) Państwowy Urząd Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego, przybliżony odpowiednik dzisiejszego Ministerstwa Sportu Zdjęcie: R. Gawkowski "Warszawska Polonia 1911-2001".
Kartka z kalendarza – 28 września
28 września to ważna w historii Warszawy data - w roku 1939 właśnie tego dnia, po 20 dniach oblężenia (licząc od momentu pojawienia się pierwszych oddziałów niemieckich na przedpolach miasta) została podpisana w zakładach Skody na Okęciu kapitulacja stolicy. Z tej okazji zdjęcie grobu gen. Juliusza Rómmla, który, co może wydawać się na pierwszy rzut oka dziwne, został pochowany w Alei Zasłużonych na Powązkach Wojskowych. Z tej okazji słowo wyjaśnienia, bo z obroną Warszawy kojarzeni są raczej dowódca obrony Warszawy, gen. bryg. Walerian Czuma oraz dowodzący obroną cywilną Stefan Starzyński. Ale po kolei. Po przegranej bitwie granicznej dowodzący rozbitą Armią "Łódź" Rómmel wycofał się do Warszawy i objął dowództwo sformowaną ad hoc Armią "Warszawa", mającą za zadanie wiązać siły wroga wokół stolicy. Po ucieczce Rydza-Śmigłego do Rumunii był jednym z najwyższych rangą generałów i uzurpował sobie nawet prawo do przejęcia dowództwa nad wszystkimi polskimi walczącymi oddziałami. Niejednoznaczna była jego postawa w obliczu inwazji wojsk radzieckich, które w jednej z depesz nakazał on traktować jako sprzymierzone oraz wcześniej podczas Bitwy nad Bzurą, gdzie odmówił udzielenia pomocy wojskom gen. Kutrzeby. Po II wojnie, podczas której przebywał w oflagu, jako jeden z nielicznych sanacyjnych oficerów wrócił do Polski i został formalnie przyjęty do LWP (w stanie spoczynku), pod koniec życia był jednym z doradców marszałka Żymierskiego. Przez całe PRL obowiązywał zapis cenzorski na krytykę Rómmla, a jego postać była oficjalnie eksponowana kosztem gen. gen. Czumy, Kutrzeby i prezydenta Starzyńskiego.
Kartka z kalendarza – 29 września
Dziś w kościele rzymskokatolickim wspomnienie św. Michała Archanioła, zatem nie może zabraknąć wspomnienia o świątyni pod jego wezwaniem, czyli obecnej katedry diecezji warszawsko-praskiej. 112 lat temu, 29 września 1901 roku konsekrowano świątynię, zbudowaną wg projektu Józefa Piusa Dziekońskiego w stylu neogotyku nadwiślańskiego. Jej wieże miały wysokość 75 m i dominowały w ówczesnej panoramie Pragi. Taka wysokość wież była podyktowana chęcią pokazania przeciwwagi dla prawosławnego soboru św. Marii Magdaleny, dotychczas dominującej nad tą częścią miasta. Po wybuchu w Cytadeli w roku 1923 wieże obniżono, obawiając się katastrofy budowlanej. Kościół zniszczono w 1944 roku, a odbudowywano do roku 1972. Po reformie organizacji kościelnej z roku 1992 kościół stał się katedrą diecezji warszawsko-praskiej i pozostaje nią do tej pory. Zdjęcie obrazuje fragment posadzki kościoła, na której poprzedni ordynariusz diecezji, abp. Sławoj Leszek Głódź, uznał za stosowne pozostawić swoje imię, nazwisko, tytuł i herb biskupi.
Kartka z kalendarza – 27 września
Dziś przypada 80., okrągła rocznica odsłonięcia pomnika Peowiaka, który znajduje się na Placu Małachowskiego przed gmachem Zachęty. Pomnik wykonał nie byle kto, bo sam Edward Wittig, znany choćby z Pomnika Lotnika czy projektu powstałego realnie dużo później pomnika Słowackiego. Jest ten pomnik jednak dowodem, że nie wszystkie warszawskie pomniki międzywojenne zyskały sobie akceptację krytyków, zwłaszcza tych najzjadliwszych - warszawskiej ulicy. Rzeźba przedstawia leżącego i umierającego wojownika-bohatera umiejscowionego na cokole z napisem "P.O.W. 1914-1921. Służba i śmierć bezimienna dla wzniosłej sprawy Ojczyzny". I właśnie forma pomnika nie spodobała się warszawiakom, którzy z miejsca ukuli taki zgrabny czterowiersz: Gdybym ja tam byłNa miejscu Peowiaka,Tobym stał jak chwat,A nie leżał jak pokraka. Dostało się również autorowi i to od nie byle kogo, bo samego Juliana Tuwima, który popełnił dwuwiersz "Na pomnik Peowiaka". Brzmiał on następująco: Pod Zachętą spoczywa biedny paralitykBroń nas, Boże, od takich istot choro-wittyg. A sama forma pomnika wynika z tego, że początkowo była to rzeźba nagrobna oficera P.O.W. Jana Wojsznar-Opielińskiego, odsłonięta na Powązkach w roku 1926. I widocznie to co się sprawdza jako nagrobek, nie musi się koniecznie sprawdzać jako pomnik. A sam pomnik postał do roku 1940, kiedy został zdemontowany i nikt go więcej nie widział, choć prowadzono nawet poszukiwania na Placu Małachowskiego z użyciem wykrywacza metali. Kopię odsłonięto dopiero 11 listopada 1999 roku w obecności jej autora - Marka Moderaua - oraz biskupa ordynariusza polowego WP - Sławoja Leszka Głodzia. Zdjęcie (za dawnawarszawa.blogspot.com) przedstawia rzeźbiarza Wittiga ze swym dziełem.
Kartka z kalendarza – 26 września
26 września 1914 roku Warszawa doświadczyła pierwszego bombardowania lotniczego w swojej historii (niektóre źródła podają poprzednią noc). Do ataku użyto jednak nie raczkujących dopiero samolotów, a
Kartka z kalendarza – 25 września
25 września Kościół rzymsko-katolicki obchodzi wspomnienie bł. Władysława (Ładysława) z Gielniowa, bernardyńskiego kaznodziei i poety. Przez większość tak świeckiego, jak i zakonnego życia związany był z Krakowem. Przez dwie kadencje był nawet przełożonym polskiej prowincji bernardynów. Brał udział w kapitułach generalnych i zakładał nowe domy zakonne. W Warszawie spędził zaledwie rok. Objął funkcję gwardiana klasztoru przy kościele św. Anny w roku 1504. Zmarł zaś 4 maja 1505 r., niedługo po tym, jak podczas kazania popadł w ekstazę, uniósł się nad ambonę, po czym zasłabł. Scenę tę przedstawia nasza dzisiejsza ilustracja (wyjątkowo z Krakowa!): ołtarz bł. Władysława w kościele św. Bernarda z obrazem pędzla Franciszka Lekszyckiego. Kult Władysława z Gielniowa rozpoczął się wkrótce po jego śmierci, choć formalnej beatyfikacji dokonał dopiero Benedykt XIV w 1750 r. Władysław zasłynął jako surowy dla siebie asceta, stanowczy, lecz wyrozumiały przełożony oraz płomienny kaznodzieja. Bardzo istotny jest jego wkład w literaturę staropolską, a jego pieśń "Żołtarz Jezusów" uchodzi za jeden z najpiękniejszych tekstów polskiego średniowiecza. W 1962 r. Jan XXIII ogłosił bł. Władysława patronem Warszawy. Relikwie bł. Władysława znajdują się w dwóch warszawskich świątyniach: w kościele św. Anny, w którym niegdyś służył, w kaplicy jego imienia, oraz w kościele pod jego patronatem na Natolinie. Zdjęcie: wikimedia.org
Kartka z kalendarza – 24 września
24 września 1939 roku zmarł, wskutek ran odniesionych podczas niemieckiego bombardowania, Oskar Sosnowski, jeden z najwybitniejszych polskich architektów pierwszej połowy dwudziestego wieku. Najbardziej znanym warszawskim dziełem Sosnowskiego jest kościół parafii św. Jakuba przy placu Narutowicza. Należy również wspomnieć o planach miasta-ogrodu Czerniaków oraz projekcie architektonicznym łazienkowskiego pomnika Chopina. Do panteonu polskich architektów wyniósł go jednak kościół św. Rocha w Białymstoku, według niektórych najcenniejszy obiekt sakralny powstały w okresie międzywojennym. Sosnowski, prócz projektowania, zajmował się również teorią i historią architektury, urbanistyką, konserwacją zabytków, a także pracą dydaktyczną na Politechnice Warszawskiej, której był profesorem. Do mniej zaś znanych obszarów działalności należała plastyka, w szczególności rysunek i rzeźba. Na ilustracji zatem praca "Dawid, król i mag" z 1928 r. Zdjęcie: Oskar Sosnowski: twórczość plastyczna; katalog wystawy MNW 1995/starepowazki.sowa.website.pl
Kartka z kalendarza – 23 września
23 września 1816 r. (według innych źródeł - 5.10) powołano w Marymoncie Instytut Agronomiczny. Inicjatorami powstania tej jednej z pierwszych w Europie uczelni rolniczych byli m.in. Franciszek Drucki-Lubecki, Stanisław Staszic i Tadeusz Mostowski. Uczelnię umieszczono w dawnym pałacyku królowej Marii Kazimiery, przebudowanym i rozbudowanym wkrótce (w 1820 r.) przez Antoniego Corazziego. Stan po tej przebudowie ukazuje nasza ilustracja. Po skasowaniu Instytutu w 1861 r. budynki zajęło wojsko. W 1925 r. pełniący funkcję kaplicy pałacyk zostaje przebudowany na kościół, dziś pw. Matki Bożej Królowej Polski. Budynki dydaktyczne zaś rozebrano w latach 50., poza dwoma, mieszczącymi dziś Ośrodek Pomocy Społecznej (Dembińskiego 3). Kontynuatorami i spadkobiercami tradycji Instytutu są Szkoła Główna Gospodarstwa Wiejskiego oraz
Kartka z kalendarza – 19 września
19 września Kościół rzymski obchodzi wspomnienie św. Józefa z Kupertynu. Niezwykły ten franciszkanin obdarzony miał być zdolnością lewitacji, czy wręcz latania, stąd w sztuce przedstawiany jest zwykle jako unoszący się w powietrzu. Zasłynął również tym, że kolejne egzaminy na drodze do kapłaństwa zdawał wyłącznie dzięki zrządzeniu Opatrzności, mimo absolutnego braku przygotowania (i, co tu dużo mówić, bardzo skromnych możliwości intelektualnych). Z tych to powodów uważany jest za patrona m.in. lotników i zdających egzaminy, a nieprzygotowanych studentów.W Warszawie obraz przedstawiający świętego znajduje się w nowomiejskim kościele Stygmatów św. Franciszka, prowadzonym przez współbraci Józefa. Dzieło nieznanego autora pochodzi z ok. 1770r.Zdjęcie: Łukasz Misiurkiewicz
Kartka z kalendarza – 28 lutego
29 lutego 1848 roku urodził się w Warszawie Władysław Marconi, architekt i konserwator, absolwent petersburskiej Akademii Sztuk Pięknych. Z braku tej daty w tegorocznym kalendarzu przypominamy jego sylwetkę już dzisiaj. Tak jak jego ojciec, Henryk, zdominował warszawską architekturę połowy XIX wieku, tak Władysław był jednym z najaktywniejszych twórców przełomu stuleci. Jego najbardziej znane dzieła to Hotel Bristol i Kamienica pod Gigantami, ale zaprojektowane i przebudowane kamienice i gmachy publiczne można by wymieniać jeszcze długo. Na podkreślenie zasługuje również działalność społeczna Władysława. Wydaje się, że żadne szacowne gremium, komitet czy stowarzyszenie, nie może się bez niego obyć. Był współzałożycielem Towarzystwa Opieki nad Zabytkami Przeszłości. Współtworzył Koło Architektów - protoplastę Stowarzyszenia Architektów Polskich. Zasiadał w komitecie budowy pomnika Adama Mickiewicza i był autorem jego rozplanowania i otoczenia. Był członkiem komitetu budowy Trzeciego Mostu (Mostu Poniatowskiego), komitetu kanalizacyjnego, komitetu szpitalnego, Warszawskiego Towarzystwa Fotograficznego
Kartka z kalendarza – 19 listopada
19 listopada 1965 roku odbyła się uroczystość otwarcia Teatru Wielkiego po odbudowie ze zniszczeń wojennych. Powszechnie kojarzy się tę uroczystość z premierą "Strasznego dworu". W rzeczywistości operę Moniuszki, z Andrzejem Hiolskim jako Miecznikiem i Bernardem Ładyszem jako Skołubą, wystawiono dnia następnego. Inauguracyjny koncert miał inny program. Rozpoczęto kompozycją pierwszego dyrektora Teatru Wielkiego, Karola Kurpińskiego: uwerturą do "Dwóch chatek". Później aktorzy Teatru Narodowego odczytywali fragmenty z Wojciecha Bogusławskiego i Leona Schillera. Następnie soliści, chór i orkiestra Opery Narodowej wykonali wybrane fragmenty "Halki", a Katarzyna Łaniewska recytowała "Balladę o placu Teatralnym" Broniewskiego. Na koniec na scenie pojawił się balet. Wykonano fragment "Harnasiów" Szymanowskiego (zdjęcie), a przedstawienie zakończono słynnym mazurem ze "Strasznego dworu". Odbudowa Teatru Wielkiego była ostatnim dziełem Bohdana Pniewskiego, któremu poświęcił ostatnie lata życia. Projekt wielokrotnie się zmieniał, ba, podczas jego realizacji zdążyła zmienić się epoka, stąd wnętrza są niezwykła mieszanką elementów klasycyzmu, socrealizmu i modernizmu. Choć architekt starał się podążać za za myślą Corazziego, wielu krytyków zarzucało gmachowi bizantyński przepych i przeskalowanie. W istocie projekt brał pod uwagę planowaną zabudowę północnej pierzei placu Zwycięstwa (Piłsudskiego), stąd właściwą perspektywą do oglądania fasady Pniewskiego miała być ulica Trębacka. Tak więc dopiero wzniesienie Metropolitana lorda Fostera nadało Teatrowi Wielkiemu właściwy kontekst. Bohdan Pniewski nie dożył otwarcia Teatru, zmarł 5 września 1965 roku. Zdjęcie: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Kartka z kalendarza – 31 maja
Każdy interesujący się naszym miastem zapewne zna melodię popularnego szlagieru o Warszawie, która da się lubić, a niejedna osoba czytająca ten profil zachwyca się Kabaretem Starszych Panów, który jakoby jako jedyny reprezentował jakikolwiek poziom artystyczny w latach 1945-1989 (że aż jakoby tow. Wiesław rzucał obuwiem w telewizor i żądał zdjęcia go z anteny bo go nie rozumiał) i który pachnąc naftaliną z babcinego kufra cofał nas ku czasom kiedy rozmaite panie Dulskie wyrzucały z porządnych mieszczańskich domów służące, które zaszły w ciążę z "paniczami", ogary zaś szły w las i można było w popularnym filmie śpiewać, że "dla ciebie chcę być biała", co nikogo specjalnie nie szokowało. Autorem muzyki do części przebojów wymienionego kabaretu, jak również pomienionego szlagieru (oraz paru innych, takich jak znakomite "W Polskę idziemy", śpiewane przez Gołasa) był nasz dzisiejszy bohater, Jerzy Wasowski. Zapewne wielu będzie zaskoczonych, gdy pozna przeszłość i życie tego "kultywującego etos przedwojennego inteligenta" kompozytora oraz jego drzewo genealogiczne. Wasowski pochodził ze zasymilowanej rodziny żydowskiej Wassercugów (nazwisko zmienił jego ojciec Józef, który ma już wydłubany w kamieniu krzyż na grobie). Tenże Józef Wasowski był dziennikarzem (zakładał m.in. pisma dla zasymilowanych żydów) oraz publicystą ocierającym się o kręgi rządowe. Po wojnie, którą, podobnie jak jego syn a nasz bohater przetrwał ukrywając się w ordynacji hrabiów Zamoyskich był pierwszym prezesem TPPR oraz dość dużą szychą w Akademii Nauk Politycznych. Jerzy Wasowski zamiast dziennikarstwa wybrał elektronikę i jako inżynier pracował przed wojną w Polskim Radiu. Po wojnie, poza tworzeniem kabaretu z Jeremim Przyborą i piosenek bez Jeremiego Przybory (dodajmy, że
Kartka z kalendarza – 30 maja
Tydzień temu pisaliśmy o koronacji Mikołaja I na na króla Polski. Pozostaniemy przy królewskiej tematyce, cofając się jednak w przeszłość. 30 maja 1649 r. miała mianowicie miejsce ceremonia zaślubin Jana Kazimierza Wazy oraz Marii Ludwiki Gonzagi, wdowy po poprzednim królu: Władysławie IV. Warto przypomnieć, że Władysław IV i Jan Kazimierz byli przyrodnimi braćmi. Dlaczego doszło do tego małżeństwa? Przyczyny były co najmniej dwie. Po pierwsze Maria Ludwika, jeszcze jako żona Władysława IV aktywnie angażowała się w politykę. Mając na celu umocnienie władzy królewskiej zainwestowała olbrzymie pieniądze, jednak przedwczesna śmierć męża nie pozwoliła jej w zrealizowaniu planów. Poślubienie nowego króla, Jana Kazimierza, dawała Marii Ludwice możliwość dalszego kreowania sytuacji w państwie. Warto jednocześnie nadmienić, iż znała ona Jana Kazimierza od 1640 r., kiedy to przyszły król przebywał jako więzień stanu we Francji. Para nawiązała wówczas romans z inspiracji kardynała Richelieu. Maria Ludwika wiedziała, iż Jan Kazimierz jest osobą niezdecydowaną oraz pozbawioną wytrwałości w dążeniu do obranych celów. Drugi powód był o wiele bardziej prozaiczny. W 1649 r. Maria Ludwika liczyła już 37 lat, uchodziła za bezpłodną, a jej majątek jak wspominaliśmy powyżej został zaangażowany w sprawy polskie. Tym samym pomimo zacnych koligacji rodzinnych (m.in. z cesarzami bizantyjskimi) szanse za zamążpójście z innym monarchą, władcą państwa o podobnej randze, jak Rzeczpospolita były małe. Najpewniej Maria Ludwika zawarła z Janem Kazimierzem porozumienie, iż będzie wspierać jego starania o koronę królewską, za cenę małżeństwa z nią. Ceremonia odbyła w odrestaurowanej kilkanaście lat wcześniej kolegiacie św. Jana i był to drugi w historii tego kościoła królewski ślub. Pomimo,
Kartka z kalendarza – 28 czerwca
Pozostajemy przy dziejach warszawskich kościołów, bo 28 czerwca 1410 roku, dokładnie w chwili gdy armia Jagiełły maszerowała z Wysokienic do Samic, ciągnąc na grunwaldzkie pola, biskup poznański Wojciech Jastrzębiec wydał dokument erygujący parafię w Powsinie. Gdy do tego doszło, kościół w Powsinie stał już od dwunastu lat. Ufundowała go Elżbieta, wdowa po Andrzeju Ciołku, wojewodzie mazowieckim, wraz z synami, Wygandem, Stanisławem (późniejszym biskupem), Andrzejem i Klemensem. Drewniany kościół otrzymał wezwanie na cześć patronów fundatorki i jej zmarłego męża: św. Andrzeja Apostoła i św. Elżbiety Węgierskiej. Nową parafię utworzono z terenów rozległej parafii milanowskiej (dziś św. Anny w Wilanowie). W jej skład weszły wsie Powsin, Jeziorna i Lisy, należące do Ciołków. Ich mieszkańcy skarżyli się na niedogodności w dotarciu to kościoła parafialnego, więc władza kościelna, zapewne nie bez starań kolatorów, przychyliła się do próśb. Oryginalny, średniowieczny kościół został zniszczony podczas (niespodzianka!) Potopu. Przez kilka dekad funkcjonowała prowizoryczna, drewniana budowla, aż w 1725 roku, za namową proboszcza Marcina Szyszki, Elżbieta z Lubomirskich Sieniawska ufundowała nowy kościół murowany. Jego twórcą był nie byle kto, bo Józef Fontana, który wzniósł niewielki, acz elegancki, jednonawowy kościół w stylu barokowym. Kościół był jeszcze kilkukrotnie przebudowywany, co zatarło jego fontanowską formę. Obecny kształt nadał mu w 1921 roku Józef Pius Dziekoński. O parafii powsińskiej warto jeszcze wspomnieć ze względu na uważany za cudowny obraz Matki Bożej Tęskniącej, znajdujący się w niej od przynajmniej 1675 roku. Z tego też względu powsiński kościół ma rangę sanktuarium i jest celem licznych pielgrzymek. Do historii Polski przeszedł też jeden z powsińskich proboszczów: w latach 1803–1815 funkcję tę pełnił
Kartka z kalendarza – 27 maja
27 maja 1937 roku poświęcono kaplicę na osiedlu Boernerowo, będącą zaczątkiem dzisiejszej cywilno-wojskowej parafii MB Ostrobramskiej. Osiedle Boernerowo zaczęto budować w 1932 roku z dala od ówczesnej Warszawy; właściwie z dala od wszystkiego. W 1935 stało tam już 300 domów, co dawało całkiem liczną społeczność. Przez te lata mieszkańcy osiedla nie posiadali własnego miejsca kultu. Należeli do odległej parafii w Starych Babicach; raz w tygodniu odbywało się nabożeństwo w zaimprowizowanych warunkach w domu prywatnym. Komitet Budowy Kościoła zawiązał się w 1934 roku. Na jego czele stanął ppłk Leopold Gebel. Projekt świątyni powierzono Janowi Redzie - architektowi znanemu ze współpracy z Lachertem i Szanajcą, często zatrudnianemu przez wojsko i służby mundurowe, autorowi części zabudowy Boernerowa i - co być może najważniejsze - mieszkańcowi osiedla. Nic więc dziwnego, że ze składek mieszkańców powstał obiekt wprawdzie skromny, ale elegancki i wpisujący się w architektoniczny charakter okolicy. Kościółek został ukończony w 1936 roku i został kaplicą filialną parafii babickiej. Poświęcenie nastąpiło rok później, w święto Bożego Ciała, 27 maja. Obrzędu dopełnił ówczesny biskup polowy Wojska Polskiego, Józef Gawlina. W 1938 został podporządkowany nowo powstałej parafii św. Józefa na Kole. Świątynia przetrwała wojnę. W latach sześćdziesiątych była już w złym stanie technicznym i zbyt mała wobec potrzeb. Nie bez przeszkód ze strony władz zastąpiono ją murowanym budynkiem, zaprojektowanym ponownie przez Jana Redę i poświęconym w 1971. Z drewnianej kaplicy pozostał obraz patronki, ufundowany przez płk. Gebela oraz część witraży. Samodzielną parafię erygowano w 1984 roku. Ilustracja z Cyfrowego Archiwum Bemowa.