opis

skpt.warszawa@gmail.com

Kartka z Kalendarza

Kartka z kalendarza

18 listopada 1822 zmarł Ber (Berek, Dow) Sonnenberg, kupiec, bankier, protektor chasydyzmu; uważany przez współczesnych za najbogatszego Żyda w Polsce. Ber urodził się 1764 roku w (!) Pradze jako syn Józefa Samuela Sonnenberga, zwanego Zbytkowerem, twórcy rodowej fortuny. Sam ją umiejętnie pomnażał, dzierżawiąc żupy wielickie i zaopatrując armię Księstwa Warszawskiego w prowiant. Uzyskany w ten sposób majątek powiększał, udzielając kredytu. Pozycja ekonomiczna przełożyła się, co w przypadku Żydów nie było częste, na pozycję społeczną. Dzięki przywilejowi księcia Fryderyka Augusta otrzymał obywatelstwo miasta Warszawy i prawo nabywania dóbr ziemskich, zachowując możliwość pozostania przy religii i obyczaju żydowskim. Jak nietrudno się domyślić, był również wiodącą figurą warszawskiej (i praskiej) społeczności żydowskiej. Ufundował na Pradze synagogę i szkołę. Zasiadał w szeregu rad i komitetów nadzorujących gminne instytucje. Reprezentował gminę przed samym Aleksandrem I, usiłując powstrzymać oskarżenia o mordy rytualne. Ciekawe są losy jego testamentu i majątku. Ber zapisał go w znacznej mierze gminie żydowskiej i jej instytucjom. Pod naciskiem rządu Królestwa, który żywo był spadkiem zainteresowany, wykonawcy testamentu podważyli go, dzięki czemu Sonnenberg został zapamiętany, chyba wbrew swej woli, jako dobroczyńca Instytutu Głuchoniemych. Synowie Sonnenberga przyjęli jako nazwisko patronimik Bereksohn (Bergsohn). Wśród jego potomków było wiele znakomitości, jak kupcy Gabriel, Jakub i Samuel, kompozytor i filantrop Michał, czy w końcu filozof Henryk, noblista z 1927 roku. Sonnenberg został pochowany na cmentarzu żydowskim przy Okopowej. Jego mauzoleum-ohel uchodzi za jeden z najwybitniejszych przykładów żydowskiej sztuki sepulkralnej w Europie. Ilustracja: rp.pl

Ruszyły zapisy na kurs przewodnicki po Warszawie. Zapisy pod linkiem: https://forms.gle/4ZxjjiYQFr4PnWMt5 O kursie Więcej o kursie pod linkiem: http://skpt.om.pttk.pl/kurs-przewodnicki/. Zapraszamy na kurs przewodnicki po Warszawie. Jeśli interesujesz się turystyką, historią, chcesz świetnie spędzić czas i poznać nowych ludzi, a przede wszystkim zdobyć nowy zawód, kurs przewodnicki jest dla Ciebie. Dlatego zapisz się już dziś na kolejną edycję kursu przewodnickiego SKPT Warszawa, która rozpocznie się 7 grudnia 2021 r. Zapisz się już dziś! Zapisz się już dziś i zostań Przewodnikiem po Warszawie! Kurs przewodnicki po Warszawie jest organizowany przez Studenckie Koło Przewodników Turystycznych przy Oddziale Międzyuczelnianym. Zajęcia rozpoczynają się 7 grudnia 2021 r, a egzamin kończący odbędzie się 27 i 28 maja 2022 r. Wykłady będą się odbywać we wotrki w godzinach 18:00 – 21:00 w formie stacjonarnej w dolnej Sali w kawiarni Jaś & Małgosia przy al. Jana Pawła II 57. Zajęcia w terenie będą odbywać się w co drugi weekend w godzinach 9:00 – 15:00. Cena kursu wynosi 1950 zł, a dla studentów 1850 zł, przy czym obie oferty obowiązuje rabat 100 zł przy płatności z góry. W cenie kursu: W cenie kursu przewodnickiego po Warszawie zawierają się wykłady z dyplomowanymi varsavianistami, zajęcia w terenie z doświadczonymi instruktorami przewodnictwa, dostęp do materiałów przygotowanych przez wykładowców, zajęcia metodyczne pod okiem trenera rozwojowego, egzamin teoretyczny i praktyczny nadający uprawnienia Przewodnika PTTK, kurs I pomocy, wycieczka autokarowa oraz bilety do muzeów uwzględnionych w harmonogramie. Egzamin PTTK Po zdaniu egzaminu otrzymasz certyfikat wystawiony przez Przewodniczącego Komisji Egzaminacyjnej PTTK. Członkowie PTTK otrzymują ponadto uprawnienia i legitymację Przewodnika Turystycznego PTTK oraz odznakę przewodnicką.

Warszawska 'Zachęta' w ostatnich latach widziała wiele skandali - że wspomnimy tylko posłów Tomczaka i Nowinę-Konopczynę zdejmujących papierowy meteoryt z papieża, Sipowicza wnoszącego swój obraz pod kurtka i wieszającego go na wystawie, czy też Julitę Wójcik obierającą na środku sali ziemniaki. Skandal, o którym dziś, zdarzył się zaś dokładnie 14 lat temu. Każdy, kto się kiedyś bawił w wojsko wie, że żeby zabawa była fajna, to nie może być samych Gustlików, Janków czy Klossów, ale muszą być też ci źli, których trzeba pokonać. Nie inaczej w filmie. Ktoś tych nazistów musiał grać (i nawiasem mówiąc, często te role są dużo lepsze od ról 'dobrych' bohaterów). To właśnie przyświecało zapewne Piotrowi Uklańskiemu, kiedy przygotowywał wystawę 'Naziści'. Powiesił w Zachęcie 147 plakatów, pokazujących znanych polskich i zagranicznych aktorów w mundurach Wehrmachtu lub SS. Zapewne byłoby to wydarzenie jak każde inne, gdyby nie Daniel Olbrychski, który 17 listopada 2000 roku wbiegł do Zachęty w towarzystwie reporterów Teleexpressu, wyjął spod płaszcza szablę i pociął wiszący na ścianie swój portret. Zdążył jeszcze uszkodzić zdjęcie Jana Englerta i został obezwładniony. Później tłumaczył, że poczuł się urażony, że ktoś może sobie pomyśleć, iż Kmicic był nazistą. Sprawa stała się bardzo głośna, jedni Olbrychskiego bronili, inni atakowali, na wystawę waliły tłumy, no bo przecież Olbrychski pociął, aktor dostał grzywnę, a jedyną ofiarą zajścia stał się podobno stary siwy portier, który za niedopatrzenie i pozwolenie na wniesienie szabli został ukarany wyrzuceniem z pracy. Ilustracja: gazeta.pl

W ostatnich tygodniach nie ma chyba dnia, by w prasie lokalnej nie ukazała się jakaś informacja o nowej II linii metra. Warto w tym momencie przypomnieć jedną datę z burzliwej historii budowy warszawskiej kolejki podziemnej. 14 listopada 1938 r. prezydent Stefan Starzyński powołał do życia Biuro Studiów Kolei Podziemnej. Na jego czele stanął inż. Jan Kubalski, zaś samo Biuro było podporządkowane Tramwajom Warszawskim. Jakie zadania stały przed nowo powołaną jednostką? Po pierwsze, odkurzenie planów swojego poprzednika, czyli Referatu Kolei Podziemnej, który pod koniec lat 20. stworzył plan wybudowania dwóch linii. Pierwsza miała zaczynać się na Muranowie i kończyć się na Placu Unii Lubelskiej, zaś druga miała połączyć Wolę z Pragą. Biuro Studiów nie tylko wydłużyło dwie pierwotne linie, ale również zaplanowało 5 dodatkowych. Część z nich miała iść na powierzchni przypominając niemieckie rozwiązanie typu S-Bahn i U-Bahn. W miejscu, gdzie miała przebiegać pierwsza linia północ- południe przystąpiono również do geologicznych odwiertów, m.in. na pl. Wilsona. W sumie po 35 latach budowy warszawskie metro miało liczyć ok. 46 km, z czego 15 km na powierzchni. Czy to dużo? Aktualna linia była budowana 25 lat i liczy sobie nieco ponad 23 km. Centralny odcinek drugiej linii o długości 6 km był budowany w sumie cztery lata. Zatem na 29 lat budowy mamy prawie 30 km metra, prawie tyle samo ile zakładały plany przedwojenne. Oczywiście mamy tylko 2 linie, a nie 7 ale też struktura miasta jest zupełnie inna, a ich funkcję spełniają obecnie tramwaje z wydzielonymi od jezdni torowiskami, czego w dawnej Warszawie brakowało. Ilustracją

13 listopada 1827 roku urodził się w Warszawie Julian Cegliński, malarz i grafik, z którego twórczością każdy miłośnik Warszawy musiał się zetknąć, zapewne jednak o tym nie wiedząc. W wieku siedemnastu lat wstąpił, jako pierwszy rocznik, do Szkoły Sztuk Pięknych. Studiował razem z takimi artystami, jak Wojciech Gerson, który został jego bliskim przyjacielem, Franciszek Kostrzewski czy Maksymilian Fajans. Po zakończeniu studiów rozpoczął serię podróży po Polsce, gdzie malował krajobrazy najbardziej malowniczych okolic: Kazimierza Dolnego, Gór Świętokrzyskich, Ojcowa czy Tatr. Pierwszym dużym zleceniodawcą młodego malarza był Andrzej Zamoyski, a obrazy Ceglińskiego i kolegów miały zdobić statki żeglugi wiślanej, której Zamoyski, jak wiadomo, był armatorem. Dla nas jednak najważniejsza jest współpraca artysty z "Tygodnikiem Ilustrowanym", trwająca od 1859 roku do początku lat '70. Na łamach pisma ukazywały się liczne ryciny Ceglińskiego, autorskie i tworzone na podstawie fotografii, np. Karola Beyera. Wydał też wartościowy zbiór "Album des vues de Varsovie et de ses environs". Jego litografie, podobnie jak i rysunki i obrazy, cechował bardzo dobry warsztat i wierne oddanie szczegółów. Z tego też powodu są cennym źródłem ikonograficznym epoki. Cegliński był współzałożycielem Towarzystwa Zachęty. W latach '60 ożenił się, zakupił majątek ziemski w okolicach Węgrowa i zaczął wieść życie osiadłe. W Warszawie bywał rzadko, a tworzył znacznie mniej. Pod koniec życia powrócił jednak do miasta i ponownie włączył się w życie artystyczne Warszawy. Zmarł w wieku 83 lat w majątku swojego syna pod Mińskiem Mazowieckim. Pochowany został na tamtejszym cmentarzu parafialnym. Ilustracja przedstawia obraz Antoniego Murzynowskiego z 1858 r. Cegliński stoi pierwszy od lewej, w brązowym płaszczu. Siedzą Mateusz

12 listopada Kościół Rzymskokatolicki obchodzi wspomnienie liturgiczne św. Jozafata Kuncewicza. Ten urodzony w latach 80. XVI w. niedaleko obecnej granicy z Ukrainą (we Włodzimierzu Wołyńskim) syn prawosławnego ukraińskiego kupca,wyedukowany w szkole jezuickiej w Wilnie, przyjął unię i został bazylianinem, a że był bardzo zdolny i miał możnych protektorów, został biskupem Połocka, Witebska i Mścisławia. Działalność Kuncewicza zaczęła sprawiać, że unicka mniejszość w regionie Wilna i Połocka skonsolidowała się, a parafie prawosławne zaczęły mniej lub bardziej dobrowolnie przyjmować unię. Raczej mniej niż bardziej, bo od roku 1619 Kuncewicz otrzymał plenipotencję do siłowego przejmowania parafii prawosławnych na zamieszkałych w większości przez nich terenów. Zmagał się Kuncewicz również ze zrozumiałą opozycją duchowieństwa, do tego stopnia, że prawosławni biskupi nielegalnie wyświęcali w jego diecezji kapłanów. Stanowczość Kuncewicza nie podobała się również mocodawcom - Kazimierz Lew Sapieha prosił go o zbastowanie, a szlachta prawosławna słała królowi Zygmuntowi skargi na jego działalność. I tak Kuncewicz pięć lat igrał, igrał, aż się doigrał. W roku 1623 gdy wyruszył do Witebska zamordowali go prawosławni mieszczanie w sprzeciwie wobec jego polityki. Jego ciało było najpierw w Połocku, potem w Białej Podlaskiej, a obecnie (od 1916 roku) spoczywa w bazylice św. Piotra w Rzymie. Kościół rzymski ogłosił go błogosławionym już w 1642 roku, zaś 225 lat później - świętym. Działalność św. Jozafata należy ocenić jako delikatnie rzecz ujmując kontrowersyjną. Przypomina ona bardzo to, co działo się na terenach II RP z prawosławną większością, przyczyniło się też do wzrostu niepokojów na północno-wschodnich kresach Rzeczypospolitej, co odbiło się czkawką już niebawem podczas chmielnicczyzny, najazdu Chowańskiego i

6 listopada 1951 roku z taśmy produkcyjnej zjechał pierwszy samochód osobowy Warszawa. Powstały na Żeraniu nieco toporny pojazd zbudowany na radzieckiej licencji jest jednym z najbardziej legendarnych samochodów tego okresu. Jego produkcja nie przekroczyła nigdy 260 tysięcy egzemplarzy (dla porównania: modelu 125p powstało prawie półtora miliona, Polonezów zaś nieco ponad milion). Może właśnie to sprzyja jego obecnej wartości kolekcjonerskiej? Pierwsza Warszawa, która opuściła Fabrykę Samochodów Osobowych była również samochodem inaugurującym pracę tejże fabryki na Żeraniu. Warszawa była produkowana przez 22 lata. W międzyczasie, jako produkt uboczny produkcji części do dużo cięższych pojazdów, na taśmy montażowe wkroczyła Syrena (100, 101, 102, 103 i 104. Produkcja Syreny 105, najpopularniejszej z nich wszystkich, rozpoczęła się już w Bielsku-Białej). Nie można również zapomnieć o wspominanych już Fiacie 125p i Polonezie, produkowanych przez lata i wciąż spotykanych na ulicach polskich miast (głównie jako youngtimery). Chociaż w FSO produkowano flagowe polskie samochody, w czasie transformacji ustrojowej pojawiły się problemy. Wtedy to spółka trafiła w ręce koreańskiego koncernu Daewoo. Od 2004 funkcjonowała pod nazwą Daewoo-FSO. Kłopotom jednak nie było końca i tak przekazywana z rąk do rąk Fabryka w tym momencie nie produkuje żadnych pojazdów. Spółka utrzymuje się głównie z wynajmu hal produkcyjnych i powierzchni biurowych. 8 listopada, z okazji rocznicy wyprodukowania pierwszego samochodu osobowego na Żeraniu, będzie można zwiedzić Fabrykę. Jednak zwiedzający nie dostrzegą jej dawnego blasku, gdyż wiele hal zostało odsprzedanych (między innymi na odprawy dla redukowanej załogi) i wyburzonych. Ilustracja: wikimedia.org

Dziś Kościół Rzymski obchodzi wspomnienie świętego, który w samej Warszawie patronuje aż dwóm kościołom - parafialnemu przy Powązkowskiej oraz niegdyś filialnemu, a obecnie głównemu kościołowi parafii św. Andrzeja - to ten na Chłodnej. Mowa o św. Karolu Boromeuszu, synu bogatej rodziny arystokratycznej z Lombardii, mającej koligacje z Medyceuszami. Sam Karol, urodzony w 1538 roku jako drugi syn, przeznaczony został do stanu duchownego. I możliwe, że byłby jednym z wielu "książąt kościoła" gdyby nie to, że jego wuj został Piusem IV. Młody (22 lata) Karol został zatem "okiem papieża", bardzo ważnym dostojnikiem, który odegrał bardzo istotną rolę podczas trzeciego, najowocniejszego zjazdu Soboru Trydenckiego. Przewodził pracom nad katechizmem, a później w swojej diecezji (Mediolanu) pilnował czy postanowienia soboru są wdrażane. A nie było to takie proste, bo kościół II połowy XVI w. był jeszcze w gorszym stanie niż kilkadziesiąt lat wcześniej, gdy Luter przybijał tezy do drzwi w Wittenberdze. Duchowieństwo było leniwe i rozpasane, klasztory zaniedbane. Funkcjonariusze Kościoła grzeszyli wszystkim, tylko nie wykształceniem, a urzędy się kupowało albo dostawało dzięki koligacjom (nie inaczej sam Boromeusz) Postanowienia soboru Karol wdrażał najpierw w Rzymie, a potem w swojej diecezji Mediolanu. Założył tam pierwsze seminarium duchowne (ich zakładanie było jednym z postanowień soboru), powywalał z kościołów zbędne ozdoby, starał się przywrócić pierwotne porządki. Innymi słowy, rozpoczął kontrreformację. Postać Boromeusza jest bardzo charakterystyczna dla jego czasów. Z jednej strony dbał o edukację i poziom kleru, słynął również z akcji charytatywnych i "uświadamiających", z drugiej jego konikiem był udział w procesach przeciw czarom i osobiście nadzorował egzekucje. Świętym obwołano go już w roku

Dla polskiej szlachty jednym z głównych powodów, dla których Rzeczpospolita była najlepszym krajem Europy, był fakt, iż polscy monarchowie nie muszą się obawiać o swoje życie. I faktycznie, zamachy na władców Rzeczpospolitej można policzyć na palcach jednej ręki. Właśnie dziś przypada rocznica jednego z nich. Wieczorem, 3 listopada 1771 r. z pałacu Paca, gdzie mieszkał Kanclerz Wielki Litewski Michał Czartoryski, wyjechała karoca króla Stanisława Augusta. Towarzyszył jej mały oddział gwardzistów. Kiedy powóz przejechał skrzyżowanie z ulicą Kozią, na Miodową wyjechały trzy grupki porywaczy. Większa część obstawy, widząc znaczącą przewagę napastników, opuściwszy króla, uciekła do Zamku. Przy Stanisławie Auguście Poniatowskim pozostało zaledwie dwóch hajduków: Jerzy Henryk Butzau oraz Szymon Mikulski, którzy polegli w jego obronie. Król starał się uciec do pałacu Michała Czartoryskiego, z którego przed chwilą wyjechał, jednak służba nie otworzyła przed nim bramy. Porywacze szybko dopadli króla i, zraniwszy w głowę, uprowadzili. Istnieją różne wersje wydarzeń, które nastąpiły później, lecz wszystkie są niekorzystne, a wręcz ośmieszające dla porywaczy. Według pierwszej z nich, jadąc w stronę klasztoru kamedulskiego na Bielanach zatrzymali się w młynie na Burakowie, ponieważ Stanisław August nie był w stanie dalej jechać z powodu upływu krwi z zadanej mu rany. Napastnicy, nie mając dalszego planu, co zrobić z monarchą pokłócili się między sobą i zaczęli się rozjeżdżać. Gdy w młynie pozostał ostatni z porywaczy Jan Kuźma, król szybko przekonał go, aby zwrócił mu wolność w zamian za łaskę i darowanie win. Według innej wersji porywacze po prostu pogubili się we mgle i ciemności, a do młyna na Burakowie dotarł

31 października 1883 roku poświęcono największy ówcześnie warszawski kościół. Konsekracji dokonał metropolita Wincenty Popiel. Budowa świątyni trwała już od ponad dwudziestu lat, a miała potrwać przynajmniej kolejne dziesięć. Jak widać na naszej ilustracji, korpus kościoła osiągał dopiero stan surowy. Jeśli rycina nie oddaje dość dobrze, o jaki kościół chodzi, data - wigilia Wszystkich Świętych - sprawę wyjaśnia. Chodzi rzecz jasna o kościół parafialny Grzybowa. Ówczesna prasa tak opisywała tę ogromną inwestycję: "Przed 24-ma laty, a mianowicie w dniu 23-im października r- 1859 go, odbyło się pierwsze posiedzenie nowootworzonego komitetu budowy kościoła, na cel którego ś. p. Gabrjela z Gutakowskich hr. Zabiełłowa przekazała plac obszerny wraz z nieruchomością, oznaczony nrem 1084 na Grzybowie i 12,000 rs. kapitału. Zebrani członkowie znaleźli się w prawdziwym kłopocie kiedy im przyszło wyrzec stosowny program budowy przyszłej świątyni, legowany bowiem kapitał nie wystarczał nawet na rozpoczęcie dzieła w tych rozmiarach w jakich go widzieć pragnęła zacna fundatorka. Początkowo noszono się z myślą wybudowania skromnego kościoła, jako filji parafji św. Krzyża, lecz szybko rosnąca ludność w dzielnicy miasta nieposiadającej ani jednego kościoła, skłoniła do pomyślenia budowy wielkiej świątyni mogącej pomieścić od2,000 do 8000 osób. [

"Nad główną bramą bazyliki widniał obraz Boboli przywiązanego do słupa i dręczonego przez siepaczy, opatrzony odpowiednimi napisami. Cała bazylika była wewnątrz obita czerwonym adamaszkiem ze złotymi galonami i frędzlami. Przed balustradą oddzielającą konfesję św. Piotra od reszty świątyni umieszczono na lewym i prawym bocznym pilastrze napisy w języku łacińskim. Nad trybunami przygotowanymi dla chóru zawieszono obrazy przedstawiające uleczenie Florkowskiej i Chmielnickiego. Nad konfesją św. Piotra widniał wizerunek Błogosławionego, na razie jeszcze zasłonięty.O godzinie 10 rozpoczęła się uroczystość. Do konfesji św. Piotra weszli członkowie Kongregacji Obrzędów. Postulator sprawy w krótkiej przemowie przedstawił cnoty i męczeństwo Boboli i poprosił prefekta Kongregacji o ogłoszenie brewe beatyfikacyjnego. Sekretarz Kongregacji stanął na mównicy, odczytał brewe apostolskie.Na treść brewe złożył się krótki życiorys Męczennika, jego cnoty, śmierć za wiarę, cuda zawdzięczane jego wstawiennictwu, przebieg procesu beatyfikacyjnego, w końcu sam dekret: "Dla tych powodów, pragnąc, by w tak ciężkich czasach i wobec wielkiej liczby nieprzyjaciół, wierni Chrystusa uzyskali nowy wzór, któryby wzmógł ich odwagę w walce, skłaniając się do próśb całego Towarzystwa Jezusowego i opierając się na zdaniu WW. Braci Naszych, św. Kościoła Rzymskiego kardynałów, członków Kongregacji Świętych Obrzędów, powagą apostolską, tym listem pozwalamy, tegoż Sługę Bożego Andrzeja Bobolę, kapłana profesa Towarzystwa Jezusowego, który za wiarą katolicką i dusz zbawienie poniósł męczeństwo, nazywać odtąd imieniem Błogosławionego i ciało jego oraz święte relikwie wystawiać na cześć publiczną".Po południu o godzinie 16 sam Ojciec św. Pius IX, przybrany w strój czerwony, w otoczeniu kardynałów i dworu przyszedł oddać cześć błogosławionemu Męczennikowi. Tak skończył się ten wielki dzień." Tak relacjonował uroczystości

Na rogu 6 sierpnia i Topolowej, 29 października 1933 roku odsłonięto pomnik. Takiego skrzyżowania w dzisiejszej Warszawie nie ma. Nie ma też tego pomnika. Gdyby był, na skrzyżowaniu Nowowiejskiej z Aleją Niepodległości stałby Pomnik Poległym Saperom. Pomnik ten został stworzony z inicjatywy grona żołnierzy saperów, którzy pragnęli upamiętnić kolegów poległych w czasie I wojny światowej i wojny z bolszewikami. Środki przeznaczone na realizację tego pomnika pochodziły wyłącznie z kieszeni żołnierzy. Również miejsce, w którym został ustawiony jest przykładem na to jak swojego typu prywatna była ta inicjatywa: "Sapera" ustawiono na działce, która należała do władz wojskowych. Dzięki temu nie było konieczności negocjowania z miastem, ani tym bardziej wykupowania od nikogo ziemi pod Pomnik. W prasie lat trzydziestych pojawiały się różne opinie i reakcje na ten pomnik. W roku 1934, w czasopiśmie "Architektura i Budownictwo" pojawiła się opinia, że: ”…załatwienie sprawy w drodze najmniejszego oporu, nie powinno stanowczo być decydujące, gdy chodzi o rzeczy długotrwałe, mające wpływ zasadniczy na przyszłość miasta. „Saper” stać będzie w śródmieściu, w węźle ruchliwym, otoczonym budynkami, bez korzystnego widoku z dalszej odległości, asymetrycznie w stosunku do ulic” a także, że: „…miejsce pomnika jest przeszkodą do prawidłowego ukształtowania kompleksów budowlanych: trakty ulegają różnym załamaniom i przerwom w innym wypadku nieuzasadnionym”. Z tego właśnie powodu, w okolicach skrzyżowania z Nowowiejską, powstał wyłom w pierzei alei Niepodległości widoczny do dzisiaj. Pomnik poległym saperom istniał prawie do końca drugiej wojny światowej. Tam mieszkańcy manifestowali swój patriotyzm kładąc kwiaty, a wieść gminna niesie, że gdy kwiaty się skończyły, kładli w zamian rzodkiewki. Dzisiejszy Pomnik Chwała saperom

Kiedy używa się zwrotu "polski papież", znakomita większość Polaków łączy go z postacią św. Jana Pawła II. Jest to skojarzenie oczywiście słuszne, ale czy jedyne uzasadnione? Przypomnijmy zatem wydarzenie, które miało miejsce w Warszawie 28 października 1919 r. w archikatedrze św. Jana. Wówczas to z rąk prymasa Królestwa Polskiego Aleksandra Kakowskiego przyjął sakrę biskupią Ambrogio Damiano Achille Ratti i został arcybiskupem tytularnym Nafpaksos. Do Polski Achille Ratti trafił jako wizytator apostolski papieża Benedykta XV, zaś później został pierwszym nuncjuszem apostolskim w odrodzonej Rzeczpospolitej. W trakcie bitwy warszawskiej był obok ambasadora Turcji jedynym dyplomatą, który nie wyjechał z Warszawy. Jego służba w Polsce nie była jednak łatwa. Z metropolitą krakowskim Adamem Sapiehą pozostawał w jawnym konflikcie, przez co ów otrzymał kardynalski kapelusz dopiero od Piusa XII. Jego próby mediacji konfliktu bolszewicko-polskiego były hamowane przez samego papieża i były źle widziane w Polsce. Z kolei misja na Śląsku, gdzie miał zapobiegać angażowaniu się duchowieństwa w polityczną agitację przedplebiscytową narobił mu wrogów tak po polskiej, jak i niemieckiej stronie. Zatem w 1921 r. opuścił Polskę, by 13 czerwca przywdziać kardynalską czerwień, objąć arcybiskupstwa Mediolanu, a już kilka miesięcy później Tron Piotrowy jako Pius XI. Wspominane dziś wydarzenie uwiecznił na drzwiach do archikatedry ich twórca Adam Jabłoński. Achille Ratti posiada ponadto trzy tablice upamiętniające jego osobę w Warszawie. Znajdują się one w eremie kamedulskim na Bielanach, w Bazylice Najświętszego Serca Jezusa na Kawęczynie oraz przy ul. Książęcej. Na zdjęciu od lewej: Piłsudski, Kakowski, Ratti.

Kiedy 5 marca (albo 2, bo tak naprawdę nie wiadomo kiedy) zgasło słońce postępowej ludzkości, wszyscy w krajach podporządkowanych wówczas ZSRR zaczęli upamiętniać Józefa Stalina w przestrzeni publicznej. Znamy historię przemianowania Katowic na Stalinogród, na Węgrzech ich odpowiednik Nowej Huty nazwany został Sztálinváros, nawet Rumuni przemianowali siedmiogrodzki Braszów na Orașul Stalin. W Warszawie zmieniono tylko nazwę jednej ulicy, ale za to ważnej i reprezentacyjnej; Aleje Ujazdowskie przemianowano na Aleję Stalina. Stało się to na wiosnę roku 1953 i trwało do 27 października 1956 roku, kiedy to Rada Narodowa w Warszawie zdecydowała się przywrócić ulicy historyczną nazwę. Przyczyna była prosta - po październikowym wystąpieniu Gomułki nastała odwilż, która zaowocowała odwołaniem kultu Stalina. Zatem nie było potrzeby już go upamiętniać. Niestety nie udało nam się znaleźć zdjęcia żadnej tabliczki z tymczasową na szczęście nazwą ulicy. Prezentujemy zatem za trasbus.com fragment planu Warszawy z roku 1955, planu o tyle śmiesznego, że nie pokazującego, pewnie ze strachu przed szpiegami, ani Mostu Gdańskiego, ani średnicowego i na którym nie ma linii kolejowych. Aleje Ujazdowskie w centrum skanu.

Jak będą wyglądały zajęcia na kursie przewodnickim SKPT? Na naszym kursie czeka Cię 69 godzin wykładów i 144 godzin zajęć praktycznych w terenie.  Jak będą wyglądały zajęcia na kursie przewodnickim SKPT? Wykłady będą odbywać się w formie stacjonarnej we wtorki w godzinach 18:00 – 21:00. Na miejsce wykładów wybraliśmy kawiarnię Jaś&Małgosia przy al. Jana Pawła II 57 w Warszawie. Serwują tam przepyszną kawę i z całego serca ją polecamy, choć gwarantujemy, że na naszych wykładach nie będziesz jej potrzebował. Potrafimy przekazać wiedzę w przystępny sposób i naszym celem życiowym nie jest usypianie słuchaczy.  Nasi wykładowcy są dyplomowanymi varsavianistami, doświadczonymi dydaktykami i trenerami rozwojowymi. Poza zajęciami typowo teoretycznymi, np. z historii Warszawy czy religioznawstwa, będą się odbywać zajęcia w formie warsztatowej, angażującej uczestników kursu: zajęcia z metodyki, I pomocy czy tworzenia scenariusza wycieczki. Zajęcia mogą być też świetną okazją do rozwinięcia w sobie wielu kompetencji miękkich, mniej lub bardziej związanych z przewodnictwem.  Zajęcia praktyczne zaplanowane są na co drugi weekend w godzinach 9:00 – 15:00. Wierzymy, że jedyną możliwością nauczenia się oprowadzać jest… oprowadzanie, dlatego zajęcia będą zawsze prowadzone w formie angażującej uczestników. Zajęcia w terenie będą będą się odbywać pod czujnym okiem instruktorów przewodnictwa PTTK i doświadczonych, praktykujących przewodników. Będziesz mieć możliwość przygotowania swoich własnych wystąpień, a informacja zwrotna, którą dostaniesz ma na celu wskazanie Twoich mocnych stron, na których chcemy, żebyś potem opierał swój własny styl przewodnicki. więcej: http://skpt.om.pttk.pl/kurs-przewodnicki/ W cenie kursu przewodnickiego po Warszawie: Wykłady z dyplomowanymi varsavianistamiZajęcia w terenie z doświadczonymi instruktorami przewodnictwaDostęp do materiałów przygotowanych przez wykładowcówZajęcia metodyczne pod okiem trenera rozwojowegoEgzamin teoretyczny i praktyczny nadający uprawnienia Przewodnika PTTK6-godzinny kurs I pomocyWycieczka autokarowaBilety

Jakiś rok temu z hakiem pisaliśmy o akcji "Wieniec" czyli o wysadzeniu przez AK torów kolejowych na liniach promieniście wychodzących z Warszawy. A teraz napiszemy o czymś, co stało się potem. Aby odwrócić podejrzenia od siebie, AKowcy w miejscach zamachów zostawili ślady mające świadczyć o tym, że za zamachami stoją komunistyczni partyzanci (np radziecką broń). No i Niemcy dali się nabrać w tym sensie, że aresztowanych członków socjalistycznego i komunistycznego podziemia, zamkniętych w tym czasie na Pawiaku, stracili w nocy z 15 na 16 października. Wtedy to organizująca się już od jakiegoś czasu w stolicy Gwardia Ludowa PPR zaplanowała odwet. Plan zakładał jednoczesny atak na trzy kawiarnie "Nur fuer Deutsche" - Cafe Otto w Al. Jerozolimskich 26, "Mitropę" w budynku Dworca Głównego i właśnie Cafe Club, którego dotyczy niniejszy wpis. Cafe Club mieścił się w tej kamienicy Istomina, która dziś już nie stoi, a w jej miejscu stoi empik "koło palmy". Plan bojowców zakładał wrzucenie we wszystkie trzy miejsca wiązek granatów (siły PPRowców były tak skąpe, że każdego zamachu dokonywała trójka bojowców, i na żaden ambitniejszy plan nie było ani ludzi ani sprzętu). Podczas przygotowań nastąpiła jeszcze zmiana, bo zamiast Cafe Otto zaatakowano redakcję "Nowego Kuriera Warszawskiego". Zamachu dokonała trójka: Roman Bogucki "Roman", Tadeusz Findziński "Olek" i Jerzy Duracz "Jurek" - ten ostatni to syn adwokata Teodora, co ma ulicę na Bielanach. W zamachu nikt nie zginął po obu stronach, kilkunastu Niemców zostało rannych. Powiodły się również dwie pozostałe akcje. Ciekawym epilogiem zamachu było to, że Niemcy obłożyli Warszawę kontrybucją w wysokości miliona złotych. Kontrybucja ta

Niecały rok temu pisaliśmy o Transatlantyckiej Stacji Nadawczej w Babicach. Stację tę musiał ktoś obsługiwać, dlatego też na niedalekich polach powstało Pierwsze Osiedle Łączności, od 1936 roku zwane Boernerowem. No i powstał również problem jak skomunikować to podwarszawskie wówczas jeszcze osiedle z Warszawą. Dlatego też między marcem a październikiem 1933 roku trwały prace nad budową linii tramwajowej łączącej osiedle z siecią tramwajów miejskich. 22 października 1933 Minister Poczt i Telegrafów w towarzystwie Dyrektora odpowiednika obecnego ZTM otworzył uroczyście linię tramwajową "B". Kursowała ona między Ulrychowem (obecnie i wtedy też róg Górczewskiej i Księcia Janusza) a osiedlem, najpierw wzdłuż granicy miasta, wypadającej wtedy na ul. Księcia Janusza, a na wysokości Obozowej skręcała na zachód i z grubsza tak jak obecnie leci ulica Radiowa dojeżdżała do szosy łączącej pierścień fortów (ob. Kaliskiego, o którym też pisaliśmy) aby po skręcie w prawo dojechać do pętli na Osiedlu Łączności. Linia ta istnieje do dziś, po jej niewielkiej modernizacji w latach 50. (budowa ul. Dywizjonu 303 i wiaduktu nad towarową linią obwodową) i czasowym wyłączeniu kilka lat temu w dalszym ciągu dowozi pasażerów na Boernerowo, już w granicach miasta. Specyfiką tej linii jej to, że jest ona na końcowym odcinku jednotorowa, a ruch w dwóch kierunkach zapewniają mijanki na Grotach i Górcach. Załączamy komunikat Zarządu Tramwajów miejskich m.in. o uruchomieniu linii "B" (kursującej do 8.09.1939 i potem od maja 1940 do wiadomo kiedy), za cab.waw.pl

ZOSTAŃ PRZEWODNIKIEM!  Chcesz zacząć pracować w turystyce? Chcesz zdobyć wymarzony zawód?Jesteś ciekawy świata?Chcesz poznać nowych ludzi i zdobyć nowe hobby?Interesuje Cię Warszawa?Lubisz pokazywać nowe miejsca znajomym?Chcesz się nauczyć wystąpień publicznych? Jeśli tak, Kurs Przewodnicki po Warszawie jest dla Ciebie!  Zapisz się już dziś i zostań Przewodnikiem po Warszawie. Start 7 grudnia 2021 r. Wykłady: wtorki 18:00 - 21:00Miejsce wykładów: kawiarnia Jaś&Małgosia przy al. Jana Pawła II 57Zajęcia w terenie: co drugi weekend 10:00 - 16:00 Cena kursu: 1 950złDla studentów: 1 850złRabat 100 zł za płatność z góry   W cenie: Wykłady z dyplomowanymi varsavianistami Zajęcia w terenie z doświadczonymi instruktorami przewodnictwa Dostęp do materiałów przygotowanych przez wykładowców Zajęcia metodyczne pod okiem trenera rozwojowego Egzamin teoretyczny i praktyczny nadający uprawnienia Przewodnika PTTK 6-godzinny kurs I pomocy Wycieczka autokarowa Bilety do muzeów uwzględnionych w harmonogramie Dowiedz się więcej skpt.warszawa@gmail.com   ZAPISYhttps://forms.gle/4ZxjjiYQFr4PnWMt5  

20 października 1860 roku Warszawa stała się na tydzień stolicą Europy. Warszawiacy jednak niezbyt się cieszyli z tego zaszczytu, gdyż stało się to za sprawą zjazdu trzech monarchów - władców trzech zaborczych imperiów. Pierwszego dnia zjazdu przyjechał koleją petersburską cesarz Aleksander II w towarzystwie książąt: sasko-weimarskiego Karola Aleksandra, wirtemberskiego Augusta i hesko-kasselskiego Fryderyka. Stanął w Belwederze, gdzie wydał uroczysty obiad. Po południu dołączył do nich cesarzewicz Mikołaj Aleksandrowicz, późniejszy Mikołaj II. Władze miejskie zarządziły iluminację gmachów tak publicznych, jak prywatnych. 21 października na dworzec wiedeński przybył książę Wilhelm Hohenzollern, regent Prus, już wkrótce król pruski, a za dziesięć lat - pierwszy cesarz Niemiec. Koronowane głowy udały się najpierw do soboru prawosławnego, a później do katedry katolickiej, "w których odpowiednio do wyznań oczekiwali znakomici tutejsi Dygnitarze tak Wojskowi jako i Cywilni, oraz Naczelnicy Władz, Urzędnicy i Obywatele miasta", rozpoczynając uroczystość położenia kamienia węgielnego pod stały most na Wiśle. Aleksander na miejsce właściwej uroczystości dotarł przez specjalnie wzniesioną bramę triumfalną, po czym w asyście biskupów i dostojników umieścił specjalnie wybite monety w kamieniu, po czym własną ręką wmurował go w fundament. Kolejnego dnia władcy nacieszyli oko pokazem musztry i gimnastyki w wykonaniu żołnierzy stacjonujących w obozie powązkowskim, po czym cesarz udał się ponownie na dworzec wiedeński, powitać cesarza austriackiego i króla węgierskiego, Franciszka Józefa. Wieczorem, po obiedzie w Pałacu na Wodzie, koronowane głowy udały się do Teatru Wielkiego na przedstawienie baletowe. Społeczność Warszawy starała się wydarzenie bojkotować. Na murach pojawiały się obraźliwe napisy, unikano owacji na cześć gości, starano się zniechęcać miejscowych do udziału w uroczystościach.

You don't have permission to register