skpt.warszawa@gmail.com

Kartka z Kalendarza

grudzień 2019

Kto przeczytał „Przedwiośnie”, a wszakże wszyscy przeczytali, być może pamięta ten dialog Gajowca z Cezarym: „- Te figury? To „warszawiacy” czasów minionych: Marian Bohusz, Stanisław Krzemiński, Edward Abramowski. – „Warszawiacy”? Dlaczego im pan nadaje taki tytuł ogólny i wspólny? Czy dlatego, że w Warszawie mieszkali? – Nie. Nie dlatego. Za czasów niewoli rosyjskiej mieliśmy tutaj w Warszawie znakomitych pracowników, świetne charaktery, doskonałych uczonych, którzy żyli w tłumie, przeszli nie postrzeżeni i nie uznani. Zupełnie – greccy niewolnicy. Ludzie ci należeli do typu, który się w tłumie rozpłynął, znikł, lecz nasycił sobą pokolenie. Z tych ludzi my – to jest moje pokolenie – wyssaliśmy wszystko, czym żyjemy aż dotąd. […] – A ten drugi? – Ten drugi – to Stanisław Krzemiński. Niegdyś członek Rządu Narodowego w roku 63. Historyk, eseista, bibliofil i biblioman, a nade wszystko badacz samoistny. Typ encyklopedysty. Straszna jakaś pamięć. Wszystko w głowie. Gdzie indziej byłby głośnym i czczonym pisarzem, pracowałby w spokoju na sławę i pomnik. W dawnej Warszawie był publicystą, pisarzem artykułów politycznych, niepochwytnym dla wroga przemytnikiem na pograniczu dawnych i nowych czasów. Sekretnie, sposobem tajnym, do ludzi, którzy go czcili, pisał o Polsce: „Pani moja, Mocarka wielka, Matka najsłodsza”. Wierzył niezmiennie i przeciw wszystkiej rzeczywistości w niepodległość przyszłą narodu podartego i nieszczęśliwego, gdyż znał jego siłę w przeszłości, pomimo wszelkich tego narodu wad i win. Tę pewność swej wiary przekazywał otoczeniu przez całe swe życie. Badał przeszłość samoistnie, u źródeł. Zagrzebany w Tomicjanach, w reformie wychowawczej Konarskiego, pisał jednocześnie o najnowszych sztukach i figlach dyplomacji współczesnej. Pracował bez przerwy, bez wytchnienia,

Rozwój Warszawy był zawsze skorelowany z historią Polski, a że w tej zdarzały się okresy względnego spokoju i relatywnej prosperity na zmianę z czasami marazmu i upadku, również Warszawa rozwijała się w ten sposób. Dziś opowiemy Państwu o architekcie, którego projekty przyczyniły się w dużym stopniu do jednego z takich "skoków" w rozwoju miasta. Tak się jakoś złożyło, że do końca XIX w. znakomitawiększość architektów pozostawiająca u nas swoje dzieła nie pochodziła stąd; wystarczy wspomnieć architektów Zamku Królewskiego, Wilanowa, Łazienek czy Tylmana z Gameren. Nasz bohater również urodził się za granicami Rzeczypospolitej, bo aż we Florencji. A mowa o Antonim Corazzim. Urodzony w 1792 roku jako syn impresaria teatralnego podjął studia architektoniczne w ojczyźnie, na Akademii Sztuk Pięknych i Wzornictwa Królestwa Toskanii, które ukończył w roku 1816. I już dwa lata później wyjechał na kontrakt do Królestwa Polskiego, sprowadzony do Warszawy przez Stanisława Staszica i Tadeusza Mostowskiego. W swoich dziełach preferował Corazzi estetykę dojrzałego klasycyzmu; na gruncie warszawskim obecną już nieco w późniejszych realizacjach w Łazienkach Królewskich. Obok Jakuba Kubickiego uważany jest za najwybitniejszego przedstawiciela tej fali klasycyzmu, charakteryzującego się dużymi, czasem wręcz monumentalnymi bryłami budynkow, nieskomplikowaną, odwołującą się do wzorców rzymskich i greckich artykulacją fasad, harmonią i symetrią. Styl ów jest tak harmonijny, że czasem wręcz ociera się o nudę (przynajmniej w opinii autora ;) ) Nieco ciekawszy stał się po 1830 roku, kiedy do głosu zaczął dochodzić historyzujący romantyzm. Corazzi był architektem rządowym, zatem projektował głównie dla rządu. Z jego deski zeszły projekty Pałacu Staszica (pierwsza warszawska realizacja) i Pałacu Mostowskich, Giełda na Królewskiej,

You don't have permission to register