skpt.warszawa@gmail.com

Kartka z Kalendarza

listopad 2021

Jak wyglądają zajęcia praktyczne na kursie? Czy znacie osobę, która nauczyła się prowadzić samochód z podręcznika? Możemy nauczyć się wszystkich zasad ruchu drogowego, rozpoznawać znaki drogowe na wyrywki, a budowę silnika recytować wyrwani z najgłębszego snu w nocy o północy. Ale wszystko to na nic, jeśli nie wsiądziemy do samochodu i nie przećwiczymy wszystkiego w praktyce. Z przewodnictwem jest tak samo. Nawet jeśli znacie wszystkie daty, nazwiska architektów i procesy historyczne - to dopiero początek. Bo swoją wiedzę musicie przede wszystkim umieć przekazać, tak, aby zainteresować nią słuchacza. Dlatego na naszym kursie stawiamy w dużej mierze na zajęcia praktyczne, które przygotują Was do podjęcia pracy przewodnika. Gwarantujemy, że dzięki naszej metodzie już momencie ukończenia kursu będziecie czuć się na siłach, żeby od razu ruszyć z grupą w miasto. Jak to możliwe? W programie naszego kursu znajdują się aż 24 wycieczki, czyli 144 godziny zajęć w terenie. Przewodnikami na tych wycieczkach jesteście Wy - kursanci. I to już od samego początku! Każda wycieczka jest podzielona na tematy, spośród których każdy z Was powinien wybrać minimum jeden, który sam opracuje, a następnie przedstawi grupie w terenie. Oczywiście, w miarę dostępności tematów można opracować ich więcej, do czego serdecznie zachęcamy. Dlaczego? Bo z doświadczenia wiemy, że im więcej tematów przygotujecie samodzielnie w trakcie kursu, tym więcej już będziecie wiedzieć, a poza tym z każdym wystąpieniem będziecie nabierać pewności siebie i dopracowywać swój warsztat przewodnicki. Brzmi strasznie? Jasne, że tak! Mało kto lubi być wrzucany od razu na głęboką wodę. Wiemy, również z własnego doświadczenia, że pierwsze

28 listopada Kościół Katolicki Mariawitów wspomina, w rocznicę jej śmierci, świętą Marię Izabelę, czyli arcykapłankę Antoninę Marię Izabelę Wiłucką-Kowalską. Datę tę przypominamy i my, gdyż prawdopodobnie pierwsza w dziejach chrześcijaństwa (nie licząc hipotetycznych kobiet-duchownych pierwotnego Kościoła) kobieta-biskup była rodowitą warszawianką. Antonina Wiłucka urodziła się w roku 1890 w rodzinie pochodzenia ziemiańskiego. Uczęszczała do rosyjskiego gimnazjum, a następnie do Zakładu Żeńskiego Marty Łojkówny, czyli dzisiejszego Liceum im. Słowackiego. Gruntownie wykształcona i znająca języki objęła posadę guwernantki w majątku rodziny Ordów, Perekalach na Polesiu. Podczas I wojny światowej, wraz z pracodawcami, wywieziona na Krym, powróciła do Polski w 1918 roku. Traf chciał, że udała się do krewnych mieszkających w Płocku. Tam zapoznała się z mariawityzmem, poznała też założycielkę ruchu, Marię Franciszkę Kozłowską. Pod jej wpływem, a wbrew woli rodziny wstąpiła do zakonu, a po śmierci Kozłowskiej w 1922 została przełożoną generalną sióstr mariawitek. W tym samym roku abp Jan M. Kowalski rozpoczął wprowadzanie w Kościele Mariawitów daleko idących, a niekiedy kontrowersyjnych, reform. W związku z nimi Wiłucka zawarła z Kowalskim 'małżeństwo zakonne'. W roku 1929 wraz z jedenastoma innymi zakonnicami otrzymała święcenia prezbiteratu, a następnie, z rąk męża i zwierzchnika, sakrę biskupią. Po rozłamie w łonie mariawityzmu znalazła się wraz z mężem w denominacji felicjanowskiej. Po uwięzieniu Kowalskiego przez Niemców i zesłaniu go do obozu koncentracyjnego objęła zwierzchnictwo Kościoła Katolickiego Mariawitów. Sama zresztą również trafiła do obozu; po zwolnieniu została skierowana do pracy w szpitalu w Płońsku, gdzie pracowała do końca wojny. Po jej zakończeniu powróciła do Felicjanowa, gdzie zmarła w 1946. Została uznana świętą przez

Jest w Warszawie kort tenisowy, który uchodzi za najbardziej prestiżowy. Niektórzy mówią, że to prestiż iluzoryczny, ale wciąż: to tam w tenisa grają gwiazdy. Mamy tu na myśli kort na Warszawiance. Dzisiejszy kompleks sportowy klubu jednak niemal niczym nie przypomina swojego prototypu. Składają się na niego dwie hale (park rozrywki dla dzieci plus ścianka wspinaczkowa i basen niemal (sic!) olimpijski) i wspominane już korty. 27 listopada 1921 roku został zarejestrowany Klub Sportowy Warszawianka. Jego powstanie jest nierozerwalnie związane z dziejami dwóch stołecznych drużyn, a tak naprawdę konfliktu między nimi. Jeśli myślicie o Polonii, macie rację. Drugą zaś była międzyszkolna drużyna piłkarska dwóch warszawskich gimnazjów, która nosiła nazwę Slavia, a powstała w 1917 roku. Początkowo treningi Slavii odbywały się na Agrykoli, później zaś przeniesiono je do Parku Skaryszewskiego. Tam piłkarze Slavii zaczęli trenować wraz z piłkarzami Polonii. Szybko powstał pomysł, aby połączyć siły i utworzyć dwa składy Polonii - zasadniczy i juniorski. Jednak równie szybko zaczęły pojawiać się konflikty między piłkarzami. Młodzi postanowili odejść z Polonii i założyć własny klub. Szczegóły dotyczące nowego klubu ustalane były w mieszkaniu rodziny Luxenburgów, przy ul. Czackiego 8, gdzie też znajdowała się pierwsza siedziba klubu. I to od rodziny Luxenburgów wyszła propozycja nazwy Warszawianka. Barwy klubowe do złudzenia przypominają barwy Polonijne. I to skojarzenie jest poprawne. Przyjęto je na zasadzie kompromisu, fuzji dwóch idei. Barwy, czyli czarno-białe pasy przejęto od Polonii, zaś krój koszulki od Slavii. Już w pierwszych latach działalności oprócz sekcji piłkarskiej, w klubie powstała również sekcja lekkiej atletyki kobiet i mężczyzn, boksu, hokeja na lodzie i

Prawdopodobnie wiele osób mijających Plac Zawiszy nie zastanawia się specjalnie nad jego nazwą, niejako "z automatu" myśląc, że chodzi o Zawiszę z Garbowa, zwanego Czarnym, herbu Sulima. A wcale tak nie jest. Plac ten, znajdujący się w miejscu dawnych Rogatek Jerozolimskich, ma za patrona Artura Zawiszę, który żył w latach 1809-1833. Ten urodzony niedaleko Łowicza szlachcic studiował w Warszawie, a w czasie wojny polsko-rosyjskiej 1830-31 wstąpił do wojska i odznaczył się dzielnością m.in. w bitwie pod Olszynką Grochowską. Do tego pisał artykuły do wychodzących w Warszawie gazet. Podobnie jak wielu przegranych, udał się na emigrację do Francji, gdzie zaangażował się w konspiracyjny Związek Bezimienny, którego celem było wzniecenie na powrót powstania w Królestwie, tym razem w formie działań partyzanckich. Dowódca tegoż ruchu, Józef Zaliwski, wysyłał niewielkie grupki konspiratorów za granicę rosyjską, gdzie miały one organizować oddziały. Zawiszę, który przyjął dość oczywisty pseudonim "Czarny", wysłano na Kujawy, został on jednak schwytany po potyczce pod Włocławkiem, osadzony w twierdzy, i - 26 listopada 1833 roku - powieszony za Rogatkami Jerozolimskimi. Stąd też nazwa placu. Upamiętnienie Artura Zawiszy umieszczone zostało na ścianie bocznej Hotelu "Sobieski", na przezroczystej płycie, przez co jest mało widoczne. My prezentujemy dziś coś bardziej okazałego - głaz stojący w Łowiczu, niedaleko miejsca urodzenia naszego dzisiejszego bohatera. Na głazie zobaczyć możemy słowa, które podobno Zawisza wypowiedział przed egzekucją. (zdjęcie własne)

25 listopada 1795 roku w Warszawie zmarł, w opuszczeniu i nędzy, Jan Chrystian Kamsetzer, jeden z czołowych architektów doby stanisławowskiej. Pochodził z Drezna, z niezamożnej rodziny mieszczańskiej. Być może praca w Polsce była mu pisana od zawsze, gdyż jego najstarsze znane, młodzieńcze rysunki przedstawiają Sobieskiego pod Wiedniem. Studiował w drezdeńskiej Akademii Sztuk Pięknych, aż w 1773 roku, w wieku dwudziestu lat, został przyjęty na służbę u Stanisława Augusta. Tam pracował zrazu jako konduktor (budowniczy), podlegający naczelnemu architektowi królewskiemu: najpierw Jakubowi Fontanie, później Dominikowi Merliniemu. Wiele podróżował. Był z poselstwem w Turcji, później bywał we Włoszech, Francji, Anglii, Holandii, krajach niemieckich. Z wojaży przywoził najmodniejsze wzorce architektoniczne, a jako twórca wybijał się stopniowo na coraz większą samodzielność. Jego najważniejsze dzieła to oczywiście szereg obiektów w Łazienkach (sala balowa Pałacu na Wodzie, Teatr na Wyspie, Nowa Kordegarda, liczne elementy założenia ogrodowego), niektóre wnętrza zamkowe, pałac Raczyńskich, Pałac Tyszkiewiczów-Potockich, oficyny pałacu Czapskich (w których potem mieszkał Wiadomo Kto), a poza Warszawą pałac Mielżyńskich w Pawłowicach, kolegiata w Radzyminie czy kościół w Petrykozach. Zajmował się również malarstwem. W roku 1790 został nobilitowany. W randze kapitana wziął udział w insurekcji kościuszkowskiej. Po upadku króla i Rzeczypospolitej stracił źródło utrzymania i zmarł w wieku zaledwie 42 lat. Został pochowany na cmentarzu ewangelicko-augsburskim na Woli, jednak nie zachowały się dane o dokładnym miejscu pochówku. Ilustracja: portret architekta pędzla Karola Bechona, za mnw.art.pl.

Dokładnie 24 listopada 1644 zakończono w Warszawie montaż Kolumny Zygmunta. Wydawać by się mogło, że o kolumnie wszyscy wiedzą dużo, jako że chyba nie ma bardziej 'warszawskiego' pomnika, ale sama historia jej powstania w jakiś sposób, jak to się teraz popularnie pisze, ginie w mrokach dziejów. Niektórzy historycy twierdzą, że plan kolumny zrodził się w głowie samego Zygmunta niedługo po przeprowadzce dworu do Warszawy; na przeszkodzie tym planom stanęły jednak rokosz Zebrzydowskiego i moskiewskie awantury. Zarzucony projekt podjął więc dopiero Władysław, w chwili względnego spokoju, kiedy przez 11 już lat Polska nie toczyła żadnej wojny. Jak by nie było, w roku 1643 wyłupano w Czerwonej Górze trzon kolumny (miał być znacznie wyższy, ale w trakcie wykonywania pękł; dość powiedzieć, że nawet w latach 40. XX w., przy całej nowoczesnej technologii uzyskanie takiego bloku skalnego było nie lada sztuką), spławiono Wisłą i postawiono przy pomocy widocznej na rycinie techniki na Placu Zamkowym, na gruntach wówczas należących do panien bernardynek. Dodano posąg króla (wówczas jeszcze złocony, co widać nawet u Canaletta) odlany w ludwisarni Daniela Thyma i kolumna mogła cieszyć oczy. Mało brakowało, a cieszyłaby oczy

Ile zarabia przewodnik turystyczny? Co będę z tego mieć, czyli czy bycie przewodnikiem się opłaca? Powiedzmy sobie otwarcie: bycie przewodnikiem to przede wszystkim pasja i bez niej nie można tego zajęcia wykonywać dobrze. Ale dla wielu osób to też sposób na życie, praca i główne, a czasem i jedyne, źródło dochodu. Jeśli myślisz o przewodnictwie właśnie w tym kontekście i zastanawiasz się, czy to ma sens - przeczytaj ten tekst do końca. Może warto już na początku odpowiedzieć na pytanie najważniejsze: czy z przewodnictwa można się utrzymać? Zdecydowanie tak. Ale trzeba pamiętać o kilku kwestiach. Dowiedz się więcej o kursie przewodnickim: http://skpt.om.pttk.pl/kurs-przewodnicki/ Praca w przewodnictwie Po pierwsze, praca w przewodnictwie to nie etat. Większość przewodników to osoby samozatrudnione lub współpracujące z większymi firmami, ale jako wolni strzelcy, a nie pracownicy etatowi. Ma to swoje plusy i minusy: z jednej strony dużo większa swoboda zarządzania własnym czasem, z drugiej - chociażby tak prozaiczna kwestia jak brak płatnych urlopów. Czyli, mówiąc krótko, jeśli nie pracuję to nie zarabiam. Ale też, jeśli pracuję więcej i mam więcej zleceń - mogę zarobić dużo więcej. To nie znaczy, że pracujemy 24/7 przez cały rok. Ale często pracujemy właśnie wtedy, kiedy nasi znajomi wylegują się na słońcu. Wielu przewodników decyduje się dostosować swój kalendarz do sezonowości pracy i pracować więcej od kwietnia do września, żeby odpocząć w sezonie mniej turystycznym, czyli późną jesienią czy zimą. Jakość Po drugie, turystyka jest jedną z tych branż, w której jakość ma kolosalne znaczenie. Bo zadowolony klient dostrzeże Twoją ciężką pracę, zaangażowanie i wiedzę. I nawet, jeśli

Wciąż trwają zapisy na kurs przewodnicki! A co po kursie? Czym zajmuje się SKPT? Ukończenie kursu przewodnickiego to dopiero początek wielkiej przygody! Będziemy zachęcać do wstąpienia w szeregi SKPT, co jednocześnie zapewnia członkostwo w PTTK. Więcej o kursie: http://skpt.om.pttk.pl/kurs-przewodnicki/ Wyjazdy Czym zajmuje się SKPT? Jedną z rzeczy, którą się zajmujemy jest organizowanie wewnętrznych wyjazdów krajoznawczych dla członków naszego Koła. I choć naszym wyjazdowym motto jest, że ,,nie jesteśmy tu dla przyjemności”, bo często jest intensywnie i nogi bolą i zimą jest zimno, a latem gorąco, to prawda jest taka, że wielu z nas nie wyobraża sobie miesiąca bez wyjazdu SKPT 😊. Wyjeżdżamy najczęściej weekendowo i poznajemy różne miejsca w Polsce. Czasami te bardziej znane, a czasami te tak zwane ,,miejsca, w których nic nie ma” (to w nich mamy najwięcej radości!) Dlaczego warto? Jedną z wielkich zalet wyjazdów w ramach organizacji jest to, że często otwierają się przed nami obiekty, które są zazwyczaj trudno dostępne albo zupełnie zamknięte. Grupowo łatwo nam też jest zorganizować kuratorskie oprowadzanie albo sprowokować lokalną legendę do oprowadzenia nas (no cóż, bywa tak, że rzucamy się w oczy w naszych czerwonych koszulkach). Czasem też zdarzy się spontaniczny prywatny koncert artysty ludowego, który zaprosi nas do swojego domu i nie tylko zagra na mandolinie ale i poczęstuje nas jabłkami 😊 Na kursie przewodnickim poznasz i będziesz mieć okazję spędzić sporo czasu z ludźmi dzielących tę samą pasję: poznawanie świata. Z doświadczenia SKPT te znajomości nie kończą się wraz z ostatnim dniem zajęć… co to to nie! Ostatnie zajęcia i egzamin to dopiero początek wieloletnich przyjaźni,

Znane w Stanach Zjednoczonych hasło „od pucybuta do milionera” w Polsce funkcjonowało znacznie wcześniej za sprawą bajki Józefa Ignacego Kraszewskiego i brzmiało „z chłopa król”. A że bajki czasem się realizują się w życiu, mniej więcej tak często, jak trafia się szóstkę w lotto, to i ta się w ma swój prawdziwy odpowiednik. Było to w czasach, gdy były wszystkie niezbędne elementy, by bajka mogła stać się rzeczywistością, a więc był chłop i była monarchia. Chłop urodził się w roku 1626 w Komornie na Górnym Śląsku. Gdy podrósł, stwierdził, że jego misją nie jest odrabianie pańszczyzny i z miejsca zamieszkania dyskretnie się oddalił, by szukać lepszego losu. Dyskrecja była bardzo wskazana, gdyż w tamtych czasach chłop, na mocy prawa, przypisany był do ziemi i do swojego pana. Adam Kot, bo tak nazywał się uciekinier, jak prawdziwe koty, spadł na cztery łapy. Znalazł schronienie wśród czeladzi na dworze Jana Wielopolskiego, starosty bieckiego. Musiał wyróżniać się tęgim umysłem, gdyż Wielopolski nie tylko zwrócił uwagę na niego ale, zamiast odesłać zbiega, skąd przybył, kazał go kształcić wraz ze swoim synem. Uczeń okazał się zapewne nadzwyczaj pojętnym, gdyż Wielopolski zarekomendował go na dworze królewskim i tak syn chłopa stał się sekretarzem króla jegomości Jana Kazimierza. Kariera zawrotna ale dla Adama Kota to był dopiero początek. Janowi Kazimierzowi tak przypadł do gustu młody, ambitny i inteligentny człowiek, że zapragnął podnieść jego status społeczny przyjmując go do stanu szlacheckiego. Ponieważ nobilitację mógł nadać tylko Sejm, a ten miał opory, król obszedł ograniczenie w ten sposób, że jako (tytularny) władca Szwecji nadał

Śledząc coraz to nowe rewelacje z frontu walki z liczeniem głosów, ataków na serwery PKW, przypomnijmy sobie głosowania, gdzie nie tylko liczyła się liczba kresek (głosów), ale również poparcie zagraniczne, kontakty oraz kiełbasa wyborcza w dosłownym tego słowa znaczeniu. Tak się składa, iż 20 listopada 1648 r., czyli 366 lat temu dobiegła końca elekcja następcy po zmarłym 20 maja 1648 r. Władysławie IV. Elekcja ta była wyjątkowa pod kilkoma względami. Po pierwsze toczyła się w cieniu powstania Chmielnickiego, a po drugie dwóch głównych kandydatów nosiło wysokie godności kościelne. Pierwszym pretendentem do korony był brat zmarłego króla, królewicz Karol Ferdynand Waza, który jednocześnie był biskupem wrocławskim i płockim, choć nie posiadał święceń kapłańskich. Zyskał on nie tylko poparcie większości senatu i duchowieństwa, ale również szlachty mazowieckiej oraz zwolenników twardej polityki w stosunku do powstania Bohdana Chmielnickiego, z Jaremą Wiśniowieckim na czele. Drugim kandydatem do korony był Jan Kazimierz Waza, również polski królewicz, brat Ferdynanda i Władysława IV. Miał za sobą burzliwą przeszłość, gdyż był niedoszłym wicekrólem portugalskim, więźniem politycznym kardynała Richelieu, ex-jezuitą oraz kardynałem, choć również bez święceń kapłańskich. Jednak Jan Kazimierz nie dysponował takimi wpływami i środkami jak jego brat Ferdynand, był również słabo znany szlacheckiemu narodowi, w przeciwieństwie do brata. Udało mu się zyskać pomimo to poparcie stronnictwa pragnącego ugodowego zakończenia sporu z Kozakami oraz wdowy po Władysławie IV - Marii Ludwiki Gonzagi. Trzecim kandydatem był Zygmunt Rakoczy, syn księcia siedmiogrodzkiego Jerzego I Rakoczego, znajdujący poparcie u niekatolickiej szlachty i magnatów. Niestety w wyniku śmierci jego ojca 11 października jego

19 listopada 1911 roku nowoutworzona drużyna piłkarska o nazwie "Polonia" rozegrała swój pierwszy mecz. I choć przegrała 3:4, to datę tę uważa się - przynajmniej od pewnego czasu - za moment powstania Polonii Warszawa. Początki futbolu w Warszawie łączą się z Warszawskim Kołem Sportowym, organizacją zrzeszającą sportowe reprezentacje poszczególnych warszawskich szkół, powstałym w 1907 roku. Pierwsze rozgrywki piłkarskie odbyły w roku 1909, a puchar ufundowany przez entuzjastę sportu i biznesmena Leona Goldstanda zdobyła Lechia - reprezentująca Szkołę Konopczyńskiego. W roku 1910 w WKS było już 19 drużyn, wśród nich Stella, ze Szkoły Konopczyńskiego i Merkury, reprezentujący Szkołę Zgromadzenia Kupców. To właśnie te dwie drużyny postanowiły jesienią 1911 roku połączyć siły i za sugestią Wacława Denhoffa-Czarnockiego, dotychczasowego kapitana czołowej drużyny warszawskiej, Korony, przyjęły nową nazwę, znaczącą, oczywiście, "Polska". Pierwszy pojedynek z Koroną miał więc szczególny smak, to wszakże z niej przeszedł Czarnocki (sportowiec, z racji wątłego zdrowia, mierny, ale utalentowany organizator). Mimo porażki prasa chwaliła nową drużynę: "Polonia w swym inauguracyjnym meczu pokazała wiele zalet stawiających ją w jednym szeregu z Warszawianką i Koroną – a przede wszystkim temperament, który ujęty w zgranie i kombinacje, dał drużynie bardzo szybkie i ostre tempo gry", pisał "Sport Powszechny". Kilka dni później Poloniści rozegrali mecz z Newcastle. Nie, nie z Newcastle United, mistrzami Anglii z 1909 r., a z Newcastle Łódź, mistrzem tego miasta, drużyną złożoną z mieszkających tam Anglików i Niemców. Wynik 2:7 pokazuje, jak wiele jeszcze chłopcy musieli się nauczyć. Na fotografii z "Warszawskiej Polonii 1911-2001" Roberta Gawkowskiego drużyna Polonii kilka miesięcy później, jesienią 1912 na boisku

18 listopada 1822 zmarł Ber (Berek, Dow) Sonnenberg, kupiec, bankier, protektor chasydyzmu; uważany przez współczesnych za najbogatszego Żyda w Polsce. Ber urodził się 1764 roku w (!) Pradze jako syn Józefa Samuela Sonnenberga, zwanego Zbytkowerem, twórcy rodowej fortuny. Sam ją umiejętnie pomnażał, dzierżawiąc żupy wielickie i zaopatrując armię Księstwa Warszawskiego w prowiant. Uzyskany w ten sposób majątek powiększał, udzielając kredytu. Pozycja ekonomiczna przełożyła się, co w przypadku Żydów nie było częste, na pozycję społeczną. Dzięki przywilejowi księcia Fryderyka Augusta otrzymał obywatelstwo miasta Warszawy i prawo nabywania dóbr ziemskich, zachowując możliwość pozostania przy religii i obyczaju żydowskim. Jak nietrudno się domyślić, był również wiodącą figurą warszawskiej (i praskiej) społeczności żydowskiej. Ufundował na Pradze synagogę i szkołę. Zasiadał w szeregu rad i komitetów nadzorujących gminne instytucje. Reprezentował gminę przed samym Aleksandrem I, usiłując powstrzymać oskarżenia o mordy rytualne. Ciekawe są losy jego testamentu i majątku. Ber zapisał go w znacznej mierze gminie żydowskiej i jej instytucjom. Pod naciskiem rządu Królestwa, który żywo był spadkiem zainteresowany, wykonawcy testamentu podważyli go, dzięki czemu Sonnenberg został zapamiętany, chyba wbrew swej woli, jako dobroczyńca Instytutu Głuchoniemych. Synowie Sonnenberga przyjęli jako nazwisko patronimik Bereksohn (Bergsohn). Wśród jego potomków było wiele znakomitości, jak kupcy Gabriel, Jakub i Samuel, kompozytor i filantrop Michał, czy w końcu filozof Henryk, noblista z 1927 roku. Sonnenberg został pochowany na cmentarzu żydowskim przy Okopowej. Jego mauzoleum-ohel uchodzi za jeden z najwybitniejszych przykładów żydowskiej sztuki sepulkralnej w Europie. Ilustracja: rp.pl

Ruszyły zapisy na kurs przewodnicki po Warszawie. Zapisy pod linkiem: https://forms.gle/4ZxjjiYQFr4PnWMt5 O kursie Więcej o kursie pod linkiem: http://skpt.om.pttk.pl/kurs-przewodnicki/. Zapraszamy na kurs przewodnicki po Warszawie. Jeśli interesujesz się turystyką, historią, chcesz świetnie spędzić czas i poznać nowych ludzi, a przede wszystkim zdobyć nowy zawód, kurs przewodnicki jest dla Ciebie. Dlatego zapisz się już dziś na kolejną edycję kursu przewodnickiego SKPT Warszawa, która rozpocznie się 7 grudnia 2021 r. Zapisz się już dziś! Zapisz się już dziś i zostań Przewodnikiem po Warszawie! Kurs przewodnicki po Warszawie jest organizowany przez Studenckie Koło Przewodników Turystycznych przy Oddziale Międzyuczelnianym. Zajęcia rozpoczynają się 7 grudnia 2021 r, a egzamin kończący odbędzie się 27 i 28 maja 2022 r. Wykłady będą się odbywać we wotrki w godzinach 18:00 – 21:00 w formie stacjonarnej w dolnej Sali w kawiarni Jaś & Małgosia przy al. Jana Pawła II 57. Zajęcia w terenie będą odbywać się w co drugi weekend w godzinach 9:00 – 15:00. Cena kursu wynosi 1950 zł, a dla studentów 1850 zł, przy czym obie oferty obowiązuje rabat 100 zł przy płatności z góry. W cenie kursu: W cenie kursu przewodnickiego po Warszawie zawierają się wykłady z dyplomowanymi varsavianistami, zajęcia w terenie z doświadczonymi instruktorami przewodnictwa, dostęp do materiałów przygotowanych przez wykładowców, zajęcia metodyczne pod okiem trenera rozwojowego, egzamin teoretyczny i praktyczny nadający uprawnienia Przewodnika PTTK, kurs I pomocy, wycieczka autokarowa oraz bilety do muzeów uwzględnionych w harmonogramie. Egzamin PTTK Po zdaniu egzaminu otrzymasz certyfikat wystawiony przez Przewodniczącego Komisji Egzaminacyjnej PTTK. Członkowie PTTK otrzymują ponadto uprawnienia i legitymację Przewodnika Turystycznego PTTK oraz odznakę przewodnicką.

Warszawska 'Zachęta' w ostatnich latach widziała wiele skandali - że wspomnimy tylko posłów Tomczaka i Nowinę-Konopczynę zdejmujących papierowy meteoryt z papieża, Sipowicza wnoszącego swój obraz pod kurtka i wieszającego go na wystawie, czy też Julitę Wójcik obierającą na środku sali ziemniaki. Skandal, o którym dziś, zdarzył się zaś dokładnie 14 lat temu. Każdy, kto się kiedyś bawił w wojsko wie, że żeby zabawa była fajna, to nie może być samych Gustlików, Janków czy Klossów, ale muszą być też ci źli, których trzeba pokonać. Nie inaczej w filmie. Ktoś tych nazistów musiał grać (i nawiasem mówiąc, często te role są dużo lepsze od ról 'dobrych' bohaterów). To właśnie przyświecało zapewne Piotrowi Uklańskiemu, kiedy przygotowywał wystawę 'Naziści'. Powiesił w Zachęcie 147 plakatów, pokazujących znanych polskich i zagranicznych aktorów w mundurach Wehrmachtu lub SS. Zapewne byłoby to wydarzenie jak każde inne, gdyby nie Daniel Olbrychski, który 17 listopada 2000 roku wbiegł do Zachęty w towarzystwie reporterów Teleexpressu, wyjął spod płaszcza szablę i pociął wiszący na ścianie swój portret. Zdążył jeszcze uszkodzić zdjęcie Jana Englerta i został obezwładniony. Później tłumaczył, że poczuł się urażony, że ktoś może sobie pomyśleć, iż Kmicic był nazistą. Sprawa stała się bardzo głośna, jedni Olbrychskiego bronili, inni atakowali, na wystawę waliły tłumy, no bo przecież Olbrychski pociął, aktor dostał grzywnę, a jedyną ofiarą zajścia stał się podobno stary siwy portier, który za niedopatrzenie i pozwolenie na wniesienie szabli został ukarany wyrzuceniem z pracy. Ilustracja: gazeta.pl

Przed Wami ostatnia porcja naszej świetnej kadry kursowej! Oto kadra kursu przewodnickiego: Amalię, Przemka i Piotra! I… to już wszyscy! Kurs przewodnicki po Warszawie startuje 7 grudnia 2021 r! Kadra kursu, więce o kursiej: http://skpt.om.pttk.pl/kurs-przewodnicki Kadra kursu: Amalia „Cześć! Mam na imię Amalia, nie Amelia  To zdanie, które wypowiedziałam tak wiele razy, że stało się niemal zwrotem powitalnym, a mojemu życiu towarzyszą anegdoty związane z nietypowym imieniem. Jestem przewodniczką turystyczną od 2010 roku, absolutnie zakochaną w Warszawie, choć urodziłam się i wychowałam na Pomorzu Zachodnim. Do Warszawy przyjechałam w ślad za miłością i przy okazji na studia, choć oczywiście przekaz dla rodziców był zupełnie odwrotny. Uwielbiam opowiadać historie zapomnianych postaci i miejsc, szperać w bibliotekach i archiwach w poszukiwaniu niezwykłych historii. Moją pasją było organizowanie spacerów tematycznych szlakami literackimi, śladami kabaretów, teatrów, rewii. Lubię również opowiadać historie romansów, miłości, przyjaźni, słabości – zawsze jednak z lekką nutką humoru. Na swoim koncie mam oprowadzanie grupy w szpilkach, publiczne śpiewanie piosenek kabaretowych w czasie wycieczki, próbę wykonywania swojej pracy z suzafonem (nie polecam, bardzo ciężki instrument) oraz uporczywe unikanie wejścia w posiadanie czerwonego polaru – charakterystycznego atrybutu przewodnika  Podczas kursu poprowadzę zajęcia poświęcone Warszawie literackiej” Przemek „Na co dzień pracuję jako inżynier jakości. W wolnym czasie jestem ratownikiem – wolontariuszem @OchotniczaGrupaRatowniczaOGRy. Swoją przygodę z ratownictwem zacząłem w 2013 roku, i od tego czasu zdobywam doświadczenie nie tylko na kursach i szkoleniach, ale także na większych i mniejszych eventach, imprezach masowych oraz na manewrach z innymi warszawskimi organizacjami ratowniczymi. I często zwiedzam z SKPT, z apteczką

15 listopada 1620 roku w Warszawie, przed kolegiatą św. Jana, szlachcic Michał Piekarski usiłował dokonać zamachu na króla Zygmunta III Wazę. W wyniku zamachu wybudowano ganek nad Dziekanią łączący kościół z Zamkiem Królewskim.

W ostatnich tygodniach nie ma chyba dnia, by w prasie lokalnej nie ukazała się jakaś informacja o nowej II linii metra. Warto w tym momencie przypomnieć jedną datę z burzliwej historii budowy warszawskiej kolejki podziemnej. 14 listopada 1938 r. prezydent Stefan Starzyński powołał do życia Biuro Studiów Kolei Podziemnej. Na jego czele stanął inż. Jan Kubalski, zaś samo Biuro było podporządkowane Tramwajom Warszawskim. Jakie zadania stały przed nowo powołaną jednostką? Po pierwsze, odkurzenie planów swojego poprzednika, czyli Referatu Kolei Podziemnej, który pod koniec lat 20. stworzył plan wybudowania dwóch linii. Pierwsza miała zaczynać się na Muranowie i kończyć się na Placu Unii Lubelskiej, zaś druga miała połączyć Wolę z Pragą. Biuro Studiów nie tylko wydłużyło dwie pierwotne linie, ale również zaplanowało 5 dodatkowych. Część z nich miała iść na powierzchni przypominając niemieckie rozwiązanie typu S-Bahn i U-Bahn. W miejscu, gdzie miała przebiegać pierwsza linia północ- południe przystąpiono również do geologicznych odwiertów, m.in. na pl. Wilsona. W sumie po 35 latach budowy warszawskie metro miało liczyć ok. 46 km, z czego 15 km na powierzchni. Czy to dużo? Aktualna linia była budowana 25 lat i liczy sobie nieco ponad 23 km. Centralny odcinek drugiej linii o długości 6 km był budowany w sumie cztery lata. Zatem na 29 lat budowy mamy prawie 30 km metra, prawie tyle samo ile zakładały plany przedwojenne. Oczywiście mamy tylko 2 linie, a nie 7 ale też struktura miasta jest zupełnie inna, a ich funkcję spełniają obecnie tramwaje z wydzielonymi od jezdni torowiskami, czego w dawnej Warszawie brakowało. Ilustracją

13 listopada 1827 roku urodził się w Warszawie Julian Cegliński, malarz i grafik, z którego twórczością każdy miłośnik Warszawy musiał się zetknąć, zapewne jednak o tym nie wiedząc. W wieku siedemnastu lat wstąpił, jako pierwszy rocznik, do Szkoły Sztuk Pięknych. Studiował razem z takimi artystami, jak Wojciech Gerson, który został jego bliskim przyjacielem, Franciszek Kostrzewski czy Maksymilian Fajans. Po zakończeniu studiów rozpoczął serię podróży po Polsce, gdzie malował krajobrazy najbardziej malowniczych okolic: Kazimierza Dolnego, Gór Świętokrzyskich, Ojcowa czy Tatr. Pierwszym dużym zleceniodawcą młodego malarza był Andrzej Zamoyski, a obrazy Ceglińskiego i kolegów miały zdobić statki żeglugi wiślanej, której Zamoyski, jak wiadomo, był armatorem. Dla nas jednak najważniejsza jest współpraca artysty z "Tygodnikiem Ilustrowanym", trwająca od 1859 roku do początku lat '70. Na łamach pisma ukazywały się liczne ryciny Ceglińskiego, autorskie i tworzone na podstawie fotografii, np. Karola Beyera. Wydał też wartościowy zbiór "Album des vues de Varsovie et de ses environs". Jego litografie, podobnie jak i rysunki i obrazy, cechował bardzo dobry warsztat i wierne oddanie szczegółów. Z tego też powodu są cennym źródłem ikonograficznym epoki. Cegliński był współzałożycielem Towarzystwa Zachęty. W latach '60 ożenił się, zakupił majątek ziemski w okolicach Węgrowa i zaczął wieść życie osiadłe. W Warszawie bywał rzadko, a tworzył znacznie mniej. Pod koniec życia powrócił jednak do miasta i ponownie włączył się w życie artystyczne Warszawy. Zmarł w wieku 83 lat w majątku swojego syna pod Mińskiem Mazowieckim. Pochowany został na tamtejszym cmentarzu parafialnym. Ilustracja przedstawia obraz Antoniego Murzynowskiego z 1858 r. Cegliński stoi pierwszy od lewej, w brązowym płaszczu. Siedzą Mateusz

Jak zostać przewodnikiem turystycznym? Co zrobić, żeby móc pracować jako przewodnik? Jakie warunki trzeba spełnić, żeby zostać przewodnikiem turystycznym? Podstawowe wymagania Przewodnikiem turystycznym może zostać osoba, która: ukończyła 18 latnie była karana za przestępstwa umyślne, lub inne popełnione w związku z wykonywaniem zadań przewodnika turystycznegoposiada minimum średnie wykształcenie Przewodnik miejski, terenowy i górski Warunki, które trzeba spełnić, żeby pracować jako przewodnik, będą się różniły w zależności od tego, czy mówimy o przewodnikach miejskich, terenowych czy górskich. Żeby pracować jako przewodnik górski, trzeba dodatkowo ukończyć kurs oraz zdać egzamin państwowy. Zawód przewodnika miejskiego i terenowego został zderegulowany. Oznacza to, że nie ma obowiązku ukończenia kursu i zdania egzaminu państwowego. Pomimo deregulacji kursy na przewodników terenowych i miejskich są bardzo popularne. Pozwalają na zdobycie niezbędnej wiedzy, rozwinięcie praktycznych umiejętności niezbędnych w pracy przewodnika i nawiązanie kontaktów z ludźmi z branży. Przewodnik PTTK Jednostki organizacyjne Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego prowadzą kursy i egzaminy przewodnickie oraz nadają wewnętrzne uprawnienia przewodnickie. Uprawnienia przewodnika miejskiego lub terenowego PTTK można nadać osobie, która ukończyła szkolenie zorganizowane przez jednostki organizacyjne PTTK i zdała egzamin sprawdzający przed komisją egzaminacyjną PTTK. Członkowie PTTK otrzymują uprawnienia i legitymację Przewodnika Turystycznego PTTK oraz odznakę przewodnicką. Kurs przewodnicki po Warszawie 2021-2022 Zobacz informacje o najbliższym kursie przewodnickim SKPT: http://skpt.om.pttk.pl/kurs-przewodnicki/ Zapisz się już dziś i zostań Przewodnikiem po Warszawie! Kurs przewodnicki po Warszawie jest organizowany przez Studenckie Koło Przewodników Turystycznych przy Oddziale Międzyuczelnianym. Zajęcia rozpoczynają się 7 grudnia 2021 r, a egzamin kończący odbędzie się 27 i 28 maja 2022 r. Wykłady będą się odbywać we wotrki w godzinach 18:00 – 21:00 w formie stacjonarnej w

12 listopada Kościół Rzymskokatolicki obchodzi wspomnienie liturgiczne św. Jozafata Kuncewicza. Ten urodzony w latach 80. XVI w. niedaleko obecnej granicy z Ukrainą (we Włodzimierzu Wołyńskim) syn prawosławnego ukraińskiego kupca,wyedukowany w szkole jezuickiej w Wilnie, przyjął unię i został bazylianinem, a że był bardzo zdolny i miał możnych protektorów, został biskupem Połocka, Witebska i Mścisławia. Działalność Kuncewicza zaczęła sprawiać, że unicka mniejszość w regionie Wilna i Połocka skonsolidowała się, a parafie prawosławne zaczęły mniej lub bardziej dobrowolnie przyjmować unię. Raczej mniej niż bardziej, bo od roku 1619 Kuncewicz otrzymał plenipotencję do siłowego przejmowania parafii prawosławnych na zamieszkałych w większości przez nich terenów. Zmagał się Kuncewicz również ze zrozumiałą opozycją duchowieństwa, do tego stopnia, że prawosławni biskupi nielegalnie wyświęcali w jego diecezji kapłanów. Stanowczość Kuncewicza nie podobała się również mocodawcom - Kazimierz Lew Sapieha prosił go o zbastowanie, a szlachta prawosławna słała królowi Zygmuntowi skargi na jego działalność. I tak Kuncewicz pięć lat igrał, igrał, aż się doigrał. W roku 1623 gdy wyruszył do Witebska zamordowali go prawosławni mieszczanie w sprzeciwie wobec jego polityki. Jego ciało było najpierw w Połocku, potem w Białej Podlaskiej, a obecnie (od 1916 roku) spoczywa w bazylice św. Piotra w Rzymie. Kościół rzymski ogłosił go błogosławionym już w 1642 roku, zaś 225 lat później - świętym. Działalność św. Jozafata należy ocenić jako delikatnie rzecz ujmując kontrowersyjną. Przypomina ona bardzo to, co działo się na terenach II RP z prawosławną większością, przyczyniło się też do wzrostu niepokojów na północno-wschodnich kresach Rzeczypospolitej, co odbiło się czkawką już niebawem podczas chmielnicczyzny, najazdu Chowańskiego i

You don't have permission to register