Kartka z kalendarza – 3 lutego
3 lutego 1941 roku do domu na żoliborskiej ulicy Fortecznej oraz w jej okolicach pojawił się tłum niemieckich żołnierzy z różnych formacji wyraźnie i z dużym zacięciem czegoś szukających. Jak wspomina Władysław Rodowicz, Wincenty Świerczyński „3 lutego rano szedł na Forteczną wezwany przez właścicielkę domu, aby zreperować kran. Wszedł w ulicę i natknął się na stojącego żandarma; nie mógł się wycofać. Zabrano go do domu na Fortecznej 2, gdzie już zaczęto gromadzić wszystkich mężczyzn z okolicznych domów. Gdy tam wszedł, wytłumaczył, po co przyszedł, i pokazał klucz monterski do prac hydraulicznych. Zapytano go, czy nie wie, gdzie tu jest radiostacja w okolicy (…).”
Trzeba przyznać, że wpadka była o przysłowiowy włos, Świerczyński był bowiem jednym z budowniczych poszukiwanej przez Niemców konspiracyjnej radiostacji zwanej „Łodzią Podwodną”, mieszczącej się w fundamentach budynku należącego do Stanisława Rodowicza przy ulicy Fortecznej 4. Nazwa radiostacji wzięła się stąd, że zajmowała ona pomieszczenie o wymiarach zaledwie 3 x1,5×2 m (a dodatkowo właz wejściowy ukryty był za kapiącym kranem), wystarczające jednak do umieszczenia biurka, kozetki i toalety dla telegrafisty. Oczywiście pomieszczenie wyposażone było w stosowną wentylację, umożliwiającą pracę całymi dniami, jeśli zaszła taka potrzeba. Można było się do niego dostać nie tylko z budynku pod numerem 4. „Czwórka” była w tym czasie niezamieszkana, więc aby nie wzbudzać podejrzeń przebito dodatkowe wejście do sąsiedniego domu pod numerem 6, które sprytnie zamaskowano w szafie.
Radiostacja, którą dowodził jej główny budowniczy, Stanisław Rodowicz, nadawała od czerwca 1940 r. Dzięki zachowaniu odpowiednich środków ostrożności (przez przerywanie nadawania odpowiednim momencie można było oszukać urządzenia okupanta i skierować poszukiwania na fałszywy trop, a dodatkowo bezpieczeństwo wzmacniał system mikrofonów i podsłuchów zamontowany w pobliżu wejść oraz stała obserwacja okolicy) sprawiły, że okupant nie był w stanie ustalić precyzyjnie lokalizacji „Łodzi Podwodnej”. Jedyne, co Niemcy wiedzieli to to, że w tej okolicy działa nielegalna radiostacja, którą próbowali namierzyć i zlikwidować przy pomocy ciągłych rekwizycji.
Najniebezpieczniejsza z nich wydarzyła się właśnie 3 lutego 1941 r. Okupant był co prawda daleki od wykrycia radiostacji (swoją uwagę, skupił na budynkach przy sąsiedniej Kaniowskiej, a w czasie rewizji udało się nawet dostarczyć radiotelegrafistom obiad), ale tylko łut szczęścia i zimna krew łączniczki Haliny Iwanickiej uratowały wszystkich zaangażowanych przed „wpadką”. Otóż okazało się, że telegrafiści zostawili zaszyfrowane telegramy odebrane poprzedniej nocy na stole w jednym z pokojów. Iwanicka nie wiedząc o tym, za zgodą pilnującego jej żandarma podeszła do stołu po papierosy. Kiedy zauważyła co na nim leży, kartki błyskawicznie znalazły się za jej dekoltem, a następnie zostały „zutylizowane” w toalecie. Po tych wydarzeniach i kilku kolejnych rekwizycjach w sąsiednich domach postanowiono przenieść nadawanie z potencjalnie niebezpiecznej lokalizacji, a radiostację na Fortecznej wykorzystywać tylko do odbierania wiadomości z Londynu.
Po wojnie budynek wraz z pomieszczeniem służącym za radiostację został znacznie uszkodzony. W latach 90. „Łódź Podwodną” odkopał i odrestaurował potomek budowniczego, Piotr Rodowicz.
Tablica pamiątkowa za serwisem polskaniezwykla.pl