Kartka z kalendarza – 23 listopada
23 listopada 1927 roku padł najsłynniejszy koń II Rzeczypospolitej. Tak, w panegirycznym tonie, pisał „Kurier”: „Przez trzynaście lat, od krwawych bojów Pierwszej Kadrowej pod Kielcami, służyła Komendantowi – wtedy, gdy był On Szarym Brygadierem, a potem, gdy po zwycięskim pochodzie na Kijów i pokonaniu wroga u wrót stolicy przyjmował hołd Narodu. Jak siwy koń Czarnieckiego, jak bułanek księcia Józefa, jak biały koń Napoleona – Kasztanka była ulubionym koniem Komendanta.”
Piłsudski otrzymał konia od małopolskiego ziemianina Ludwika Popiela, kiedy to, 9 sierpnia 1914 roku, legioniści maszerowali przez jego majątek. Kasztanka była koniem dość lękliwym i humorzastym, jednak wielkiej urody, stąd szybko stała się ulubienicą Komendanta i jego podkomendnych. Towarzyszyła Piłsudskiemu na całym szlaku bojowym Legionów.
Po I wojnie światowej Kasztanką zaopiekował się 7. Pułk Ułanów Lubelskich z Mińska Mazowieckiego. To stąd koń przyjeżdżał do Sulejówka, gdzie Piłsudski zamieszkał po wycofaniu się z życia publicznego. Bywała na przykład na hucznie obchodzonych imieninach marszałka, przywożono ją również, gdy w Milusinie gościły jego córki.
Po przewrocie majowym Kasztanka znów została koniem stanu. To z jej grzbietu Piłsudski odbierał listopadowe defilady. Po paradzie 11 listopada 1927 roku Wojciech Kossak namalował słynny portret konny marszałka. I właśnie powrót z uroczystości był przyczyną nieszczęścia.
Klacz została, jak zwykle, zapakowana do pociągu i odesłana do Mińska. Jednak tym razem, zapewne przez zaniedbanie, pozostawiono ją bez opieki. Podczas jazdy koń musiał spanikować i upaść. Z pociągu wyciągnięto ją w bardzo złym stanie. Po dwóch dniach, w koszarach pułku, mimo wysiłków lekarzy, padła wskutek „poważnego urazu wewnętrznego”.
Dowódca pułku, ppłk Piasecki zyskał sobie dozgonną wrogość Piłsudskiego, który ciężko przeżył zgon ulubienicy. Pochowano ją na terenie koszar i ustawiono pamiątkowy kamień. Skórę zaś zakonserwowano i wypchano, po czym ustawiono w Belwederze – co pokazuje załączone zdjęcie z 1938 roku (ze zbiorów NAC). Podczas okupacji eksponat przeniesiono do magazynów Muzeum Narodowego, gdzie ulegał powolnej degradacji.
Tam, wizytując instytucję w 1945 roku, natknął się nań Michał Rola-Żymierski. Zapytany pracownik muzeum próbował ratować sytuację, tłumacząc że to manekin do prezentowania uprzęży, jednak marszałek, sam były legionista, nie dał się zwieść. „Poznaję to bydlę! Już mnie raz kiedyś kopnęło! Nie ma potrzeby tych szczątków przechowywać!”, miał powiedzieć, co przypieczętowało losy wypchanej Kasztanki. Została spalona na dziedzińcu muzealnym we wrześniu tego roku.