Kartka z kalendarza – 19 marca
19 marca 1985 roku na dalekiej Florydzie zmarł Leopold Tyrmand, pisarz, dziennikarz i popularyzator jazzu.
Urodził się w 1920 roku w zasymilowanej rodzinie żydowskiej. Jego ojciec Zelman był drobnym hurtownikiem, a matka Maryla – bywalczynią „Ziemiańskiej”. Ukończył gimnazjum A. Kreczmara, po czym – przez rok i bez większego powodzenia – studiował architekturę w Paryżu. Po wybuchu wojny przeniósł się do Wilna, na tereny zajęte przez Związek Radziecki. Tam zaliczył niezbyt chlubny, choć pewnie zrozumiały epizod pisania do radzieckiej prasy. Wkrótce jednak nawiązał współpracę z podziemiem, został aresztowany, uciekł i po wielu perypetiach trafił do Rzeszy, gdzie pracował na fałszywych papierach. Nie udało mu się jednak przedostać do ukochanej Francji.
Do Warszawy powrócił w 1946 roku. Zamieszkał w ocalałym w dużej mierze gmachu YMCA, skąd zresztą nowe władze chciały się go później pozbyć. Pisywał do prasy, w tym „Ekspresu Wieczornego”, „Tygodnika Powszechnego” i „Przekroju”. Dał się poznać jako błyskotliwy i zdolny dziennikarz. Jego coraz bardziej nonkonformistyczne poglądy sprawiały jednak, że tracił posady w kolejnych redakcjach, aż w końcu w 1953 został bez pracy. Wtedy też powstała jego bodaj najlepsza książka: „Dziennik 1954”, panorama miasta i zbiór portretów jego mieszkańców. Zapiski jednak urywają się, gdyż Tyrmand otrzymał zamówienie na powieść, która miała się stać jego najbardziej rozpoznawalną książką: „Złego”.
„Zły” ukazał się w 1955 roku. W krytyce i kolegach po piórze wzbudził mieszane uczucia, jednak z miejsca stał się pozycją, jak byśmy dziś powiedzieli, „kultową”. Rozczytywała się w nim cała Warszawa, a sam literat za honorarium mógł sobie pozwolić na samochód (prawie niemiecki, bo wartburg!) i nowe mieszkanie – na owe czasy luksus.
W latach 1955-58 działo się w jego życiu wiele. Dwa małżeństwa, kolejne publikacje, organizacja imprez jazzowych, wszystko to okraszone „burżuazyjnym” tudzież „bikiniarskim” stylem życia. W końcu rygorystyczna władza Gomułki przestała patrzeć na Tyrmanda przychylnie – wstrzymywano mu druk, odmawiano paszportu. W końcu wyjechał z Polski – na dobre – w 1965 roku.
Na emigracji osiadł w Stanach Zjednoczonych. Pisywał dla „The New Yorkera” i „Kultury”. Z czasem jednak coraz bardziej przesuwał się na pozycje konserwatywne, piętnował „kulturę liberalną”, „niszczenie tradycyjnych wartości” i „deprawację”.
Zmarł podczas wakacji na Florydzie, w Fort Myers.
Zdjęcie za culture.pl.