skpt.warszawa@gmail.com

Kartka z Kalendarza

Kartka z kalendarza

To, że wysokość bezwzględną mierzymy w metrach nad poziomem morza, jest rzeczą raczej oczywistą. Tyle, że w Warszawie morza nie ma, a przydałby się do pomiarów wszelkiego rodzaju jakiś inny, bliższy punkt odniesienia. Poziom Wisły byłby dobry, ale niestety rzeka raz jest płytsza, a raz głębsza, o czym informują nas wodowskazy oraz komunikat w radiowej Jedynce nadawany o 11:56. Stąd już w XIX w. wyznaczono standardowy punkt, wg którego dokonuje się w Warszawie pomiarów wysokości. Jest to poziom "0" Wisły, po raz pierwszy komisyjnie oznaczony dnia 18 września 1865 roku (inne źródła, w tym popularne na "w", podają czasem 13 września) na jednym z filarów Mostu Kierbedzia. Następnie wyznaczono sześć punktów, tworzących podstawową sieć układu odniesień wszelkich pomiarów, określając tym samym ich wysokość względem zera Wisły i tym samym mieliśmy w mieście nowoczesną sieć triangulacyjną. Fun fact; wyznaczone przez punkty trójkąty zbiegały się w miejscu krzyża na kopule kościoła Św. Trójcy przy pl. Małachowskiego, który stał się centralnym punktem układu triangulacyjnego. Wracając do zera Wisły, wynosi ono obecnie 77,8746 m nad poziomem morza według układu Kronsztad-86 (co oznacza, że za zero przyjmujemy średni poziom Zatoki Fińskiej wskazywany przez mareograf w Kronsztadzie koło Petersburga). Zapewne niedługo się to zmieni, bo w 2012 weszła w życie ustawa o zmianie państwowego systemu odniesień przestrzennych i będziemy się najpóźniej od 31 grudnia 2019 roku odnosili do repera mareografu w Amsterdamie. A poziom wyznaczono na podstawie 60-letnich obserwacji najniższych stanów rzeki. Ilustracją niech będzie rysunek godła Wydziału Pomiarów z połowy XIX w.

To zdjęcie znają nie tylko warszawiacy. Stało się jedną z ikon niemieckiej agresji na Polskę we wrześniu 1939 roku. Nie wszyscy jednak wiedzą, kiedy zostało zrobione. 17 września 1939 roku – wywiązując się z tajnych ustaleń paktu Ribbentrop Mołotow, w godzinach porannych Armia Czerwona przekroczyła polską granicę. Gdy czerwona fala zalewała Polskę, Niemcy podkreślają upadek II Rzeczypospolitej ostrzałem budynków rządowych w oblężonej Warszawie. Pociski spadają na dawną siedzibę mazowieckich książąt i polskich władców, a w roku 1939 siedzibę prezydenta RP, Zamek Królewski. Przed południem gmach, będący jednym z najważniejszych symboli polskiej państwowości, staje w płomieniach. Mimo, że kolejne sekcje straży pożarnej oraz cywile - ochotnicy, nie zważając na ostrzał, stają do walki z płomieniami, pożaru długo nie udaje się opanować. Dramatyczne sceny rejestruje oko kamery filmowej: http://youtu.be/vnTp8Km2sWM Około 11:00 płomienie dosięgają mechanizmu zegarowego. O 11:15 wskazówki na zamkowej wieży zatrzymują i taką godzinę będą wskazywać aż do jesieni roku 1944, kiedy to cały Zamek legnie w gruzach, wysadzony przez barbarzyńców w mundurach Wehrmachtu. Z narażeniem życia pracownicy zamku przeprowadzają ewakuację zbiorów, zgromadzonych w salach. Na dziedzińcu, trafiony odłamkiem, ginie kustosz zbiorów Pałacu Łazienkowskiego i Zamku Warszawskiego, Kazimierz Brokl. Został pochowany przy Bramie Grodzkiej, a po zakończeniu działań wojennych ekshumowany. Miejsce jego wojennej mogiły upamiętniono głazem. Odbudowa zniszczonego Zamku rozpoczyna się w roku 1971. 19 lipca 1974 roku zakończono pierwszy etap odbudowy Zamku Królewskiego. Tego dnia tysiące warszawiaków zebrało się na Placu Zamkowym by ujrzeć moment, gdy po raz pierwszy od 35 lat ruszą wskazówki zegara, dopisując ostatni rozdział historii zdjęcia. Ruszyły o godzinie 11:15…

16 września 1978 roku zmarł w Warszawie gen. dyw. prof. dr hab. inż. Sylwester Kaliski, fizyk, komendant WAT, członek KC PZPR i minister nauki i szkolnictwa wyższego. Przyczyną śmierci generała były obrażenia odniesione w wypadku samochodowym, który miał miejsce jedenaście dni wcześniej. Jak to w Polsce bywa, nie wszyscy uwierzyli, że kraksa była zwyczajnym wypadkiem komunikacyjnym, spowodowanym przez lubiącego prędkość i brawurowo prowadzącego wojskowego. Wielu widziało w tym zdarzeniu - a są tacy, którzy widzą do dziś - zamach. Dlaczegóż profesor Kaliski miałby być celem spisku wrogich - choć wtedy formalnie zaprzyjaźnionych - sił? Zacznijmy od początku. Sylwester Damazy Kaliski urodził się w 1925 r. w Toruniu, w rodzinie zawodowego podoficera. Przymusowo wcielany do niemieckiego wojska, uciekał, co skończyło się uwięzieniem w obozie koncentracyjnym. Niedługo po wojnie ukończył studia w zakresie inżynierii lądowej na Politechnice Gdańskiej. Po studiach wstąpił do wojska i został zatrudniony na formowanej właśnie Wojskowej Akademii Technicznej. Tam piął się po szczeblach wojskowej i akademickiej kariery, a jego zainteresowania naukowe przesuwały się z mechaniki w stronę fizyki ciała stałego, fizyki plazmy i fizyki jądrowej. Tytuł profesora zwyczajnego otrzymał w roku 1961, a więc w zaledwie siedem lat po doktoracie, a dwanaście po skończeniu studiów. W 1969 r. został członkiem rzeczywistym PAN. W latach 1967-74 był komendantem-rektorem WAT. Największą sławę Kaliskiemu przyniosły badania nad syntezą termojądrową, prowadzoną w utworzonym przez niego Instytucie Fizyki Plazmy i Laserowej Mikrosyntezy. Zwolennicy teorii spiskowej twierdzą, że prawdziwym celem prac było stworzenie polskiej broni termojądrowej na zlecenie Edwarda Gierka, który chciał w ten sposób uwolnić się spod władzy radzieckich

15 września 1778 roku prezesem Kolegium Kościelnego warszawskiego Zboru Ewangelicko-Luterańskiego, jak wówczas oficjalnie zwała się parafia Św. Trójcy, został Michael Gröll (Michał Grell), warszawski drukarz i wydawca. Gröll był drugim prezesem kolegium w historii parafii. Objął to stanowisko po nieocenionym Piotrze Tepperze, który doprowadził do legalizacji zboru, jego uniezależnienia się od Węgrowa i rozpoczęcia budowy kościoła Św. Trójcy. Tepper z życia kościelnego się nie wycofał, pozostające seniorem prowincji małopolsko-mazowieckiej, jednak właśnie Gröllowi przypadł nadzór nad wybudowaniem kościoła. On też dokonał uroczystego otwarcia świątyni i przekazania kluczy zarządcy, takimi oto słowy: "Klucz ten doręczam wam w imieniu zboru, abyście używali go na żądanie Pasterzy zboru tego przy otwieraniu drzwi tej świątyni, podczas nabożeństw i takowe zamykali wedle udzielonych wam pisemnych instrukcji". Jednak nie z działalności w swej parafii Gröll najbardziej jest znany. jego działalność wydawnicza u schyłku doby saskiej i za czasów stanisławowskich jest nie do przecenienia. W Warszawie osiadł w 1759 roku. August III przydzielił mu kwaterę na Zamku i nadał tytuł komisarza królewskiego. Jego biuro było faktycznie pierwszą warszawską agencją reklamową, a wydawane pismo, "Warszawskie Extraordynaryjne Tygodniowe Wiadomości", pierwszym polskim periodykiem z ogłoszeniami. W 1763 otworzył Gröll na Marywilu księgarnię pod szyldem "Księgarnia Poetów Narodowych". Prowadził ją w bardzo nowoczesny sposób. Jako pierwszy drukował katalog wydawniczy. A że ze sprzedaży książek w XVIII w. (jak i dzisiaj) trudno było wyżyć, asortyment uzupełniał meblami, "artykułami wyposażenia wnętrz", zegarami, a nawet medykamentami. To właśnie sprzedaż leków przyniosła naszemu wydawcy majątek. Gröll druk swoich wydawnictw drukarniom pijarów i jezuitów (!), a także drukarniom w Dreźnie i Lipsku.

12 września 1979 r. osłonięto na ul. Grójeckiej pomnik obrony Warszawy we wrześniu 1939 r. i barykady, która broniła od zachodu dostępu do stolicy. Surowa bryła monumentu została zaprojektowana przez prof. Juliana Pałkę. Pomnik Składa się z trzech niezależnych części. Jadąc w stronę Centrum, po lewej stronie można zobaczyć znak 8-IX, czyli datę upamiętniającą wzniesienie barykady na ulicy Grójeckiej. Już bowiem 8 września doszło do nieudanej próby zdobycia Warszawy "z marszu" przez oddziały pancerne Wermachtu, które zostały jednak powstrzymane. Na pasie pomiędzy jezdniami można zobaczyć datę 1939 r. upamiętniającą rok bohaterskiej obronny stolicy. Dziś można zobaczyć około 40 tablic pamiątkowych, które nie były pierwotnie planowane, a obecnie trochę zaburzają już estetykę pomnika. Z kolei po lewej stronie, można zobaczyć znak 27-IX czyli datę zawieszenia broni. Barykada na ul. Grójeckiej pomimo kilkukrotnych ataków nie została nigdy ostatecznie zdobyta. Co prawda kilka czołgów przedarło się przez nią, to jednak zostały one unieszkodliwione w rejonie pl. Narutowicza. Nieco ironiczny wydźwięk może mieć to, iż równo 40 lat przed odsłonięciem pomnika - 12 września 1939, kiedy warszawiacy wespół z polską armią bohatersko bronili dostępu do stolicy, w odległym Abbeville we Franci Najwyższa Rada Wojenna francusko-brytyjską podjęła decyzję o niepodejmowaniu generalnej ofensywy lądowej na froncie zachodnim i działań powietrznych RAF nad Niemcami. Ilustracja: wikimedia.org

W pierwszą rocznicę ataku terrorystycznego na wieże Światowego Centrum Handlu w Nowym Jorku w Parku Skaryszewskim tuż przy Rondzie Waszyngtona odsłonięto pomnik - płytę pamięci polskich ofiar tej tragedii. W ruinach bliźniaczych wież zginęło bowiem sześcioro Polaków. Pomnik zaprojektował artysta Marek Moderau, zaś odsłonięcia dokonał Prezydent RP Aleksander Kwaśniewski. Wg Moderaua pomnik nawiązuje kształtem do zniszczonych budynków. Lokalizacja pomnika była krytykowana jako kiepska, a pomnik jako mało widoczny, uzasadniano je jednak 'amerykańskością' miejsca w którym stoi - niedaleko pomnika, Ronda i Alei Jerzego Waszyngtona, w parku imienia - związanego przecież z USA - Ignacego Paderewskiego. Ilustracja: wikimedia.org

O bujnym żywocie i przedwczesnej śmierci ostatnich książąt mazowieckich, Stanisława i Janusza III opowiada się często i chętnie, natomiast zwykle zbywa się to, co stało się potem. A dalej było równie ciekawie. Inkorporacja Mazowsza do Korony Królestwa Polskiego była złożonym procesem. "Podjadanie" poszczególnych ziem rozpoczęło się już w połowie XV w., kiedy to na rzecz Korony odpadają Gostynin, Rawa i Sochaczew, a pod koniec stulecia - księstwo płockie. Cały czas jednak księstwo mazowieckie z Warszawą pozostaje suwerenne, choć związane zależnością lenną. Śmierć młodych książąt dla jednych jest szokiem, dla innych okazją. Na samym Mazowszu kształtują się dwa stronnictwa. Dwór i możni będą walczyć o zachowanie odrębności, natomiast drobne rycerstwo, zmęczone książęcą samowolą i ograniczonymi, w stosunku do Korony, prawami, będzie optowało za przyłączeniem. Księżniczka Anna próbuje stosować politykę faktów dokonanych. Przybiera tytuł "jedynej księżnej, dziedziczki Mazowsza" i już nazajutrz po śmierci brata obejmuje przewodnictwo w książęcych sądach. Jednocześnie jej stronnicy pertraktują z księciem Albrechtem Hohenzollernem w sprawie małżeństwa Anny z jednym z jego braci i stworzenia unii mazowiecko-pruskiej. W kwietniu 1526 r. zbiera się sejm mazowiecki. Przybywają nań wysłannicy króla polskiego, z doświadczonym dyplomatą Wawrzyńcem Międzyleskim, Mazowszaninem z pochodzenia, na czele. Pierwszym przedmiotem sporu staje się pochówek Janusza III; dynastyczny pogrzeb powinien się wiązać ze wskazaniem następcy, więc Mazowszanie skutecznie torpedują królewską inicjatywę w tej sprawie. Dalej jest już tylko trudniej. Nawet drobna szlachta mazowiecka przezwycięża swoją niechęć i staje w obronie swojej księżnej; wyraża wręcz gotowość zbrojnej walki w jej sprawie. Mazowszanie podają w wątpliwość nawet prawomocność lennej zależności księstwa od Korony. Broni nie

8 września 1927 roku o 23:30 przed domem przy ul. Grójeckiej zatrzymał się czarny buick. Z wozu wysiadło czterech krzepkich mężczyzn uzbrojonych w pałki i doskoczyło do idącego ulicą człowieka. Jeden z nich warknął "to za te artykuliki!", po czym błyskawicznie go obezwładnili, obili pałkami, zaciągnęli do samochodu i ruszyli w stronę Janek. Wóz zatrzymał się przy jednej z glinianek na skraju Lasów Sękocińskich. Tam nieprzytomną ofiarę wyciągnięto z auta i wrzucono do dołu. Tadeusz Dołęga-Mostowicz ocknął się rano. Na szczęście jego jęki usłyszał przechodzący niedaleko miejscowy wieśniak. Wydobył go z glinianki i zawiózł do szpitala; w ocenie lekarzy - zdążył w ostatniej chwili. Prasa opozycyjna zawrzała. Rozpoczęto śledztwo, które, jak można było się spodziewać, napotykało mnożące się przeszkody. Udało się jednak ustalić, że tablice rejestracyjne wozu należały do

5 września 1831 roku zmarł w Warszawie Juliusz Kolberg, kartograf, geodeta, profesor Uniwersytetu Warszawskiego. Urodził się w 1776 r. w Woldegk w Meklemburgii w rodzinie urzędniczej. Ukończył Akademię Budownictwa w Berlinie, po czym rozpoczął pracę na terenie tzw. Prus Południowych, czyli II zaboru pruskiego. Po przegranej wojnie z Francją i zmianie granic pozostał na terenie tworzącego się Księstwa Warszawskiego, a nawet zatrudnił się w Komisji Spraw Wewnętrznych i Policji jako inspektor do spraw pomiarów. Za jego sprawą w 1808 r. powstała pierwsza mapa Księstwa. W 1810 r. zamieszkał wraz z rodziną w Przysusze k. Radomia, a w 1817 wrócił do Warszawy, by objąć katedrę miernictwa i topografii na Uniwersytecie. Kolbergowie mieszkali w budynku porektorskim, mając za sąsiadów m.in. Chopinów, Linde czy Brodzińskich. Z Chopinami przyjaźnili się szczególnie, a Fryderyk wspominał, że dzięki ich wizytom i rewizytom nauczył się niemieckiego. W kolejnych latach Kolberg piął się po szczeblach urzędniczej i akademickiej kariery. W 1820 r. skonstruował planimetr. W latach 1826-27 opracował swoje najsłynniejsze dzieło: "Atlas Królestwa Polskiego". W 1829 otrzymał od Mikołaja I dziedziczne szlachectwo Królestwa. Był ojcem m.in. Oskara, etnografa i folklorysty, Wilhelma, inżyniera i Antoniego, malarza. Ilustracja: polona.pl

Dziś obchodzimy rocznicę urodzin jednego z wybitniejszych architektów działających na krajowym podwórku tuż przed i długo po wojnie. Mowa o Marku Lewińskim, znanym szerzej jako Marek Leykam. Przed wojną jako młody adept architektury Leykam zajmował się raczej publicystyką i wiele jego projektów, mimo że startował w wielu ważnych konkursach, nie zdobywało nagród (wyjąwszy jedynie projekt meczetu na Ochocie, gdzie zdobył pierwszą nagrodę). Wojnę spędził w Szwajcarii i to tam wraz z innymi architektami pracował nad planami odbudowy kraju ze zniszczeń wojennych. Wtedy też zafascynował się surowością form architektury wczesnochrześcijańskiej, co w połączeniu z funkcjonalizmem dało późniejszy efekt w postaci projektowanych budynków. Leykam wrócił do kraju w 1947 roku i od razu zaczął wcielać w życie swoje plany. W swoich projektach wykorzystywał materiały takie jak elementy prefabrykowane z betonu, stali i drewna. Znów, nie wszystkie projekty Leykama wygrały konkursy, ale tym razem możemy mówić o większej efektywności - jego dziełami są surowe w formie "żyletkowce" - tużpowojenny gmach Sądu Rejonowego przy Marszałkowskiej, Państwowy Instytut Geologiczny przy Rakowieckiej, niskie budynki biurowe przy Barbary 1 i Wspólnej 56, ale przede wszystkim chyba gmach Prezydium Rządu przy Wspólnej 62. Budynek ten, mimo że na pozór stoi w zgodzie z kanonami socrealizmu, jest pewnego rodzaju żartem z panującej wówczas w architekturze ideologii; nawiązuje bowiem do renesansowych florenckich pałaców czy wewnątrz do krużganków Wawelu. Leykam brał również udział w projektowaniu Stadionu Dziesięciolecia (z kolegą ze szkoły J. Hryniewieckim) a także wg jego projektu powstał przeszklony wieżowiec przy Rondzie Waszyngtona (ten, który trzeba było potem zabudować bo ludziom wiało). My

"Czarnych czwartków" w historii świata było co najmniej kilka, żeby wspomnieć tylko te z roku 1970 z Gdyni, z Wall Street z 1929 roku, czy jego młodszego braciszka z roku 1987 kiedy to tąpnęły ceny złota, ale my dziś napiszemy o warszawskim czarnym czwartku, który zdarzył się dokładnie 27 lat temu. A było to tak: Około godziny 13:00 z przystanku DT Wola w al. Świerczewskiego ruszał w kierunku pętli Cmentarz Wolski dwuwagonowy skład tramwaju 27. Dostał sygnał "jedź" i ruszył. Już po ruszeniu motorniczy zorientował się, że za chwilę trafi w dwuwagonowy skład tramwaju 26, który zamiast pojechać prosto w stronę Wisły skręcił w lewo w Młynarską na nieprzestawionej zwrotnicy, która została po technicznym przejeździe innego składu. Ponieważ tramwaj zahamować jest dość trudno, to "27" wbiła się w bok "26" powodując śmierć 7 i obrażenia 73 osób. Okazało się, że tramwaj 26 był prowadzony przez niedoświadczonego motorniczego, który był nadzorowany przez bardziej oblatanego kolegę, który na pewno by podpowiedział, że należy przestawić zwrotnicę, tylko akurat zamiast nadzorować żółtodzioba, spał. Zawiniło zatem zwyczajne niedbalstwo, które, poza ofiarami, kosztowało Tramwaje Warszawskie skład, który nadawał się już tylko do skasowania (vide fotografia, którą załączamy za stroną www.nlog.org, pokazująca wagon oczekujący na kasację już w Zajezdni Wola). Jakby tego było mało, około dwóch godzin później na stacji kolejowej Warszawa Włochy doszło do kolejnej katastrofy związanej z transportem zbiorowym. Tym razem na stojący na stacji opóźniony skład podmiejski relacji Siedlce-Sochaczew najechał w wyniku zlekceważenia sygnalizacji na semaforze wjazdowym inny pociąg relacji Warszawa-Grodzisk Mazowiecki. Tym razem również nie obyło się

Pragniemy dzisiaj przypomnieć wydarzenie, jakie miało miejsce 2 września 1980 r., kiedy to warszawskie Stare Miasto zostało wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Nastąpiło to na czwartej sesji Komitetu, która odbyła się w Paryżu w dniach 1-5 września 1980 r. Po Starym Mieście w Krakowie, Kopalni Soli w Wieliczce, obozie Auschwitz i Puszczy Białowieskiej, nasza Starówka stała się piątym polskim obiektem, który uzyskał miejsce na zaszczytnej liście. Dlaczego to wydarzenie jest takie ważne dla Warszawy? Na listę zabytków, którymi opiekuje się UNESCO wpisywane są obiekty, posiadające unikatową wartość kulturową bądź przyrodniczą dla ludzkości. Wiąże się to ze szczególną ochroną, dostępem do funduszy oraz napływem turystów. Cóż zatem w warszawskiej Starówce jest takiego wyjątkowego? Pod wieloma względami Starówka jest przeciętna. Ani najstarsza, ani największa, ani najbogatsza. Paradoksalnie wpływ na to ma najtragiczniejsze wydarzenie w takcie jej 700- letniej historii, czyli okres powstania warszawskiego oraz miesiące następujące po nim. Wówczas to zabudowa w 95% legła w gruzach w wynika działań wojennych oraz celowej destrukcji. W 1945 r. zostało powołane Biuro Odbudowy Stolicy, przed którym postawiono zadanie opracowania koncepcji odbudowy miasta. Wbrew zasadom konserwacji zabytków zdecydowano się na odtworzenie całych obiektów. Jednocześnie nie zawsze wracano do wyglądu z września 1939 r., eksponując m.in. ich cechy gotyckie, bądź przywracając elementy z XVIII w., rezygnując z późniejszych, XIX- wiecznych przebudów. Kamienice otrzymały zupełnie nowy rozkład wnętrz, aby zapewnić nowym mieszkańcom komfort, o jakim nie można było marzyć przed wybuchem powstania. Zmieniono również wystrój staromiejskich kościołów oraz wygląd fasady Archikatedry. Odbudowa Zamku Królewskiego stanowiła uwieńczenie tych działań. W roku

Witamy po wakacyjnej przerwie. Wspomnimy dziś rocznicę nie tylko przytłoczoną powagą dzisiejszej daty, ale i niemodną - lecz chyba niesłusznie zapomnianą. 1 września 1882 roku zainaugurowała swą działalność założona w Warszawie Socjalno-Rewolucyjna Partia Proletariat, znana później jako 'I Proletariat' lub 'Wielki Proletariat'. Tego dnia wydała odezwę, w której, w imieniu polskich robotników, deklarowano rozpoczęcie walki klas, dążenie do wyzwolenia klas pracujących spod burżuazyjnego ucisku, nawoływano do równouprawnienia kobiet, wyznań i narodowości, demokratyzacji życia publicznego i wolności słowa. Manifest ten nie był zawieszony w próżni. Przełom lat 70 i 80 XIX wieku to okres rusyfikacyjnego wzmożenia spod znaku Apuchtina i zaostrzenie kursu wobec ruchów robotniczych. Wiosną 1882 roku Warszawa była świadkiem pierwszego masowego strajku robotników - pracowników warsztatów Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej. Strajk był odpowiedzią na próby obniżki prac i zwolnień; został stłumiony siłowo przez siły policyjne. Właśnie w cieniu tych wydarzeń grupa działaczy, na czele z przybyłym nieco wcześniej ze Szwajcarii Ludwikiem Waryńskim, stworzyła struktury organizacyjne partii i przygotowała wspomnianą odezwę. Masowa działalność partii trwa rok. Udało się zorganizować struktury i strajki w wielu miastach Królestwa. We wrześniu 1883 roku udaje się wydać pierwszy numer pisma "Proletaryat", którego winietę wszyscy dorośli Czytelnicy pamiętają na pewno ze starej stuzłotówki. Wkrótce potem większość kierownictwa zostaje partii aresztowana, a jej aktywność zdecydowanie przygasa. Kres I Proletariatowi przynosi rok 1886 i śmierć Stanisława Kunickiego, pierwszego straconego więźnia politycznego od czasów powstania styczniowego. Ilustracja: wikimedia.org

Dziś chcemy przypomnieć rocznicę wydarzenia, które nieodwracalnie odmieniło losy świata i zakończyło okres pokoju w Europie, trwający 99 lat od końca wojen napoleońskich. 1 sierpnia 1914 r. lokalna wojna pomiędzy Austro-Węgrami a Królestwem Serbskim przemieniła się w konflikt ogólnoeuropejski. Stało się tak za sprawą wypowiedzenia wojny przez Cesarstwo Niemieckie Cesarstwu Rosyjskiemu. Był to początek lawiny, który wciągnął do Wielkiej Wojny większą cześć Europy, w szczególności wszystkich zaborców. Jak miała pokazać historia, Wielka Wojna stała się dla Starego Kontynentu przekleństwem, jednak dla Polski okazała się wykorzystaną szansą na odzyskanie niepodległości. I Wojna Światowa doprowadziła wbrew najśmielszym przypuszczeniom do klęski wszystkich trzech zaborców, a zręczna polityka polskich przywódców sprawiła, iż Polska znalazła się w gronie państw zwycięskich. 1 sierpnia 1914 r. upłynął w Warszawie pod znakiem rozpoczętej dzień wcześniej mobilizacji. Może wydać się to dziwnym, ale przemarsze lub przejazdy wojska carskiego stawały się okazją dla przechodniów do demonstracji swojej sympatii dla rekrutów. Nastrój antyniemiecki był w mieście powszechny. 3 sierpnia zawiązał się Komitet Obywatelski, który wkrótce stanie się głównym ośrodkiem władzy w mieście. Warszawa miała odczuć skutki wojny jesienią tego roku, kiedy dochodziło do bombardowania miasta przy pomocy sterowców, a problemy z zaopatrzeniem stały się coraz dotkliwsze. Niemal dokładnie rok później, 4 sierpnia, Rosjanie opuszczą miasto. Rozpocznie się w jego dziejach zupełnie nowa epoka.

Kiedy się wyjeżdża z Warszawy autobusem podmiejskim ZTM albo kończy swoją podróż na osiedlu Niedźwiadek, jedzie się ulicą Mariana Keniga. A że patron ulicy nie taki znów oczywisty - kilka słów wyjaśnienia. Pochodzący z pruskiego szlacheckiego rodu von Konigów urodzony 29 lipca 1895 roku Marian Kenig był od młodości związany z warszawskimi ruchami lewicy niepodległościowej. Był synem Stanisława, fabrykanta z ulicy Gęsiej, i - jak wielu mu podobnych - w czasie wielkiej wojny zaangażował się w struktury PPS, w których pozostał do rozwiązania partii w 1948 roku. W Wojsku Polskim dosłużył się stopnia kapitana, w wojnie 1920 roku walcząc w szeregach Legii Akademickiej. Po przeniesieniu do rezerwy angażował się w ruchy spółdzielcze, w latach 30. pracował w BGK. Najistotniejsze w życiorysie Keniga wydarzyło się we wrześniu 1939 roku. 6 września pułkownik Umiastowski wydał idiotyczny apel dotyczący ewakuacji wszystkiego i wszystkich z Warszawy na wschód. Wiele osób posłuchało, pogłębiając wywołany bombardowaniami i nalotami chaos na drogach wyjściowych ze stolicy. Jedną z niewielu organizacji,które zabroniły swoim członkom się ewakuować, był warszawski PPS, który pozostał przy Wareckiej i nadal wydawał "Robotnika". Sam Kenig, przy aprobacie gen. Waleriana Czumy, zorganizował spośród członków PPS sześciotysięczne Robotnicze Brygady Obrony Warszawy, które w wydatny sposób pomagały zorganizowanej naprędce jednostce armii bronić miasta. Po 17 września Kenig był jednym z tych działaczy PPS, który kategorycznie sprzeciwiał się infiltracji jego szeregów przez komunistów. Po wojnie i pobycie w oflagu wrócił do Warszawy gdzie pracował w BGK zarządzając tam do 1948 roku kołem PPS. W roku 1950 wyrzucony z PZPR (oraz z pracy)

28 lipca 1826 r. zmarł w Warszawie w obecnym Pałacu Prezydenckim gen. Józef Zajączek herbu Świnka, postać o bardzo ciekawym życiorysie. Z Warszawą łączy go nie tylko miejsce jego śmierci oraz miejsce złożenia części jego doczesnych szczątków w katakumbach Cmentarza Powązkowskiego. Do historii gen. Zajączek przeszedł jako Namiestnik Królestwa Polskiego. Funkcję tę sprawował od 25 grudnia 1815 r. aż do chwili swojej śmierci. Wielu współczesnych zarzucało mu, iż sprawował swój urząd z nadmierną uległością względem cara oraz wks. Konstantego. Był on jedynym Polakiem, który sprawował tą funkcję. Większa część życia gen. Zajączka upłynęła jednak nie za administracyjnym biurkiem, lecz na wojennym polu. Najprawdopodobniej już w wieku 16 lat zaciągnął się do armii hetmana Ksawerego Branickiego. Brał udział w konfederacji barskiej, a następnie przez pewien czas walczył na Bałkanach z Rosją. Po powrocie do kraju dalej służył pod dowództwem hetmana Branickiego. Był posłem na Sejm Wielki w 1790 r. i w trakcie jego obrad nawiązał kontakty z polskimi jakobinami, do których przystał. Jego rewolucyjne sympatie nie przeszkodziły mu jednak później współpracować z caratem. W powstaniu kościuszkowskim był dowódcą dywizji i m.in. dowodził lewym skrzydłem polskich sił w bitwie pod Racławicami. Wysłany w Lubelskie w celu utrzymania obrony na linii Bugu, poniósł porażkę w bitwie z wojskami rosyjskimi pod Chełmem 8 czerwca 1794 r. Po klęsce pod Maciejowicami stał się faktycznym dowódcą wojsk powstańczych, mimo pozostawania na stanowisku Naczelnika Tomasza Wawrzeckiego. Po upadku powstania i III rozbiorze Polski Józef Zajączek przeniósł się do Francji, gdzie wstąpił do tamtejszej armii i wraz z Napoleonem udał się

Są w pejzażu Warszawy takie budynki, które może i nie są specjalnie stare, ale dobrze wrosły w miasto. Na pewno można zaliczyć do nich bardzo do siebie podobne budynki Kina Iluzjon, dawnego Kina Ochota, obecnie Och!Teatru Krystyny Jandy oraz sklep MarcPol na Podskarbinskiej (dawne Kino 1 Maj). Łączy je osoba projektanta - zmarłego równo dwa lata temu architekta Mieczysława Pipreka. Był to architekt z pokolenia zdobywającego szlify tuż przed, w trakcie i po wojnie, podobnie jak Arseniusz Romanowicz czy najmłodszy Sigalin. Przed wojną ten młody (ur. 1918) adept zdążył terminować u Brukalskich, wraz z nimi projektując polskie pawilony na wystawy światowe oraz wnętrza transatlantyków Batory i Sobieski. W czasie wojny i tuż po niej włączył się w pracę konspiracyjnej, a potem już jawnej pracowni Bohdana Pniewskiego. Od roku 1954 pracował w 'Miastoprojekcie' i w ramach jego współrealizował dzielnice rządową przy Kruczej. Niejako równolegle stworzył projekt 'ludowego' kina - nie takiego 'kinotieatru' rodem z ZSRR, ale prostego, wręcz funkcjonalistycznego, z prostą, niemal pozbawioną zdobień bryłą sali i okrągłym westybulem. W latach 60. brał udział w odbudowie Teatru Wielkiego - jego projekt południowej części zakładający powstanie w niej Muzeum Teatru nie został jednakże zrealizowany mimo otrzymania w konkursie I nagrody, splendory przypadły sławniejszemu Pniewskiemu. Piprek był również specem od architektury Finlandii - poświęcił jej wiele prac i monografii. Pochowany jest na cmentarzu ewangelicko-augsburskim przy Młynarskiej. Przy okazji: mimo że nie zostawił po sobie wiele, jego nazwisko zostawiło ślad w slangu architektów. 'Piprekiem' określają oni takie okrągłe wejście, jakie do dziś możemy oglądać przy Narbutta w budynku kina

Wyjeżdżający z Warszawy w kierunku Starych Babic i Leszna zwykle zwracają uwagę na mijane dwie wsie o charakterystycznych nazwach: Blizne Jasińskiego i Blizne Łaszczyńskiego. Jest to ślad po dziewiętnastowiecznym podziale majątku pomiędzy te dwa rody. Jeszcze na przedwojennych mapach było też widoczne Blizne-parcelacja, czyli grunty, na których w 1864 uwłaszczono miejscowych chłopów. Przypominamy o majątku Blizne po to zaś, by wspomnieć rocznicę urodzin najsłynniejszego chyba przedstawiciela rodu Łaszczyńskich, Jakuba Ignacego, urodzonego 24 lipca 1791 roku. Po ukończeniu szkoły pijarskiej na Faworach, w 1807 roku wstąpił do korpusu urzędniczego powstającego Księstwa Warszawskiego. Powoli piął się po szczeblach kariery, w 1829 roku zostając generalnym inspektorem Wydziału Dróg i Komunikacji Lądowej i Wodnej Komisji Rządowej Spraw Wewnętrznych i Policji (och!). Od powstania listopadowego trzymał się z daleka, dzięki czemu w listopadzie 1831 roku został wyznaczony przez Rząd Tymczasowy prezydentem Warszawy. Nie było to jednak zwieńczenie jego kariery - w 1841 roku został gubernatorem mazowieckim, a w 1845 stanął na czele powiększonej guberni warszawskiej. Urząd ten sprawował niemal do śmierci w 1865 roku. Jako urzędnik lawirował między lojalnością wobec rosyjskiej władzy a powinnościami wobec rodaków. Realizował program "pozytywistyczny": rozbudowywał infrastrukturę, dbał o finanse, organizował roboty publiczne i pomoc bezrobotnym. Był członkiem organów nadzorczych Instytutu Agronomicznego, Szpitala Dzieciątka Jezus, Towarzystwa Dobroczynności i innych. Opracował plan regulacji Pragi, zwany Planem Łaszczyńskiego. O zaufaniu, jakim darzyli go carscy namiestnicy świadczy fakt, ze pełnił nawet obowiązki kuratora warszawskiego okręgu szkolnego, stanowiska zarezerwowanego już wtedy dla Rosjan. Kiedy jednak je objął zwolnił z funkcji najbardziej znienawidzonych przez Polaków urzędników. Jakub Ignacy Łaszczyński został pochowany przy

Poniński się nazywam, Adam mi z imienia,Szubienicę mam łożem i głazem wspomnienia. Tą anonimową fraszką z epoki wspominamy 23 lipca 1798 r., kiedy to zmarł książę Adam Poniński herbu Łodzia, który przeszedł do polskiej historii jako archetyp zdrajcy ojczyzny. Powodów ku temu było wiele. Poniński rozpoczął karierę od posłowania w latach 60. XVIII na sejmy. Dość szybko dał się poznać jako osoba o wielkich ambicjach oraz braku jakichkolwiek skrupułów. Szambelan dworu pruskiego Ernest von Lehndorff napisał o Adamie Ponińskim w swoich pamiętnikach "Jest toto jedyna osobistość w Warszawie, którą się brzydzę". Za swoje usługi Poniński zaczął pobierać stałą pensję od dworu rosyjskiego oraz pruskiego. Do tego dochodziły specjalne gratyfikacje, za specjalne zadania. Poniński był jednym z przywódców konfederacji radomskiej zawiązanej z inicjatywy ambasadora Repnina. Został również marszałkiem sejmu rozbiorowego, a jego podpis widnieje pod dokumentem cesji ziem Rzeczypospolitej na rzecz zaborców. Na obrazie Matejki "Rejtan - upadek Polski", który możemy podziwiać na Zamku Królewskim, Poniński został namalowany w samym środku dramatycznej sceny próby powstrzymania przez Tadeusza Rejtana zatwierdzenia rozbioru. Poniński ubrany w czerwono-złoty frak, zirytowany działaniem Rejtana wskazuje na uchylone drzwi sali sejmowej. Matejko namalował na jego twarzy irytację, ale również determinację. Warto zwrócić uwagę na malutki detal, u stóp Ponińskiego widać wirującą monetę, którą należy tłumaczyć jako symbol zdrady i sprzedania Ojczyzny. Ciężko zarobione pieniądze Poniński zwykł wydawać w Pałacu Radziwiłłowskim, gdzie prowadził przybytek podobny do obecnych kasyn. Interes ten jednak kosztował księcia więcej, niż przynosił zysku. Zadłużenia nie udało się podreperować stanowiskiem podskarbiego wielkiego koronnego oraz pobieraniem opłaty przewozowej za most łyżwowy

"Działo się w Pałacu Królewskim w Dreźnie, dnia 22 lipca 1807 r. Napoleon, z Bożej łaski i przez Konstytucję, Cesarz Francuzów, Król Włoski, Protektor Konfederacji Reńskiej: potwierdziliśmy i potwierdzamy powyższą Ustawę Konstytucyjną podana nam w skutku 5 artykułu traktatu zawartego w Tylży, a którą My uważamy za zdolną dopełnić nasze obowiązanie względem ludów Warszawy i Wielkiej Polski, godząc oraz ich swobody i przywileje ze spokojnością państw ościennych." Doskonale znany obraz Baciarellego, przedstawiający nadanie Księstwu Warszawskiemu konstytucji, prezentuje to wydarzenie jako podniosły, wiekopomny akt. W rzeczywistości scena ta nigdy nie miała miejsca i jest wyłącznie wytworem artystycznej wyobraźni malarza. 19 lipca 1807 roku delegacja Komisji Rządzącej spotkała się z przebywającym w Dreźnie cesarzem. Większość, z sędziwym Małachowskim na czele, oczekiwała przywrócenia konstytucji z 1791 roku. Potocki i Wybicki zaś oczekiwali nowych, nowoczesnych fundamentów ustrojowych nowego państwa. Być może dlatego artysta tak wyraźnie rozdzielił na obrazie obie grupy. Napoleon potraktował delegację dość obcesowo. Nie wdając się w dysputy, w niespełna godzinę podyktował najważniejsze tezy konstytucji sekretarzowi stanu Maretowi. Co najwyżej rzucał w stronę Polaków retoryczne pytania, nie oczekując odpowiedzi. Delegaci (prawdopodobnie ręką Stanisława Potockiego) wnieśli zaś swoje uwagi na marginesie tekstu. 22 lipca Napoleon bynajmniej nie wręczył delegacji egzemplarza konstytucji. W biegu podpisał podsunięty przez Mareta tekst, po czym natychmiast wyjechał do Paryża. A członkowie Komisji? Cóż, najprawdopodobniej cesarz oszczędził nieco im wstydu, gdyż, jak wspominał Gutakowski, "Uważaliśmy wiele odmian dla nas nie bardzo przyzwoitych, z popraw zaś w czasie pierwszego czytania czynionych żadnej umieszczonej nie znaleźliśmy, chociaż minister zdawał się na nie wtenczas zgadzać. Na koniec trzeba

You don't have permission to register