Kartka z kalendarza – 13 kwietnia
Zostańmy jeszcze na chwilę w epoce stanisławowskiej, choć, prawdę mówiąc, już u jej zupełnego schyłku.
13 kwietnia 1794 roku nuncjuszem apostolskim w Polsce, rezydującym w Warszawie, został kardynał Wawrzyniec Litta, Włoch. W zasadzie Litta przybył do Warszawy już w marcu, a sakrę biskupią i nominację na nuncjusza otrzymał w Rzymie w listopadzie roku poprzedniego, ale stanowisko objął dokładnie 222 lata temu, przez co stał się mimowolnym świadkiem i uczestnikiem wielu istotnych wydarzeń.
Był to, można by powiedzieć, ostatni moment na objęcie nuncjatury. 17 kwietnia wybuchła w stolicy insurekcja, w wyniku której większość dyplomatów uciekła lub wyjechała bojąc się o własne życie. Litta w Warszawie został, prowadząc ożywioną korespondencję zarówno z Prusakami jak i z Rosjanami. Był w stolicy również wtedy, kiedy odbywało się w niej tzw. „wieszanie zdrajców” i jego osobista interwencja uchroniła przed smutnym losem biskupa chełmskiego Wojciecha Skarszewskiego (w przypadku Ignacego Massalskiego ta sztuka się już nie udała). Ogólnie jego stosunek do powstania był negatywny, głównie z powodów, o których jeszcze wspomnimy.
Kiedy powstanie było już przegrane i Suworow dokonywał rzezi mieszkańców na prawym brzegu, to Litta, w towarzystwie ambasadora brytyjskiego Gardinera, przedostał się na Pragę, błagając generała o ocalenie mieszkańców. Później monsignor brał udział w negocjacjach ustalających warunki III rozbioru, podczas których był oponentem wobec pomysłów carycy Katarzyny. Pobudki jego były jednak identyczne jak w przypadku opozycji wobec insurekcji – chciał uchronić stan posiadania Kościoła na ziemiach dawnej Polski, Katarzyna bowiem czyniła na to dość skuteczne zakusy.
Z tego też zapewne powodu pozwolił sobie na demonstracyjne utrzymywanie nuncjatury w Warszawie. Z Suworowem był dobrze dogadany, ale Warszawa trafiła się ewangelickim przecież Prusom, którzy mogli zrobić Kościołowi kuku. Biskup w mieście zatem został i przebywał w niej aż do lutego 1797 roku, kiedy papież po koronacji nowego cara polecił mu udać się do Petersburga i tam walczyć (dość skutecznie) o postpolskie katolickie i unickie diecezje. Jak napisał Norman Davies, „Herb Stolicy Piotrowej, który jak wyzwanie wisiał na bramach nuncjatury, był ostatnim widomym wyrazem kondolencji składanych z powodu zgonu Rzeczypospolitej. (…) Gdy tylko jego orszak skręcił za róg ulicy, policja usunęła z bram kłujące w oczy herby i jako trofea przekazała je do muzeum. Był to ostatni na dalsze 121 lat incydent dyplomatyczny w Warszawie.”.
Ilustrujemy wpis portretem kardynała Litty, który po wyjeździe z Polski był nuncjuszem w Petersburgu, szefem działu inkwizycji od zakazanych ksiąg, watykańskim finansistą i hobbystycznie tłumaczem z greckiego. Podajemy ilustrację za wikipedią. Żeby nie było nudno, tym razem pan na portrecie będzie patrzył w lewo.