Kartka z kalendarza – 24 listopada
Niektórzy historycy twierdzą, że plan kolumny zrodził się w głowie samego Zygmunta niedługo po przeprowadzce dworu do Warszawy; na przeszkodzie tym planom stanęły jednak rokosz Zebrzydowskiego i moskiewskie awantury. Zarzucony projekt podjął więc dopiero Władysław, w chwili względnego spokoju, kiedy przez 11 już lat Polska nie toczyła żadnej wojny.
Jak by nie było, w roku 1643 wyłupano w Czerwonej Górze trzon kolumny (miał być znacznie wyższy, ale w trakcie wykonywania pękł; dość powiedzieć, że nawet w latach 40. XX w., przy całej nowoczesnej technologii uzyskanie takiego bloku skalnego było nie lada sztuką), spławiono Wisłą i postawiono przy pomocy widocznej na rycinie techniki na Placu Zamkowym, na gruntach wówczas należących do panien bernardynek. Dodano posąg króla (wówczas jeszcze złocony, co widać nawet u Canaletta) odlany w ludwisarni Daniela Thyma i kolumna mogła cieszyć oczy.
Mało brakowało, a cieszyłaby oczy… Petersburżan. Po wojnie północnej August II, aby przypodobać się Piotrowi Wielkiemu zaproponował mu przeniesienie kolumny do nowopostawionego Petersburga. Piotr się nawet zgodził, ale cała rzecz kosztowałoby zbyt wiele zachodu (i rubli), więc od dzieła odstapiono.
Trzon zaś tej pierwotnej kolumny sprzed 370 lat można oglądać przed wejściem do kas biletowych Zamku Królewskiego.
Na ilustracji rycina Willema Hondiusa z 1646 roku, najstarszy zachowany wizerunek Kolumny, prawdopodobnie oparta na rysunkach Locciego. Za mnw.art.pl.