Kartka z kalendarza – 25 listopada
„(…)niniejszym aktem najuroczyściej ogłaszamy, że wolnie i z własnej woli wyrzekamy się bez ekscepcji wszelkich praw Naszych do Korony Polskiej, do Wielkiego Księstwa Litewskiego i innych należących do nich krajów, jako też znajdujących się w nich posesji i przynależytości (…)”
Powyżej przytoczyliśmy fragment aktu abdykacji, jak się przyjęło ostatniego króla polskiego Stanisława Augusta Poniatowskiego. Podpisał go na zamku w Grodnie 25 listopada 1795 r. w 31. rocznicę swej koronacji. Tekst przygotował rosyjski dyplomata Nikołaj Repnin i jako reprezentant imperatorowej zadbał o odpowiedni wydźwięk dokumentu. Mowa w nim o „nieszczęśliwie zdarzonej insurekcji”, która doprowadziła kraj do upadku, zaś mocarstwa ościenne powodowane dobrem mieszkańców Polski mają przywrócić ład i porządek w kraju. Abdykacja była składana na ręce Katarzyny II. Za ogólnikami kryła się bardzo konkretna i tragiczna prawda tak dla króla jak i jego królestwa. Przegrana insurekcja kościuszkowska przyniosła kres siły zdolnej przeciwstawić się zbrojnie zaborcom, zaś ościennym dworom uzmysłowiła, że żadna forma trwania państwa polsko-litewskiego nie jest zgodna z ich interesami, gdyż stanowi zarzewie buntu.
Wielu zarzuca Stanisławowi Augustowi zbytnią uległość w stosunku do Rosji oraz przekładanie własnego uczucia do Katarzyny nad interes państwa. Wydaję się jednak, iż prawda jest znacznie głębsza i niejednoznaczna. Z jednej strony bowiem Stanisław August nie był politykiem o silnym charakterze, bądź osobowości którymi by zdominował scenę dziejów. Z drugiej jednak strony każdy ruch pociągał za sobą reakcję bądź to ościennych mocarstw, bądź krajowej opozycji. Pomimo panowania naznaczonego serią klęsk Poniatowski, za każdym razem starał się w porażkach znajdywać szansę do zreformowania i umocnienia kraju. Nie są to działania spektakularne i może przez to niezrozumiałe i nie wpisujące się w ulubioną polską narrację. Być może podpisując akt abdykacji Poniatowski również miał nadzieję, że fortuna jeszcze do niego wróci. Stało się jednak inaczej, a „ostatni król Polski” zmarł na obczyźnie w Sankt Petersburgu.
Ilustracją dzisiejszej kartki z kalendarza jest obraz Marcello Bacciarellego „Portret alegoryczny”, który choć namalowany w 1793 r. idealnie oddaje wspominane dziś wydarzenie. Dzieło zawiera szereg alegorii, co do których badacze spierają się do dzisiaj. Król siedzi w komnacie oczekując zdarzeń. Jego postać skąpana jest w nadnaturalnym, subtelnym świetle. Uważny obserwator zauważy początek lub koniec burzy za oknem oraz prześwitujące przez ciężkie i groźne chmury słońce. Kluczowym elementem jest czas, którego symbolika podkreślona jest przez przesypujący się piasek w klepsydrze, stojącej w koronie. Ponieważ obraz był malowany w czasie, kiedy co do przyszłości Rzeczpospolitej nie zapadły jeszcze ostateczne decyzje, nadzieję wprowadza napis umieszczony na blacie stołu: „Quaesivit coelo lucem” – „Szukał światła na niebie”, pochodzący z Eneidy. Był to przedostatni portret Stanisława Augusta namalowany przez Bacciarellego.