Kartka z kalendarza – 6 października
Kiedy słyszymy zwrot „hołd pruski”, większości z nas przypomina się imponujący obraz Jana Matejki o tym samym tytule. Widzimy na nim klęczącego Albrechta Hohenzollerna przed królem polskim Zygmuntem I Starym na rynku w Krakowie. Tymczasem na siedem hołdów władców pruskich pięć odbyło się w Warszawie. Dziś wspomnimy ostatni z nich, który miał miejsce 6 października 1641 r. na dziedzińcu Zamku Królewskiego.
Do tej szczególnej uroczystości polski władca szykował się od dawna. Władysław IV w 1641 r. miał 46 lat i na koncie zwycięskie wojny z Moskwą oraz Turcją. Rzeczpospolita pod jego rządami osiągnęła największe rozmiary w swojej historii. Przyszłość zarówno Rzeczpospolitej, jak i dynastii Wazów wydawała się świetlana. Władysław IV został wybrany królem na niemal jednogłośnej elekcji, a jego dorastający syn miał wszelkie widoki, że odziedziczy w przyszłości koronę. Warszawa tamtych czasów, choć była miastem stosunkowo niewielkim, to jednak przyciągała artystów z całej Europy, liczących na mecenat Władysława IV.
Nieco inaczej przedstawiała się sytuacja drugiego bohatera naszego wydarzenia. Fryderyk Wilhelm był wówczas 21-letnim młodzieńcem. Po zmarłym kilka miesięcy wcześniej ojcu odziedziczył niewielkie państwo wtłoczone pomiędzy potężnych sąsiadów: Rzeczpospolitą, Szwecję oraz Austrię. Chociaż państwo pruskie nie brało otwarcie udziału w wojnach, to jednak zmagania ościennych mocarstw rujnowały kraj.
Władysław IV udzielił gościny Fryderykowi Wilhelmowi w specjalnie na ten cel przygotowanym Zamku Ujazdowskim. Miał to być pokaz siły i bogactwa Rzeczpospolitej. „Na homagium Kurfirsta Jego Mości” z Krakowa zwożono Wisłą „zwierzynę i frukty”, z samego Wiednia zaś – wyborne wina francuskie, włoskie i reńskie. 5 października elektor spotkał się z królem. Ubrany był w czarną szatę podszytą gronostajami, na znak żałoby po ojcu. Król odzianym był z kolei w czerwoną suknię podszytą skórami pantery. Następnego dnia Władysław IV przyjął elektora na specjalnie przygotowanym na tę uroczystość dziedzińcu Zamku Królewskiego. Ubrany był w stój koronacyjny, a na jego głowie spoczywała korona moskiewska. Króla otaczali urzędnicy i dworzanie, a z okien Zamku wydarzenie obcerowała królowa Cecylia Renata. Jak zapisał naoczny świadek Albrecht Stanisław Radziwiłł Elektor dwa razy „uczynił rewerencję” królowi, „na kolanach dość długo po łacinie perorował dobrym akcentem”, a po odpowiedzi kanclerza koronnego złożył przysięgę „zdyszanym głosem”. Po podziękowaniu za „konferowane dobrodziejstwo” został przez Władysława podniesiony i posadzony obok. Wieczorem na Zamku odbył się wielki bankiet, zaś dwa dni później w zamkowej sali teatralnej wystawiono 4 godziną operę o Eneaszu. Zabawy trwały w Warszawie jeszcze przez kilka dni.
Fortuna pokazała jednak, że młodzieniec klęczący przed stopami Władysława IV przeżył go, a jego potomkowie władali Brandenburgią i Prusami do XX wieku. Dzięki zręcznemu lawirowaniu Fryderyk Wilhelm uniezależnił się od Rzeczpospolitej wykorzystując czas „Potopu”, doprowadzając do zerwania zależności lennej. Do Warszawy powrócił wraz z królem szwedzkim, w 1656 r. zadając cios armii polsko-litewskiej. Za swoje zasługi na rzecz Prus został nazwany Wielkim Elektorem. Z kolej Władysław IV zmarł zaledwie 7 lat później, przeżywszy wcześniej śmierć swoich dzieci. W chwili jego śmierci na Ukrainie wybuchał właśnie płomień powstania Chmielnickiego, które zakończyło Srebrny Wiek Rzeczpospolitej. Dynastia Wazów zakończyła swoje rządy w Szwecji w 1654 r., zaś w Rzeczpospolitej w 1668 r.
Ilustracją jest obraz Wojciecha Kossaka „Drapieżny lennik” z 1909 roku (pinakoteka.zascianek.pl).