skpt.warszawa@gmail.com

Kartka z Kalendarza

Kartka z kalendarza – 7 stycznia

Kartka z kalendarza – 7 stycznia

Historia, o której dziś opowiemy, wcale nie musiała się wydarzyć 7 stycznia 1569. Co więcej, wcale nie musiała się wydarzyć. Ale jest malownicza.

Otóż król Zygmunt August po śmierci swojej drugiej żony, Barbary Radziwiłłówny, popadł w melancholię i zaburzenia psychiczne. Kolejnej żony, Katarzyny, nie kochał, zdrowie mu bardzo nie dopisywało (zapewne zresztą wspomniane melancholia i zaburzenia wynikały z syfilisu, na który cierpiał), i z przekazów jemu współczesnych wynika, że zajmował się głównie wiedzą ezoteryczną i tego typu głupotami. No i tu dochodzimy do naszej legendy, czyli wywołania ducha Barbary Radziwiłłówny.

W wersji „kanonicznej” ducha wywołał mistrz Twardowski na Wawelu w roku 1551. Ale istnieje również inna wersja wydarzeń. Podaje ją Jan Giza, mieszczanin warszawski, wg którego ducha wywołano 7 stycznia 1569 roku na Zamku w Warszawie, bez obecności Twardowskiego, a z „pomocą” czarownicy z Błonia, która wcześniej leczyła króla z różnych dolegliwości. Ponieważ miała wpływ na króla, z łatwością przyszło jej podsunąć Zygmuntowi Augustowi myśl o możliwości wywołania ducha Barbary; udzieliła też królowi wskazówek, co powinien czynić. Zaleciła więc post jednodniowy i podała parę zaklęć, które trzeba było wymówić o północy w komnacie oświetlonej jedną tylko świecą.

Król postanowił dokonać inwokacji na Zamku w nocy z 7 na 8 stycznia 1569. 4 stycznia wszystko już było przygotowane. W pokoju innego królewskiego sługi, Grota, leżały suknie dokładnie skopiowane według tych, które nosiła królowa Barbara, nasmarowano zawiasy drzwi prowadzących do komnaty, w której miał się odbyć niesamowity obrzęd. Rolę Barbary miała odegrać jedna z zakonnic przebywająca u Panien Bernardynek, Barbara Giżanka, dawno już poinformowana o szczegółach planu i zgadzająca się bez najmniejszych trudności na odegranie roli ducha królowej.

W oznaczonym terminie król od godziny 8 wieczór przebywał samotnie w komnacie. Około godziny 10 przybyła do Zamku baba czarownica, którą sprowadził w największym sekrecie pokojowiec. Lubowiecki. Na krótko przed północą król oddalił dworzan i pozostał w komnacie z czarownicą. Ta udzieliła monarsze ostatnich wskazówek i opuściła pokój, pozostawiając go samego. W przyległej komnacie czatowali przy drzwiach pokojowcy Grot, Lubowiecki, Lepkowski i Wypczyński, dalej oczekiwała „Barbara”.

Czarownica wychodząc z pokoju królewskiego pozostawiła drzwi niedomknięte, dzięki czemu dworzanie słyszeli wszystko, co się wewnątrz dzieje. Kiedy rozległy się słowa zaklęcia, wypowiedziane drżącym i stłumionym głosem króla, Lepkowski ostrożnie uchylił drzwi, a królewski doradca, Jerzy Mniszech, popchnął w ich kierunku Barbarę. Giżanka w tej decydującej chwili straciła panowanie nad sobą i chciała się cofnąć. Ale było już za późno, znalazła się w komnacie. Rozległ się stłumiony, pełen radości okrzyk króla. Zanim jednak król zdążył podbiec do zjawy, zgasła świeca, którą znajdujący się w sąsiedniej komnacie. Wypczyński strącił z kominka kijem poprzez wywiercony w ścianie otwór. Tymczasem Giżanka umknęła szybko do pokoju Mniszcha i po upływie kwadransa znajdowała się już w swej klasztornej celi. A do nieszczęśliwego króla trzeba było czym prędzej sprowadzić medyka. Giza dodaje, że Giżankę sprowadził do Zamku Mniszech, korzystając z podziemnego przejścia łączącego Zamek z klasztorem bernardynek…

Tak naprawdę całą hecę zaaranżowali Mikołaj i Jerzy Mniszchowie, szare eminencje na dworze królewskim w czasach późnego Zygmunta Augusta. Podsuwając królowi Giżankę, która nota bene niebawem została królewską kochanką i urodziła mu nawet córkę, Mniszchowie urzeczywistniali plan uzależnienia króla od siebie i zostania jeszcze bardziej wpływowymi ludźmi.

Na ilustracji dziewiętnastowieczny obraz Wojciecha Gersona, pokazujący rzeczone zdarzenie, za staremiasto.waw.pl, fragmenty opisu za fotografika-kurc.prosta.pl

Leave a Reply:

You don't have permission to register