skpt.warszawa@gmail.com

Kartka z Kalendarza

czerwiec 2021

"Ucinał z pistoletu nitki przywieszone, kulę w kulę pędził z prawej i lewej ręki strzelając, i na wspak pistolety obracając w cel uderzał; z muszkietu od gęby bez przykładu ubijał na tysiąc kroków" - taka charakterystyka wybranego 27 czerwca 1697 roku na króla Polski elektora saskiego Fryderyka Augusta I Wettina zachowała się dzięki wojewodzie mińskiemu Krzysztofowi Zawiszy. Jak to się jednak stało, że po prowadzącym profrancuską politykę Janie III na tronie nie zasiadł kontynuator tej linii, a ktoś z zupełnie przeciwnego obozu? Jan Sobieski zmarł w czerwcu 1696 roku. Miał on plany dynastyczne i jako następcę widział któregoś ze swoich synów, najchętniej królewicza Jakuba. Z wielu przyczyn, począwszy od politycznych (opozycja magnatów) aż po osobiste (królewicz, delikatnie mówiąc, w ojca się nie wdał pod żadnym względem) kandydatury Jakuba nikt pod uwagę nie brał. Ale ponieważ żyła i miała się dobrze Marysieńka, to stronnictwo francuskie wybrało na kandydata podsuniętego im przez Marysieńkę i Ludwika XIV członka rodziny królewskiej, księcia Franciszka Ludwika Burbon Conti, z łacińska zwanego Kondeuszem. Kandydatów było więcej, niektórzy całkiem egzotyczni, jak syn wdowy po Michale Korybucie, Leopold Lotaryński, kuzyn papieża, rzymski książę Don Livio Odescalchi oraz margrabia Badenii Ludwik. Plus oczywiście dziedziczny książę Oławy Jakub Sobieski oraz dość późno wysunięty pomieniony wcześniej elektor Saksonii. Wszystko wskazywało na to, że królem zostanie Kondeusz, bo opozycja była bardzo rozproszona i na polu elekcyjnym doszło do podziału (fizycznego!) na zwolenników i przeciwników Francuza. Wyglądało nawet że szlachta weźmie się za łby, ciągle jeździły poselstwa, żeby się przekonywać (przekonywać, hehehe) a cała elekcja odbywała się

25 czerwca 1568 roku uroczyście wbito pierwszy pal, rozpoczynając budowę pierwszego mostu przez Wisłę. Było to zdecydowanie największe wyzwanie inżynierskie, przed jakim stanęła Warszawa, a może i całe państwo, w tej epoce. Warszawa była już ważną rezydencją królewską, a już rok później w Lublinie zawarto unię realną pomiędzy Królestwem Polskim, a Wielkim Księstwem Litewskim, gdzie postanowiono, iż wspólny Sejm będzie się odbywał właśnie w Warszawie. Gdy popatrzymy na mapę ówczesnej Rzeczpospolitej łatwo zauważymy, iż większość posłów przybywała ze wschodu i musiała się przeprawić przez Wisłę. Należy pamiętać, iż sam poseł najczęściej przyjeżdżał wraz z osobami towarzyszącymi. Most miał zatem znacznie ułatwić funkcjonowanie jednego z najważniejszych organów państwa. Wisła w Warszawie ma bowiem ok. 500 m szerokości i jest rzeką bardzo kapryśną. Jej koryto podlegało częstym zmianom i do XX w. regularnie zdarzały się powodzie. Nadto most musiał umożliwić żeglugę po Wiśle, gdyż był to główny szlak transportowy Rzeczpospolitej. Z tymi wyzwaniami musiał się zmierzyć główny architekt przedsięwzięcia, czyli Erazm Cziotko (Giotto?) z Zakroczymia, kupiec i budowniczy najprawdopodobniej pochodzenia włoskiego. Prace trwały przez 5 lat. Do wbijania pali w dno rzeki używano specjalnego dębowego kafara obitego żelazem. Na most składały się 22 przęsła, każde o długości od 22 do 24 m. Celem umożliwienia żeglugi, środkowe przęsła można było otwierać, gdyż spoczywały na łodziach. Cała budowa kosztować miała 100 tysięcy florenów. Ukończona konstrukcja musiała wywierać olbrzymie wrażenie na przyjezdnych; był to wówczas jedn z najdłuższych mostów w Europie. Doczekał się również upamiętnienia we fraszce Jana Kochanowskiego "Na most warszewski": Nieubłagana Wisło, próżno wstrząsasz rogi,Próżno

Dziś mija kolejna rocznica śmierci Jana Matejki, urodzonego 24 czerwca 1838 roku i którego nie trzeba nikomu chyba szerzej przedstawiać. Gdyby jednak ta notka skoncentrowana była na jego życiorysie, wykazanie związków malarza i jego twórczości z naszym miastem byłoby karkołomne, jeśli nie niemożliwe. Skupmy się zatem na tym co mamy - a mamy niemało. Choć w Krakowie mają pewnie inne zdanie na ten temat, to mamy całkiem sporo dzieł mistrza. Flagowym przykładem jest oczywiście "Bitwa pod Grunwaldem", znajdująca się od 1945 w zbiorach Muzeum Narodowego (podobnie jak kilka innych płócien, takich jak "Zaprowadzenie chrześcijaństwa" czy "Zawieszenie Dzwonu Zygmunta"). Inny zbiór możemy oglądać na Zamku Królewskim. Tu zobaczymy "Rejtana - upadek Polski", "Batorego pod Pskowem" czy wreszcie najbardziej warszawski z Matejkowskich obrazów - "Konstytucję 3 Maja". Matejko doczekał się u nas również pomnika. Na Mokotowie, pomiędzy Domkiem Mauretańskim, a Domkiem Gotyckim stoi rzeźba ukazująca malarza z pędzlem i siedzącego u jego stóp Stańczyka. Rzeźbę, na raty (posąg Matejki w 1994, a Stańczyka rok później), wykonał artysta Marian Konieczny. Ulica Jana Matejki to z kolei niewielka uliczka łącząca Wiejską z Alejami Ujazdowskimi. Z uwagi na nagromadzenie w okolicy historyzujących budynków oraz biorąc pod uwagę styl malarstwa mistrza Jana, to chyba bardzo odpowiednie miejsce. Ilustracja: wikimedia.org

23 czerwca 1902 roku urodził się w Warszawie Ludwik Cohn, adwokat, działacz socjalistyczny i opozycjonista. Pochodził z prawniczej rodziny o korzeniach żydowskich, wyznania ewangelicko-reformowanego. Od młodości związany z ruchem socjalistycznym. Brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej w 9 pap. Ukończył prawo na Uniwersytecie Warszawskim; podczas studiów działał w Związku Niezależnej Młodzieży Socjalistycznej, później zaś w PPS i Towarzystwie Uniwersytetu Robotniczego. Był obrońcą w procesach politycznych II RP, bronił np. Bolesława Drobnera. W 1939 zgłosił się ochotniczo do wojska, brał udział w obronie Warszawy w szeregach 36 pp Legii Akademickiej w stopniu podporucznika. Dostał się do niewoli i całą wojnę spędził w oflagu. Po powrocie do Polski odtwarzał struktury niezależnej PPS. Skazany w procesie PPS-WRN w 1948 roku. Związał się z opozycją demokratyczną. Należał do Klubu Krzywego Koła (patrz wpis z 3 lutego). Zakładał Komitet Obrony Robotników i współtworzył Komisję Helsińską. Zmarł 14 grudnia 1981 r. i został pochowany na warszawskim cmentarzu ewangelicko-reformowanym. W pamięci kolegów z opozycji był "ostatnim romantykiem socjalizmu". Ilustracja: gazeta,pl

20 czerwca 1945 r., po prawie rocznej przerwie, wyruszył z zajezdni na Kawęczyńskiej pierwszy tramwaj w powojennej Warszawie. Wraz z wybuchem Powstania Warszawskiego 1 sierpnia 1944 r. z oczywistych względów zawieszono kursowanie komunikacji miejskiej, a tabor posłużył do budowy barykad. Wraz z zakończeniem wojny, kluczową sprawą stało się zaspokojenie podstawowych potrzeb powracających warszawiaków. Zarząd komunikacji podjął decyzję o nieprzywracaniu przedwojennej numeracji linii, w związku z tym tramwaje, które ruszyły na trasę 20 czerwca 1945 r. otrzymały numer 1. Ich trasa wiodła z krańca Kawęczyńska-Bazylika ulicami: Kawęczyńską, Ząbkowską, Targową, Zamoyskiego, Grochowską do ronda Wiatraczna. Uruchomienie pierwszej linii po praskiej stronie wiązało się z faktem, iż prawobrzeżna Warszawa wyszła z Powstania Warszawskiego bez poważniejszych strat. Już w sierpniu kursowało w Warszawie 5 linii, zaś do grudnia '45 już 11. w tym 5 po lewej stronie Wisły. Jednocześnie wraz ze zmianami w taborze rozpoczęto przekuwanie torów z rozstawu 1525 mm na obecnie używany 1435 mm. Ilustracja: Zajezdnia Praga za wikimedia.org

Wydarzenie dziś przypominane jest jednym z niewielu mających związek z pozytywnymi emocjami w stosunkach polsko-rosyjskich, i to jeszcze na polu polityki. Wspominamy rocznicę konsekracji kościoła św. Aleksandra na Pl. Trzech Krzyży, która miała miejsce 18 czerwca 1826 r. A co ma Rosja wspólnego z tą świątynią? Aby to wytłumaczyć musimy przenieść się na teren dzisiejszej Belgii 11 lat wcześniej. Wówczas to, w roku 1815 starły się pod miejscowością Waterloo wojska cesarza Napoleona oraz siły angielskie dowodzone przez ks. Wellingtona i wspierające je oddziały pruskie prowadzone przez von Blüchera. Wynik tej bitwy jest dobrze znany i oznaczał koniec tzw. 100 dni Napoleona. Kres Cesarza Francuzów oznaczał również kres Księstwa Warszawskiego. Decyzją Kongresu Wiedeńskiego z większej części terytorium księstwa stworzono Królestwo Polskie, państwo o osobnym od Rosji ustroju, lecz w ścisłej z nią unii personalnej. Car Rosji zostawał z automatu królem polskim, przynajmniej do czasu

Dziś trudno w to uwierzyć, ale pierwszy warszawski lokal McDonalda otwarto dopiero równo 22 lata temu, 17 czerwca 1992 roku, w zbudowanym specjalnie na tę okazję przez pracownię Kazimierski i Ryba Architekci pawilonie przy DH Sezam na rogu Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej. Gama produktów oferowanych przez bar może - w porównaniu z dzisiejszą ofertą - wywołać uśmiech. Można było kupić Big Maca (25000 zł), cheeseburgera (21000), hamburgera (17000), frytki (7000, a 10000 za duże) oraz shake'a za 9000. Największy napój kosztował 11000 zł. Mimo że McDonald był nową jakością na mapie warszawskich fastfoodów (na której dominowały ciężarówki i przyczepy kempingowe, serwujące hamburgery i zapiekanki z często podejrzanej proweniencji mięsem i przedziwnymi dodatkami, jak modra kapusta - skąd my to dziś znamy?), to McDonald nie zyskał uznania w oczach kulinarnych wyroczni. Znany smakosz Piotr Bikont pisał na przykład, iż mięso jest wysmażone na wiór, na bułkach poza bigmakiem nie ma sezamu, a oferta jest biedna, bo nie ma np. sałatek albo apple pie. I o keczup trzeba prosić i to głośno. I on w ogóle poleca bar Quick kawałek dalej. Wstęgę podczas otwarcia przecinał sam Jacek Kuroń. A na przekór krytykom 18 kas pierwszego McDonalda było permanentnie oblężonych nie tylko w dniu otwarcia. Jeszcze przez wiele lat program szkolnej wycieczki nie mógł się obyć bez obowiązkowej wizyty w "makdonaldzie". Ilustracja: gazeta.pl

16 czerwca Kościół rzymskokatolicki wspomina św. Benona, biskupa Miśni. Ten raczej mało znany święty, w dodatku kojarzony przede wszystkim z Niemcami, ma jednak kościół swojego imienia w Warszawie. Jak to się stało? Benon żył w latach 1010-1106. Był sprawnym administratorem swej misyjnej diecezji i skutecznie nawracał Słowian zachodnich. Uwikłany w spór o inwestyturę, umiejętnie lawirował pomiędzy stronnictwami. Przypisano mu archetypiczną legendę o artefakcie (tym razem kluczach do katedry), odnalezionym w brzuchu ryby. Drugie życie Benona rozpoczęło się wraz z jego kanonizacją w 1523 roku. Akt ten zbiegł się z Reformacją i został przez stronnictwo wittenberskie ostro skrytykowany. W ten sposób św. Benon stał się, zupełnie przypadkiem, "obrońcą" i symbolem rzymskiego kultu świętych. Tak oto św. Benon stał się idealnym patronem warszawskiego Bractwa Niemieckiego, świeckiego stowarzyszenia religijnego, zrzeszającego mieszkających w mieście niemieckojęzycznych katolików. Jeśli pamiętać, że Bractwo powstało w gorących latach 20. XVII wieku, a jego opiekunami byli jezuici, wszystko się zaczyna zgadzać. Kościół, o którym mowa, to oczywiście nowomiejski kościół przy ul. Pieszej. Barokowa świątynka po kasacie jezuitów przeszła pod opiekę redemptorystów. W dziewiętnastym wieku przeznaczona na cele świeckie, ostatecznie powróciła do tego charyzmatycznego zakonu po II wojnie światowej. W Niemczech zaś, po tym gdy Saksonia jednoznacznie opowiedziała się po stronie Reformacji, relikwie i sanktuarium świętego przeniesiono do Monachium. Relikwiarz z tamtejszej katedry dziś prezentujemy.

13 czerwca 1888 r. odbyła się uroczystość poświęcenia i wmurowania kamienia węgielnego pod budowę kościoła p.w. św. Floriana na warszawskiej Pradze. Przewodniczył jej sam ks. abp Popiel, w asyście pomocniczego biskupa Ruszkiewicza. Wśród zgromadzonych tłumów wiernych obecny był także generał gubernator Hurko, w towarzystwie licznych oficerów. Tę podniosłą chwilę poprzedziły starania duchowieństwa rzymskokatolickiego o uzyskanie stosownej zgody i placu od władz carskich. A w latach 80. XIX wieku Praga bardzo mocno odczuwała potrzebę budowy nowego kościoła dla mieszkających tutaj katolików. Dzielnica podniosła się wówczas już po tragediach i zniszczeniach z XVIII i XIX wieku, a obecność ważnych linii kolejowych sprzyjała powiększaniu się liczby ludności. Jedynym kościołem katolickim wówczas była świątynia położona przy ul. Ratuszowej, będąca pozostałością kościoła bernardynów. Parafia ta nie mogła jednak obsłużyć rosnącej liczby wiernych, gdyż budynek był po prostu za mały. 6 marca 1886 r. car Aleksander III udzielił zgody na budowę nowego kościoła w Warszawie, zaś 20 maja 1886 r. abp Popiel tymi słowami zwrócił się do wiernych: "Ponieważ parafia Praska składa się przeważnie z biednej ludności rzemieślniczej i robotników fabrycznych przeto odwołuję się do pobożnej ofiarności wiernych całego kraju, ufny że skromnemi choćby datkami czy to w gotowiźnie czy to w naturze, zechcą przyłożyć się do wzniesienia przybytku Chwały Pańskiej i dla zbawiennego pożytku tych co znojem, trudem i pracą znękani, szukać będą u stóp Ołtarzy Pana Zastępów pociechy, ufności i umocnienia. Niech ta nowa świątynia stanie się widomem świadectwem wiary naszej w chwili kiedy pogański materjalizm zatruwa wiele dusz, niech się stanie pomnikiem miłości Boga, Kościoła i bliźniego

Dziś w galerii nieżyjących Warszawiaków przypominamy postać dość nieciekawą, zasługującą na wspomnienie raczej jako memento, niż przez wzgląd na zasługi. Choć już np. Lublinianie mogą mieć nieco inne zdanie. 12 czerwca 1827 roku zmarł w Warszawie Wojciech Skarszewski, metropolita warszawski, prymas Królestwa Polskiego, b. podkanclerzy koronny, b. biskup chełmski i lubelski. Wychowanek kamienieckich i lwowskich jezuitów, studiował w Rzymie, a doktorat praw uzyskał na Akademii Krakowskiej. Dał się poznać jako błyskotliwy, choć skrajnie konserwatywny publicysta polityczny. Podkreślał szczególne znaczenie duchowieństwa i Kościoła rzymskiego w ustroju Rzeczypospolitej oraz sprzeciwiał się równouprawnieniu innowierców. Nietrudno się domyślić, że piął się po szczeblach kościelnej kariery. W 1790 roku został biskupem chełmskim i sekretarzem Rady Nieustającej. Jako senator brał zatem udział w pracach Sejmu Wielkiego, był jednak zdecydowanym przeciwnikiem Ustawy Rządowej; jeszcze 3 maja – był obecny na Zamku – starał się powstrzymać jej uchwalenie. Był jednym z twórców konfederacji targowickiej. Skutecznie werbował jej członków, powagą swojego urzędu zwalniając z przysięgi na wierność Konstytucji. Pobierał oczywiście pensję z Petersburga (dwa tysiące dukatów rocznie). Fakt ten mógłby ujrzeć światło dzienne już w 1792 r., jednak za sprawą ambasadora Sieversa właśnie Skarszewski został przewodniczącym komisji likwidacyjnej banku Teppera, gdzie przechowywane były kompromitujące kwity. Udało mu się je, rzecz jasna,, „zabezpieczyć”. Chciałoby się rzec, że co ma wisieć, nie utonie. Istotnie, niewiele brakowało. Podczas insurekcji warszawskiej Skarszewskiego, pośród innych Targowiczan, aresztowano i skazano na karę śmierci. Za sprawą samego Kościuszki, szantażowanego ekskomuniką przez nuncjusza Littę, wyrok zamieniono na dożywocie. Kiedy zaś Warszawa upadła, Suworow biskupa uwolnił. Lata III rozbioru i Księstwa Warszawskiego

Mamy nadzieję, że nasze kalendarium wyglądające czasem na nudną wyliczankę kto się kiedy urodził i kto kiedy umarł, nie jest dla czytelników za nudne, ale dziś kolejny wpis z tej serii. Na domu przy ulicy Hożej 42 możemy znaleźć tablicę, widoczną na dzisiejszym zdjęciu. Upamiętnia ona postać Antoniego Grabowskiego, urodzonego 11 czerwca 1857 roku w okolicach Chełmna nad Nerem, zmarłego w Warszawie, z którą związał swoją zawodową działalność na obu polach. Obu, bo z wykształcenia Grabowski był chemikiem, a z zamiłowania poliglotą. Znał 9 języków a rozumiał następnych 15, a że kształcił się w czasach kiedy próbowano stworzyć język międzynarodowy, to zafascynował się esperanto i zaczął je popularyzować oraz przekładać na nie dzieła literackie, polskie, ale również światowe (na początek Puszkina i Goethego). W 1908 roku objął stanowisko przewodniczącego Polskiego Związku Esperantystów i prowadził zajęcia z nauki i propedeutyki tego języka. Karierę Grabowskiego przerwała I wojna światowa, która spowodowała rozstanie naszego bohatera z rodziną i spadek dochodów, a co za tym idzie problemy ze zdrowiem, z których już nie wyszedł do końca życia. Największym dziełem translatorskim Grabowskiego była esperancka antologia "Z Parnasu Narodów" (El Parnaso de popoloj), z której pochodzi następujący fragment znanego wiersza znanej autorki (ktoś pozna?) Kiam iris reĝ' militon,Ludis trumpetar' eksciton,Ludis trumpetar' el oro.Por la venko, por fervoro! Kiam iris Staĥ batalon,Bruis fontoj vek-signalonBruis de la spikoj spiroPor malbona sort’, sopiro

Dzisiejsze wspomnienie pozwalamy sobie przytoczyć in extenso za „Architekturą i Budownictwem” nr 3/1938: ***Dnia 10 czerwca r.b. zmarł, po dłuższej chorobie, Henryk Stifelman — budowniczy, wieloletni zasłużony członek Zarządu „Spółdzielni Wydawniczej Architektów Polskich". Pod świeżym wrażeniem zgonu powszechnie szanowanego Kolegi i działacza społecznego, podajemy kilka danych biograficznych. Henryk Stifelman urodził się w Odesie w r. 1870. Po ukończeniu nauk, rozpoczął pracę zawodową pod kierunkiem ś.p. Mikołaja Tołwińskiego. Kiedy Jego „patron" powołany został na profesora do Politechniki Warszawskiej, Henryk Stifelman przenosi się również do Warszawy, gdzie w r. 1897 zawiązuje spółkę ze Stanisławem Weissem. Przez 20 lat wspólnej pracy prowadzą oni ożywioną działalność budowlaną, zdobywając równocześnie (razem lub oddzielnie) około 28 odznaczeń na konkursach architektonicznych. Wymienimy tu z ważniejszych konkurs na Dwór w Raszkowie (I nagr.), na rozbudowę gm. Tow. Kredytowego w W-wie (I nagr.), na powiększenie Muzeum Przemysłu i Rolnictwa (II nagr.), na projekt szkół początkowych przy ul. Leszno (II nagr.). Po śmierci spólnika (w r. 1917), Henryk Stifelman nie ustaje w pracy, buduje w Warszawie i na prowincji domy mieszkalne, szkoły, przytułki, szpitale itp., dosięgając w swym dorobku pokaźnej liczby około 100 wybudowanych obiektów. Są to między innymi, domy przy ul. Marszałkowskiej 5836/31, 6406/81A, 6772/21, Nowogrodzkiej 1599/C/18, Złotej 1510/45, Miodowej 480/a/3, Bagateli 1761/T/13-15, Lesznie 674/48, Hożej 1686/1-3, Sienkiewicza 6363/2, Chmielnej 6886/6, (ostatnia budowa przed śmiercią), Dom Akademicki przy ul. J. Sierakowskiego 7, Dom Instytucji wychowawczych im. M. Bergsona przy ul. Jagiellońskiej 28, część zabudowań szpitala na Czystym, szpital przy ul. Płockiej, Osiedle (Tanie mieszkania robotn. im. małż. Wawelbergów) przy ul. Ludwiki 2, kąpielisko w Radomiu

9 maja 1906 roku na stacji Milanówek ludzie czekający na wieczorny pociąg z popularnego letniska do Warszawy usłyszeli eksplozję. Miała ona miejsce w pobliskim lasku i w jej wyniku poważnie ranny w twarz i dłoń został młody człowiek, natychmiast przewieziony do szpitala Dzieciątka Jezus w Warszawie. Eksplozja uruchomiła procedurę śledczą w wyniku której okazało się, że rannym był Walery Sławek, członek istniejącej od 1904 roku Organizacji Bojowej PPS, czyli komórki odpowiedzialnej za m.in. zdobywanie pieniędzy na działalność rewolucyjną podczas akcji terrorystycznych, głównie ekspropriacji, czyli napadów na pociągi przewożące pieniądze, i innych ryzykownych przedsięwzięć. Mimo że Sławek w toku śledztwa twierdził, że padł mimowolną ofiarą przygotowań do zamachu i śledczy puścili go wolno, tak naprawdę eksplozja była konsekwencją niedopatrzenia podczas uzbrajania bomby, która eksplodowała Sławkowi w rękach. Gdyby akcja się udała, Sławek i jego koledzy weszliby do pociągu w przebraniu celników, sterroryzowali strażników, zabrali pieniądze i jeszcze przed Grodziskiem uciekli. Niestety z powodu problemu z bombą do akcji nie doszło. A Walery Sławek stracił oko, słuch w jednym uchu oraz pół dłoni. Blizny po obrażeniach maskował potem zarostem. Zdjęcie Walerego Sławka za pl.wikipedia.org.

Dziś opowiemy o dużo bardziej znanym epizodzie niż urodziny poety Faleńskiego. 6 czerwca 1939 roku na budowie Dworca Głównego w Warszawie wybuchł pożar. Stało się to w porannym szczycie, około godziny 6:30, kiedy większość ludzi jechała do pracy. Natychmiast rozpoczęto akcję ratunkową, dodajmy, w bardzo trudnych warunkach (budynek był w budowie, otoczony drewnianymi szalunkami a ściany nie były ukończone i mogły w każdej chwili runąć), w której brało udział 260 strażaków pod dowództwem komendanta straży ogniowej Stanisława Gieysztora. Dzięki koordynacji na linii straż - policja, gdzie ta ostatnia zajęła się sprawną ewakuacją pasażerów z podziemnych peronów i przejść,udało się uniknąć ofiar (zginął tylko jeden strażak, a kilku odniosło obrażenia, nie ucierpiał nikt z pasażerów). Dworzec jednak spłonął w dużym stopniu i do wybuchu wojny nie udało się nadrobić opóźnienia, a dyrekcja Ostbahnu zdecydowała się oddać dworzec w stanie, powiedzielibyśmy dziś, przejezdności. Z ciekawostek, na tej budowie terminował (zarówno przed jak i po 1939) młodziutki Arseniusz Romanowicz i jego kolega Piotr Szymaniak, autorzy Dworca Centralnego i stacji linii średnicowej. Przyczyna pożaru okazała się błaha, zawiniła iskra z agregatu spawalniczego, od której szybko zajęły się drewniane szalunki. Ulica wiedziała jednak swoje - o pożar obwiniono sabotażystów z piątej kolumny - pamiętajmy wszakże, że sytuacja międzynarodowa była już bardzo napięta. Na zdjęciu Dworzec Główny w trakcie budowy, przed pożarem, w roku 1939. Foto za www.mysnet.pl

Ponieważ większość portali i fanpejdżów będzie dziś wspominać aresztowanie konspiratorów z AK w kościele św. Aleksandra, my przypomnimy postać bardzo zapomnianą, urodzoną w Warszawie w roku 1825, w dniu, jakżeby inaczej, 5 czerwca. Felicjan Faleński, bo o nim mowa, odebrał staranne wykształcenie z inspiracji ojca, Józefa, historyka i autora podręczników do nauki historii w Królestwie Polskim. Mając lat 25 zadebiutował w poczytnym czasopiśmie literackim "Biblioteka Warszawska", jego twórczość, pełna dziwnych eksperymentów i tematycznie odbiegająca od zaczynającego dominować w literaturze pozytywizmu, nie spotkała się ze zrozumieniem krytyków. Może dlatego w poezji, a także prozie Faleńskiego przebijają echa niezrozumienia poety przez świat, była pełna nawiązań do mitów, legend i historii starożytnej. Tworzył jako pierwszy w Polsce krótkie utworki zwane meandrami. Jego wiersze są również czasem dość ironiczne, takie jak choćby ten: DO POCZYNAJĄCEGO PRACOWNIKA Co masz zjeść jutro, zjedz dzisiaj, kochanie -Zrób jutro, co dziś wypada.Któż wiedzieć może, co się jutro stanie?Jutro przyjść może śmierć blada.(

Działo się i dane w Czersku, w niedzielę między oktawą Wniebowstąpienia Pana Naszego Jezusa Chrystusa, Narodzenia Jego roku 1413. Nie znamy dokładnej daty lokacji Warszawy. Powszechnie przyjmuje się przełom XIII i XIV wieku. Z pewnością warszawiaków nazywają mieszczanami legaci papiescy podczas procesu 1339 roku. Datą niewątpliwie przełomową jest jednak ta przywołana powyżej. Tego dnia, czyli 4 czerwca, książę Janusz I Starszy potwierdza miastu wszelkie dotychczasowe przywileje, pieczętując tym samym przewodnią rolę Warszawy w swoim księstwie. Długo by wymieniać prawa, które potwierdza i nadaje wzmiankowany dokument. Kluczowe to oczywiście przywileje sądowe, dotyczące obywateli miasta i przyjezdnych, jednak z wyłączeniem rycerstwa. Nie mniej istotne dla rozwoju miasta są zwolnienia podatkowe i prawo do wolnego korzystania z pożytków z należących do miasta gruntów, w tym budowy infrastruktury, takiej jak młyny. Mieszczanie zostali również zwolnieni od służby wojskowej, prócz obowiązku wystawiania dwóch czterokonnych wozów bojowych w razie konieczności obrony księstwa. Dokument formułuje zasięg terytorialny miasta. Potwierdza włączenie do niego Solca, wraz ze wszystkimi wzmiankowanymi tu prawami, potwierdza za to odrębność Nowej Warszawy. Oczywiście książęca łaska nie była darmowa. Mieszczanie mieli corocznie, na św. Marcina, wpłacać do książęcej skrzyni sześćdziesiąt kop groszy praskich i dodatkowe sześć kop kanonikowi Wojciechowi, w ramach rekompensaty za utraconą na rzecz miasta prebendę na Solcu. Podobnież zobowiązali byli do uiszczania sum na wykupienie księcia z niewoli i na prezenty ślubne jego i jego następców. Mimo tych obciążeń, piętnastowieczna Warszawa rozwijała się, a uzyskane funkcje stołeczne staną się wstępem na drodze do osiągnięcia statusu stolicy Polski. Ilustracja: AGAD/wikimedia.org

You don't have permission to register