skpt.warszawa@gmail.com

Kartka z Kalendarza

lipiec 2021

Kiedy się wyjeżdża z Warszawy autobusem podmiejskim ZTM albo kończy swoją podróż na osiedlu Niedźwiadek, jedzie się ulicą Mariana Keniga. A że patron ulicy nie taki znów oczywisty - kilka słów wyjaśnienia. Pochodzący z pruskiego szlacheckiego rodu von Konigów urodzony 29 lipca 1895 roku Marian Kenig był od młodości związany z warszawskimi ruchami lewicy niepodległościowej. Był synem Stanisława, fabrykanta z ulicy Gęsiej, i - jak wielu mu podobnych - w czasie wielkiej wojny zaangażował się w struktury PPS, w których pozostał do rozwiązania partii w 1948 roku. W Wojsku Polskim dosłużył się stopnia kapitana, w wojnie 1920 roku walcząc w szeregach Legii Akademickiej. Po przeniesieniu do rezerwy angażował się w ruchy spółdzielcze, w latach 30. pracował w BGK. Najistotniejsze w życiorysie Keniga wydarzyło się we wrześniu 1939 roku. 6 września pułkownik Umiastowski wydał idiotyczny apel dotyczący ewakuacji wszystkiego i wszystkich z Warszawy na wschód. Wiele osób posłuchało, pogłębiając wywołany bombardowaniami i nalotami chaos na drogach wyjściowych ze stolicy. Jedną z niewielu organizacji,które zabroniły swoim członkom się ewakuować, był warszawski PPS, który pozostał przy Wareckiej i nadal wydawał "Robotnika". Sam Kenig, przy aprobacie gen. Waleriana Czumy, zorganizował spośród członków PPS sześciotysięczne Robotnicze Brygady Obrony Warszawy, które w wydatny sposób pomagały zorganizowanej naprędce jednostce armii bronić miasta. Po 17 września Kenig był jednym z tych działaczy PPS, który kategorycznie sprzeciwiał się infiltracji jego szeregów przez komunistów. Po wojnie i pobycie w oflagu wrócił do Warszawy gdzie pracował w BGK zarządzając tam do 1948 roku kołem PPS. W roku 1950 wyrzucony z PZPR (oraz z pracy)

28 lipca 1826 r. zmarł w Warszawie w obecnym Pałacu Prezydenckim gen. Józef Zajączek herbu Świnka, postać o bardzo ciekawym życiorysie. Z Warszawą łączy go nie tylko miejsce jego śmierci oraz miejsce złożenia części jego doczesnych szczątków w katakumbach Cmentarza Powązkowskiego. Do historii gen. Zajączek przeszedł jako Namiestnik Królestwa Polskiego. Funkcję tę sprawował od 25 grudnia 1815 r. aż do chwili swojej śmierci. Wielu współczesnych zarzucało mu, iż sprawował swój urząd z nadmierną uległością względem cara oraz wks. Konstantego. Był on jedynym Polakiem, który sprawował tą funkcję. Większa część życia gen. Zajączka upłynęła jednak nie za administracyjnym biurkiem, lecz na wojennym polu. Najprawdopodobniej już w wieku 16 lat zaciągnął się do armii hetmana Ksawerego Branickiego. Brał udział w konfederacji barskiej, a następnie przez pewien czas walczył na Bałkanach z Rosją. Po powrocie do kraju dalej służył pod dowództwem hetmana Branickiego. Był posłem na Sejm Wielki w 1790 r. i w trakcie jego obrad nawiązał kontakty z polskimi jakobinami, do których przystał. Jego rewolucyjne sympatie nie przeszkodziły mu jednak później współpracować z caratem. W powstaniu kościuszkowskim był dowódcą dywizji i m.in. dowodził lewym skrzydłem polskich sił w bitwie pod Racławicami. Wysłany w Lubelskie w celu utrzymania obrony na linii Bugu, poniósł porażkę w bitwie z wojskami rosyjskimi pod Chełmem 8 czerwca 1794 r. Po klęsce pod Maciejowicami stał się faktycznym dowódcą wojsk powstańczych, mimo pozostawania na stanowisku Naczelnika Tomasza Wawrzeckiego. Po upadku powstania i III rozbiorze Polski Józef Zajączek przeniósł się do Francji, gdzie wstąpił do tamtejszej armii i wraz z Napoleonem udał się

Są w pejzażu Warszawy takie budynki, które może i nie są specjalnie stare, ale dobrze wrosły w miasto. Na pewno można zaliczyć do nich bardzo do siebie podobne budynki Kina Iluzjon, dawnego Kina Ochota, obecnie Och!Teatru Krystyny Jandy oraz sklep MarcPol na Podskarbinskiej (dawne Kino 1 Maj). Łączy je osoba projektanta - zmarłego równo dwa lata temu architekta Mieczysława Pipreka. Był to architekt z pokolenia zdobywającego szlify tuż przed, w trakcie i po wojnie, podobnie jak Arseniusz Romanowicz czy najmłodszy Sigalin. Przed wojną ten młody (ur. 1918) adept zdążył terminować u Brukalskich, wraz z nimi projektując polskie pawilony na wystawy światowe oraz wnętrza transatlantyków Batory i Sobieski. W czasie wojny i tuż po niej włączył się w pracę konspiracyjnej, a potem już jawnej pracowni Bohdana Pniewskiego. Od roku 1954 pracował w 'Miastoprojekcie' i w ramach jego współrealizował dzielnice rządową przy Kruczej. Niejako równolegle stworzył projekt 'ludowego' kina - nie takiego 'kinotieatru' rodem z ZSRR, ale prostego, wręcz funkcjonalistycznego, z prostą, niemal pozbawioną zdobień bryłą sali i okrągłym westybulem. W latach 60. brał udział w odbudowie Teatru Wielkiego - jego projekt południowej części zakładający powstanie w niej Muzeum Teatru nie został jednakże zrealizowany mimo otrzymania w konkursie I nagrody, splendory przypadły sławniejszemu Pniewskiemu. Piprek był również specem od architektury Finlandii - poświęcił jej wiele prac i monografii. Pochowany jest na cmentarzu ewangelicko-augsburskim przy Młynarskiej. Przy okazji: mimo że nie zostawił po sobie wiele, jego nazwisko zostawiło ślad w slangu architektów. 'Piprekiem' określają oni takie okrągłe wejście, jakie do dziś możemy oglądać przy Narbutta w budynku kina

Wyjeżdżający z Warszawy w kierunku Starych Babic i Leszna zwykle zwracają uwagę na mijane dwie wsie o charakterystycznych nazwach: Blizne Jasińskiego i Blizne Łaszczyńskiego. Jest to ślad po dziewiętnastowiecznym podziale majątku pomiędzy te dwa rody. Jeszcze na przedwojennych mapach było też widoczne Blizne-parcelacja, czyli grunty, na których w 1864 uwłaszczono miejscowych chłopów. Przypominamy o majątku Blizne po to zaś, by wspomnieć rocznicę urodzin najsłynniejszego chyba przedstawiciela rodu Łaszczyńskich, Jakuba Ignacego, urodzonego 24 lipca 1791 roku. Po ukończeniu szkoły pijarskiej na Faworach, w 1807 roku wstąpił do korpusu urzędniczego powstającego Księstwa Warszawskiego. Powoli piął się po szczeblach kariery, w 1829 roku zostając generalnym inspektorem Wydziału Dróg i Komunikacji Lądowej i Wodnej Komisji Rządowej Spraw Wewnętrznych i Policji (och!). Od powstania listopadowego trzymał się z daleka, dzięki czemu w listopadzie 1831 roku został wyznaczony przez Rząd Tymczasowy prezydentem Warszawy. Nie było to jednak zwieńczenie jego kariery - w 1841 roku został gubernatorem mazowieckim, a w 1845 stanął na czele powiększonej guberni warszawskiej. Urząd ten sprawował niemal do śmierci w 1865 roku. Jako urzędnik lawirował między lojalnością wobec rosyjskiej władzy a powinnościami wobec rodaków. Realizował program "pozytywistyczny": rozbudowywał infrastrukturę, dbał o finanse, organizował roboty publiczne i pomoc bezrobotnym. Był członkiem organów nadzorczych Instytutu Agronomicznego, Szpitala Dzieciątka Jezus, Towarzystwa Dobroczynności i innych. Opracował plan regulacji Pragi, zwany Planem Łaszczyńskiego. O zaufaniu, jakim darzyli go carscy namiestnicy świadczy fakt, ze pełnił nawet obowiązki kuratora warszawskiego okręgu szkolnego, stanowiska zarezerwowanego już wtedy dla Rosjan. Kiedy jednak je objął zwolnił z funkcji najbardziej znienawidzonych przez Polaków urzędników. Jakub Ignacy Łaszczyński został pochowany przy

Poniński się nazywam, Adam mi z imienia,Szubienicę mam łożem i głazem wspomnienia. Tą anonimową fraszką z epoki wspominamy 23 lipca 1798 r., kiedy to zmarł książę Adam Poniński herbu Łodzia, który przeszedł do polskiej historii jako archetyp zdrajcy ojczyzny. Powodów ku temu było wiele. Poniński rozpoczął karierę od posłowania w latach 60. XVIII na sejmy. Dość szybko dał się poznać jako osoba o wielkich ambicjach oraz braku jakichkolwiek skrupułów. Szambelan dworu pruskiego Ernest von Lehndorff napisał o Adamie Ponińskim w swoich pamiętnikach "Jest toto jedyna osobistość w Warszawie, którą się brzydzę". Za swoje usługi Poniński zaczął pobierać stałą pensję od dworu rosyjskiego oraz pruskiego. Do tego dochodziły specjalne gratyfikacje, za specjalne zadania. Poniński był jednym z przywódców konfederacji radomskiej zawiązanej z inicjatywy ambasadora Repnina. Został również marszałkiem sejmu rozbiorowego, a jego podpis widnieje pod dokumentem cesji ziem Rzeczypospolitej na rzecz zaborców. Na obrazie Matejki "Rejtan - upadek Polski", który możemy podziwiać na Zamku Królewskim, Poniński został namalowany w samym środku dramatycznej sceny próby powstrzymania przez Tadeusza Rejtana zatwierdzenia rozbioru. Poniński ubrany w czerwono-złoty frak, zirytowany działaniem Rejtana wskazuje na uchylone drzwi sali sejmowej. Matejko namalował na jego twarzy irytację, ale również determinację. Warto zwrócić uwagę na malutki detal, u stóp Ponińskiego widać wirującą monetę, którą należy tłumaczyć jako symbol zdrady i sprzedania Ojczyzny. Ciężko zarobione pieniądze Poniński zwykł wydawać w Pałacu Radziwiłłowskim, gdzie prowadził przybytek podobny do obecnych kasyn. Interes ten jednak kosztował księcia więcej, niż przynosił zysku. Zadłużenia nie udało się podreperować stanowiskiem podskarbiego wielkiego koronnego oraz pobieraniem opłaty przewozowej za most łyżwowy

"Działo się w Pałacu Królewskim w Dreźnie, dnia 22 lipca 1807 r. Napoleon, z Bożej łaski i przez Konstytucję, Cesarz Francuzów, Król Włoski, Protektor Konfederacji Reńskiej: potwierdziliśmy i potwierdzamy powyższą Ustawę Konstytucyjną podana nam w skutku 5 artykułu traktatu zawartego w Tylży, a którą My uważamy za zdolną dopełnić nasze obowiązanie względem ludów Warszawy i Wielkiej Polski, godząc oraz ich swobody i przywileje ze spokojnością państw ościennych." Doskonale znany obraz Baciarellego, przedstawiający nadanie Księstwu Warszawskiemu konstytucji, prezentuje to wydarzenie jako podniosły, wiekopomny akt. W rzeczywistości scena ta nigdy nie miała miejsca i jest wyłącznie wytworem artystycznej wyobraźni malarza. 19 lipca 1807 roku delegacja Komisji Rządzącej spotkała się z przebywającym w Dreźnie cesarzem. Większość, z sędziwym Małachowskim na czele, oczekiwała przywrócenia konstytucji z 1791 roku. Potocki i Wybicki zaś oczekiwali nowych, nowoczesnych fundamentów ustrojowych nowego państwa. Być może dlatego artysta tak wyraźnie rozdzielił na obrazie obie grupy. Napoleon potraktował delegację dość obcesowo. Nie wdając się w dysputy, w niespełna godzinę podyktował najważniejsze tezy konstytucji sekretarzowi stanu Maretowi. Co najwyżej rzucał w stronę Polaków retoryczne pytania, nie oczekując odpowiedzi. Delegaci (prawdopodobnie ręką Stanisława Potockiego) wnieśli zaś swoje uwagi na marginesie tekstu. 22 lipca Napoleon bynajmniej nie wręczył delegacji egzemplarza konstytucji. W biegu podpisał podsunięty przez Mareta tekst, po czym natychmiast wyjechał do Paryża. A członkowie Komisji? Cóż, najprawdopodobniej cesarz oszczędził nieco im wstydu, gdyż, jak wspominał Gutakowski, "Uważaliśmy wiele odmian dla nas nie bardzo przyzwoitych, z popraw zaś w czasie pierwszego czytania czynionych żadnej umieszczonej nie znaleźliśmy, chociaż minister zdawał się na nie wtenczas zgadzać. Na koniec trzeba

21 lipca 1907 roku urodził się w Warszawie Kazimierz Moczarski, pisarz, dziennikarz, oficer AK, więzień polityczny. Autor słynnych "Rozmów z katem". Wychował się w rodzinie nauczycielskiej o tradycjach socjalistycznych i niepodległościowych. Ukończył prawo na Uniwersytecie Warszawskim i dziennikarstwo w Wyższej Szkole Dziennikarskiej. Po okresie fascynacji Piłsudskim przechodzi na pozycje opozycyjne wobec sanacji i wiąże się z ruchem liberalnych Klubów Demokratycznych. Od 1940 roku należał do ZWZ-AK. Służył w Wydziale Informacji Biura Informacji i Propagandy KG AK. Od 1944 r. kierował działem dochodzeniowo-śledczym warszawskiego okręgu Kierownictwa Walki Podziemnej, jednostką odpowiedzialną za ściganie przestępstw popełnianych przez Polaków, w rodzaju kolaboracji, donosicielstwa czy szmalcownictwa. Podczas powstania kierował działalnością radiostacji i redagował "Wiadomości Powstańcze". Po rozwiązaniu AK trafił do struktur Delegatury Sił Zbrojnych. Nie był jednak zwolennikiem pozostawania w konspiracji. Liczył na wolne wybory i utrzymanie pluralizmu politycznego. Z tą myślą współtworzył struktury odrodzonego, jawnego Stronnictwa Demokratycznego. O tym, jak niecelne były to nadzieje, przekonał się już w sierpniu 1945 roku, gdy został aresztowany przez UB. W kolejnych procesach, poprzedzonych wyjątkowo okrutnymi torturami, otrzymywał kolejne wyroki, włącznie z karą śmierci. Podobne szykana spotkały też jego żonę, Zofię. Spędził w więzieniu dziesięć lat, uzyskując rehabilitację dopiero w 1956 r. W ciągu tych dziesięciu lat najbardziej znaczące było zapewne pół roku, spędzone w celi z Jürgenem Stroopem, katem warszawskiego getta. Epizod, który w zamyśle oprawców miał go upokorzyć, po latach przekuł na swoje najsłynniejsze dzieło. Po zwolnieniu z więzienia Moczarski ponownie zaangażował się w życie publiczne. Należał do Klubu Krzywego Koła. Był redaktorem w "Kurierze Polskim". Sprzeciw wobec antysemickich czystek kosztował

Około godziny 19:00, 18 lipca 1931 roku, więzień Demkowski, były oficer Wojska Polskiego, został przywiązany do słupka, przy którym stała drewniana trumna. Chwilę później pluton egzekucyjny podniósł broń. Kilka minut po dziewiętnastej lekarz stwierdził zgon Demkowskiego. Na terenie warszawskiej Cytadeli wykonano wyrok na bolszewickim szpiegu. Jedną z rutynowych procedur polskiego kontrwywiadu wojskowego była obserwacja samochodów, jakimi poruszają się pracownicy sowieckiego poselstwa. Wydawało się, że nie ma to większego sensu, bo kto chciałby się w sposób jawny kontaktować z przedstawicielem jeśli nie wrogiego, to każdym razie niezbyt przyjaźnie nastawionego państwa, w celu prowadzenia działalności antypolskiej. Jednak 20 maja 1930 zdziwienie obserwującego agenta wywołał mężczyzna, który niemal w biegu wskoczył na ulicy Hożej do samochodu, którym poruszał się pracownik poselstwa. Agent nie był w stanie kontynuować obserwacji szybko oddalającego się auta, gdyż… sam jechał na rowerze. Kilka dni później inny agent był świadkiem jak do tego samego pojazdu wsiadł… polski oficer w randze majora. Agent musiał przejrzeć fotografie wszystkich oficerów w tym stopniu przebywających w Warszawie. Na jednym ze zdjęć rozpoznał majora Piotra Demkowskiego, który przydzielony był do Sztabu Głównego. Od tej chwili oficer znalazł się pod obserwacją kontrwywiadu. 11 lipca 1931 roku Demkowski ponownie wsiadł do samochodu należącego do przedstawicielstwa Kraju Rad. Tym razem jednak auto zostało zatrzymane. Pomiędzy majorem a dyplomatą nazwiskiem Bogowoj leżały plany mobilizacyjne polskiej armii. Sprawa była jasna. Dyplomata korzystający z immunitetu szybko oddalił się z miejsca zatrzymania, a wkrótce również i z Polski. Demkowskiego już godzinę później poddano przesłuchaniu. Major Piotr Demkowski zgodził się zostać agentem ZSRR z pobudek ideologicznych. Ożeniony z Rosjanką,

Jacek Fedorowicz śpiewał, że każda epoka ma swego idola. I miał rację. Nie inaczej było w Warszawie po roku 1945. Wydawać by się mogło, że nie ma problemu, bo przecież Cytadela jest miejscem gdzie zginęło mnóstwo ludzi walczących z caratem pod sztandarami różnych skrzydeł PPS, ale ci byli kolegami Marszałka, który był be. Byli Kasprzak, Waryński i spółka - ale oni też nie tak w 100%. Co zatem robić? Zwłaszcza że przydałyby się ofiary krwiożerczego reżimu. Bereza jako symbol nadawała się świetnie, ale już więzieni w niej działacze nie do końca. Z kolei o 1937 roku nie bardzo wypadało wspominać. W końcu jednak znaleziono. W 1923 roku miał miejsce wybuch na Cytadeli. Jak to zwykle bywa najprościej oskarżyć o takie coś nie własne niedbalstwo, a opozycję - w tym wypadku komunistów. O zorganizowanie zamachu oskarżono oficerów Wieczorkiewicza i Bagińskiego. Sprawa jednak miała swój epilog. Działacze KPP znaleźli w swych szeregach kreta, który współpracował z policją - Józefa Cechnowskiego. Uznali, że należy go zlikwidować i do wykonania tego zadania wyznaczyli trzech młodych aktywistów młodzieżówki - Henryka Rutkowskiego, Władysława Kniewskiego i Władysława Hibnera. 17 lipca 1924 roku mieli oni spotkać się z Cechnowskim pod Domem pod Orłami i tam go zlikwidować. Zanim akcja się zaczęła, to się skończyła; wyglądających podejrzanie młodych ludzi chciał wylegitymować patrol policji. Ci spanikowali i zaczęli strzelać, zabijając policjanta Lesińskiego. Potem rzucili się do ucieczki Chmielną, nadal się ostrzeliwując i raniąc kilka osób, w końcu porwali na Chmielnej dorożkę, która uciekali w kierunku Żelaznej. Pościg, podczas którego zabici zostali przypadkowy przechodzień, student

16 lipca 2007 na lawecie z Bydgoszczy przyjechał do zajezdni Wola pierwszy egzemplarz jednokierunkowego tramwaju elektrycznego PESA 120N Tramicus. Tramwaj ten, po przetransportowaniu go do zajezdni Mokotów i miesiącu testów, 20 sierpnia wyjechał na warszawskie ulice, a jego i jego kolegów możemy na torowiskach stolicy oglądać do dziś. Tramwaje te były pierwszym elementem modernizacji taboru tramwajowego po latach zaniedbań wywołanych transformacją, a potem "ważniejszymi" inwestycjami, takimi jak tunel pod Wisłostradą czy MPW. Warszawiacy gnietli się w mało wygodnych wagonach produkowanych przez Konstal, czy wręcz w "zabytkach" w rodzaju 13N. Tramwaje PESY wyglądały przy tym kosmicznie - miały system otwierania drzwi, klimatyzację (pierwsze klimatyzowane tramwaje w Warszawie!) i były względnie niskopodłogowe. Kontrakt na ich dostawę podpisano w lutym 2006, niemniej na realizację trzeba było czekać - również po to, aby zmodernizowano torowisko w Alejach Jerozolimskich i na Moście Poniatowskiego. Zakup Pes współfinansowała Unia Europejska - i taki był wymóg. Zatem nowe tramwaje na początku można było oglądać jedynie na liniach 9 i 7 (choć Unia dopuściła tymczasowe odstępstwa). Obecnie składy te są już dość anachroniczne, ale jeszcze ciągle możemy je spotkać. Tramwaje Warszawskie eksploatują 15 wozów, stacjonujących w zakładzie R-3 Mokotów. Na zdjęciu tramwaj 120N w oryginalnym malowaniu, funkcjonującym do 2009 roku; za wikimedia.org.

15 lipca 1646 roku, w katedrze krakowskiej, prymas Maciej Łubieński włożył na skronie Ludwiki Marii Gonzagi, księżnej Nevers, polsko-litewską koronę. Nim do tego doszło, księżniczka borykała się z kaprysami zmiennej Fortuny. Urodzona w 1611 roku, pochodziła z bocznej linii rodu Gonzagów. Otrzymała staranne wykształcenie, które zaowocuje już w Polsce. Jej ojciec wdał się jednak w wojnę o sukcesję mantuańską, doprowadzając rodzinę na skraj upadku, a sama Maria (gdyż tym imieniem się posługiwała) została zakładniczką i więźniem słynnego kardynała Richelieu. Po śmierci ojca w 1634 roku odziedziczyła po nim księstwo Nevers, co poprawiło jej status materialny i, cóż, matrymonialny. Już wtedy Władysław IV Waza składał jej propozycję ożenku, ostatecznie zdecydował się jednak, jak wiadomo, na Habsburżankę. W 1640 roku Maria poznała za to - i co najmniej polubiła - królewicza Jana Kazimierza Wazę, który zresztą również zaliczył wówczas przymusową "gościnę" u wszechwładnego kardynała. Ponoć było blisko małżeństwa, Richelieu zadecydował jednak inaczej. O pechu księżnej w sprawach sercowych świadczy fakt, że ponoć jej jedyną prawdziwą miłością był markiz de Cinq-Mars, przywódca antykardynalskiego spisku. Markiz w 1642 roku dał głowę, a Maria popadła w niełaskę. W 1644 roku zmarła królowa Cecylia Renata, a Władysław IV przypomniał sobie o bogatej - i przywróconej już do łask przez kardynała Mazarina - francuskiej księżnej. Cóż, nie było to małżeństwo z miłości. Władysław dostał upragnione pieniądze, a Maria - wymarzoną koronę. Pierwszy ślub, per procura, odbył się w Paryżu 5 listopada 1645 roku (wtedy też Maria została Ludwiką, by nie urazić uczuć religijnych jej przyszłych poddanych), a drugi - w Warszawie, 10 marca

14 lipca 1844 r. wbito pierwszy szpadel pod budowę pierwszego w Warszawie dworca kolejowego. W XIX wieku nazwy dworców kolejowych nadawano od miasta docelowego. Z tego też powodu, ponieważ dworzec miał obsługiwać ruch kolejowy z Czechami i Austrią, nadano mu nazwę „warszawsko – wiedeńskiego”, bądź krócej „wiedeńskiego”. Budynek powstawał u zbiegu ul. Marszałkowskiej oraz Al. Jerozolimskich, gdzie obecnie znajduje się „Patelnia” i wejścia do stacji metra Centrum. Warto pamiętać, iż zwarta zabudowa Warszawy kończyła się w rejonie placu Grzybowskiego. Dworzec i linia została, zatem zaprojektowana na obrzeżach ówczesnej Warszawy. Można zadać pytanie, dlaczego, nie przesunięto dworca bliżej zwartej zabudowy? Odpowiedź jest prosta i prozaiczna, chodziło o pieniądze. Inwestycja w innym miejscu, położonym bliżej Krakowskiego Przedmieścia, czyli głównej arterii miasta, wiązałaby się z koniecznością wykupu działek, burzenia ewentualnych zabudowań, co zwiększyłoby koszty. Nowopowstająca linia kolejowa była bowiem przedsięwzięciem prywatnym, prowadzonym przez Towarzystwo Akcyjne Drogi Żelaznej Warszawsko-Wiedeńskiej. Autorem dworca był Henryk Marconi. Według niektórych zaprojektował on bryłę budynku tak, aby przypominała dwa stojące do siebie tyłem parowozy. Budowa trwała krótko, nawet jak na dzisiejsze standardy, bo ok. 11 miesięcy. W roku 1845 otwarto pierwsze połączenie z Grodziskiem Mazowieckiem. Chociaż kolej była w owym czasie nowinką techniczną, szybko się okazało, iż dworzec bez dużej hali dla podróżnych jest niewygodny. Jeszcze w XIX w. prowadzono prace nad jego powiększeniem, jednak nie polepszyło to jego funkcjonalności. Ostatecznie w latach 30. XX w. rozpoczęto wznoszenie gmachu Dworca Głównego, którego jednak nie ukończono przed wybuchem wojny. Wschodni róg budynku dworca wiedeńskiego wraz z wieżą zegarową przetrwał aż do roku

11 lipca 1881 r. podpisano w Warszawie kontrakt na budowę nowoczesnego systemu wodociągów i filtrów. Wykonawcę projektu reprezentował William Heerlein Lindley, syn Wiliama Lindleya seniora. Ze strony miasta głównym inicjatorem przedsięwzięcia był rosyjski prezydent miasta Sokrates Starynkiewicz. Podpisanie umowy zapoczątkowało jedną z najważniejszych inwestycji w XIX-wiecznej Warszawie, przenoszącą miasto na wyższy poziom cywilizacyjny. W latach 80. XIX liczba ludności w mieście sięgała już ponad 300 000. W mieście działał wcześniejszy wodociąg zaprojektowany przez Henryka Marconiego - architekta znanego bardziej z dworca kolei warszawsko-wiedeńskiej, czy też Hotelu Europejskiego. Otwarty w 1855 r. wodociąg obsługiwał jedynie centralną część miasta, a z przekazów wynika, iż jakoś wody pozostawiała dużo do życzenia

W dniu 9 lipca 1927 roku w inteligenckim domu państwa Ładysława i Czesławy Maklakiewiczów urodził się syn Zdzisław, późniejszy aktor filmowy i teatralny, jeden z najlepszych aktorów drugoplanowych w dziejach polskiego kina. Mimo że pan Ładysław był ekonomistą, tradycje artystyczne w rodzinie Maklakiewiczów były już obecne (stryjowie Jan i Franciszek byli kompozytorami, jeden ma nawet ulicę na Forcie Mokotów). Zdzisław poszedł w ich ślady, zostając artystą sceny; w tym kierunku wyedukował się jednak dopiero po wojnie. Wojnę zaś, a w zasadzie powstanie, spędził w szeregach batalionu Kiliński, potem zaś w niemieckim obozie jenieckim. Choć zapowiadał się na zdolnego aktora (role teatralne i filmowe np. w 'Pierwszym dniu wolności' czy 'Prawie i pięści'), to jednak zapamiętamy go głównie ze świetnych epizodów nie tylko w komediach (Doktor Plama w 'Hydrozagadce', kombajnista w 'Nie ma mocnych') ale i w poważnych filmach (nauczyciel tańca w 'Polskich drogach' czy przewodnik turystyczny w 'Dancingu w kwaterze Hitlera'). Główne role grał w zasadzie tylko w filmach braci Kondratiuków razem ze swym przyjacielem i kompanem od kieliszka, Janem Himilsbachem. Przyczyną takiego stanu rzeczy był alkoholizm autora. Sławomir Koper wysuwa tezę, iż Maklakiewicz był uzależniony od nadopiekuńczej matki, z którą mieszkał nawet po ślubie i od której uciekał w alkohol. Było nie było - splot okoliczności pozwolił mu jedynie na granie ról drugoplanowych. Śmierć Maklakiewicza pozostaje zagadką - w październiku 1977 znaleziono go pobitego w okolicach Hotelu Europejskiego, a obrażenia były tak ciężkie, że aktor zmarł po kilku dniach. Legenda miejska mówi, że pobito go gdyż stanął w obronie napastowanej panny

W roku 1941 dnia 8 lipca w łagrze w miejscowości Posty koło Taszkientu zmarł profesor Mojżesz Schorr, od 1935 r. Senator RP, od 1923 rabin Wielkiej Synagogi przy Tłomackiem, historyk-orientalista. Pochodzący z Przemyśla Schorr angażował się nie tylko w działalność naukową, ale i społeczną, zarówno w Polsce, gdzie wspierał inicjatywy mające na celu podniesienie poziomu świadomości narodowej i wykształcenia ludności żydowskiej, jak również w Palestynie, emigrację do której wspierał. Był on inicjatorem budowy Biblioteki Judaistycznej, zachowały się jego pisma i interpelacje dotyczące rozwiązania problemów ludności żydowskiej, takich jak bojkot handlu czy ograniczenia uboju rytualnego. Ponadto współpracował z innymi żydowskimi historykami, np. z Majerem Bałabanem przy redagowaniu dzieł poświęconych historii polskich Żydów. Został aresztowany tuż po wojnie obronnej 1939 kiedy przedzierał się na radziecką stronę i jako element kontrrewolucyjny zesłany do łagrów, skąd już nie wrócił, mimo podejmowanych przez Rząd RP na uchodźstwie, Departament Stanu USA i dyplomację Watykanu wysiłków. Nawet gdyby doczekał podpisania układu Sikorski-Majski, pewnie też byłoby mu ciężko się wydostać, bowiem obywatele polscy pochodzenia żydowskiego mieli trudności z dołączeniem do armii Andersa. Żona Schorra Tamara zmarła w obozie Vittel w 1944 jako jedna z ofiar tzw. "afery Hotelu Polskiego". Zdjęcie, które dziś prezentujemy za NAC, przedstawia obrady Państwowej Rady Oświecenia Publicznego, gdzie rabin Schorr (w środku w okularach) po swej prawicy ma prof. Tatarkiewicza, a po lewicy pastora Juliusza Burschego. Takaż to tolerancyjna była ta nasza II RP.

2 lipca 1870 r. został odsłonięty na dziedzińcu Pałacu Namiestnikowskiego "pomnik jenerała-lejtnanta księcia Warszawskiego hrabiego Paszkiewicza Erywańskiego", jak to ujmuje Kurier Warszawski z 4 lipca 1870 r. W polskiej historiografii osoba ta jest znana pod imieniem Iwana Paskiewicza. Uroczystość uświetniła wizyta cara Aleksandra II. Jak podaje wspomniany Kurier Warszawski: 2 lipca 1870 r. odsłonięciu pomnika towarzyszył cały szereg podniosłych uroczystości. O godzinie 12-ej msza w katedrze prawosławej pod przewodnictwem "najprzewieleniejszego Joanicjusza arcybiskupa warszawskiego i nowogieorgiewskiego", później defilada na polu mokotowskim, następnie odwiedziny cara w Aleksandryjsko-Maryjskim instytucie wychowania panien, o 5-ej uroczysty obiad, zaś wieczorem spektakl w Teatrze Wielkim. Z perspektywy tronu carskiego, Iwan Paskiewicz zasłużył na pomnik. Był on nie tylko dowódcą, który stłumił powstanie listopadowe i zdobył Warszawę, ale też w latach 20. XIX dowodził z sukcesami wojskami rosyjskimi na Kaukazie, zdobywając m.in. Erywań, oraz w okresie Wiosny Ludów utopił we krwi powstanie węgierskie. Jego zasługi w umacnianiu siły Imperium Rosyjskiego doceniono już za życia, mianując go księciem warszawskim oraz Namiestnikiem Królestwa Polskiego. Dodatkowo Paskiewicz otrzymał pałac w Homlu, gdzie wywiózł w latach 30. świeżo ukończony pomnik ks. Józefa Poniatowskiego. W Królestwie Polskim okres jego rządów to tzw. "noc paskiewiczowska", która przejawiała się w marazmie polskiej kultury wraz z koniecznością emigracji jej największych koryfeuszy. Zapewne celowym było działanie władz zaborczych i postawienie pomnika osoby tak znienawidzonej wśród warszawiaków, jak Paskiewicz w miejscu, gdzie miał stanąć bohater narodowy - ks. Józef Poniatowski. Jeśli chodzi o sam pomnik to został wyrzeźbiony przez Mikołaja Pimienowa oraz Aleksandra von Bocka. Na cokole pomnika zamontowano 4 płaskorzeźby

"Na wszystkie smutki - niedziela na GłównymNa oddech krótki - niedziela na GłównymNa sypkość uczuć i brak przyjacielaNiedziela na Głównym, na Głównym niedziela." Tak w latach 60. o dworcu Warszawa Główna Osobowa śpiewał Wojciech Młynarski. Dworzec Główny, mieszczący się między ulicami Kolejową, Towarową i Alejami Jerozolimskimi, był, wbrew piosence, dość smutnym miejscem, które przez całe dwadzieścia kilka lat pełniło rolę głównego dworca, z którego odjeżdżały pociągi dalekobieżne. Dokładnie 69 lat temu odjechał zaś pierwszy pociąg z dworca, któremu do wybuchu wojny nawet się nie śniło, że może być nazywany "Głównym". Była to czołowa stacja kolei warszawsko-wiedeńskiej, tyle że towarowa. W związku ze zniszczeniem prowizorycznego Dworca Głównego, mostu średnicowego i zasypaniem tunelu średnicowego, pociągi z zachodu i południa musiały kończyć bieg na Dworcu Zachodnim. Właśnie 2 lipca 1945 otwarto dawną stację towarową dla ruchu pasażerskiego. Nie było to najwygodniejsze rozwiązanie, choć rzeczywiście pociągiem dało się dojechać sporo dalej niż poprzednio. Tereny w okolicach dawnych Rogatek Jerozolimskich były nazywane Dzikim Zachodem lub Syberią, brakowało infrastruktury, a zbudowany prowizorycznie (i stojący do dziś) pawilon dworcowy był ciasny i niewygodny (mimo tego, że później pojawiły się tam innowacje takie jak całodobowy bufet dla podróżnych). Poza tym czołowość dworca poważnie ograniczała jego przepustowość (pamiętajmy że do czasu odgruzowania Tunelu Średnicowego obsługiwał on też osobówki) Dlatego już w momencie kiedy stało się to możliwe, w roku 1967, większość ruchu dalekobieżnego przerzucono na dalekobieżną nitkę kolei średnicowej, a po otwarciu Dworca Centralnego Warszawa Główna obsługiwała już tylko pociągi elektryczne w kierunku Radomia i Kielc oraz część pociągów specjalnych, np. kolonijne (autor

You don't have permission to register