Kartka z kalendarza – 13 marca
Nie ma chyba miasta na Ukrainie, w którym nie znajdziemy pomnika Tarasa Hryhorowycza Szewczenki. Dlaczego? Powód jest prosty. Szewczenko jest tym dla Ukraińców, kim Adam Mickiewicz dla Polaków. Urodzony we wsi Moryńce nieopodal Kijowa w czasach, kiedy Ukraina była częścią Cesarstwa Rosyjskiego, Szewczenko żył i tworzył w rozbiciu między ukraińskimi a rosyjskimi wpływami. Aby w tej sytuacji się odnaleźć, postanowił tworzyć w obu językach: powieści i większość dramatów napisał po rosyjsku, a pozostałe i utwory poetyckie w języku ukraińskim. Taras Szewczenko żył 47 lat. Zmarł w Petersburgu, 10 marca 1861 roku. Jednak czemu o nim wspominamy? Równo trzynaście lat temu, 13 marca 2002 roku, został odsłonięty pomnik Tarasa Szewczenki również w Warszawie. Przedstawia on młodego poetę i znajduje się na Mokotowie, u zbiegu ulic Goworka i Spacerowej. Pomnik powstał z inicjatywy ukraińskiego ambasadora w Polsce, Dymytra Pawłyczki. Autorami są Anatolij Kuszcz (rzeźba) i Baltazar Brukalski (cokół). Odlew wykonano w Kijowie, a całość kosztów pokryła Rada Miejska tego miasta. W czasie pomarańczowej rewolucji na przełomie 2004 i 2005 roku, pomnik został przyozdobiony pomarańczowym szalikiem. Na cokole umieszczono strofę: Подай же руку козакові І серце чистеє подай! І знову іменем Христовим Ми оновим наш тихий рай. ___ Podaj że rękę bracie-Lasze Miejsce mi w sercu swoim daj A odzyskamy szczęście nasze W imię Chrystusa cichy raj
Kartka z kalendarza – 12 marca
12 marca 1890 roku zmarł Herman Jung, piwowar, jeden z najznaczniejszych przemysłowców dziewiętnastowiecznej Warszawy. Jung urodził się w 1818 roku w Szymanowicach koło Środy Śląskiej. Do Warszawy przybył jako czeladnik piwowarski w wieku 22 lat. Po okresie pracy w rożnych warszawskich browarach kupił niewielki browar Brzezińskiego przy Chłodnej. Imperium wkrótce zaczęło się rozrastać. Jung kupił browar Kazimirusa przy Grzybowskiej, Naimskiego przy pl. św. Aleksandra (dziś - Trzech Krzyży), browar przy Ogrodowej. Sekretem jego sukcesu było zwiększanie wydajności produkcji. Prawdopodobnie jako pierwszy browarnik w Warszawie zainstalował maszynę parową. On też był pionierem zastosowania do produkcji piwa koncentratu słodowego. Jak to jednak bywa, za ilością nie szła jakość, co odcisnęło się w warszawskiej gwarze powiedzeniem "woda Junga z wodociunga" na określenie podejrzanie wyglądającej cieczy. W swym największym rozkwicie koncern Junga był jednym z największych producentów piwa w Królestwie. Spółka posiadała składy nawet w dalekich Kijowie i Odessie oraz flotę wagonów-chłodni. Mimo to firma nie przetrwała śmierci założyciela. Zakład przy pl. Aleksandra przejął syn Seweryn, przy Grzybowskiej - druga żona Selma, zwalczana zresztą zaciekle przez swoich pasierbów za używanie marki "Hermanowa Jung". Pozostałe browary zmieniły właścicieli. Ostateczny koniec firmie przyniósł rok 1919 i wchłonięcie spółki przez Zjednoczone browary Warszawskie. Prócz pamięci, po Jungu zostały dwa cenne obiekty. Jeden to pozostałość zakładu produkcyjnego browaru przy Grzybowskiej, którego mur od Walicowa stanowił przez pewien czas granicę getta, a dziś wkomponowany w biurowiec Aurum. Drugi to rodzinna kaplica na cmentarzu ewangelicko-augsburskim, dzieło Edwarda Lilpopa i Józefa Piusa Dziekońskiego, jeden z największych obiektów tego rodzaju w Warszawie. By nie kończyć w zupełnie
Kartka z kalendarza – 11 marca
11 marca 1947 roku w auli budynku ZNP przy ulicy Smulikowskiego rozpoczął się proces przed Najwyższym Trybunałem Narodowym, instytucją powołaną jeszcze w 1944 do osądzenia winnych zbrodniom narodowego socjalizmu na terenie Polski, SS-Obersturmbannführera Rudolfa Hössa, byłego komendanta obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Według lektora Polskiej Kroniki Filmowej, na procesie obecni byli nie tylko dawni więźniowie Oświęcimia, ale również "prawnicy i dziennikarze ze wszystkich stron świata". W akcie oskarżenia zostało mu zarzucone zamordowanie 4 mln ludzi, dziś wiemy już, że liczba ofiar wszystkich trzech obozów Auschwitz-Birkenau nie przekroczyła 1,5 mln, do takiej liczby przyznał się też były komendant obozu. Biorąc pod uwagę liczbę ofiar, był to największy zorganizowany w historii świata proces o ludobójstwo na masową skalę. Proces był kolejnym z serii rozpraw przeciwko hitlerowskim zbrodniarzom; wcześniej osądzono i skazano na karę śmierci Arthura Greisera, gauleitera Kraju Warty, Amona Götha, komendanta obozu Kraków-Płaszów oraz Ludwiga Fischera, gubernatora dystryktu warszawskiego GG. Po Hössie skazani zostali jeszcze dawny gubernator Gdańska Forster oraz zastępca Hansa Franka Josef Buhler, jak również 40 członków załogi obozu w Oświęcimiu. Wyrok zapadł 2 kwietnia 1947 roku i był to wyrok śmierci. Został on wykonany przez powieszenie na terenie dawnego obozu Auschwitz, a szubienicę, na której wykonano egzekucję, można oglądać do dziś. Na naszym zdjęciu (za wikipedią) Rudolf Höss podczas procesu. A tak gwoli przypomnienia czy informacji, nie należy mylić Hössa z Rudolfem Hessem, zastępcą Hitlera, tym, który poleciał w 1941 roku do Szkocji i który umarł w więzieniu w Spandau w 1987 jako ostatni z bohaterów procesu norymberskiego.
Kartka z kalendarza – 10 marca
Urodziła się w Porozowie koło Wołkowyska, które obecnie znajduje się w granicach Białorusi. Była córką kantora lokalnej synagogi. Jej panieńskie nazwisko to Halpern. Jednak bardziej znana jest pod nazwiskiem męża, jako Ester Rachel Kamińska. Aktorstwo nie było pierwszym jej zawodem, ale to ono okazało się powołaniem Ester. Całkowicie oddała się tej sztuce dopiero po 1893 roku, kiedy zmarli jej rodzice. Występowała wtedy z trupą swojego przyszłego męża, Abrahama Izaaka Kamińskiego. Od 1900 roku razem prowadzili wędrowny teatr. Ester zaczynała swoją aktorską przygodę od występów w operetkach. Jednak to dopiero poważny repertuar wyniósł ją na wyżyny możliwości. Robiła furorę wszędzie gdzie się pojawiała. Przez krytyków porównywana była do największych dam teatru. Podczas tournee po Stanach Zjednoczonych, razem z mężem zebrali odpowiednio duże fundusze, aby po powrocie do Warszawy otowrzyć pierwszy stały teatr żydowski w mieście. Znajdował się on przy ulicy Oboźnej i grano w nim ambitny repertuar światowy. Zmarła 25 grudnia 1925 roku w Warszawie. Była matką aktorek Racheli i Idy Kamińskich oraz kompozytora Józefa Kamińskiego. Ida Kamińska była pierwszą aktorką pochodzącą z kraju bloku wschodniego nominowaną do Oskara. Teatr Żydowski w Warszawie nosi do dziś imię Ester Rachel i Idy Kamińskich. Zdjęcie: warszawa.pl
Kartka z kalendarza – 9 marca
W ramach kartki z kalendarza postać już obecnie nieco zapomniana - Józef Nowicki. Ale gdybyśmy zapytali o niego warszawiaka w 1914 r., zapewne usłyszelibyśmy pogardliwe stwierdzenie, iż był zdrajcą. Józef Nowicki urodził się w Warszawie 9 marca 1766 roku. Od 1783 r. służył jako chorąży w kawalerii narodowej wojsk koronnych. W 1785 r. rozpoczął naukę w Szkole Rycerskiej. Ponieważ polskie wojsko nie mogło mu zaoferować zbyt wiele, pierwsze doświadczenie zdobył w wojnie rosyjsko-tureckiej, walcząc po stronie carskiej jako ochotnik. W 1791 r. powrócił do Polski oraz wstąpił do nowoformowanych oddziałów. W trakcie wojny w obronie konstytucji został ranny pod Turzyną. Walczył również w powstaniu kościuszkowskim, początkowo jako major, potem awansowany na podpułkownika, wicebrygadiera i brygadiera; uczestniczył w walkach pod Dubienką, Chełmem i obroną warszawskiej Pragi. Kolejne lata jego życia do roku 1806 upłynęły na różnych zajęciach cywilnych. W listopadzie 1809 awansowany na pułkownika, był komendantem kwatery głównej księcia Józefa Poniatowskiego i szefem sztabu 3 Okręgu Wojskowego, później szefem sztabu 18 dywizji (V korpusu) i 7 dywizji (X korpusu). Trafił do niewoli po walkach o Gdańsk w 1813. Jak wielu oficerów armii Księstwa Warszawskiego rozpoczął służbę w armii Królestwa Kongresowego. W 1814 został mianowany komendantem departamentu bydgoskiego. W kwietniu 1816 objął funkcję sekretarza generalnego Komisji Rządowej Wojny, które pełnił do końca życia. W październiku 1818 otrzymał awans na generała brygady. O tym jak go zapamiętali potomni zaważyła tragiczna historia. W nocy 29/30 listopada 1830 r., kiedy Warszawę ogarniało powstańcze podniecenie gen. Nowicki wracał z Teatru Wielkiego. Na placu Saskim grupa podchorążych zatrzymała powóz, celem
Kartka z kalendarza – 6 marca
6 marca 1737 roku w Wypychach urodził się Jowin Fryderyk Bystrzycki, nadworny astronom Stanisława Augusta, biskup pomocniczy-elekt warszawski. Kształcił się u jezuitów w Drohiczynie, a następnie w Warszawie. Wstąpił do Towarzystwa i otrzymał święcenia kapłańskie w 1769 roku. Doktorat z teologii uzyskał w Wilnie, a po kasacie zakonu znalazł zatrudnienie jako astronom królewski. Nie znamy jego dorobku w zakresie astronomii, jednak prowadzone przez niego w latach 1779-99 obserwacje i zapisy meteorologiczne, pierwsze takie w Warszawie, są cennym źródłem dla badaczy klimatu. Bystrzycki wprowadził również w naszym mieście techniczną nowinkę, jaką były w owej epoce piorunochrony. Najpierw, w maju 1783 r., zainstalował je na pałacu Mniszchów w Dęblinie, a w lipcu następnego roku - na wieży Zamku Królewskiego: "Jest on spuszczony z dwóch stron wieży, i składa się z dwóch odnóg; z których jedna, od strony starego miasta jest to drut na pół cala gruby, i prętami żelaznemi na łokieć od muru oddalony; zaś druga, naprzeciw garderoby, jest blacha żelazna biała na 3 cale szeroka, do samego muru przytwierdzona. Końce tak drutu, jak i blachy wpuszczono w doły umyślnie wykopane." Nazwisko Bystrzyckiego kojarzyć też mogą znawcy Beskidów. W 1812 roku opublikował on opis podróży, którą odbył w 1782 roku, podczas której zdobył jakoby szczyt Babiej Góry. Przez pewien czas, po przytoczeniu tych rewelacji w piśmie "Prace babiogórskie" w 1980 r., był więc ksiądz Bystrzycki uważany za pierwszego, długo przed Staszicem, zdobywcę-badacza tego szczytu. Dopiero późniejsze analizy i dociekania dowiodły, że uczony ex-jezuita swój wyczyn zmyślił, a szczegóły zaczerpnął właśnie od Staszica. Od 1786 roku Bystrzycki
Kartka z kalendarza – 5 marca
5 marca 1801 roku urodził się Ludwik Kaufmann, jeden z wybitniejszych warszawskich rzeźbiarzy doby późnego klasycyzmu. Przyszły artysta urodził się w Rzymie i tam pobierał pierwsze nauki w pracowni swojego ojca. W latach 1818-1822 kształcił się w Akademii św. Łukasza w Rzymie pod kierunkiem samego Antonia Canovy. W 1823 roku wyjechał do Berlina, a stamtąd na prośbę Ludwika Michała Paca przybył do Warszawy, gdzie pracował do śmierci w 1855 roku. Swoją pracownię prowadził w pałacu Karasia przy Krakowskim Przedmieściu. Do jego najbardziej znanych realizacji należy przede wszystkim fryz "Tytus Quintus Flaminius ogłaszający wolność miast greckich" nad bramą pałacu Paca na przy ulicy Miodowej. Ponadto Ludwik Kaufmann jest współautorem pomnika Natalii z Potockich Sanguszkowej w Natolinie, płaskorzeźby Geniuszy na Banku Polskim przy Elektoralnej, popiersia generała Józefa Zajączka, oraz popiersia Jana III Sobieskiego w Kaplicy Królewskiej Kościoła Kapucynów na Miodowej. Jednak najlepiej znanym warszawiakom dziełem Kaufmanna są zapewne personifikacje Wisły (na zdjęciu, za wikimedia.org) i Bugu, ustawione na tarasie Pałacu na Wodzie, powstałe ok. roku 1840, a ustawione tam w 1885. W twórczości Kaufmann nawiązywał do wzorów antycznych oraz dzieł swojego mistrza Antoniego Canovy. Poza rzeźbą pomnikową i portretową Kaufmann wykonywał także elementy wystroju wnętrz. Po śmierci w 1855 roku został pochowany na warszawskich Starych Powązkach w kwaterze 25, rząd 4, miejsce 6.
Kartka z kalendarza – 3 marca
Dzisiaj przypominamy jedno z bardziej tragicznych i makabrycznych zdarzeń, do jakich doszło w nowożytnej historii Warszawy. I chociaż od tej zbrodni minęło już 14 lat, to trudno przejść obok niej obojętnie. 3 marca 2001 r. wszystkie dzienniki podały, że doszło do napadu na placówkę Kredyt Banku przy ul. Żelaznej 67 w Warszawie. Początkowo policja informowała, że znaleziono 3 ofiary napadu: kasjerki. Po kilku godzinach czynności operacyjnych policjanci znaleźli jeszcze jedno ciało ofiary - strażnika banku, które było ukryte w studzience kanalizacyjnej. Prowadzone na szeroką skalę śledztwo przyniosło owoce po nieco ponad pięciu miesiącach od przestępstwa. 6 lipca 2001 r. antyterroryści zatrzymali w podwarszawskim Łochowie Krzysztofa Matusika, Grzegorza Szelesta i Marka Rafalika. Proces sprawców toczył się przed Sądem Okręgowym w Warszawie; w jego wyniku Sąd uznał wszystkich oskarżonych winnymi popełnienia zabójstwa, wymierzając im maksymalny wymiar kary w postaci dożywocia. Szelest będzie mógł ubiegać się o przedterminowe zwolnienie po 40 latach, Matusik po 35, zaś Rafalik po 25. Wyrok ten utrzymał się później w sądzie apelacyjnym oraz nie zmienił go Sąd Najwyższy. Zgodnie z ustalonym przebiegiem wydarzeń, Krzysztof Matusik, który był ochroniarzem we wspomnianej placówce, zamienił się dzień wcześniej ze swoim starszym kolegą - Stanisławem W. na dyżury. Było to zaplanowane działanie, gdyż sprawcy uznali, że ten ochroniarz ze względu na swój wiek będzie nie będzie stanowił dla nich zagrożenia. O godzinie 8:00 Stanisław W. wpuścił do banku wszystkich sprawców, którzy następnie zabili go trzema strzałami w plecy. Około 20 minut później do banku weszły trzy kasjerki, które zostały sterroryzowane. Jedna z nich z
Kartka z kalendarza – 2 marca
2 marca 1980 roku w wieku 86 lat w Warszawie zmarł Jarosław Iwaszkiewicz. Postać bardzo różnie oceniana, kontrowersyjna i niejednoznaczna. Urodzony na Ukrainie i mieszkający tam do końca I wojny światowej, dał się poznać w latach 20. i 30. jako dość zdolny poeta i prozaik, współtwórca grupy poetyckiej Skamander (choć jego koledzy skamandryci uważali go za najmniej utalentowanego). Był również dyplomatą (poseł w Kopenhadze i Brukseli), a dzięki małżeństwu z Anną Lilpop, córką znanego przemysłowca Stanisława, wszedł na warszawskie salony. Znany był również ze swoich dość nieskrywanych homoseksualnych skłonności. W czasie II wojny światowej Iwaszkiewicz znany był z utrzymywaniu w swojej posiadłości w Stawisku mniej lub bardziej tajnej kryjówki dla osób zaangażowanych w działalność podziemia oraz Żydów. Pośmiertnie w 1988 roku został z żoną uhonorowany medalem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Po wojnie zdecydował się na pozostanie w Polsce, a nowa władza zaproponowała mu splendory i przywileje, wykorzystując go nieco do udowadniania wszystkim jak jest tolerancyjna i jak respektuje twórców, nawet tych, którzy publikowali przed wojną. Iwaszkiewiczowi pozwolono zachować prywatną posiadłość, wysłano go na placówkę do Francji, dano mu synekurę w nowo utworzonych "Nowinach Literackich" oraz niemal dożywotnią prezesurę Związku Literatów Polskich. Był posłem na Sejm PRL, przewodniczącym Polskiego Komitetu Obrońców Pokoju, a także członkiem Prezydium Ogólnopolskiego Komitetu Frontu Jedności Narodu.Za pozostanie w Polsce często krytykowali go dawni koledzy, Lechoń, Tuwim, Słonimski. Co do twórczości Iwaszkiewicza, dość pozytywnie ocenia się tę przedwojenną (Panny z Wilka, Lato w Nohant), podczas gdy po wojnie bywało już różnie ("Sława i chwała" była często określana mianem "Słaba i chała"). Nasz
Kartka z kalendarza – 27 lutego
Początek lat 60. XIX wieku w Warszawie to okres budzących się nadziei w społeczeństwie. Imperium Rosyjskie było w trakcie przemian po przegranej wojnie krymskiej. Jednocześnie nadzieje na zmianę i przywrócenie autonomii w Królestwie Polskim żywiło wielu polskich polityków. Nastroje te podzielali również zwykli warszawiacy, którzy choć trochę interesowali się polityką. Często do haseł wolnościowych dochodziły hasła reformy społecznej, rozwiązania problemów wsi itp. Demonstracja jaka miała miejsce 27 lutego 1861 r. była jedną z wielu jakie odbyły się na ulicach Warszawy w latach poprzedzających powstanie styczniowe, a była odpowiedzią na aresztowania po demonstracji sprzed 2 dni tj. z 25 lutego. Manifestację organizowali studenci Szkoły Sztuk Pięknych i Akademii Medyko-Chirurgicznej. Przebiegała pod hasłami reform społecznych i praw obywatelskich. Do historii przeszła za sprawą jej ofiar, które symbolizują niejako całe polskie społeczeństwo XIX w. Od kul rosyjskich żołnierzy zginęli: czeladnik krawiecki Filip Adamkiewicz, uczeń gimnazjum, 16-letni Michał Arcichiewicz, robotnik Karol Brendel i dwaj ziemianie z Towarzystwa Rolniczego – Marceli Paweł Karczewski i młody, 23-letni Zdzisław Rutkowski. Masakra wywołał wrzenie w Warszawie. Ciała poległych przeniesiono do Hotelu Europejskiego, gdzie pełniono wartę, aby carscy żołnierze ich nie wykradli. Warto wspomnieć, iż wówczas na parterze mieściła się pracownia Karola Beyera - pioniera warszawskiej fotografii. Sfotografował on każdego z poległych ukazując ich w profilu, w ujęciu do pasa, a czterech z nich ma odsłonięte rany. Ze zdjęć stworzono tableau, które stanowi ilustrację dzisiejszego wydarzenia. Pogrzeb pięciu poległych odbył się 2 marca i stanowił okazję do wielkiej patriotycznej demonstracji. Chociaż w starciach z rosyjskim wojskiem poległo jeszcze wiele osób, to jednak "pięciu
Zwiedzaj z SKPT: Wałbrzych
Wałbrzych to miasto kontrastów. Pięknie położone, pełne śladów dawnej wielkości, ale też bardzo mocno dotknięte kryzysem i szokową terapią okresu zmian ustrojowych. Dziś ominiemy słynny zamek Książ i Palmiarnię, a odwiedzimy te nieco mniej znane atrakcje. Zabudowa wałbrzyskiego rynku, wytyczonego zapewne na przełomie XIV i XV wieku, daje przegląd historii architektury ostatnich trzech stuleci. Jak w wielu dynamicznie rozwijających się miastach, ratusz Wałbrzycha wyprowadził się z ciasnego, średniowiecznego rynku. Nowy gmach przy Placu Magistrackim powstał w połowie XIX wieku. Monumentalny, ewangelicko-augsburski kościół Zbawiciela w Wałbrzychu został poświęcony 24 listopada 1788. Powstał na miejscu poprzedniego, drewnianego domu modlitwy. Wałbrzyski kościół ewangelicko-augsburski Zbawiciela został zaprojektowany przez wybitnego pruskiego architekta, Carla Gottharda Langhansa, najbardziej znanego z projektu Bramy Brandenburskiej w Berlinie. Główną rzymsko-katolicką świątynią Wałbrzycha jest kolegiata NMP Bolesnej i Aniołów Stróżów z przełomu XIX i XX w. Projektantem neogotyckiego kościoła rzymsko-katolickiego Aniołów Stróżów w Wałbrzychu był znany śląski architekt Alexis Langer. W pochodzącym z początku XIX w. pałacu kupieckiej rodziny Albertich mieści się Muzeum Porcelany w Wałbrzychu. Muzeum Porcelany w Wałbrzychu umiejętnie łączy cenną kolekcję śląskiej i europejskiej porcelany z prezentacją dziejów miasta i regionu. Pamiątką po dawnych właścicielach Wałbrzycha, rodzie Czettritzów, jest renesansowy zamek, dziś siedziba Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej im. Angelusa Silesiusa. Czekającym na pociąg na stacji Wałbrzych Główny towarzyszy piękny widok na Wołowiec w Górach Czarnych. Pod masywem przebiega jeden z najdłuższych tuneli kolejowych w Polsce.
Kartka z kalendarza – 26 lutego
Dziś z kolei obchodzimy rocznicę powstania jednego z wyjątkowych muzeów na mapie Warszawy. Wyjątkowych z uwagi na zbiory, tematykę i okoliczności powstania. Chodzi o powstałe w 1973 roku Muzeum Azji i Pacyfiku, mające swoją siedzibę przy ulicy Solec 24, w pawilonach biurowych mieszczącej się tam niegdyś rzeźni. Założył je Andrzej Wawrzyniak, dyplomata służący wcześniej w Indonezji, Laosie, Nepalu i Afganistanie, obserwator ONZ w Namibii, Timorze Wschodnim oraz Bośni i Hercegowinie, w latach 1996-2003 honorowy konsul Sri Lanki w Polsce. Kiedy był w zastępcą szefa misji i chargé d’affaires w Indonezji w latach 1966-73 gromadził eksponaty, które później przekazał państwu. Stanisław Lorenz, a można bez wahania powiedzieć, że był to ktoś kto się znał, powiedział o nich, że jeśli chodzi o Indonezję, kolekcja Wawrzyniaka jest "jedną z największych prywatnych kolekcji indonezjologicznych, przewyższającą m.in. wszystkie znane prywatne zbiory holenderskie, uchodzące w tej dziedzinie za największe na świecie". A trzeba pamiętać, że Holendrzy, jako właściciele Indonezji, mieli czas zbierać. Eksponatów było ponad 3000. Obecnie jest ich ponad 20000 i muzeum nie ogranicza się tylko do Indonezji, gromadząc zbiory z Azji, Australii i Oceanii, dlatego też od 1976 nosi obecną nazwę. Muzeum posiada również liczącą 14000 tomów bibliotekę i organizuje wydarzenia dotyczące regionu. Z uwagi na szczupłość miejsca, nie ma niestety stałej ekspozycji, a jedynie czasowe. Do niedawna dysponowało jeszcze pomieszczeniami przy ulicy Freta w Kamienicy pod Samsonem, niestety obecnie ulokowało się tam inne muzeum - przeniesione z naprzeciwka Muzeum Marii Skłodowskiej-Curie. Obecnie część Muzeum Azji i Pacyfiku przeniosła się do wybudowanego na działce dawnej rzeźni gargantuicznego apartamentowca,
Kartka z kalendarza – 23 lutego
23 lutego 1984 roku odbyło się założycielskie posiedzenie Społecznego Komitetu Opieki nad Zabytkami Cmentarza Ewangelicko-Augsburskiego w Warszawie, instytucji, która od wielu lat i nie bez sukcesów troszczy się o ten jeden z najcenniejszych warszawskich i polskich cmentarzy. Data ta oczywiście nie oznacza początku społecznych wysiłków na ten cel. Historia Komitetu sięga 1976 roku, kiedy w odpowiedzi na apel Towarzystwa Opieki nad Zabytkami zawiązano kilkuosobową komisję, która dokonała inwentaryzacji cmentarza i przygotowała wnioski o rozpoczęcie prac konserwatorskich przy obiektach wymagających najpilniejszej interwencji. Stąd już na przełomie lat 70. i 80. odrestaurowano kilka obiektów, m.in. grobowiec Braeunigów. W 1984 robocza komisja przekształciła się w oficjalny Komitet, działający jako jednostka organizacyjna Towarzystwa Opieki nad Zabytkami. Honorowym przewodniczącym został prof. Stanisław Lorentz, przewodniczącym zarządu Tadeusz Szmalenberg, a wiceprzewodniczącym - Ludwik Lilpop. Wśród członków znaleźli się dobrze znani varsavianistom badacze i konserwatorzy jak m.in. Eugeniusz Szulc, prof. prof. Anna Czapska, Robert Kunkel, Aleksander Bursche, Adam Roman, jak również duchowni parafii Św. Trójcy i przedstawiciele urzędu konserwatorskiego. Dzięki pracom Komitetu, tak pozyskanym funduszom, jak i zleconym i nadzorowanym pracom, poddano konserwacji lub renowacji około trzystu obiektów. Najbardziej spektakularnym przykładem jest remont kaplicy Halpertów, ale odwiedzając cmentarz na dokonania Komitetu można natknąć się już na każdym kroku. Owocem jego prac są również publikacje: monumentalne opracowanie Eugeniusza Szulca "Cmentarz Ewangelicko-Augsburski w Warszawie" oraz podręczne "Cmentarze Ewangelickie w Warszawie". W latach 1993-2009 przewodniczącym Komitetu był Witold Strauss, człowiek-instytucja, tłumacz, społecznik i obrońca zabytków. Jego następczynią została Maria Chmiel. W roku 2010 zmieniły się przepisy dotyczące ochrony zabytków. Jako że zgodnie z nimi o
Kartka z kalendarza – 20 lutego
Jest w Warszawie ulica, przy której stoi nasz najbardziej olimpijski, choć i tak za krótki basen. Niedaleko też mieści się kort tenisowy i pozostałości boiska klubu, o którym pisaliśmy jakiś czas temu. Klub ten nazywa się Warszawianka, a ulica Merliniego. I to patron tej niepozornej mokotowskiej ulicy będzie naszym dzisiejszym gościem, gdyż to na dziś przypada dwieście osiemnasta rocznica jego śmierci. Mowa tu o Dominiku Merlinim, architekcie pochodzącym z dzisiejszego pogranicza Włoch i Szwajcarii, który w wieku dwudziestu lat przyjechał do Warszawy. Dlaczego do Warszawy? Bo mieszkała tu wpływowa rodzina Fontanów, z którą Merlini był spokrewniony. Dobry start dla młodego architekta. Jakub Fontana w tym czasie był królewskim architektem, więc młody Dominik odbierał nauki od jednego z najbardziej cenionych budowniczych w Warszawie. Nie dziwne zatem, że utalentowany Merlini w wieku 30 lat stał się królewskim architektem, aby w 1773 roku przejąć po Fontanie urząd naczelnego architekta Rzeczypospolitej. Jako państwowy urzędnik Merlini odpowiadał w dużej mierze za konserwację istniejących już gmachów, jednak czasem wymagały one również pełnej przebudowy. Warto pamiętać, że idea ochrony zabytków jest stosunkowo nowa, gdyż upowszechniła się dopiero na początku ubiegłego wieku, dlatego Merlini spokojnie mógł przebudowywać bez przeszkód. Jednak pozostawił również około 50 własnych dzieł. To on jest odpowiedzialny za znany nam do dzisiaj Pałac na Wodzie wraz z całym kompleksem pałacowo-ogrodowym. Budował również kościoły, dwory, pałace, czy miejskie ratusze. Urodzony 22 lutego 1730 roku, zmarł 20 lutego 1797 przeżywszy sześćdziesiąt siedem lat. Został pochowany w katakumbach na warszawskich Starych Powązkach. Ilustracja za starepowazki.sowa.website.pl
Kartka z kalendarza – 19 lutego
19 lutego 1943 roku Jan Stanisław Jankowski przejął obowiązki Delegata Rządu na Kraj, czyli przedstawiciela w okupowanym kraju rządu RP na uchodźstwie, w randze wicepremiera. Powodem zmiany na tym stanowisku było aresztowanie poprzedniego Delegata, Jana Piekałkiewicza. Jankowski, jako jego zastępca, z urzędu objął tę funkcję, natomiast oficjalnie został mianowany Delegatem dwa miesiące później, 21 kwietnia. Jan Stanisław Jankowski pochodził z rodziny ziemiańskiej z północnego Mazowsza. Z wykształcenia był chemikiem, studiował w Warszawie i Pradze. Od czasów studenckich związany był z ruchem narodowym. Służył w I Kompanii Kadrowej i w Legionach. W wolnej Polsce współtworzył Narodową Partię Robotniczą, stronnictwo o profilu narodowym i socjalistycznym. Do zamachu majowego bywał członkiem najwyższych władz państwowych (był ministrem pracy w rządach Witosa i Skrzyńskiego), po przewrocie znalazł się w opozycji, najpierw w szeregach NPR, później Stronnictwa Pracy. W latach 1927-34 był również radnym Warszawy. W Delegaturze Rządu również zajmował się polityką społeczną. Jego departament był jedną z najaktywniejszych agend Polskiego Państwa Podziemnego: wspierał rodziny ofiar terroru i przedstawicieli świata nauki i kultury, wykorzystując aż 30% budżetu Delegatury. Najbardziej doniosłą decyzją, którą przyszło mu podjąć, było zapewne zatwierdzenie rozkazu o wybuchu powstania warszawskiego. Była to jednak formalność - kilka dni wcześniej premier Mikołajczyk dał "Borowi" wolną rękę w tej kwestii. Zresztą Jankowski należał do zwolenników podjęcia walki, wynik był więc przesądzony. Po upadku powstania znalazł się w obozie w Pruszkowie, z którego został zwolniony. W marcu 1945 roku został aresztowany przez NKWD i w "procesie szesnastu" skazany na osiem lat więzienia. Zmarł lub został zamordowany 13 marca 1953 we Włodzimierzu nad Klaźmą,
Kartka z kalendarza – 17 lutego
17 lutego 1910 r. na warszawskiej Woli u zbiegu ulic Prądzyńskiego i Wschowskiej uruchomiono wolską elektrownię. Patrząc przez pryzmat dzisiejszych standardów można powiedzieć, że była to mała manufaktura. Nie można jednak zapominać, iż w 1910 r. przemysł energetyczny był dopiero w powijakach, a zapotrzebowanie na prąd w zestawieniu z dzisiejszym znikome. Moc zainstalowanego silnika gazowego produkcji niemieckiej firmy Siemens-Schuckert wynosiła 12 kW. Dzisiaj starczyło by to na zasilenie zaledwie kilku żelazek
Kartka z kalendarza – 16 lutego
16 lutego 1793 roku w Warszawie doszło do zmiany na stanowisku posła nadzwyczajnego i ministra pełnomocnego Katarzyny II w Polsce. Jakowa Bułhakowa zastąpił Jakow Jefimowicz Siwers, a w zasadzie Jakob Johann Graf von Sievers, pochodzący z Inflant (urodzony w estońskim Rakvere, zmarły w łotewskiej Valmierze) dawny gubernator nowogrodzki, pochodzący z bałtyckoniemieckiej rodziny szlacheckiej, mającej korzenie jeszcze w zakonnych Inflantach. Kariera Sieversa była podobna do wielu karier w tym okresie; po przejściu Inflant od Szwecji do Rosji wielu Niemców bałtyckich zaczęło robić kariery w rosyjskim aparacie państwowym, co jest raczej zrozumiałe, gdyż reprezentowali zupełnie inny sznyt niż rodzimi potomkowie bojarów. Po karierze w armii (zasłużył się w czasie wojny siedmioletniej) i sukcesach w zarządzaniu gubernią nowogrodzką, dostał od Katarzyny zadanie przeprowadzenia II rozbioru Polski. I dlatego o nim piszemy. Hrabia von Sievers pozostając w bliskich kontaktach z targowiczanami oraz - co było mu jako Baltdeutschowi nader łatwe - z dyplomacją pruską - najpierw spowodował, że będący lennikiem polskiej korony książę Kurlandii stał się posłuszny carycy, a potem używając targowiczan i korpusu rosyjskiego stacjonującego nad granicą doprowadził do zawiązania się sejmu w Grodnie i pod armatami wspomnianego zmusił króla i szlachtę do zgody na drugi rozbiór Polski. Rzeczone przygody opisał w obszernych memuarach pod tytułem "Jak doprowadziłem do drugiego rozbioru Polski". Do poczytania, wydano je w 1992 roku. A ilustracją będzie, za wikipedią, Nowy Zamek w Grodnie, gdzie podpisano traktat rozbiorowy. Po misji, jeszcze w 1793 roku Sieversa z Warszawy odwołano, działal on jeszcze do 1800 roku w służbie u Pawła I, a Aleksander I nadał