opis

skpt.warszawa@gmail.com

Kartka z Kalendarza

Kartka z kalendarza

Wczoraj pisaliśmy o rocznicy urodzin Stanisława Poniatowskiego, który był ojcem przyszłego króla, również Stanisława Poniatowskiego. Dziś pozostaniemy w kręgu rodziny Poniatowskich, choć przejdziemy do roku 1799, kiedy to 16 września zmarł Franciszek Ryx. Jest to postać wyjątkowa. Po pierwsze, w ciągu panowania Stanisława Augusta stał się prawą ręką króla, z którym wiązała go przyjaźń. Po drugie, stanowi przykład na to jak daleko może zajść jednostka pozbawiona majątku i szlacheckich korzeni w XVIII w. dzięki umiejętnościom - i szczęściu. Nie wiemy dokładnie kiedy, ani gdzie narodził się Franciszek Ryx. Być może urodził się we Flandrii w latach 20. XVIII w. W młodym wieku miał przybyć do Polski gdzie służył jako fryzjer podkanclerzego litewskiego Michała Sapiehy. Po jego śmierci w 1760 r., dzięki protekcji ks. Adama Kazimierza Czartoryskiego miał przejść na służbę do ówczesnego stolnika litewskiego Stanisława Antoniego Poniatowskiego. Wiadomości te czerpiemy z paszkwilu napisanego przez Stanisława Kostkę Potockiego z 1785 r. i trzeba do nich podchodzić z bardzo dużą rezerwą. Pewną datą jest za to, iż w 1762 r. Franciszek Ryx był już służącym Poniatowskiego z miesięczną pensją 10 dukatów. Elekcja 1764 r. przyniosła odmianę losu nie tylko Stanisława Antoniego, który zmienił imię na August, ale również Franciszka Ryksa. Stał się on kamerdynerem królewskim i zarządzał prywatną szkatułą królewską. W 1768 r. otrzymał indygenat szlachecki wraz z majątkiem w Prażmowie, jak również czysto tytularną godność starosty piaseczyńskiego (nie istniał wówczas taki powiat). O sukcesie jakie osiągnął Ryx niech świadczy fakt, iż w 1770 r. był w stanie pożyczyć królowi 18 749 dukatów, czyli

15 września 1676 w Chojniku niedaleko Tarnowa urodził się Stanisław Poniatowski, przyszły kasztelan krakowski i ojciec ostatniego władcy Rzeczypospolitej, Stanisława Augusta. Od razu usprawiedliwimy się, że pan Stanisław nie miał wprawdzie wielkich związków z Warszawą, poza pełnieniem kilku urzędów senatorskich i miejską rezydencją. Jednak bez wspomnienia jego postaci trudniej pojąć relacje i związki pomiędzy jego licznym potomstwem, które z naszym miastem miało już wiele więcej wspólnego. Stanisław August był wielmożą w zaledwie drugim pokoleniu. Jego przeciwnicy polityczni chętnie mu to wytykali, choćby w takim wierszyku: "Przedziwne to jest dzieło Boskiej Opatrzności: syn królem, ojciec w krześle [senator], a dziad podstarości". To właśnie ów 'ojciec', czyli nasz dzisiejszy bohater, wyniósł ród Poniatowskich z szeregów szlacheckich średniaków do rangi liczących się graczy. Był synem Franciszka, podstarościego w dobrach Lubomirskich i porucznika pancernego spod Wiednia. W tymże Wiedniu studiował i służył w armii cesarskiej pod Eugeniuszem Sabaudzkim. W litewskiej wojnie domowej stał po stronie Sapiehów, później zaś znalazł się w obozie Karola XII. Brał udział w bitwie pod Połtawą, gdzie osłaniał ucieczkę króla. Został dyplomatą w służbie szwedzkiej, z sukcesami posłował do Turcji, a w Rzeczypospolitej działał na rzecz Stanisława Leszczyńskiego. Po śmieci Karola XII umiejętnie zmienił front i stał się gorliwym stronnikiem Augusta II. Ten obsypał go zaszczytami, czego ukoronowaniem była godność wojewody mazowieckiego w 1731 roku. Strony zmieniał jeszcze dwukrotnie - po śmieci Augusta poparł ponownie Leszczyńskiego, by ostatecznie pogodzić się z Augustem juniorem. Kluczowe jednak było poślubienie w 1720 r. Konstancji Czartoryskiej i związanie się z Familią, jednym z najpotężniejszych stronnictw politycznych kraju. To właśnie

Rocznica dzisiaj podwójna. Po pierwsze nieco ponad 333 lata temu doszło do bitwy pod Wiedniem. Jakkolwiek wydarzenie to miało miejsce w Austrii, to jest ono bardzo mocno powiązane z drugą rocznicą, którą chcemy dziś przybliżyć Naszym Czytelnikom. 14 września 1788 r., czyli 228 lat temu w Łazienkach odsłonięto pomnik głównego autora wiktorii wiedeńskiej króla Jana III Sobieskiego. Monument stanął na specjalnie wzniesionym moście w latach 1777-80 przez Dominika Merliniego. W 1787 r. przeprawa została poszerzona w kierunku wschodnim o dwa przęsła celem przygotowania miejsca pod pomnik, który został wyrzeźbiony przez Andre Le Bruna ‒ nadwornego rzeźbiarza Stanisława Augusta Poniatowskiego. Co ciekawe pomnik należy stylistycznie do epoki baroku, choć został wykonany w czasie kiedy w Europie dominował już od wielu lat klasycyzm. Nie wynika to z żadnego zapóźnienia cywilizacyjnego, gdyż artyści powiązani z królem Poniatowskim wykonywali dzieła na najwyższym europejskim poziomie. Różnica stylistyczna jest celowym zabiegiem i wynika z wykorzystania, jako modelu stiukowego pomnika Sobieskiego, który znajduje się w Pałacu w Wilanowie, który pierwotnie miał stanąć w przedsionku Bazyliki św. Piotra w Rzymie. Model został wykonany jeszcze za życia Jana III, a nie stanął ostatecznie w Rzymie z uwagi na działa dyplomacji Habsburgów, która deprymowała udział polsko-litewskich w bitwie wiedeńskiej. Chwila odsłonięcia pomnika, jak się wydaje nie była przypadkowa. Oczywiście była to kolejna (105.) rocznica bitwy pod Wiedniem, ale ważniejszy był ówczesny kontekst międzynarodowy. W 1788 r. za południową granicą Rzeczpospolitej toczyła się wojna pomiędzy Imperium Rosyjskim, a Imperium Osmańskim. Stanisław August Poniatowski widział wielką szansę dla Rzeczpospolitej w tym konflikcie. Liczył

Bella gerant alii, tu, felix Austria, nube (czyli, dla nieznających łaciny: "niech inni prowadzą wojny, a ty, szczęśliwa Austrio, zaślubiaj). Ten tradycyjny komentarz do polityki dynastii Habsburgów może również podsumować notkę dzisiejszego dnia. Dokładnie 379 lat temu mieszkańcy Warszawy mogli obserwować bowiem efekt tej polityki. 13 września (choć niektórzy błędnie podają datę 12 września) w kościele kolegiackim św. Jana w Warszawie na królową ukoronowano świeżo poślubioną (dzień wcześniej, ok. 18) żonę Władysława IV Wazy – Renatę Cecylię z domu Habsburg. Warto dodać, że nową królową łączyły bardzo ścisłe więzy pokrewieństwa (matka Władysława oraz ojciec Renaty byli rodzeństwem), cała ceremonia nie mogła się odbyć zatem bez stosownej dyspensy papieskiej. Dzisiaj pewnie wzbudziłoby to skandal, ale dla ówczesnych chów niemal wsobny wśród przedstawicieli rodów panujących był tak powszechny, że nikogo to nie oburzyło. Powszechne wzburzenie budziło za to coś innego: otóż ślub i koronacja odbyły się, zamiast w stołecznym Krakowie, w prowincjonalnej Warszawie, do której zaledwie kilkadziesiąt lat wcześniej główną rezydencję monarszą przeniósł ojciec Władysława IV. Wybór właśnie tego miejsca na ślub i koronację królowej znacząco podnosił rangę tego miasta. Podczas ceremonii, znacznie mniej rozbudowanej od koronacji króla, królowa była namaszczana oraz otrzymywała królewskie insygnia. Następnie rozpoczęły się świeckie uroczystości przez dwa tygodnia uświetniające ślub oraz koronację. Dalsze pożycie małżeńskie pary królewskiej nie układało się jednak najlepiej – ponoć dogadywali się tylko w jednym, mianowicie w zamiłowaniu do sztuki, lub przynajmniej mecenatu artystycznego. Sama królowa była doceniana przez współczesnych za oszczędność oraz pobożność (co ponoć było jednak typowe dla Habsburżanek). Władczyni zmarła po 7 latach

12 września to m.in. rocznica bitwy pod Wiedniem, ale my napiszemy o wydarzeniu, które miało miejsce w Warszawie (choć wiele osób je z bitwą pod Wiedniem wiąże). Tego dnia (choć raczej na pewno nie w 1683 roku) odsłonięto na Krakowskim Przedmieściu figurę Matki Boskiej Passawskiej, dzieło przypisywane Józefowi Szymonowi Bellottiemu, architektowi, którego rodzina ocalała z epidemii cholery, która wybuchła i grasowała w Warszawie w latach 1677-79. Figura wzorowana jest na cudownym obrazie Matki Boskiej z sanktuarium w Passawie na granicy Austrii i Bawarii, który z kolei jest kopią malowidła z Innsbrucku, z roku 1537, autorstwa Lucasa Cranacha. Stoi na cokole z piaskowca, na którym umieszczone są łacińskie inskrypcje. Jedna z nich jest poświęcona Janowi III i jego zwycięstwu, druga - ocaleniu z cholery rodziny autora. Sam obraz MB Passawskiej po bitwie pod Wiedniem stał się wielce czczonym w monarchii habsburskiej obrazem, z uwagi na to, że to w Passawie cesarz Leopold modlił się przed bitwą pod Wiedniem i to tej właśnie Najświętszej Panience przypisywany jest cud odparcia Turków (głupi Austriacy, każdy jeden wie, że to Lew Lechistanu). Wszystkie opisywane wydarzenia połączono ze sobą na pomniku. Wyrzeźbioną jako wotum za ocalenie statuę ofiarowano królowi Janowi, a ten kazał ją ustawić na Krakowskim Przedmieściu niedaleko klasztoru bernardynów. A skoro tak, to umieszczono tam jeszcze inskrypcję poświęconą królowi. I wszystko do siebie pasowało, Sobieski, Bellotti oraz Maryja z Passawy. Figurę każdy może sobie obejrzeć nieopodal kościoła św. Anny, zaś my pokażemy oryginalny obraz Cranacha, na którym wzorował się twórca rzeźby.

Na wiosnę 1957 roku SARP ogłosił konkurs na projekt hotelu "Dom Chłopa". Hotel miał być, w zamyśle architektów, miejscem pobytu nocnego i dziennego dla klasy robotniczej,wyposażonym we wszelkie wygody i będącym miejscem, które ma przekonać prowincjusza do nowej, odbudowanej i lepszej Stolicy. Jak napisała mieszkająca na Starym Mieście jedna z warszawianek: "Dla podróżnych potrzebujących odprężenia po całonocnej podróży lub całodziennym zwiedzaniu miasta świadomość, że może się wygodnie umyć, oczyścić, odświeżyć, stanowi wielką ulgę. Jest to jeden z tych małych a tak ważnych sposób umilenia życia, które zostają na długo w pamięci. (…) Patrząc codziennie z okien mojego mieszkania na Starym Rynku w Warszawie na niezliczone wycieczki, nieumyte i wymiętoszone dźwigając przez cały dzień swoje teczki i tobołki i posilającego się oranżadą w kiosku, wzdycham tęsknie do prostego urządzenia hoteli dziennych, pomyślanych dla zwyczajnych ludzi.". Z takiego założenia wyszli architekci, rozpisujący konkurs na Dom Chłopa - miał być to budynek łączący w sobie funkcje hotelu oraz centrum rozrywkowego, położony do tego w reprezentacyjnym miejscu Warszawy - przy dawnym Placu Napoleona. Konkurs na budynek wygrał nie kto inny jak Bohdan Pniewski - ulubieniec każdej władzy, projektujący budynki zarówno dla sanacyjnej kliki jak i dla komunistycznych parweniuszy. Jako asystentkę Pniewski wybrał sobie swoją byłą studentkę, Małgorzatę Handzelewicz-Wacławkową, a w zespole Pniewskiego pracowała również młoda adeptka architektury Joanna Chmielewska, która dała się poznać światu jako całkiem płodna pisarka. Sam Dom Chłopa miał być "zawarty w trzypiętrowym budynku usytuowanym przy placu Powstańców Warszawy. Zwarty czworobok gmachu głównego z wewnętrznym dziedzińcem w wyższych kondygnacjach otwierał się ku południu, co

Bohater wczorajszej notki, bł. Ignacy Kłopotowski zmarł, jak wspomnieliśmy, w wigilię święta Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. Wydarzenie wspominane przez kościół zachodni dnia dzisiejszego nie pojawia się w żadnym z uznanych kanonów biblijnych, Historię i imiona rodziców Maryi, Joachima i Anny przekazują jedynie apokryfy, czyli teksty, które z różnych powodów nie weszły do biblijnego kanonu (np. najbardziej interesująca w kontekście dzisiejszego święta Protoewangelia Jakuba). Według nich rodzice Maryi byli przez wiele bezdzietni i dopiero po wielu modlitwach Bóg zesłał im upragnione potomstwo, które kilka lat później ofiarowali mu w świątyni jerozolimskiej (co upamiętnia osobne święto). Samo święto powstało w tradycji kościoła wschodniego, a dokładniej Patriarchatu Jerozolimskiego, a następnie powoli rozpowszechniło się na cały chrześcijański świat (święto w kościołach wschodnich przypada dokładnie na ten sam dzień, co w kościele zachodnim, choć jeśli dany kościół stosuje juliański kalendarz liturgiczny, to według kalendarza gregoriańskiego będzie on świętować 21 września). W Polsce święto to przyjęło charakter święta związanego z cyklem rolniczym. Według tradycji święci się wtedy ziarno przeznaczone do nowych zasiewów, stąd zwane jest ono świętem Matki Bożej Siewnej. Co zaś wspólnego ma kojarzące się z rolnictwem święto z Warszawą? Przede wszystkim wiąże się z nim wezwanie kościoła i parafii mieszczącej się przy Alei Solidarności 80 (czyli, jak by to powiedział przedwojenny warszawiak: przy Lesznie, numer 32). Kościół ten wybudowany przez zakon karmelitów trzewiczkowych wraz z klasztorem na przełomie XVII i XVIII w. znany jest głównie ze spektakularnej akcji jego przesuwania w latach 60., kiedy w związku w poszerzaniem ówczesnej al. Świerczewskiego kościół przesunięto o 21

7 września 1931 r. zmarł w Warszawie na zawał serca ks. Ignacy Kłopotowski, znany ówczesnym przede wszystkim jako zaangażowany katolicki wydawca i "dziennikarz", a mieszkańcom Warszawy dodatkowo z działalności dobroczynnej. Nasz dzisiejszy bohater urodził się w 1866 r. we wsi Korzeniówka pod Drohiczynem. W stylu właściwym hagiografiom przypomnijmy, że rodzina przyszłego księdza była nad wyraz patriotyczna i pobożna. Syn państwa Kłopotowskich piął się po poszczególnych szczeblach edukacji, coraz bardziej oddalając się od rodzinnych stron – przeszedł przez gimnazjum w Siedlcach, seminarium w Lublinie, by skończyć na Katolickiej Akademii Duchownej w Petersburgu. Po święceniach włączono go do kleru diecezji lubelskiej, gdzie piastował m.in. funkcję kapelana szpitalnego, wykładowcy w seminarium oraz rektora podominikańskiego kościoła św. Stanisława w Lublinie. W swojej działalności duszpasterskiej skupiał się na tworzeniu instytucji dobroczynnych – podczas działalności na Lubelszczyźnie założył kilka sierocińców, domów starców, szkołę rolniczą, przytułek dla "kobiet upadłych moralnie". W instytucjach tych występował przede wszystkim jako organizator – po tym jak instytucja zaczynała dobrze działać przekazywał ją zgromadzeniu zakonnemu (ze względu na ówczesne regulacje prawne, działającemu zwykle incognito) i brał się za zakładanie kolejnego pożytecznego przybytku. Po rewolucji 1905, korzystając ze złagodzenia cenzury rozpoczął na szeroką skalę działalność wydawniczą skierowaną głównie do ludności najuboższej. Wydawał czasopisma o treści religijno-patriotycznej – gdyby ktoś z P.T. Czytelników miał wątpliwość co do orientacji ideologicznej księdza, to nazwa wydawanego przez niego dziennika, czyli "Polak Katolik" skutecznie te wątpliwości rozwieje (inne tytuły, wydawane w różnych momentach działalności, to np. "Dobra służąca", "Posiew", czasopismo dla dzieci "Anioł Stróż", czy "Głos Kapłański"). Lublin okazał się

Dzisiejsza kartka z kalendarza jest szczególna z dwóch powodów. Pierwszy jest dość prozaiczny, gdyż dotyczy zwykłej arytmetyki i magii liczb. Jest to 222 rocznica, a więc jak łatwo policzyć, cofamy się do roku 1794. Po drugie, dzisiejsze wydarzenie jest finałem kilkutygodniowych zmagań pomiędzy wojskami insurekcji kościuszkowskiej, a połączonymi siłami prusko-rosyjskimi, które usiłowały zdobyć stolicę. W nocy 5/6 września 1794 r. wojska pruskie uznały się za pobite i ruszyły do Wielkopolski, zaś za Pilicę odeszły wspierające je wojska rosyjskie. Warszawa była wolna. Nie można również pominąć okoliczności, że letnie oblężenie Warszawy było największą bitwą całej insurekcji kościuszkowskiej. Liczebność wojsk polskich sięgała około 50 tys. żołnierzy. Na tę liczbę składały się zarówno dobrze wyposażone i wyszkolone oddziały, będące jednak w mniejszości, jak również gorzej przygotowane jednostki mieszczaństwa oraz kosynierów. Po przeciwnej stronie stanęło 30 tys. świetnie wyszkolonych, zawodowych żołnierzy pruskich, wspomaganych przez 13-tysięczny korpus rosyjski. Chociaż oblężenie trwało od 13 lipca, to do walnego starcia doszło pod koniec sierpnia. 26 sierpnia pod nieobecność ks. Józefa Poniatowskiego wojska polskie utraciły tzw. szwedzkie góry, które obecnie można umieścić na pograniczu dzielnic Bielany i Bemowo. Dwa dni później 28 sierpnia doszło nad ranem do walnego szturmu wojsk pruskich na najsłabszy północny fragment umocnień Warszawy. Najcięższe i decydujące walki miały miejsce w Olszynce Powązkowskiej, która nota bene istnieje do dnia dzisiejszego u zbiegu ul. Broniewskiego i Trasy AK. Wojska polskie pod dowództwem Jana Henryka Dąbrowskiego kilkukrotnie były spychane do rzeczki Rudawki. Z uwagi na powagę sytuacji i niebezpieczeństwo załamania się frontu, interweniował osobiście Tadeusz Kościuszko prowadząc do walki

5 września 1935 roku Pierwsza Dama Maria Mościcka dokonała odsłonięcia pomnika Marii Skłodowskiej-Curie. Przymiarki do upamiętnienia wielkiej uczonej następowały jeszcze przed jej śmiercią. W 1932 r. Ludwika Nitschowa wyrzeźbiła statuę siedzącą Skłodowskiej, przeznaczoną do Instytutu Radowego przy Wawelskiej, zawdzięczającego powstanie uczonej. Wybór artystki nie był przypadkowy: prezesem Komitetu Instytutu był jej mąż, prof. Roman Nitsch, wybitny medyk. Zważywszy na walory artystyczne rezultatów, przymkniemy oko na ten oczywisty akt protekcji. Właściwy pomnik powstał w rok po śmierci Skłodowskiej i wyszedł spod dłuta, oczywiście, Nitschowej. Przedstawiał uczoną w postawie stojącej, a właściwie przechadzającej się w zamyśleniu. Pomnik odlano w zakładzie Bracia Łopieńscy ustawiono na skwerze przed Instytutem. Na cokole umieszczono napis „Marji / Skłodowskiej-Curie / Stolica / 1935”. W odróżnieniu od wielu warszawskich pomników, ten przetrwał okupację. Został jednak uszkodzony przez pacyfikujących Ochotę żołnierzy RONA, którzy zabawiali się strzelaniem do niego. W latach '90 przeszedł renowację, jednak ślady po kulach zachowano jako pamiątkę tragicznej przeszłości dzielnicy. Zdjęcie przedstawia uroczystość odsłonięcia pomnika i pochodzi z Narodowego Archiwum Cyfrowego.

2 września 1800 r. w Dobrutach niedaleko Szydłowca (wg innych źródeł w samym Szydłowcu) zmarł Maciej ks. Radziwiłł na Nieświeży herbu Trąby. Przeżył niecałe 51 lat i był przedstawicielem jednego z najpotężniejszych, o ile nie najpotężniejszego rodu możnowładczego w Polsce. Co ciekawe urodził się w Warszawie. Sprawował urząd podkomorzego wielkiego litewskiego od roku 1786 r., aż do końca Rzeczpospolitej. Był jednym z członków Sejmu Czteroletniego i brał czynny udział w pracach nad Konstytucją 3 Maja, jak również dalszym planem reform państwa. Szczyt popularności Macieja Radziwiłła przypadł na rok 1792 r., na czas wojny polsko-rosyjskiej. Wówczas to na usługi państwa oddał wszystkie wojska, milicje, twierdze i arsenały należące do niego oraz Dominika Hieronima Radziwiłła. Trzeba w tym miejscu wspomnieć, iż klucz dóbr radziwiłłowski stanowił olbrzymie posiadłości, pozwalające ich właścicielom na wystawienie wojska lepiej uzbrojonego niż wojsko koronne i litewskie. Dobra Radziwiłłów były de facto osobnym państwem w państwie. Za ten czyn na sesji sejmowej 25 maja 1792 r. wyrażono wdzięczność dla obydwu Radziwiłłów, zaś do Maciej skierował do Komisji Wojskowej list ze słowami: "pierwej Ojczyznę a potem dom Radziwiłłowski widzieć żądam szczęśliwie". Wojna 1792 r. skończyła się dla Rzeczpospolitej niepomyślnie. Władzę w kraju przejęli targowiczanie. Nie jest niczym dziwnym, iż Maciej Radziwiłł, chcąc odnaleźć się w nowej rzeczywistości politycznej przystał do tego obozu, tak jak wielu innych. Był to czyn typowo oportunistyczny, gdyż rozpoczął spiskowanie nad zbliżającą się insurekcją kościuszkowską. W chwili jej wybuchu został powołany jako członek Deputacji Skarbu Publicznego Litewskiego. Rozumiejąc wagę insurekcji oraz konieczność poparcia jej przez całe społeczeństwo, a

Zapewne część z naszych czytelników kojarzy rzeźbę przekupki trzymającej kurę, stojącą u góry ulicy Mariensztat. Powstała w 1949 roku, wpisująca się w nurt realizmu socjalistycznego rzeźba jest dziełem Barbary Zbrożyny, urodzonej w 1923 roku w Lublinie rzeźbiarki, rysowniczki, poetki, a także działaczki społecznej. Absolwentka ASP w Krakowie i w Warszawie, uczennica Ksawerego Dunikowskiego (później została autorką jego nagrobka), po uzyskaniu dyplomu zaczęła się specjalizować raczej w rysunku i ilustracji, pracując jednocześnie jako nauczyciel rysunku w liceach w Warszawie, Zakopanem i Nowym Wiśniczu, zakładając w roku 1955 grupę artystyczną pod nazwą "Grupa 55". W swoich pracach, zarówno w kompozycjach figuralnych, jak i w rysunku, odchodziła powoli od realizmu na rzecz form bardziej abstrakcyjnych. Przykładem takiej pracy może być na przykład nagrobek Stanisława Herbsta z Powązek. W latach 70. skupiła się na działalności społeczno-politycznej, działając w opozycji (sygnowała między innymi list przeciwko zmianom w Konstytucji PRL w 1976 roku). Jej ostatnim dziełem była dekoracja ołtarza w kościele św. Andrzeja Boboli przy ulicy Rakowieckiej, przedstawiająca 28 świętych i błogosławionych. Przy jej tworzeniu zrobiono Zbrożynie urocze zdjęcie w walonkach, które tu, za culture.pl, prezentujemy.

Osoby nazywające Warszawę przełomu XIX i XX wieku "Paryżem północy" często zapominają, że miasto to, poza reprezentacyjnymi ulicami składało się z niezliczonego morza kiepskiej jakości czynszowych kamienic budowanych jak najtańszym kosztem i tak, by wykorzystać każdy wolny skrawek gruntu. W 1914 roku ponad 800 000 mieszkańców tłoczyło się w obszarze zamkniętym z grubsza linią koleją biegnącą obok obecnego Dworca Gdańskiego, ulicą Okopową, Towarową, Nowowiejską, Pl. Unii Lubelskiej i Łazienkami. Wszystko przez to, że miasto miało status twierdzy i stawianie zabudowań w pobliżu fortów szczelnie okalających Warszawę było niemożliwe. Po pierwszej wojnie światowej twierdza nie była już potrzebna i miasto, dotychczas duszące się w łańcuchu fortów mogło "odetchnąć" i rozpocząć rozbudowę. Okazało się jednak, że miasto w pewien sposób "zaadaptowało się" do trudnych warunków i zmienić te przyzwyczajenia wcale tak łatwo nie było. Szczególnie dotkliwie odczuł to Żoliborz – nowa dzielnica budowana na niemal "surowym korzeniu", na terenach wcześniej stanowiących przedpole Cytadeli (z tego też powodu nie mogły tam istnieć żadne większe budynki mogące dać potencjalnym napastnikom odsłonę). Nawiązanie komunikacja z nowopowstałą dzielnicą, oddzieloną od reszty miasta linią kolejową od początku była wyzwaniem. Co prawda w 1924 r. uruchomiono w te okolice tramwaj, ale musiał przeciskać się on pod linią kolejową tunelem w ciągu ulicy Krajewskiego. O jego "przydatności" może świadczyć fakt, że obecnie pełni on rolę przejścia dla pieszych. Jazda ciasnym tunelem, zalewanym podczas każdego deszczu była dużym problemem. Nie było więc dziwne, że władze miejskie podejmowały próby unormowania sytuacji. Efektem tego, dokładnie 81 lat temu, 5 sierpnia 1935 r., było rozpoczęcie budowy

4 sierpnia 1929 roku urodziła się w Warszawie Anna Dębska, artystka rzeźbiarka, znana najbardziej z dzieł przedstawiających zwierzęta. Warszawiacy zapewne najlepiej kojarzą "Lecące łabędzie" z placu na rogu Grójeckiej i Dickensa (na zdjęciu z Wikipedia Commons). Rzeźba pochodzi z 1971 roku i niedawno przywrócono jej dawną świetność. Mniej znany jest "Żubr" z Parku Praskiego. Niemniej wszyscy podróżujący po Polsce mogą być pewni, że gdzieś już jej dzieła widzieli. Znajdują się w prestiżowych kolekcjach rzeźby plenerowej w Orońsku i Parku Śląskim, zdobią też ulice miast i uzdrowisk: Krakowa, Łodzi, Wałbrzycha, Słupska, Szczawnicy, Buska-Zdroju i innych. Dębska studiowała na warszawskiej ASP u Tadeusza Breyera i Mariana Wnuka. Już od studenckich lat zdobywała nagrody na krajowych i zagranicznych konkursach. Jej twórczość doceniał w recenzjach sam Xawery Dunikowski. Miała wystawy w całej Europie, nie tylko tej "ludowo-demokratycznej". W kraju, jak już wspomnieliśmy, również nie narzekała na brak zleceń. W 1979 roku wyemigrowała do USA i osiadła w Kalifornii. Jej rzeźby trafiały do rezydencji tamtejszych bogaczy; z kolei teksańscy milionerzy najbardziej upodobali sobie jej ulubiony temat: konie. Po powrocie do Polski osiadła Łazach Starych koło Wyszkowa, gdzie prowadziła galerię rzeźby oraz hodowlę koni arabskich. Artystka zmarła 16 maja 2014 roku. Jej partnerem życiowym był słynny pisarz i żeglarz, Leonid Teliga.

6 sierpnia 1816 r. "Gazeta Warszawska" relacjonowała wydarzenia sprzed kilku dni, podczas których po raz pierwszy oficjalnie wykonano pieśń, która będzie tematem dzisiejszego wpisu. "Dnia 3 b. m., a 22 Lipca według Ruskiego Kalendarza, obchodziła stolica tuteysza Imieniny N. Cesarzowey Maryi Teodorewny Matki nayukochańszego Monarchy naszego. Po złożeniu powinszowania, było nabożeństwo w kościeleGreckim, po którem Gwardyia Cesarsko-Rossyyska przyciągnęła na dziedziniec pałacu Saskim zwanego, gdzie iuż stała gwardyia piesza, i woysko liniiowe Polskie, a iazda, i artyleryia w przyległych ulicach, ogółem kilkanaście tysięcy ludzi. Tam na środku pod rozbitym, i na wszystkie strony odsłonienym namiotem wzniesiony był ołtarz pięknie przystroiony, i rzęsisto oświecony, przed którym miał mszą biskupim obrzędem JW. Biskup Malinowski, otoczony wyższém i niższem duchowieństwem. Podczas mszy dobrane głosy z woyskowych śpiewały przy muzyce woyskowey pieśń "Boże zachoway Króla", tę samę, którąśmy w Nrze 58 Gazety naszey umieścili. Śpiewano potem Te Deum przy 101 wystrzałach (

Zapewne wielu czytelników naszych wpisów kojarzy scenę z filmu "Co mi zrobisz jak mnie złapiesz", w której dwóch chłoporobotników na dworcu omawia szczegóły swojego dojazdu do pracy. Jednym z aktorów występujących w tejże scenie jest zmarły 22 lata temu Marian Łącz. Jako aktor, Łącz był znany raczej z ról epizodycznych i charakterystycznych. Zagrać robotnika, pijaczka, milicjanta, nie było dla Łącza problemem, dlatego pojawił się na ekranie w ponad 40 filmach, nie licząc spektakli teatru telewizji i przedstawień teatralnych, w których również grywał (w Warszawie najdłużej, bo prawie całą karierę, związany był z Teatrem Polskim). O czym jednak wielu ludzi może nie wiedzieć, Łącz był także piłkarzem. Grał w Rzeszowie, w Lechii Gdańsk, ŁKSie, Polonii Bytom i Polonii Warszawa. Łączył karierę sportowca z karierą aktora, a trzeba nadmienić, że był z niego nie byle jaki piłkarz - w jednym sezonie zdobył tytuł wicekróla strzelców ekstraklasy. Zagrał również trzy mecze w reprezentacji Polski (w latach 1949-50, a wyniki tych spotkań to 2:1 z Rumunią oraz 2:5 z Węgrami i 1:4 z Czechosłowacją). Karierę sportową zakończył po tym jak spóźnił się do teatru na występ w "Lalce" z powodu przedłużenia meczu Polonii; źródła podają również, że raz grając w "Ożenku" nie zmienił w pośpiechu butów i swoje kwestie wygłaszał w kaftanie, peruce i

1 sierpnia będzie zawsze kojarzył się w Warszawie z wybuchem Powstania Warszawskiego. To wydarzenie zaważyło na losach miasta. Ponieważ w ostatnich latach ta rocznica odbija się szerokim echem w mediach, dlatego też nie umniejszając rangi godziny „W” pragniemy przypomnieć inną rocznicę związaną ze stolicą i dniem 1 sierpnia. Dzisiaj Instytut Lotnictwa świętuje swoje 90 urodziny, gdyż oficjalnie rozpoczął swoją działalność 1 sierpnia 1926 r. w Warszawie tuż przy Polu Mokotowskim, gdzie było zlokalizowane wówczas lotnisko. Instytut powstał pod nazwą Instyt Badań Technicznych Lotnictwa (IBTL). Jego działalność do wybuchu II wojny światowej koncentrowała wokół badań nad samolotami. Owocem tych prac był m.in. bombowce PZL.23 Karaś czy PZL.37 Łoś, prototypy samolotu myśliwskiego PZL.38 Wilk, czy też samolotu pasażerskiego PZL.44 Wicher. Instytut spełniał również mniej spektakularną funkcję, choć nie mniej ważną – był organem certyfikującym samoloty w II Rzeczpospolitej. Działalność naukowa przyniosła również wydawane regularnie zeszyty zawierające artykuły dotyczące awiacji autorów krajowych i zagranicznych. Warto jednocześnie zauważyć, że IBTL nie powstał w całkowitej próżni i z niczego. I wojna światowa udowodniła, jak wielkie znaczenie może mieć lotnictwo dla prowadzenia działań wojennych. Wcześniej samoloty były uznawane za atrakcję i nowinkę techniczną, do której nie przykładano nadmiernej wagi. 28 listopada 1918 r., a więc w chwili kiedy kształtowało się odrodzone państwo polskie powołano Sekcję Żeglugi Napowietrznej, która była podporządkowana Ministerstwu Spraw Wojskowych. Niecały miesiąc później 20 grudnia 1918 r., w ramach Sekcji utworzono Dział Naukowo – Techniczny. Rozszerzanie zadań technicznych spowodowało, że na mocy rozkazu organizacyjnego Oddziału I Sztabu Generalnego 11 listopada 1921 r. Wydział Naukowo-Techniczny został

Chyba każdy, kto słyszał o Biurze Odbudowy Stolicy słyszał o takich postaciach jak Jan Zachwatowicz, czy Piotr Biegański. Praca w Biurze ukształtowała również kolejne pokolenie architektów m.in. prof. Annę Czapską, której 97 urodziny obchodzilibyśmy dzisiaj. Nasza bohaterka studia na Wydziale Architektury PW rozpoczęła jeszcze w 1938 r. Podczas okupacji kształciła się dalej, korzystając z tajnych kompletów, a oficjalnie będąc uczennicą szkoły budownictwa. Po wojnie, jeszcze jako studentka została zatrudniona w BOS, kierowanym przez jej nauczycieli. Jej pierwszym zadaniem był nadzór nad robotnikami odgruzowującymi teren po kościele NMP na Nowym Mieście, a ostatecznie trafiła do grupy zajmującej się, pod kierownictwem Jana Dąbrowskiego (specjalisty od konserwacji zabytków epoki stanisławowskiej), odbudową Łazienek. Jej głównym zadaniem były pomiary oraz inwentaryzacja Sali Jadalnej w Pałacu na Wodzie (znanej z Obiadów Czwartkowych). Po uzyskaniu w 1948 r. dyplomu jej pierwszym zadaniem była inwentaryzacja oraz adaptacja wnętrz pięciu kamienic na staromiejskim rynku, po stronie Kołłątaja. Następnie związała się, jako pracownik naukowy, z Wydziałem Architektury Politechniki Warszawskiej. Pomimo przygody z Biurem Odbudowy Stolicy, swojego dalszego życia zawodowego nie związała z tematyką warszawską. Jako pracownik naukowy prowadziła wykłady z historii nowożytnej architektury francuskiej i włoskiej, jednak jej głównym polem badawczym było Podlasie, gdzie zajmowała się lokalną architekturą i historyczna strukturą miejscowych miasteczek. Badania te zaowocowały licznymi publikacjami, głównie w formie artykułów. Wyrazem wdzięczności lokalnych społeczności było uhonorowanie jej (wraz z mężem Michałem) tytułem "Honorowego Obywatela m. Węgrowa" (miastu temu poświęciła monografię historyczno-architektoniczną), kilka miesięcy przed jej śmiercią, 19 listopada 2007r. Ilustracja za pamiecmiasta.pl.

Genezy przywołanego przez nas dziś wydarzenia należy szukać na polu bitwy pod Wiedniem. Jeszcze zanim Jan III Sobieski wyruszył na wyprawę, jego żona królowa Maria Kazimiera złożyła ślub, że jeżeli jej mąż zwycięży ona sprowadzi na swój koszt do Polski dość młode zgromadzenie zakonne Instytutu Benedyktynek od Nieustającej Adoracji. Wspólnota ta została założona w połowie XVII w. przez matkę Mechtyldę od Najświętszego Sakramentu. Działała ona we Francji, gdzie szerzyła kult Najświętszego Sakramentu oraz nieustającej adoracji, zakładając nowe zgromadzenia w ramach wielkiej wspólnoty benedyktyńskiej. Warto również zauważyć, iż wybór królowej padł na zgromadzenie francuskie, gdyż królowa sama pochodziła z Francji, a przez siostrę swojego szwagra – Annę Bertę de Béthune, ksienię benedyktyńskiego opactwa w Beaumont-les-Tours znała matkę Mechtyldę. Jak wiemy Sobieski odniósł pod Wiedniem olśniewające zwycięstwo, które odbiło się szerokim echem po całej Europie. Ziścił się również warunek ślubu złożonego przez królową Marysieńkę, który został wykonany dopiero w 5 lat po bitwie. Przygotowania do założenia polskiego zgromadzenia ruszyły w sierpniu 1687 r., kiedy to z Francji ruszyły do Polski pierwsze zakonnice. Przybyły one do Gdańska drogą morską i tamże wybrały pierwszą przeoryszę. Cała wspólnota liczyła wówczas zaledwie 14 zakonnic i jedną postulantkę. W listopadzie 1687 r. mniszki przybyły karocami do Warszawy, jednak okazało się że klasztor i kościół nie został jeszcze przygotowany. Królowa umieściła zatem zaproszone przez siebie zakonnice tymczasowo na Zamku Królewskim, udostępniając im kaplicę do adoracji. Tutaj też siostry zaczęły przyjmować na wychowanie pierwsze pensjonarki. Życie na Zamku Królewskim musiało być dla zakonnic dość uciążliwe oraz zapewne pełne pokus, związanych

Dzisiaj w Kościele rzymskokatolickim obchodzone jest wspomnienie św. Jana Chrzciciela. Jest to święty wyjątkowy, o czym świadczy fakt, że jego wspomnienie obchodzone jest dwukrotnie: 24 czerwca, w dzień kiedy miał się urodzić oraz 29 sierpnia, na pamiątkę męczeństwa. Warto jednocześnie zwrócić uwagą na datę narodzin: 24 czerwca, a więc równo pół roku przed narodzeniem się Jezusa. Data ta oczywiście ma wymiar symboliczny, gdyż znamy rzeczywistej daty narodzin Jezusa, zaś data 24 grudnia stanowi dawne pogańskie święto Sol Invictus. Tradycja wskazuje, iż Jan Chrzciciel urodził się w miejscowości Ain Karim, które leży w Judei ok. 7 km na zachód od Jerozolimy. Jest to informacja dziś nie do zweryfikowania, lecz pierwszą wzmiankę o tym, że w tej miejscowości miła przyjść na świat przyszły prorok zamieścił w roku 525 bliżej nam nieznany Teodozjusz. Z narodzeniem się św. Jana Chrzciciela powiązana jest ściśle wydarzenie zwiastowania Maryi przez archanioła Gabriela. Archanioł mówi, że krewna Marii – Elżbieta pomimo swojego późnego wieku zaszła w ciążę. Maryja udaje się do Elżbiety. W takcie ceremonii obrzezania, ojciec Jana – św. Zachariasz wyśpiewał kantyk, w który sławi wypełnienie obietnic mesjańskich i wszedł on na stałe do liturgii. Powtarza się go przy każdej jutrzni. Zapewne rodzice Jana: św. Zachariasz oraz św. Elżbieta zmarli, kiedy był on młodzieńcem. Sugerował by to fragment Biblii: "Dziecię rosło i umacniało się w duchu i przebywało na miejscach pustynnych aż do czasu ukazania się swego w Izraelu" (Łk 1,80). Można to rozumieć w ten sposób, że po wczesnej śmierci rodziców będących już w wieku podeszłym, Jan

You don't have permission to register