Kartka z kalendarza – 18 marca
Ktoś, kto sądziłby, że ekscesy w szacownej Zachęcie, w rodzaju bardzo znanego aktora tnącego szablą fotogramy, czy niezbyt znanych polityków demolujących rzeźbę, są wynalazkiem naszych czasów i Zwiastunem Nieuchronnego Upadku, myliłby się. Albowiem, jak mawiał mędrzec, wszystko już było.
18 marca 1894 roku w galerii Zachęty (mieszczącej się wówczas na dziedzińcu Pałacu Potockich) otwarto wystawę jednego dzieła. Dzieła, które miało przejść do kanonu polskiego malarstwa: „Szału uniesień” Władysława Podkowińskiego. Obraz stał się od razu przebojem. Żądni sensacji i wrażeń warszawiacy tłumnie odwiedzali galerię – pierwszego dnia wystawy przybyło aż tysiąc zwiedzających. Recenzje były w większości entuzjastyczne i pełne śmiałych interpretacji, choć nie brakowało i głosów oburzenia, pomstujących na obrazę obyczajów.
Wystawa trwała miesiąc. Nikt nie chciał kupić obrazu za – bardzo wygórowane – 10 tysięcy rubli. Za to warszawskie towarzystwo zaczęło się w namalowanej kobiecie dopatrywać podobieństwa do zupełnie realnej damy. Jej rodzina ponoć zaczęła mieć do malarza pretensje. Ten, urażony, przybył do galerii 24 kwietnia, wziął od stróża drabinę (płótno mierzy ponad trzy metry wysokości), porozcinał obraz nożem, po czym spokojnie wyszedł.
Podkowiński zmarł kilka miesięcy później. Już podczas malowania „Szału” był ciężko chory, a kończył go, jak sam mówił, „z łóżka”. Obraz został odrestaurowany za sprawą matki artysty. Trafił do kolekcji Feliksa Jasieńskiego, a następnie zaś – do krakowskiego Muzeum Narodowego.
Ilustracja: wikimedia.org (Podkowiński pracujący nad „Szałem”, rycina z „Tygodnika Ilustrowanego”)