skpt.warszawa@gmail.com

Kartka z Kalendarza

Image Alt

Kartka z kalendarza

Była stałą bywalczynią warszawskich wyścigów konnych. Wszyscy, którzy wybierali się na najważniejsze gonitwy w roku mieli możliwość zauważyć ją gdzieś w tłumie obstawiających. Joanna Chmielewska, znana miłośniczka hazardu, architekt i pisarka, urodziła się 2 kwietnia 1932 roku jako Irena Barbara Becker, po mężu Kühn. Była związana z wieloma miejscami na świecie, lecz głównie była to Warszawa. Tu otrzymała swoją zasadniczą edukację, tu studiowała na wydziale architetury Politechniki Warszawskiej. Po ukończeniu studiów podjęła pracę w zawodzie. Współpracowała między innymi przy projektowaniu i realizacji Domu Chłopa, znajdującego się przy placu Powstańców Warszawy. Ale jeszcze w czasie pracy w biurze architektonicznym, Chmielewska odkryła swoje zacięcie literackie. Debiutowała w 1958 roku na łamach czasopisma "Kultura i życie", później pisywała dla "Kultury i sztuki", aby w 1964 roku wydać pierwszą swoją książkę - powieść sensacyjną "Klin". Sześć lat później poświęciła się już wyłącznie pracy literackiej, nie zapominając o architektonicznej przeszłości, chociażby poprzez umieszczenie akcji kilku powieści w pracowni. Napisała ponad pięćdziesiąt książek, których łączny nakład w Polsce przekroczył sześć milionów egzemplarzy. W Rosji uważana jest za najpoczytniejszą pisarkę zagraniczną. Zmarła w wieku osiemdziesięciu jeden lat, 7 października 2013 roku, w Warszawie. Zdjęcie pisarki za polskieradio.pl

Dzisiejsze wydarzenie ma bardziej charakter ogólnopolski niż ściśle warszawski, jednak i w Warszawie znajdziemy jego owoce. 1 kwietnia 1955 roku do Związku Pisarzy ZSRR przyjęty został Nikołaj Grigoriewicz Dworcow, ceniony prozaik związany z Ałtajem, patron licznych ulic w całej Polsce. Dworcow urodził się w Kuryłowce w okręgu saratowskim w rodzinie wiejskiego stolarza. Imał się rożnych zajęć i mimo trudności finansowych wykształcił się na nauczyciela języka rosyjskiego. Podczas II wojny światowej został zmobilizowany, walczył pod Taganrogiem i Charkowem. Dostał się do niemieckiej niewoli, znalazł się w obozie jenieckim w Norwegii, tam zaś nawiązał kontakty z norweskimi komunistami i brał udział w przygotowaniach do komunistycznej rewolucji, która miała wybuchnąć przy okazji wyzwalaniu kraju przez aliantów. Po powrocie do kraju pracował jako urzędnik i dziennikarz, jednak jego przeszłość utrudniała mu karierę - władze nie ufały byłym jeńcom. Dworcow zadebiutował jeszcze jako student w 1938 roku opowiadaniem "Bielczik". Sławę przyniósł mu zbiór "Mieszkamy w Ałtaju" z 1952. Jego działalność pisarska została doceniona przyjęciem do Związku Pisarzy ZSRR w 1955 roku. W latach sześćdziesiątych był już słynnym pisarzem. Wspomnienia z Norwegii opisał w powieści "Morze uderza o skały". Opowiadająca o jego pierwszych latach w Ałtaju "Droga w górach" doczekała się licznych wznowień. Inne znane powieści pisarza to "Nasze szczęście", "Niebezpieczny krok", "Dwa dni i trzy noce". Po przyjęciu Dworcowa do ZP ZSRR, na skutek nacisków ze strony towarzyszy radzieckich, lokalne rady narodowe w całej Polsce zaczęły nadawanie jego imienia ulicom na swoim terenie. Ze względu na brzmienie, nazwy te w większości uniknęły dekomunizacji po 1989 roku i dziś ponad osiemset ulic

"Niemasz pana Nad Ułana, A nad lancę nie masz broni! Gdzie uderzy, Moskal leży, Albo wilkiem w stepy goni. Od tej dłoni Od tej broni, Moskal wilkiem w stepy goni." Dzisiaj prezentujemy Państwu fragment "Pieśni Ułanów po zwycięstwie pod Wawrem" autorstwa Wincentego Pola. Przyjrzyjmy się zatem opisywanym w niej wydarzeniom. 31 marca 1831 roku Wojsko Królewskie dowodzone przez generała Skrzyneckiego rozpoczyna manewr zaczepny mający odeprzeć Armię Cesarską znajdującą się na przedpolach Warszawy. Działania rozpoczyna nocny manewr generała Rybińskiego w stronę Ząbek i Kawęczyna. Kolumna bez problemu likwiduje posterunki "cesarskich" i przez gęsty las zbliża się w stronę drogi łączącej Warszawę z Lublinem i Brześciem (dzisiejsza Płowiecka). W tym czasie stojące pod wawerską karczmą oddziały nieprzyjaciela szykują się do odparcia ataku ułanów, którzy nadciągali od Grochowa przepędziwszy stamtąd wcześniej kozaków. Nieprzyjaciel, pomimo świadomości, że wojsko polskie szykuje manewr oskrzydlający skupia się na odparciu ataku ze strony zachodniej. Szarża ułanów z drugiego i trzeciego pułku (początkowo powstrzymana, ale ostatecznie zakończona sukcesem) umożliwia połączonym siłom polskim wzięcie przeciwnika w kleszcze, a następnie rozbicie go i zmuszenie do wycofania się. W efekcie tego manewru, cesarski generał Geismar ścigany przez Polaków wycofał się wraz ze swoimi oddziałami w stronę korpusu Grigorija Rosena, który tego samego dnia został rozgromiony pod Dębem Wielkiem, jak nazwę tę odmieniliby ówcześni (większość nam współczesnych powie o bitwie pod Dębem Wielkim). Niestety, dowództwo polskie tego dnia wykazało daleko idące niezdecydowanie – mimo rozbicia pod Wawrem kilku batalionów rosyjskich oraz zmuszenia pod Dębem korpusu Rosena do panicznego odwrotu nie wyzyskano zwycięstwa i pozwolono nieprzyjacielowi w miarę spokojnie się oddalić. Ścigane oddziały nieprzyjaciela udało

Kiedy mówimy o Warszawie w XVIII w. musimy mieć świadomość, że przez większość tego czasu był to konglomerat kilkunastu różnych miast i miasteczek. Poza dwoma dominującymi miastami, czyli Starą i Nową Warszawą, mieliśmy również miasto Pragę na prawym brzegu oraz kilkanaście innych jednostek – prywatnych miasteczek - jurydyk. Każde z nich miało osobne władze, prawa, podatki. I chociaż ten podział już dla ówczesnych był sztuczny, gdyż procesy urbanizacyjne doprowadziły do zlanie się tych osad, to dopiero w dobie Sejmu Wielkiego powstała jedna Warszawa. Ale nie to chcemy dziś przypomnieć. Prace unifikacyjne prowadzone były znacznie wcześniej. I dziś wspomnimy właśnie jeden z elementów tych prac, czyli spis wszystkich nieruchomości przeprowadzony przez Komisję Brukową, a rozpoczęty 30 marca 1784 r. Oddajmy zatem głos samej Komisji: „usiłując potrzeby, ze wszech miar względem wiadomości liczby domów w miastach Starey i Nowey Warszawie, tudzież wszelkich przedmieściach i juryzdykcjach: królewskich, duchownych i szlacheckich znajdujących się, uczynić porządek; potrzebny być pomiar generalny wszelkich posessyj miast Starey i Nowey Warszawy, oraz przedmieść i okolic po okopy rozciągających się wynajduje; i celem wykonania tego wszystkiego kondescensyą ur. regenta komissyi niniejszej wyznacza, który to ur. regent w czasie upatrzonym zjechawszy, zaczynając od zamku J. K. Mości i Rzeczypospolitej, tenże zamek, ratusze, pałace, kamienice, domy, dworki i wszelkie posessye jak tylko rynków, ulic i przejazdów publicznych dotykają, przybranemu ur. architektowi juryzdykcyi marszałkowskiej, w przytomności swej przemierzyć naznaczy”. Jak czytamy spis rozpoczął się od najważniejszego budynku w mieście czyli Zamku Królewskiego. W takcie spisu każdy budynek dostał osobny numer, który miał być na nim wypisany

29 marca 1963 roku zmarła Pola Gojawiczyńska, pisarka, dwukrotna laureatka nagrody literackiej m.st. Warszawy, autorka "Dylogii warszawskiej". Urodziła się w 1896 roku w niezamożnej rodzinie rzemieślniczej z Nowolipek, jako Apolonia Koźniewska. Formalną edukację zakończyła na strajku szkolnym w 1905 roku relegacją ze szkoły. Dokształcała się różnymi sposobami, ostatecznie kończąc kurs nauczycielski. Podczas I wojny światowej pracowała w przedszkolach, bibliotekach i ochronkach, należała też do Polskiej Organizacji Wojskowej. Literacko zadebiutowała w 1915 roku dobrze przyjętą nowelą "Dwa fragmenty". W okresie międzywojennym mieszkała, poza Warszawą, w Bielsku Podlaskim i w Piekarach Śląskich, pracując jako urzędniczka. W 1932 roku jej twórczość odkryła Zofia Nałkowska i wystarała się o stypendium. Wtedy twórczość Gojawiczyńskiej rozwinęła się na dobre: pisała do "Kuriera Warszawskiego", "Gazety Polskiej" i "Bluszczu". Wtedy też powstały jej najsłynniejsze książki: "Dziewczęta z Nowolipek" (1935) i "Rajska Jabłoń" (1937), opisujące niełatwe losy młodych kobiet z tytułowej warszawskiej ulicy. Krytyka wychwalała dojrzałość pisarską, psychologiczną przenikliwość, gorzki realizm, a jednocześnie liryczny czar stanowiących Dylogię powieści. Podczas okupacji Gojawiczyńska została aresztowana i osadzona w osławionej "Serbii", żeńskim oddziale Pawiaka. Nadszarpnęło to jej zdrowie i skazało na długą rekonwalescencję. Jej książki zostały objęte cenzurą i zniknęły z księgarń i bibliotek. Po wojnie autorka powróciła do pisania. W 1949 roku otrzymała nagrodę literacka Warszawy za całokształt twórczości. Otrzymała też wiele wyróżnień i odznaczeń państwowych. Gojawiczyńska została upamiętniona ulicą na Żoliborzu oraz tablicą pamiątkową na domu przy Brzozowej 6/8, w którym mieszkała. Jej imię nosi też biblioteka miejska w Podkowie Leśnej. Ilustracja za toprzeczytalam.blogspot.com.

Datę 25 marca 1992 r. nosi papieska bulla reorganizującą podział administracyjny kościoła rzymskokatolickiego w Polsce. Dokument ten zaczynający się od słów "Totus tuus Poloniae populus" (co można przełożyć jak "Cały Twój lud Polski"; zdanie to odnosi się do wspomnianej później w tekście Maryi). Z dotychczasowych 4 metropolii (Gnieźnieńskiej, Warszawskiej, Krakowskiej i Wrocławskiej), fragmentów dwóch kolejnych oraz samodzielnej Archidiecezji Poznańskiej zrobiło się 13 metropolii, liczba zaś diecezji i archidiecezji wzrosła do 41. Dla Warszawy zmiana ta była o tyle istotna, że dołączyła ona o ekskluzywnego grona miast będących siedzibą dwóch terytorialnych diecezji rzymskokatolickich – poza Warszawą należy do niego m.in. Nowy Jork. Podział warszawskiego kościoła na dwie jednostki powoduje niekiedy dość absurdalnie wyglądające sytuacje, np. w przypadku gdy jeden z ordynariuszy ogłosi dyspensę od postu, a drugi tego nie zrobi. Co jakiś czas w ramach ciekawostki wspominają o tym warszawskie bądź ogólnopolskie media, w doniesieniach o tym, że po jednej stronie Wisły post obowiązuje, a po drugiej nie (choć dyspensy biskup może udzielić nie tylko dla osób przebywających na swoim terytorium, ale też wyłącznie dla "swoich" wiernych, niezależnie od tego gdzie przebywają). W każdym razie wtedy też do grona warszawskich katedr dołączył kościół pw. św. Michała i św. Floriana, a konkatedrą została świątynia p.w. Matki Bożej Zwycięskiej na Kamionku. Na biskupa diecezjalnego wyznaczono Kazimierza Romaniuka, którego wsparcie zapewniali biskupi pomocniczy w osobach Stanisława Kędziory i Zbigniewa Kraszewskiego. Jeśli chodzi zaś o dokładne granice nowego tworu kościelnego zachęcamy do sięgnięcia do fragmentu oryginalnej wersji dokumentu, który podajemy poniżej: Noviter condita sedes Varsaviensis-Pragensis, cum ecclesia

Dziś przenosimy się do Mazur koło Baranowic, na tereny obecnej Białorusi, gdzie 102 lata temu, 21 marca 1914 roku, w przededniu Wielkiej Wojny, urodziła się Krystyna Krahelska. Do historii Warszawa przeszła głównie dzięki pomnikowi Syrenki na Powiślu oraz jako autorka piosenki podziemnej "Hej, chłopcy bagnet na broń". Nasza dzisiejsza bohaterka wywodziła się z ziemiańskiej rodziny. Jej ojciec, Jan Krahelski, był jeszcze przed I wojną światową był inżynierem, później w niepodległej Polsce oficerem. Krystyna spędziła swoje dzieciństwo na wsi, z którą była bardzo zżyta. Do gimnazjum uczęszczała do Brześcia nad Bugiem, gdzie w 1932 r. zdała maturę. Zaraz po tym rozpoczęła studia na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie studiowała geografię, historię, a następnie etnografię. Dyplom obroniła w maju 1939 r. Z kolej w latach 1936-37 pozowała Ludwice Nitschowej, która przeniosła jej rysy twarzy na powstający pomnik warszawskiej syrenki. Sam autorka monumentu tak mówiła o tym fakcie: Wyrzeźbiona przeze mnie twarz Syreny warszawskiej jest twarzą Krystyny zmonumentalizowaną, aby nie było tak łatwo rozpoznać Krysię, chodzącą ulicami, co by Ją może krępowało. Bo chodziła ulicami warszawskimi prosta, wysoka, jaśniejąca uśmiechem wewnętrznej młodzieńczej radości i siły, gotowa na wszystko, co uczciwe, sprawiedliwe i piękne. W trakcie kampanii wrześniowej Krystyna Krahelska działała w ramach obrony cywilnej. Już w grudniu 1939 r. rozpoczęła pracę w konspiracji, przenosząc m.in. meldunki na Polesie. Przeszła szkolenie medyczne i pracowała w szpitalu we Włodawie oraz szkoliła przyszłe sanitariuszki. Krystyna Krahelska jest również autorką słów do jednej z najbardziej znanych piosenek pt. "Hej, chłopcy, bagnet na broń". Napisała ją w styczniu 1943 r. dla żołnierzy "Baszty".

23 marca 2008 roku dla odmiany wypadał w niedzielę wielkanocną. Jak to w taką niedzielę, w kościele św. św. Andrzeja i Brata Alberta przy placu Teatralnym o 10:30 odbywała się msza. Nie zgromadziła ona tłumów, jako że tego dnia pobożna część ludności chodzi raczej na poranne rezurekcje, ale ok. 300 osób zebrało się w kościele. W pewnym momencie od instalacji Grobu Pańskiego buchnął ogień, który szybko rozprzestrzenił się na całą nawę kościoła. Winna była najprawdopodobniej świeczka, którą ktoś zapalił w intencji i postawił blisko draperii z tworzywa sztucznego. Mimo błyskawicznej akcji straży pożarnej, zniszczeniu uległa cała niemal dekoracja kościoła, włącznie z obrazami, które w depozyt przekazały do kościoła Muzeum Narodowe oraz Zamek Królewski. W ten sposób otwarty po ponad czterdziestu latach w roku 1998 kościół musiał zostać ponownie zamknięty w celu renowacji. Czytelnikom należy się jeszcze słówko o poprzedniku naszego bohatera. Obecny kościół jest bowiem jedynie fantazją na temat stojącego tam wcześniej od XVIII w. zespołu kościelno-klasztornego jezuitów z fasadą zaprojektowaną w początku XIX w. przez Krystiana Piotra Aignera, do której stylistycznie nawiązuje obecny front. Kościół, będący do 1849 r. główną siedzibą parafii sw. Andrzeja (w tymże roku przeniesiono główny kościół parafialny na Chłodną) stał aż do roku 1944, kiedy to znajdował się w nim szpital, a po wojnie jego pozostałości służyły wiernym do roku 1953, kiedy podjęto decyzję o jego rozbiórce. Obecny, zarówno przed jak i po pożarze, służy środowiskom twórczym, a w 1999 roku, tuż po otwarciu, poświęcił go <czapki zdejm> sam Jan Paweł II <czapki włóż>. Zdjęcie pokazujące kościół w

22 marca 1940 roku wypadał w piątek. Wielki Piątek. Wśród religijnie rozbudzonych warszawiaków gruchnęła plotka, że jacyś Żydzi zabili polskie dziecko, które okradało im sklepik. Tłum, złożony głównie z wyrostków, ruszył żydowskimi ulicami miasta, wybijając szyby, okradając sklepy i bijąc ludzi. Siły okupanta nie próbowały zaprowadzić porządku, przeciwnie, niemieccy wojskowi mieli podburzać i zachęcać napastników. Zamieszki trwały jeszcze kilka dni, do 28 lub 29 marca. Liczba ofiar śmiertelnych nie jest znana - istnieją szacunki od zera do ok. dziesięciu, w tym również po stronie "aryjskiej". O tzw. pogromie wielkanocnym wciąż nie wiemy zbyt wiele. Ten niechlubny epizod długo był zapomniany. Dopiero analiza bezcennych kronik okupacji, Emanuela Ringelbluma (na zdjęciu, Wikipedia Commons) i Ludwika Landaua, pozwoliły choć częściowo odtworzyć wydarzenia. Oddajmy więc głos świadkom: "Dnia 24 marca 1940 r. - Święta zaznaczyły się zwiększoną liczbą wypadków napadów wyrostków w dzielnicy żydowskiej - napadów połączonych z biciem noszących opaski przechodniów, ale mających jako cel istotny po prostu rabunek. Dnia 27 marca 1940 r. - Zajścia antyżydowskie nie skończyły się, wczoraj, dziś znowu te same bandy w różnych okolicach miasta grabiły sklepy. Bandzie zupełnie małych chłopców przewodził podobno jakiś starszy młodzieniec, student czy coś w tym rodzaju. Niektórzy z obserwatorów tych wypadków twierdzą, że widzieli w pobliżu auto niemieckie, obserwujące przebieg awantur. Podobno organizatorem tych band jest jakieś wyspecjalizowane w akcji antysemickiej stowarzyszenie "Atak", zupełnie wyraźnie zresztą faworyzowane przez Niemców, jak świadczą napisy na kolportowanych przez nie tabliczkach dla sklepów, wzywających do bojkotowania Żydów. Dnia 28 marca 1940 r. - Sprawa, która wysunęła się teraz w Warszawie

Kiedy myślimy o Warszawie doby Sejmu Wielkiego, wielu z nas ma przed oczami Jana Dekerta – prezydenta Starej Warszawy, przywódcę „Czarnej procesji”, bądź Ignacego Wyssogotę Zakrzewskiego – pierwszego prezydenta zjednoczonej Warszawy. Ale też nie możemy zapominać, że dzieło reform załamało się wraz z przegraną wojną o obronę konstytucji oraz przejęciem władzy w Polsce przez targowiczan. Osoby związane z obozem reformatorskim musiały ustąpić miejsca „nowej ekipie”. Taka sama sytuacja miała miejsce również w warszawskim ratuszu. Prezydenta Józefa Łukasiewicza 21 marca 1793 r. na stanowisku zastąpił Andrzej Rafałowicz, stając się trzecim prezydentem w historii Warszawy. Był on członkiem warszawskiej mieszczańskiej elity, gdyż był bogatym kupcem i bankierem. I chociaż uczestniczył w „Czarnej procesji”, to jednak swoją postawą afirmował targowicę i koniec reform w Rzeczpospolitej. Jego rządy w Warszawie trwały nieco ponad rok i zakończyły się 17 kwietnia 1794 r. Było to związane ze zwycięstwem powstańców kościuszkowskich na ulicach Warszawy. Andrzej Rafałowicz jako człowiek poprzedniej władzy musiał się wycofać, ale w przeciwieństwie do innych udało mu się zachować życie. Co więcej, po przegranej Insurekcji kościuszkowskiej zaborcy ponowie osadzili go na stanowisku prezydenta Warszawy, wspólnie z Józefem Łukasiewiczem. Ponieważ nie jesteśmy Państwu w stanie przedstawić podobizny Andrzeja Rafałowicza za ilustrację wydarzenia niech służy obraz Piotra Norblina „Wieszanie zdrajców”z roku 1794. Po lewej stronie można zobaczyć ratusz Starej Warszawy, w którym 223 lata temu rozpoczął urzędowanie Rafałowicz.

Cmentarze są miejscami szczególnymi, gdzie przemijalność spotyka się z wiecznością. Chociaż ludzkie życie jest ulotne, to nagrobki wydają się niejako trwać wieczne. Na warszawskich Powązkach nagrobki sprzed 200 lat nie są niczym niezwykłym. Nekropolie wydają się spokojnie trwać. Jednak jak każde dzieło ludzkich rąk one też przemijają, są likwidowane, niszczone bądź porzucane. Dziś mija rocznicza od formalnego zamknięcia Cmentarza Świętokrzyskiego, które to miało miejsce 17 marca 1836 r. Nekropolia ta znajdowała się na terenie, który obecnie jest zajmowany przez kościół św. Piotra i Pawła na parceli na rogu ul. Emilii Plater oraz Wspólnej. Co spowodowało taką decyzję, skoro w latach 30. XIX w. te tereny były jeszcze bardzo słabo zurbanizowane? Za główną przyczynę można uznać „przetrupienie”, czyli wyczerpanie się miejsc na nowe pochówki. Cmentarz obsługiwał bowiem całą południową Warszawę. Tutaj w 1831 r. przeniesiono szczątki ze zlikwidowanego Cmentarza Ujazdowskiego. Dodatkowo kwatery zostały zapełnione poległymi żołnierzami doby powstania listopadowego oraz zmarłymi z pobliskich szpitali wojskowych. W sumie przez ok. 50 funkcjonowania zostało na nim pochowanych ok. 130 000 osób, a możemy wśród nich znaleźć wiele znanych nazwisk jak np.: Elżbieta Grabowska - morganatyczna żona Stanisława Augusta, Hilary Szpilowski - wzięty architekt pocz. XIX w. czy Adam Poniński – zdrajca doby I rozbioru. Drugim powodem było niefortunne położenie cmentarza. Jego teren był bardzo podmokły, dość powiedzieć, że na terenie skrzyżowania ul. Poznańskiej i św. Barbary na początku XIX w. znajdowały się dwa stawy. Z kolej obfita zima 1816/1817 r. spowodowała konieczność wykopania specjalnych rowów odwadniających, gdyż na wiosnę po roztopach cały cmentarz „pływał”. Oczywiście samo zamknięcie nie

Nieco ponad miesiąc temu miała miejsce rocznica Akcji Kutschera. Dzisiaj zaś możemy wspominać rocznicę urodzin jednego z jej dowódców - Bronisława Pietraszewicza. Jak wielu chłopaków czynnie biorących udział w działaniach zbrojnych w czasie drugiej wojny światowej Pietraszewicz urodził się w 1922 roku. Nie był rodowitym warszawiakiem. Na świat przyszedł w Duniłowiczach, na terenie dzisiejszej Białorusi. Jednak niemowlęciem będąc przeprowadził się z rodzicami do Warszawy, gdzie ojciec otrzymał pracę w Głównym Urzędzie Miar). Zamieszkali na Żoliborzu. Do wybuchu wojny ukończył pierwszą klasę Gimnazjum im. Księcia Józefa Poniatowskiego. Maturę zdał już na tajnych kompletach w Gimnazjum Męskim im. gen. Józefa Sowińskiego. W czasie wojny był członkiem Szarych Szeregów. Dowodził I plutonem oddziału dywersji bojowej Agat i, jak wyżej wspominaliśmy, akcji Kutschera. Był pierwszym wykonawcą wyroku na kacie Warszawy 1 lutego 1944 roku. Jednak w czasie akcji został postrzelony w brzuch. Trafił do Szpitala Przemienienia Pańskiego, gdzie poddany został operacji. Wszystko odbywało się w konspiracji, aż do momentu denuncjacji przez granatowego policjanta, jeszcze tego samego dnia. Został przewieziony do Szpitala Wolskiego. Tam też zmarł 4 lutego 1944 roku. Jego grób znajduje się w kwaterze batalionu "Zośka" na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach. Ilustracja za rp.pl

Dzisiaj kościół katolicki obrządku rzymskiego obchodzi wspomnienie św. Klemensa Marii Hofbauera (1751- 1820) – patrona piekarzy i cukierników oraz Wiednia. Piszemy zaś o nim na naszym profilu, bo jest również nieoficjalnym patronem Warszawy. Przyszły święty urodził się w Tasovicach na Morawach, w rodzinie rzeźnika Jana Dvořáka, miejscowego rzeźnika. Jego niemiecko brzmiące nazwisko wzięło się stąd, że ojciec Klemensa, etniczny Czech, zamieszkawszy we wsi z liczną niemiecką kolonią zaczął używać niemieckiego odpowiednika swojego nazwiska. W młodości, po szybkiej śmierci ojca w pracował jako piekarz, a podczas pielgrzymki do Rzymu w 1784 r. wstąpił do zgromadzenia redemptorystów. Kilka lat później, w 1787 r. już jako kapłan został wysłany na Pomorze. Po drodze zatrzymał się w Warszawie, aby przeczekać zimę i nie musieć korzystać z wątpliwej jakości polskich dróg w trudnych warunkach atmosferycznych. Warszawa z przystanku na trasie stała się na kolejne 21 lat miejscem zamieszkania przyszłego świętego – Hofbauer dostał pod opiekę kościół św. Benona na Nowym Mieście (siedzibę duszpasterstwa dla katolików niemieckojęzycznych) oraz kościół pojezuicki obok obecnej katedry. Oddano mu również pod opiekę dom sierot i szkołę rodzin rzemieślniczych, a środki na otrzymanie tych instytucji obiecała wyasygnować Komisja Edukacji Narodowej. Niestety obietnice te okazały się jedynie obietnicami – aby utrzymać powierzone sobie instytucje Hofbauer musiał często chodzić "po prośbie". Według jednej z anegdotek (choć prawdopodobnie dość uniwersalnej, przypisywanej wielu świętym) miał, w krytycznych sytuacjach, zwyczaj pukania do tabernakulum i mówienia: Panie, pomóż! Już najwyższa pora! Swoje wysiłki duszpasterskie, wraz z pozostałymi warszawskimi redemptorystami, skupił na służbie – popularnością cieszyły się zwłaszcza przeznaczone specjalnie dla

Na załączonej ilustracji widzimy dziś panią Eugenię Koss, niegdysiejsza gwiazdę warszawskiego baletu. Nie o niej jednak będziemy pisać, a o artyście, który uwiecznił jej wizerunek. 14 marca 1807 roku urodził się w Warszawie Bonawentura Dąbrowski, malarz, grafik, powstaniec listopadowy i zesłaniec. Pochodził z rodziny szlacheckiej, choć jego ojciec, Antoni Samuel, również był malarzem. Studiował na wydziale sztuk pięknych Królewskiego Uniwersytetu Warszawskiego u Antoniego Blanka i Antoniego Brodowskiego. Wziął czynny udział w powstaniu listopadowym. Po porażce powstania został przez Rosjan aresztowany, więziony i skazany na osiedlenie w głębi Imperium. Po zwolnieniu powrócił do Warszawy i malarstwa. Był dość cenionym artystą. Skupiał się na portretach, za które zdobywał nagrody na wystawach, nie stronił jednak od pejzaży, malarstwa historycznego i religijnego. Pracował m.in. przy renowacji i przebudowie archikatedry, gdzie namalował jeden z nowych obrazów ołtarzowych. Stworzył również freski i ikony w cerkwi św. Jana w Chełmie. W swej pracowni prowadził również szkołę rysunku, do której uczęszczali m.in. Józef Ignacy Kraszewski i Józef Simmler. Dąbrowski zmarł w 1862 roku, został pochowany na cmentarzu Powązkowskim (kwatera 12). Ilustracja za polona.pl

Dzisiaj, 11 marca, wspominamy rocznicę śmierci Włodzimierza Dolańskiego (1886-1973) – początkowo niewidomego i jednorękiego pianisty, potem publicysty, filozofa i co najważniejsze – nauczyciela dzieci niewidomych i aktywnego działacza ruchu osób niewidomych, który w sposób czynny starał się realizować swoje życiowe motto – "nic o nas – bez nas". Można powiedzieć, że nieszczęścia prześladowały bohatera dzisiejszego wpisu o dzieciństwa, jednak skutkom każdego z nich potrafi sobie on poradzić. W wieku 10 lat, młody Włodzimierz, syn zamieszkałego w Bukareszcie inżyniera, stracił w wyniku nieszczęśliwego wypadku jedną dłoń oraz wzrok. Po kolejnych sześciu latach opuścił rodzinę by w odległym o niemal 800 km Lwowie, w Zakładzie Ciemnych, uczęszczać do szkoły. Pomimo swoich fizycznych ułomności dał się poznać jako niezwykle utalentowany pianista – tak utalentowany, że królowa rumuńska Elżbieta postanowiła ufundować mu stypendium. Przez kilkanaście lat Dolański koncertował w całej ówczesnej Europie, budząc uznanie krytyków. Niestety karierę przyszłego pianisty przerwał kolejny uraz – tym razem jedynej ręki, który groził jej amputacją w przypadku kontynuacji kariery pianisty. Poszukując kolejnego źródła utrzymania Dolański zdał maturę i rozpoczął studia filozoficzne na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie. Udało mu się również uzyskać posadę nauczyciela w swojej byłej szkole (Zakładzie Ciemnych). Jako społecznik założył Towarzystwo Opieki nad Niewidomymi Dziećmi i Młodzieżą oraz wydawał pismo dla niewidomych "Pochodnia" (pierwsze brajlowskie czasopismo w Polsce). W 1924 r. wyjechał do Paryża gdzie uzyskał na Sorbonie dyplom tyflopsychologa (tyflologia jest nauką zajmującą się osobami niewidomymi), a w 1928 r. uzyskał w Warszawie tytuł doktora filozofii. Następnie wraz z żoną Wandą osiedlił się w Laskach, gdzie

10 marca 1847 roku urodził się w Warszawie Karol Kozłowski, architekt, twórca gmachu Filharmonii Warszawskiej. Kozłowski uczył się we Francji i w Warszawie. Architektury uczył się od Juliana Ankiewicza, autora m.in. gmachu Towarzystwa Kredytowego m. Warszawy. Należał do Spółki Artystów Malarzy, Rzeźbiarzy i Budowniczych, zwanej Salonem Artystycznym, spółdzielni zrzeszającej licznych twórców epoki, w tym Gersona, Mireckiego, Skoniecznego i in. Prócz architektury, zajmował się - amatorsko - muzyką i malarstwem, co rzutowało i na jego zainteresowania architektoniczne. Kozłowski miał pecha należeć do pokolenia twórców, którego dorobek w znacznej mierze przepadł podczas II wojny światowej, a nie dorobiwszy się statusu zabytkowego, nie został odtworzony. Większość warszawskich dzieł architekta możemy oglądać tylko na ilustracjach. Jego najbardziej znane dzieło to oczywiście Filharmonia, nawiązująca do francuskiego neobaroku. Sławę przyniosły mu też budynki panoramy, "Tatr" na Dynasach i "Golgoty" przy Karowej. Kozłowski przebudował Pałac Brühla na urząd telefoniczny. Zaprojektował liczne kamienice i domy w Śródmieściu, z których zachowała się bodaj tylko Willa Struvego przy Pięknej. Architekt działał jednak i w innych miastach Królestwa, gdzie wznosił kościoły i gmachy użyteczności publicznej. Najbardziej okazałe jego dzieło to kościół parafialny, dziś katedra Wniebowzięcia NMP w Sosnowcu. Warto wspomnieć też Teatr Miejski (dziś im. Osterwy) w Lublinie i

  W nocy z 9 na 10 marca, zmarł ostatni z książąt mazowieckich, Janusz III. Od Mieszka I dzieliło go 16 pokoleń. Pochowany został w kolegiacie św. Jana (obecnej archikatedrze). Wraz z jego śmiercią zamyka się pewien okres dziejów historii Warszawy, Mazowsza oraz Polski. Po śmierci Piastowica księstwo mazowieckie zostało włączone przez Zygmunta I Starego do Korony Królestwa, kończąc tym samym okres rozbicia dzielnicowego. Janusz III umierając miał niecałe 24 lata, a jego samodzielne rządy w księstwie trwały ledwie półtora roku. Wcześniej rządził wspólnie ze starszym bratem Stanisławem, który zmarł nagle w 1524 r. W trakcie jego panowania w 1525 r. miał miejsce tumult warszawski, kiedy to pospólstwo i plebs Warszawy wymusił na księciu ustępstwa. Wydarzenie to mocno podkopało jego autorytet i jako jedyne z całego okresu panowania przeszło do historii. Janusz III nie pozostawił po sobie żadnych fundacji czy to kościelnych, czy świeckich. Współcześni byli pod wrażeniem siły fizycznej jaką odznaczali się obaj bracia. Janusz z łatwością naciągał cięciwy łuków oraz łamał podkowy. Nadto obaj książęta nigdy nie stronili od alkoholu, zabaw i kobiet. Ich nagła śmierć w tak młodym wieku, przy dobrym zdrowiu była zatem bardzo podejrzana. Mało kto wierzył, że książęta zmarli w wyniku przedawkowania wspomnianych używek. Współcześnie stawiali sobie pytanie, kto tego dokonał? Zgodnie z starożytną rzymską zasadą: is fecit, cui prodest (uczynił ten, komu przyniosło to korzyść) podejrzenia padły na Zygmunta I, a nawet bardziej na jego żonę królową Bonę. Nagłe odejście obu książąt, który nie pozostawili żadnych legalnych potomków dało okazję do inkorporowania księstwa. Jest również druga wersja

Nie było to dawno, ale było to wydarzenie na tyle wyjątkowe, że warto o nim wspomnieć. W Dzień Kobiet 2015 roku, nieco mniej niż miesiąc po Walentynkach, kiedy to spłonął most Łazienkowski, otarto drugą linię Metra Warszawskiego. Może się wydawać, że inwestycja, która pochłonęła miliony złotych, a do tego składa się jedynie z siedmiu stacji nie będzie hitem wśród warszawiaków. Okazuje się jednak, jak wynika z danych publikowanych niedawno przez ZTM, że dziennie z drugiej linii metra korzysta 100-110 tysięcy osób. Osiągnięcie takiej liczby było planowane na przynajmniej rok później, dlatego wszyscy zgodnie twierdzą, że jest to sukces. Co do przyszłości drugiej linii, pewne jest to, że będzie przedłużana. W jaki sposób? To jest jeszcze kwestia płynna. Do 2019 roku jest plan budowy sześciu kolejnych stacji - po trzy w każdym kierunku. W optymistycznej wersji, całość inwestycji powinna być skończona do 2030 roku. Czy jest to prawdopodobne? Trudno powiedzieć - pierwszą linię metra rozpoczęto budować w 1983 roku, a ukończono w 2008, po niespełna dwudziestu pięciu latach. Druga linia miałaby powstać w podobnym czasie, z tą różnicą, że ma być 10 kilometrów dłuższa. Ilustracja za wp.pl.  

W rocznicę urodzin warto wspomnieć człowieka, który z Warszawą był związany nierozerwalnie. Chociaż urodził się na terenie Rosji, a studia rozpoczął w Petersburgu, Jan Zachwatowicz jest niewątpliwie polskim architektem i konserwatorem zabytków. Znakomicie znany jest z prac konserwatorskich prowadzonych na warszawskiej Starówce zarówno przed wojną, jak i po niej. Był jednym z głównych autorów rekonstrukcji Starego Miasta, chociaż nie była ona w pełni zgodna z podpisaną przez niego samego konwencja wenecką, uznającą, że zabytków nie należy odbudowywać. Brał również udział w odbudowie Zamku Królewskiego. Jak wszyscy pewnie wiemy, po jego odbudowie rekonstrukcja dawnej Warszawy została uznana za wybitną również przez grono ogólnoświatowe poprzez umieszczenie na liście UNESCO. Tym co w dorobku Zachwatowicza jest zapewne mniej znane jest fakt, że tuż po studiach brał udział w pracach przygotowujących oficjalne godło Polski, oraz że był autorem zwycięskiej koncepcji w międzynarodowym konkursie na symbol zabytku objętego ochroną konserwatorską - słynnego biało-niebieskiego symbolu widniejącego na wszystkich warszawskich zabytkach. Jan Zachwatowicz zmarł w Warszawie w wieku 83 lat, w sierpniu 1983 roku. Został pochowany na warszawskich Starych Powązkach. Ilustracja za polskieradio.pl.

4 marca 1947 roku na pierwszej stronie dziennika "Rzeczpospolita", organu PKWN, pojawił się artykuł, z którego fragmenty chcielibyśmy dzisiaj przytoczyć: "W dniu wczorajszym Najwyższy Trybunał Narodowy w Warszawie ogłosił wyrok w procesie b. gubernatora warszawskiego Ludwika Fischera, Józefa Meissingera, Maksa Daume i Ludwika Leista. (

You don't have permission to register