opis

skpt.warszawa@gmail.com

Kartka z Kalendarza

Image Alt

Kartka z kalendarza

Urodził się w Helsinkach, w 1922 roku. Był synem Rosjanki i Norwega. Rodzina miała również pewne odległe polskie korzenie. Dlatego też, po wojennej zawierusze, ostatecznie trafił do Polski. Oskar Hansen był architektem, malarzem, rzeźbiarzem, teoretykiem sztuki i nauczycielem. Znany jest z projektów osiedli takich jak warszawski Przyczółek Grochowski czy lubelskie Osiedle Słowackiego. Stworzył, propagował i wyznawał teorię formy otwartej, według której artysta nie tworzy skończonego, zamkniętego dzieła sztuki. Dzięki temu można je uzupełniać o nowe konteksty czy interpretacje. Zaprojektował również utopijną koncepcję o nazwie "Linearny System Ciągły", który zakładał wybudowanie podłużnych bloków wzdłuż tras dojazdowych, ciągnących się przez całą Polskę. Niezwykły był zwycięski, lecz niezrealizowany, projekt Pomnika Oświęcimskiego, stworzony wraz z Jerzym Jarnuszkiewiczem. Polegał na "przekreśleniu" terenu obozu szeroką, idealnie prostą, podniesioną ponad "przeklętą ziemię", asfaltową drogą, w której zatopione by były baraki i inne obozowe urządzenia. Idee Hansena wciąż poruszają współczesnych architektów. Jego myśl kontynuuje i rozwija norweska Bergen School of Architecture, założona przez jego ucznia Sveina Hatløya. Oskar Hansen był nieco ekscentrycznym człowiekiem, o bardzo wielu pomysłach, często nie zrealizowanych, często niemożliwych do zrealizowania. Żył osiemdziesiąt trzy lata. Zmarł dziesięć lat temu, 11 maja 2005 roku. Na zdjęciu z bryla.pl wraz z żoną Zofią, współpracowniczką i współautorką licznych jego prac.

W nocy z 7 na 8 maja 2005 roku, a zatem równe 10 lat temu, do Muzeum Więzienia "Pawiak" dotarły z Gliwickich Zakładów Urządzeń Technicznych elementy metalowej kopii wiązu szypułkowego, rosnącego w latach 1900-2004 na dziedzińcu więzienia na Pawiaku. Drzewo, które obok fragmentu bramy przetrwało wysadzenie Pawiaka przez Niemców w 1944 roku, a potem stało się miejscem pamięci ofiar więzienia, a do którego po wojnie warszawiacy przybijali metalowe tabliczki i klepsydry, umarło w latach 80. XX w. z powodu ataku holenderskiej choroby wiązu (grafiozy) oraz ran zadanych drzewu przez gwoździe, którymi na całej długości pnia były poprzytwierdzane tabliczki. Przez niemal 20 lat stało suche, aż korzenie mu zbutwiały i groziło przewróceniem się i żadne środki zapobiegawcze w rodzaju przycinania gałęzi i impregnowania już nie pomagały. Wtedy Rada Warszawy podjęła uchwałę, aby, w oparciu o środki UE, wykonać kopię wiązu z metalu. Wykonano ekspertyzy, opracowano plan wykonania odlewu, wybrano technologię wykonania i wykonawcę. Gliwicka odlewnia została wybrana z uwagi na duży potencjał produkcyjny i możliwość szybkiego wykonania odlewu (potrzeba wywołana ew. koniecznością zwrotu dotacji). Dodatkowo Gliwice zostały wybrane z uwagi na obecność na terenie zakładu obozu etapowego dla więźniów transportowanych z Pawiaka w głąb Rzeszy. Drzewo pocięto w listopadzie 2004 na 80 części, po czym odlano wszystkie w Gliwicach i zespawano, a kopię przewieziono do Warszawy i posadowiono na specjalnym stalowym stelażu. Mimo że powtórzenie drzewa (termin fachowy, w publikacjach popularnych zastępowany słowem "odlew" czy "kopia") stało już od 8 maja, dyrekcja muzeum zwlekała z odsłonięciem pomnika do 9 czerwca, trzeba się bowiem było zająć uporządkowaniem

Czy jest obowiązkiem człowieka, gdy znajdzie w sobie coś wartościowego, donieść o tym do najbliższego posterunku milicji? Pyta w "Myślach nieuczesanych" Stanisław Jerzy Lec. Jednak żądnych odpowiedzi muszę zmartwić. Lec jej nie udziela. I na tym polega istota publikacji "Myśli nieuczesane": jest to zbiór aforyzmów - czasem pojedynczych zdań, czasem nieco bardziej rozbudowanych, ale wciąż niezmiernie krótkich, wypowiedzi o przewrotnym sensie. Ale nie "Myśli nieuczesane" są dzisiaj najistotniejsze. Na dzisiaj przypada czterdziesta dziewiąta rocznica śmierci ich autora. Stanisław Jerzy Lec urodził się w 1909 roku we Lwowie, gdzie żył i studiował. Pochodził z uszlachconej rodziny żydowskiej, a jego prawdziwe nazwisko brzmiało de Tusch-Letz. Był poetą, satyrykiem i, jak już wspomnieliśmy wcześniej, aforystą. Debiutował w 1928 roku. Był też jawnie związny z ruchem lewicowym. Był żołnierzem Gwardii Ludowej i Armii Ludowej. Po wojnie pełnił funkcję prasowego attache w Wiedniu, a potem wyemigrował do Izraela. Wrócił do Polski w 1952, ale przez następne cztery lata był pod specjalnym nadzorem cenzury. Po Odwilży wrócił do łask i na nowo otworzyły się przed nim możliwości publikacji, zarówno książkowych jak i w prasie. Został pochowany na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach.

6 maja 1998 roku został odsłonięty, położony przy ulicy Senatorskiej, kamień katyński. Inicjatorem upamiętnienia był Ryszard Kukliński wraz z Józefem Szaniawskim, Andrzejem Szaniawskim i Markiem Kulisiewiczem. Jednym ze źródeł finansowania była aukcja zdjęć płk. Kuklińskiego, zaś projektantem został, dobrze znany warszawiakom, Andrzej Renes. Uroczystość odsłonięcia miała charakter na poły prywatny; zabrakło asysty wojskowej, zapewnili ją podchorążowie i orkiestra Szkoły Głównej Służby Pożarniczej. Ryszard Kukliński wygłosił okolicznościowe przemówienie. Miejsce, na którym znajdował się pomnik, w 2011 roku przejął prywatny właściciel i zażądał jego usunięcia. Po burzliwej dyskusji i nie bez kontrowersji, zdecydowano się na jego przeniesienie niewiele dalej - na Podwale. Druga uroczystość odsłonięcia, 13 kwietnia 2012 roku, miała już dalece bardziej oficjalną formę. Wzięła w niej udział prezydent Warszawy i metropolita warszawski, a oprawę zapewnił batalion reprezentacyjny WP. Ilustracja za blogmedia24.pl

4 maja Kościół rzymskokatolicki wspomina św. Floriana z Lorch, męczennika. Według na poły legendarnych przekazów, Florian był rzymskim oficerem, służącym na terenie dzisiejszej Austrii. Jako chrześcijanin padł ofiarą prześladowań za cesarza Dioklecjana. Miał zostać skazany na śmierć na stosie, kiedy jednak rzucił oprawcom, że "po płomieniach wejdzie do nieba", utopiono go w rzece Anizie. Ludowa pobożność, ze względu na charakter śmierci, uczyniła go patronem zajęć i zjawisk związanych z ogniem. Patronuje więc hutnikom, kominiarzom, piwowarom, bednarzom, węglarzom i garncarzom, a także, z czym kojarzony jest najlepiej, strażakom. Ze względu na pochodzenie zaś jego kult jest szczególnie rozpowszechniony w Austrii i południowych Niemczech. Jeszcze w XX wieku w chłopskich rodzinach tego rejonu starano się, by przynajmniej jeden syn w rodzinie nosił imię Florian, co miało chronić gospodarstwo przed pożarem i innymi klęskami. Stamtąd też pochodzi modlitwa "O heiliger Sankt Florian, verschon' mein Haus, zünd' and're an" (święty Florianie, oszczędź mój dom, spal komuś innemu), co dało też niemiecką nazwę zjawisku "Not In My Backyard": "Sankt-Florians-Prinzip". W Polsce kult św. Floriana należy do najdawniejszych. Po najeździe Brzetysława i rabunku relikwii św. Wojciecha, Gaudentego i Pięciu Braci Męczenników królestwo pozostało bez patrona i pogrążyło się w chaosie. Ponad sto lat później książę Kazimierz Sprawiedliwy poprosił papieża Lucjusza III o nadanie nowego patrona. I tak do nowej stolicy zjechały relikwie św. Floriana, które spoczęły na Wawelu oraz w nowowybudowanym kościele na Kleparzu. Z Krakowa kult zaczął promieniować na całą Polskę. Popularność zdobywał zwłaszcza w miastach, których mieszkańcy mieli wszelkie powody, by obawiać się klęsk żywiołowych. W 1436 Zbigniew

Jutro będziemy obchodzić Święto Pracy, które obecnie stanowi dla większości z nas początek długiego weekendu. Warto jednak przypomnieć, że w poprzednim ustroju 1 maja był jednym z większych świąt w kalendarzu. Obchody poprzedzały okolicznościowe akademie, na których wygłaszano okolicznościowe odczyty. Jedna z takich akademii 30 kwietnia 1950 r. w Warszawie zakończyła się tragicznie, gdyż zasłabł na niej i zmarł Wincenty Rzymowski, ówczesny członek Rady Ministrów. Kim był patron jednej z głównych ulic warszawskiego Służenia? Urodził się w 1883 r. w Mławie, w rodzinie ziemskiego posiadacza. Majątek rodzinny pozwolił młodemu Wincentemu kształcić się nie tylko w Warszawie, ale również w Szwajcarii. Skończywszy studia prawnicze w Odessie, zajął się jednak krytyką literacką. Związał się z prasą radykalno-demokratyczną i postępową do której pisał artykuły o tematyce społecznej. W trakcie I wojny światowej związał się z obozem legionowym oraz uczestniczył jako korespondent prasowy w wojnie z bolszewikami w 1920 r. Wypowiadał się wówczas krytycznie o komunizmie. W trakcie pobytu we Włoszech w altach 1923-1926 Rzymowski miał okazję zetknąć się faszyzmem, który w osobie Mussoliniego doszedł do władzy. Za krytyczne artykuły do polskiej prasy o ustroju faszystowskim został zamknięty we włoskim więzieniu. Na skutek interwencji polskich władz Rzymowski został zwolniony i powrócił do kraju. Odmiennie niż część obozu piłsudczyków, do którego należał, pozostał wolnomyślicielem i na łamach prasy prorządowej często atakował przedstawicieli kleru, zyskał sobie nawet opinię jednego z czołowych antyklerykałów. Zwalczał też prawicę nacjonalistyczną, nie szczędząc jej przywódcy Romana Dmowskiego gorzkich słów, któremu poświęcił broszurę o wymownym tytule: Roman Dmowski: czciciel diabła (1932). Po śmierci Piłsudskiego

Tam, gdzie dziś znajduje się park o nazwie przez wielu podawanej błędnie w liczbie mnogiej, na początku XX wieku istniało Lotnisko Mokotowskie. Początkowo używane do celów hobbystycznych, w czasie I wojny przejęte zostało przez Niemców, którzy wyraźnie rozbudowali jego infrastrukturę. W czasach powojennych, od 1920 roku, Lotnisko Mokotowskie zaczęło przyjmować regularnie loty pasażerskie. Jednak niedługo okazało się, że Pole Mokotowskie jest zbyt blisko centrum miasta, żeby zachować bezpieczeństwo i odpowiedzieć na rosnące zapotrzebowanie. Dlatego też plan rozwoju miasta zakładał utworzenie trzech lotnisk: sportowego na Młocinach, wojskowego na Okęciu i komunikacyjnego na Gocławiu. Do realizacji lotniska na Gocławiu nigdy nie doszło, na Młocinach prace rozpoczęły się tuż przed II wojną światową i nigdy nie zostały ukończone. Za to budowa na Okęciu okazała się sukcesem. Rozpoczęta na początku lat 30., została ukończona w 1934 roku, a 29 kwietnia tegoż roku nowe lotnisko uroczyście otworzył prezydent Ignacy Mościcki. Szybko się okazało, że, z założenia wojskowe, lotnisko na Okęciu będzie musiało również przyjmować loty pasażerskie. W pierwszym roku działalności obsłużyło 10750 osób. Na wiele lat stało się jedynym warszawskim lotniskiem obsługującym ruch pasażerski. Od tego czasu wiele się zmieniło. W 2001 roku lotnisku nadano imię Fryderyka Chopina, pod Warszawą powstało drugie lotnisko obsługujące niektóre loty pasażerskie do Warszawy, a liczba obsłużonych na Okęciu waha się w okolicach 10 milionów rocznie (w 2014 roku 10,59 mln).

28 kwietnia 1933 roku w Warszawie urodził się Izrael Himmelstaub, znany po wojnie jako Izrael Szahak, profesor chemii, politolog, myśliciel, filozof i bojownik o prawa człowieka, zmarły w Jerozolimie w 2001 roku. Ocaleniec z Holokaustu (pobyt w warszawskim getcie, w ukryciu u polskiej rodziny, w obozach w Poniatowej i Bergen-Belsen), wychowany w religijnej rodzinie syjonistów, zmienił swoje poglądy na religię i działania Państwa Izrael po obserwacjach życia i zachowań ortodoksów, zwłaszcza wobec nie-żydów. Podejmował działania na rzecz równouprawnienia Palestyńczyków i zaprzestania ich dyskryminacji w większości dziedzin życia. W swoich działaniach Szahak miał poparcie większości lewicowych intelektualistów takich jak Sartre czy Noam Chomsky. Był również Szahak przeciwnikiem syjonizmu jako ideologii, zrównując go z antysemityzmem. Najbardziej znanymi pracami Szahaka, przetłumaczonymi na język polski, są "Tel Awiw za zamkniętymi drzwiami" (1998) i "Żydowskie dzieje i religia; Żydzi i goje - trzydzieści wieków historii" (1995). Na uwagę zasługuje również praca "The Non-Jew in the Jewish State: Documents", wydana w 1975 roku w Jerozolimie. Po wpisaniu w polską wersję wyszukiwarki google hasła "Izrael Szahak" większość wyników prowadzi nas do nacjonalistycznych i szowinistycznych stron, których zdecydowanie nie chcielibyśmy promować; niestety w Polsce krytyczne wobec niektórych działań Izraela książki tego autora są wykorzystywane do szerzenia najgorszego typu antysemityzmu, przed czym, zachęcając do zaznajomienia się z publicystyką autora, chcielibyśmy niniejszym przestrzec. Również książki Szahaka są często wydawane przez wydawnictwa w rodzaju osławionego Antyku z kościoła Wszystkich Świętych. Dlatego też zdjęcie naszego bohatera zaczerpnęliśmy z hebrajskojęzycznej strony haokets.org

Kiedy Warszawa stała się miastem, w którym rezydowali królowie, okazało się, że Zamek Królewski latem mogliby zamieszkiwać jedynie ci, którzy stracili powonienie - zbyt bliskie sąsiedztwo warszawskiego wysypiska śmieci dawało się we znaki. Królowie zaczęli zatem szukać miejsc, do których mogliby przenieść się na ten newralgiczny okres. Oprócz tego, mocno anegdotycznego powodu, posiadanie rezydencji letniej było w modzie, głównie z jednego powodu - było wyznacznikiem statusu. A status jest najważniejszy! Z tego właśnie powodu, dokładnie 338 lat temu, Jan III Sobieski zakupił ziemię, na której z czasem mógł powstać reprezentacyjny pałac i ogród. Operacji tej dokonał za pośrednictwem swojego przyjaciela i dworzanina, koniuszego koronnego Marka Matczyńskiego, który „ze skarbu własnego J. Kr. Mości” zapłacił ówczesnemu właścicielowi, Stanisławowi Krzyckiemu, sumę 43 tysięcy złotych „w dobrej monecie”. Dobra te dostały nazwę Villa Nova, wkrótce spolszczoną do obowiązującej do dzisiaj jako nazwa nie tylko kompleksu pałacowego, ale również całej, całkiem sporej dzielnicy. Jednak zanim Wilanów stał się Wilanowem, w tej wlaśnie okolicy istniała jedna z najstarszych osad w okolicach Warszawy. Nosiła wtedy nazwę Milanów, wywodzącej się prawdopodobnie z imion typu Milosław czy Milobrat. W XIII wieku tereny te zostały nadane klasztorowi Benedyktynów z Płocka. W 1338 stały się własnością księcia Trojdena, tego, dzięki któremu Warszawa stała się miejscem procesów polsko-krzyżackich, wtedy jako miejsce neutralne, niezaangażowane bezpośrednio w konflikt z żadnej ze stron (Mazowsze było osobnym księstwem). Z czasem włości zaczęły przechodzić z arystokratycznych rąk do rąk. Byli nimi Milanowscy, Leszczyńscy, Krzyccy, a od 1677 roku Sobiescy. Jak już wspomnieliśmy, wykupienie dóbr przez Jana III Sobieskiego zmieniło

Na rogu Krakowskiego Przedmieścia i Karowej stał niegdyś siedemnastowieczny pałac. Początkowo należał do Franciszka Andraulta, później do księcia Kazimierza Czartoryskiego, później trafił się rodzinie Lubomirskich, a następnie Potockich. Ostatnimi właścicielami byli Tarnowscy. W XIX wieku mieściło się w nim wiele instytucji, nim te dorobiły się własnych siedzib. Mowa tu o Towarzystwie Przyjaciół Nauk, później Resursie Obywatelskiej, a następnie Banku Dyskontowym. W ostatnich latach XIX wieku nieruchomość zakupiła spółka Paderewskiego, Roszkowskiego i Zaremby. W 1897 na terenie działki powstała rotunda, w której prezentowana była "Golgota" Jana Styki, druga taka panorama w Warszawie, zaraz obok Panoramy Tatr na Dynasach. Dla inwestorów jednak priorytetem była budowa hotelu. W listopadzie 1898 roku sąd konkursowy ogłosił werdykt - wiadomo było, który z 17 zgłoszonych projektów będzie przekazany do realizacji. Wygrała secesyjna koncepcja Tadeusza Stryjeńskiego i Franciszka Mączyńskiego. Jednak los nie był łaskawy dla tego projektu. Trafił do rąk Władysława Marconiego, który na zlecenie Towarzystwa Akcyjnego Budowy i Prowadzenia Hotelów wprowadził kilka poprawek - zmienił charakter elewacji na eklektyczną, a formę budynku na monumentalną. Secesja została jedynie we wnętrzach. 22 kwietnia 1899 roku odbyła się uroczystość wmurowania kamienia węgielnego pod budowę nowego hotelu, Hotelu Bristol. Pod koniec 1900 roku obiekt był już w stanie surowym, a w listopadzie 1901 roku odbyło się jego uroczyste otwarcie. Długo by wymieniać wszystkie elementy, które stanowiły o jego luksusie. Dla przykładu: w Warszawie w owym czasie zainstalowanych było 800 numerów telefonicznych; sześć z nich znajdowało się w hotelu. Zaś dzieje Hotelu Bristol i odwiedzających ich gości zasługują na osobną notkę. Ilustracja: Archiwum Państwowe w Warszawie

Równo 60 lat temu Warszawa wzbogaciła się o instytucję kulturalną, którą musiała mieć każda szanująca się stolica kraju szczęśliwych ludzi pracy. 21 kwietnia 1955 r,. w zgodzie z decyzją Partii i Rządu, w dawnym Pałacu Przebendowskich-Radziwiłłów otwarto Centralne Muzeum Lenina. Było to trzecie muzeum w Polsce poświęcone Wodzowi Rewolucji, po Poroninie i Krakowie. Problemem był jednak fakt, że Lenin w ciągu swojego życia nigdy do Warszawy nie zawitał. Nie można zatem było stworzyć izby pamięci w lokalu, gdzie mieszkał Lenin, bądź wygłaszał referaty jak to uczynione we wspomnianych miejscowościach. Centralne Muzeum skupiło się zatem na biografii i idei jaką propagował Wódz Rewolucji. Muzeum prowadziło ożywioną wymianę z innymi wiodącymi muzeami Lenina w ZSRR. Przełom lat 80. i 90. przyniósł wiele zmian. Budynek muzeum zmienił swój adres z Al. Świerczewskiego na Al. "Solidarności". Muzeum Lenina ustąpiło z kolei miejsca istniejącemu do dzisiaj Muzeum Niepodległości. Jest to swego rodzaju chichot historii, że miejsce placówki, która promowała człowieka, który dążył do zlikwidowania niepodległości Polski zajęła placówka, która zajmuje się jej pielęgnowaniem. Ilustracja: fotopolska.eu

20 kwietnia 1826 roku zmarł w Warszawie Zygmunt Vogel, zwany Ptaszkiem, malarz i rysownik oraz pedagog. Vogel urodził się w 1764 roku w Wołczynie. Jego ojciec był sługą księcia Michała Czartoryskiego. Wcześnie został sierotą, a Czartoryscy wysłali go na nauki do Warszawy, gdzie trafił pod opiekę Krystiana Gotfryda Deybla, a następnie Jana Ferdynanda Naxa. Pod ich okiem miał zostać architektem, jednak edukacja w Malarni Królewskiej, gdzie został przyjęty w wieku lat szesnastu, przekierowała go na nieco inne tory. Rozpoczynał od kopiowania prac Canaletta, szybko jednak odnalazł własny styl: kameralne widoki miejskie w tuszu, ołówku lub akwareli, jakże różne od monumentalnych prac mistrza. W 1787 roku młodym artystą zainteresował się Stanisław August. Król zlecał mu podróże po Rzeczypospolitej i dokumentowanie jej widoków. Najwięcej zachowanych prac dotyczy Małopolski i, rzecz jasna, Warszawy. Pewien czas Vogel spędził również w Gdańsku. Fakt, że na zachowanych pracach znajdują się niemal wyłącznie fortyfikacje miejskie każe niektórym badaczom przypuszczać, że misja malarza mogła mieć również charakter wywiadowczy. Pozostawał w kręgu mecenatu Stanisława Augusta, bywał na obiadach czwartkowych. W 1790 wstąpił do Korpusu Artylerii Koronnej, w którym służył do 1794. Po upadku Rzeczypospolitej i abdykacji króla pozostał w Warszawie, a na życie zaczął zarabiać nauczaniem. Był jednym z pierwszych wykładowców Liceum Warszawskiego, gdzie wykładał rysunek, a w Szkole Aplikacyjnej Artylerii i Inżynierii był profesorem budownictwa. W 1817 r. objął katedrę rysunku i perspektywy na Oddziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Warszawskiego. Pracownia artysty mieściła się w pałacu Czapskich. Był żonaty z Teresą primo voto Opoczyńską. Prace Vogla są bezcennym źródłem ikonograficznym epoki. Jego rysunki,

27 kwietnia 1904 roku pewien dom w podwarszawskim Czystem został otoczony przez oddział żandarmerii. Kilku mundurowych weszło do środka, rozległy się strzały. Dwóch żandarmów zginęło na miejscu, dwóch kolejnych zostało śmiertelnie rannych. Wywiązała się walka wręcz, od ciosu nożem padł następny żandarm. Przewaga liczebna zrobiła jednak swoje; chwilę później wyprowadzono ciężko pobitego, rosłego, brodatego mężczyznę i przewieziono go na Cytadelę. W należącym do szewca Franciszka Pawlaka domu, który później dostanie adres Dworska 6, mieściła się konspiracyjna drukarnia SDKPiL. Inżynier Benedykt Gurcman i nasz dzisiejszy bohater, Marcin Kasprzak, właśnie drukowali pierwszomajową odezwę. Ochrana trafiła jednak na jej trop i zorganizowała nalot. Kasprzak, zdeterminowany rewolucjonista, mistrz ucieczek, nie poddał się łatwo. W śledztwie całą winę wziął na siebie; Gurcman uniknął stryczka, choć i tak zmarł na zesłaniu. Tymczasem Kasprzak, po przeciągającym się procesie, w którym Stanisław Patek stosował całą gamę adwokackich sztuczek, został skazany na karę główną. Nie pomogło wstawiennictwo właściwie całej, wyjątkowo w tej sprawie zjednoczonej, lewicy, nie pomogło odwoływanie się do imperatora ani do cesarza Niemiec, którego Kasprzak był poddanym. Kasprzak został stracony na stokach Cytadeli 8 września 1905 roku. Przed egzekucją doczekał się jeszcze rehabilitacji ze strony partyjnych kolegów z PPS, oczyszczającej go z zarzutów o zdradę i kolaborację, a które popchnęły go do współpracy z SDKPiL. W 1950 roku jego nazwiskiem nazwano ulicę wytyczoną w miejscu, gdzie ongiś przebiegała podmiejska Dworska, zakłady przemysłowe, wybudowane nieopodal i związaną z nimi średnią szkołę techniczną, istniejącą do dziś. A w miejscu, gdzie znajdowała się kiedyś konspiracyjna drukarnia, ustawiono pamiątkową tablicę, którą dziś prezentujemy.

15 kwietnia 1837 roku w podwarszawskich Morach (dziś w granicach dzielnicy Bemowo) urodził się Karol Machlejd, przemysłowiec i działacz społeczny. Był potomkiem szkockiej rodziny MacLeodów. Jego przodek, Ian (1634–1694) opuścił rodzinną wyspę Skye i osiedlił się pod wirtemberskim Ludwigsburgiem, gdzie zajmował się wyrobem wina. Dziad Karola, Samuel (1770–1830) przybył do Polski w roku 1821. Ojciec, Jan Jakub, urodzony jeszcze w Niemczech, od 1855 prowadził już browar w Grochowie. Tam też praktykował młody Karol. Zdobywanie szlifów piwowara Karol Machlejd połączył jednak z zaangażowaniem w powstanie styczniowe, co przypłacił kilkuletnią wycieczką w odległe zakątki Imperium Rosyjskiego. Po powrocie skupił się już na browarnictwie. W 1869 roku kupił dawny browar Sommera przy Chłodnej 45. Poddał go gruntownej modernizacji, wybudował wielką słodownię i rozpoczął biznesową ekspansję. Pod koniec stulecia firma zatrudniała niemal dwieście osób, dysponowała flotą własnych wagonów kolejowych a także - pierwszą w Królestwie - maszyną do automatycznego butelkowania piwa. Machlejd posiadał również browary w Częstochowie i Ciechanowie. Ten drugi funkcjonuje do dzisiaj, a jego znak firmowy - lew trzymający kartusz - został wprowadzony właśnie przez Karola Machlejda. Zmieniły się tylko inicjały w kartuszu

Jeśli zdarza się Państwu podróżować koleją, a w szczególności historyczną "wiedenką", być może jechali Państwo pociągiem TLK "Stanisław Wysocki". Podejrzewamy, że nazwisko patrona niewiele mówiło, przychodzimy więc z pomocą. Choć wprawdzie poniewczasie, gdyż z obecnego rozkładu PKP pociąg wypadł

Wokół tego  wydarzenia  narosło wiele mitów, legend i półprawd, tak, że dziś nawet ekspertom trudno jest odróżnić prawdę od fikcji. 13 kwietnia 1967 roku w Warszawie dwa koncerty zagrali The Rolling Stones. Warszawa już wcześniej miała okazję posłuchać zachodnich gwiazd, koncerty w Sali Kongresowej dawali Paul Anka, The Hollies, Gerry and the Pacemakers czy The Animals, których dziennikarze Trójki i Rozgłośni Harcerskiej wzięli nawet na prywatkę na Saską Kępę. Ale nigdy jeszcze Warszawa nie miała okazji gościć TAKIEJ gwiazdy zza żelaznej kurtyny. Pagart (taka agencja zajmująca się organizowaniem koncertów) podpisał kontrakt na dwa występy, oba jednego dnia, jeden o 16:45 a drugi po 20. Koncerty były częścią trasy The Rolling Stones European Tour, a w trakcie każdego, poprzedzonego występem naszych swojskich Czerwono-Czarnych, zespół zagrał całe 6 piosenek: "Paint It Black", "19th Nervous Breakdown", "Lady Jane", "Mother's Little Helper", "Ruby Tuesday" oraz, rzecz jasna, "I Can't Get No Satisfaction". Występy rejestrowała Polska Kronika Filmowa, na każdym było nieco ponad 3000 widzów. Skąd w ogóle pomysł na występ Stonesów? Otóż nie wyprosiła go ani wnuczka Gomułki, ani córki ministra kultury Lucjana Motyki, ani nawet sprowadzający pomniejsze gwiazdki redaktorzy Rozgłośni Harcerskiej. Sami muzycy chcieli zagrać koncert za żelazną kurtyną z przyczyn wizerunkowych, byliby tu pierwsi i do tego liczyli na to, że nasprzedają tutaj mnóstwo płyt. No i owszem, byli pierwsi, ale z płytami nie wyszło, głównie dlatego, że realia ekonomiczne były jakie były. No i ta Polska wyszła trochę przypadkiem, głównie z powodu tego, że negocjacje z odpowiednimi czynnikami w ZSRR zostały dość szybko zerwane. Koncerty były

Ustawą z dnia 10 kwietnia 1782 roku król Stanisław August Poniatowski powołał Komisję Kruszcową. W jakim celu? I rozbiór uderzył Rzeczpospolitą mocno po kieszeni. Austria zabrała kopalnie soli w Bochni i Wieliczce, a Prusy dolny bieg i ujście Wisły, nakładając na polskie towary spore cła. Nie było zatem w kraju pieniędzy i król starał się znaleźć ich alternatywne źródło. A że w tamtych czasach pieniądze miały pokrycie w szlachetnych metalach, to komisja miała się znaleźć ich odszukaniem. Na czele komisji stanął bp Krzysztof Szembek, który co prawda nie znał się na szukaniu złota i srebra, ale był biskupem. Do tego w skład komisji weszło kilka znanych osób, które również się na tym nie znały i to był problem. Dlatego król za inspiracją członka Komisji, Tadeusza Czackiego, zdecydował się wysłać trzy osoby: na Węgry, a konkretnie na Słowację, do Bańskiej Szczawnicy, aby wyszkolić ludzi w szukaniu i kopaniu kruszców. Król jegomość tak pisał do cesarza: "Wiedząc, że Jego Cesarska Mość założyła w Schemitz Szkołę Mineralogii i Metalurgii, do której przyjmuje się również i uczniów zagranicznych, kieruję się do WPana jako do tego, od którego ministerium, jak mi doniesiono, zależnym jest ten departament, aby Go prosić o uzyskanie od Jego Cesarskiej Mości pozwolenia na studiowanie w wyżej wspomnianym zakładzie, dla trzech Polaków, Okraszewski, Mieroszewski i [Bieńkowski], których pragnąłem wysłać; pochlebiam sobie, że to będzie im udzielone na równej stopie i w równy sposób, już stosowany na rzecz uczniów innych narodowości, którzy obecnie studiują w Schemitz. Im więcej będzie narodów, które będą czerpać z tego źródła

Wczoraj miała miejsce rocznica uruchomienia I linii warszawskiego metra. Uroczystość zgromadziła nie tylko przedstawicieli warszawskiego magistratu, ale również najważniejsze osoby w państwie z premierem i prymasem na czele. Ale my chcemy przypomnieć inną rocznicę, również okrągłą i związaną z podziemną kolejką. Dzisiaj mija dekada od chwili, kiedy otwarto dla pasażerów stację Plac Wilsona. W tym przypadku nie było żadnej wielkiej uroczystości przekazania warszawiakom 16. stacji podziemnej kolejki. 8 kwietnia 2005 roku był czasem żałoby narodowej po zmarłym kilka dni wcześniej Janie Pawle II. Metro, które zaczęło dojeżdżać na Żoliborz miało pomóc rozwozić osoby uczestniczące w uroczystościach żałobnych. Stacja Plac Wilsona do dnia dzisiejszego zachwyca zarówno warszawiaków, jak i turystów. Zawdzięczamy to głównemu architektowi stacji Andrzejowi Chołdzyńskiemu. Najciekawszym jej elementem jest podziemna kopuła, która jest podświetlana na różne kolory w zależności od pory dnia. Filary podtrzymujące strop mają charakterystyczny kształt, który według niektórych ma przypominać mazowieckie płaczące wierzby. Zostały one powielone na innych stacjach, m.in. na odcinku bielańskim oraz w II linii. Stacja Plac Wilsona doczekała się nie tylko uznania płynącego ze strony korzystających z niej pasażerów, ale również w 2008 r. na konferencji "Metrorail" została uznana za najładniejszą stację metra oddaną w ostatnich latach. Ilustracja: muratorplus.pl

7 kwietnia 1943 roku w Warszawie została powołana Polska Armia Ludowa, konspiracyjna organizacja zbrojna demokratycznej lewicy. Powstanie PAL było efektem scalenia kilku mniejszych organizacji, czy nawet pojedynczych frakcji - zatomizowanie polskiego podziemia w pierwszych latach wojny było naprawdę imponujące. Najważniejsze środowiska i ugrupowania, które weszły w jej skład, to Milicja Ludowa Robotniczej Partii Polskich Socjalistów, którą dowodził Jan Mulak, późniejszy wybitny trener lekkiej atletyki, niepodporządkowana ZWZ-AK część Komendy Obrońców Polski z Henrykiem Boruckim na czele oraz - nieco później - Polska Ludowa Akcja Niepodległościowa (PLAN II) Cezarego Szemleya i Wacława Barcikowskiego. Komendę organizacji objął Henryk Borucki "Czarny", dowódcą okręgu warszawskiego został płk Julian Skokowski "Zaborski", Murmańczyk, bohater I wojny światowej i wojny polsko-bolszewickiej. Polityczną emanacją powstania PAL był Naczelny (później Centralny) Komitet Ludowy, odrzucający konstytucję z 1935 i zwierzchnictwo rządu londyńskiego, głoszący bezwarunkową reformę rolną, nacjonalizację przemysłu oraz demokratyzację i pluralizm polityczny w niepodległej Polsce. PAL posiadała siły zbrojne w Warszawie i Polsce centralnej - Lubelszczyźnie, Kielecczyźnie i w Łódzkiem. Tam też koncentrowała się jej działalność: sabotaż kolejowy, zamachy na niemieckich urzędników i akcje propagandowe. W przededniu powstania warszawskiego PAL nawiązała współpracę z inną konspiracyjną organizacją, Korpusem Bezpieczeństwa. 29 lipca wydano odezwę, podpisaną przez "Czarnego", wzywającą do otwartej walki i proklamującą przejęcie władzy przez CKL. W Powstaniu oddziały PAL i KB walczyły ramię w ramię z oddziałami AK, częściowo w jej strukturach taktycznych, głównie w Śródmieściu, na Starówce i na Mokotowie. Tam też ukazywało się powstańcze pismo, którego egzemplarz dziś reprodukujemy, "Kurier Mokotowski". 15 września 1944 r. PAL, KB i Armia Ludowa zawarły porozumienie,

Dzisiejsze wydarzenie postanowiliśmy zilustrować dokumentem, pochodzącym z Dziennika Praw Księstwa Warszawskiego. Jak możemy z niego wyczytać, dziś mija 205 lat od powołania Sądu Kasacyjnego Księstwa Warszawskiego. Warto też zwrócić uwagę na ówczesną ortografię i sposób zapisywania przymiotnika kasacyjny, przez podwójne "y". Była to instytucja efemeryczna, nawet jak na Księstwo Warszawskie, które istniało de facto 5 lat. Choć dekret powołujący Sąd został wydany 3 kwietnia, to jego pierwsze inauguracyjne posiedzenie odbyło się dopiero 19 czerwca 1810 r. Ostatni wyrok został opublikowany 16 października 1812 r. co daje nieco ponad 2 lata pracy. Sąd Kasacyjny został powołany dopiero po 3 latach od powstania Księstwa. Przez ten czas skargi kasacyjne napływały i pozostawały nierozpoznane. Na długi czas pracy nad ustrojem sądu wpływa rywalizacja ministra sprawiedliwości Feliksa Łubieńskiego oraz prokuratora kasacyjnego Józefa Kalasantego Szaniawskiego o wpływy w ramach ministerstwa sprawiedliwości. Prace legislacyjne uległy również zawieszeniu w trakcie wojny z Austrią w 1809 r. kiedy do Warszawy weszły wojska austriackie. Sąd Kasacyjny rozpatrywał sprawy cywilne i karne. W zakresie swych zadań Sąd Kasacyjny Księstwa Warszawskiego można przyrównać do obecnego Sądu Najwyższego. Skarga kasacyjna przysługiwała od wyroku sądu II instancji. Dodatkowo Sąd rozstrzygał także spory kompetencyjne między sądami i pełnił funkcję sądu dyscyplinarnego dla sędziów i prokuratora Sądu Apelacyjnego. Legislatorzy czerpali garściami z regulacji francuskich. Miejscem posiedzeń był Pałac Krasińskich, który jeszcze w czasach Stanisława Augusta spełniał funkcję siedziby sądów. Ta tradycja została utrzymana również w czasach II Rzeczpospolitej, gdyż w tym budynku mieścił się Sąd Najwyższy, który aktualnie ma siedzibę vis a vis Pałacu. Chociaż Sąd Kasacyjny działa zaledwie

You don't have permission to register