skpt.warszawa@gmail.com

Kartka z Kalendarza

czerwiec 2020

Łasyś zbytnie na cukierki, Jabłka, gruszki i węgierki: Śmierć jawna, niestrawna Połyka młodzika. Świat gomółka, tyś pigułka, Ale smaczna szczurom skórka: Gdy zwleką, opieką, Wywędzą łez nędzą. Któż nie zna tych wersów, nie tak dawno jeszcze przytaczanych na dowód wynaturzenia literatury schyłkowego baroku? 2 czerwca 1780 roku ich autor rozstał się ze światem doczesnym. Traf chciał, ze stało się to właśnie Warszawie, mieście, do którego zawitał po raz pierwszy i, jak się okazało, na krótko. Jak już rzekliśmy, księdza Józefa Bakę z naszym miastem wiążą głównie okoliczności śmierci. Jednak czytywany był i u nas, na dworze Stanisława Augusta. Nie z zachwytu jednak, a, jak mawia młodzież, dla beki. Dla miłośników klasycystycznej estetyki Bakowa galopada słów była istnym kuriozum. Józef Baka urodził się w 1707 na Białej Rusi, w rodzinie pochodzenia kniaziowskiego. Do jezuitów wstąpił w 1723 roku, święcenia otrzymał w 1735, a śluby zakonne złożył w 1740. Wykładał na Akademii Wileńskiej i prowadził liczne misje na wschodnich rubieżach Rzeczypospolitej, które zresztą fundował z własnej (czy raczej ojcowskiej) kieszeni. Jego twórczość budzi rozbieżne uczucia i emocje. Niegdyś zgodnie wytykano im zły smak czy wręcz grafomanię, dziś jednak dostrzega się - doprowadzone do skrajności - walory literatury barokowej: koncept, operowanie kontrastami, zestawianie odmiennych poetyk, turpizm, a nawet sięganie po absurd i surrealizm. Baka inspiruje więc współczesnych poetów, takich jak Jarosław Marek Rymkiewicz, Miron Białoszewski, Jerzy Harasymowicz czy Ernest Bryll. Nie wiemy, co sprowadziło Bakę do Warszawy. "Gazeta Warszawska" doniosła tylko, że jego śmierć była "pobożna i przykładna", co nie dziwi u duszpasterza i nauczyciela "ars moriendi". Został pochowany w podziemiach kościoła pojezuickiego (wszak było

You don't have permission to register