skpt.warszawa@gmail.com

Kartka z Kalendarza

Kartka z kalendarza

24 marca 1844 roku zmarł w rodzinnej Kopenhadze Bertel Thorvaldsen, jeden z najwybitniejszych rzeźbiarzy epoki klasycyzmu i być może najsłynniejszy artysta, którego dzieła zdobią przestrzeń Warszawy. Napisaliśmy o 'rodzinnej' Kopenhadze, choć sprawa jest bardziej skomplikowana. Był synem Islandczyka, Gottskálka Þorvaldssona, snycerza pracującego w tamtejszej stoczni, i jutlandzkiej chłopki. Zgodnie z islandzkim zwyczajem powinien się więc nazywać Bertelem Gottskálkssonem, jednak duńscy urzędnicy zarejestrowali go, rzecz jasna, zgodnie z prawem kraju urodzenia. Niemniej Islandczycy i tak uważają rzeźbiarza za swojego rodaka. Karierę artystyczną jednak zawdzięcza matce - ojciec wolał, by przejął po nim warsztat i zajął uczciwym rzemiosłem. Zapisała go do Akademii Sztuk Pięknych. Tam odkryto jego talent i wysłano na stypendium do Włoch. W Rzymie ciężko pracuje na swoją pozycję, zaczynając od pomagania innym artystom i kopiowania dzieł antycznych. W końcu jednak zdobywa uznanie, w tym samego Antonia Canovy, a jego kariera nabiera rozpędu. Staje się jednym z najmodniejszych artystów Europy, a zamówienia składają nawet monarchowie. W Warszawie Thorvaldsen przebywa w roku 1820. Negocjuje umowę na pomnik Józefa Poniatowskiego (i bierze udział w sporach dotyczących jego formy) oraz odbiera zamówienie na pomnik Mikołaja Kopernika. A ponieważ jest zapracowany, a i urażony ingerencjami w jego artystyczną wizję, na pomniki trzeba czekać do 1828 roku. Wtedy też przygotowuje projekt pomnika Stanisława Małachowskiego, znajdującego się dziś w archikatedrze. Nie były to jednak jego pierwsze warszawskie zlecenia. Już w 1812 roku zamówiono u niego kariatydy do pomnika Napoleona, który miał stanąć w Sali Senatorskiej Zamku Królewskiego. Rzeźbiarz wykonał modele w roku 1813 - i było już, oczywiście, za późno. Artysta

21 marca 1898 roku urodził się Janusz Groszkowski. Postać o tyle zasłużona dla rozwoju polskiej techniki, co barwna. Przed wojną pracował na Politechnice Warszawskiej, zostając jej najmłodszym profesorem (w roku 1929, 10 lat po ukończeniu uczelni!). Zasłynął przede wszystkim rozwijaniem polskiej radiotechniki (zajmował się tym już w czasie wojny 1920 roku). W roku 1929 został szefem Instytutu Radiotechnicznego, później Państwowego Instytutu Telekomunikacyjnego. Jego praca zaowocowała rozwojem techniki wojskowej (radary, łączność) ale też cywilnej (krótkofalówki, radia). Brał udział w pracach nad powstaniem telewizji (był autorem prac na temat lamp elektronowych). W czasie wojny najpierw w ZSRR, potem w AK (1941-44), doradzał w sprawach łączności radiowej i pracował nad rozszyfrowaniem systemu sterowania rakietami V-1i V-2. Po wojnie znów pracował w Instytucie przy Ratuszowej, na PW oraz w PAN, został też posłem na Sejm PRL. W latach 1972-76 przewodniczył Frontowi Jedności Narodu, z której to funkcji zrezygnował po zmianach konstytucji PRL. Upamiętniony jest uliczką na tyłach Instytutu Tele-i Radiotechnicznego (przecznica Ratuszowej) oraz pomnikiem przed budynkiem Instytutu. Ten ostatni (za www.twoja-praga.pl) prezentujemy.

20 marca 2002 roku zmarł w Warszawie Andrzej Wróblewski, ps. Ibis, dziennikarz, felietonista, krytyk i animator kultury. Ten polonista z wykształcenia, a z zamiłowania muzyk i kierowca, stał się znany przede wszystkim jako autor cotygodniowych felietonów dotyczących kultury języka polskiego, publikowanych w 'Życiu Warszawy' od 1967 do 2002 roku. Ibis dał się w nich poznać jako purysta językowy i zwolennik rugowania z języka zapożyczeń oraz drętwej urzędniczej nowomowy. To właśnie on wyśmiał 'zwis męski', którym na metkach zastępowano 'krawat', pisał, że się 'ma', a nie 'posiada' i pohukiwał na temat pretensjonalności artykułowania nosówek na końcu wyrazu (chcĘ, będĘ). Zasłynął również jako ten, który w Opolu dał ocenę "0" Januszowi Laskowskiemu za "Kolorowe Jarmarki". Jakie są jego związki z Warszawą? Tu mieszkał od 1945 roku i tu studiował na UW. Pracował w Życiu Warszawy. Tu go wreszcie pochowano (Powązki Wojskowe). Jako "Kolumb" - rocznik 22 - brał udział w powstaniu, w którym został ciężko ranny w walkach w Puszczy Kampinoskiej. Upamiętniony jest głazem (na zdjęciu) na rogu ulic Miklaszewskiego i Marco Polo, blisko miejsca, w którym mieszkał wraz z czwartą żoną - piosenkarką Elżbietą Wojnowską. Ilustracja: Dzielnica Ursynów m.st. Warszawy

19 marca Kościół zachodni wspomina najbardziej milczącego świętego Nowego Testamentu. Ten dziwny tytuł należy się św. Józefowi z Nazaretu, o którym wspominają (niektóre) kanoniczne ewangelie, jednak nie przekazują nam żadnego słowa, jakie na pewno wypowiedział w trakcie swojego życia. Św. Józef uczestniczył w wydarzeniach pośrednio związanych ze zwiastowaniem, był obecny przy Bożym Narodzeniu, pokłonie Mędrów ze wschodu. To on prowadził Maryję wraz z Jezusem do Egiptu. Ostatni raz na kartach Biblii dowiadujemy się o nim w związku z nauczaniem 12-letniego Jezusa w Świątyni Jerozolimskiej. Tradycja jest oczywiście o wiele bogatsza w różnego rodzaju przekazy biograficzne, bądź też fantastyczne. Święty cieśla ma również związek z Warszawą. Jest bowiem patronem licznych warszawskich kościołów. Na Krakowskim Przedmieściu jest patronem kościoła Wizytek (wezwanie: Opieki św. Józefa Oblubieńca Niepokalanej Bogurodzicy Maryi) oraz kościoła seminaryjnego (wezwanie: Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny i św. Józefa Oblubieńca ). Patronuje parafiom przy ul. Deotymy na Kole, przy ul. Sosnkowskiego w Ursusie oraz kościołowi parafii św. Stefana przy Czerniakowskiej (wezwanie: Św. Józefa Oblubieńca NMP). Mniej rozbudowany tytuł, po prostu św. Józefa, nosi klasztor Dominikanów na ul. Dominikańskiej 2, słynny z prężnie działającego akademickiego duszpasterstwa. Niezliczone są ponadto przedstawienia św. Józefa w innych warszawskich kościołach, czy to w ołtarzach, na obrazach bądź w witrażach. Na ilustracji fresk w absydzie kościoła św. Józefa na Kole, dzieło prof. Józefa Sławińskiego. Źródło: wikimedia.org.

Ktoś, kto sądziłby, że ekscesy w szacownej Zachęcie, w rodzaju bardzo znanego aktora tnącego szablą fotogramy, czy niezbyt znanych polityków demolujących rzeźbę, są wynalazkiem naszych czasów i Zwiastunem Nieuchronnego Upadku, myliłby się. Albowiem, jak mawiał mędrzec, wszystko już było. 18 marca 1894 roku w galerii Zachęty (mieszczącej się wówczas na dziedzińcu Pałacu Potockich) otwarto wystawę jednego dzieła. Dzieła, które miało przejść do kanonu polskiego malarstwa: "Szału uniesień" Władysława Podkowińskiego. Obraz stał się od razu przebojem. Żądni sensacji i wrażeń warszawiacy tłumnie odwiedzali galerię - pierwszego dnia wystawy przybyło aż tysiąc zwiedzających. Recenzje były w większości entuzjastyczne i pełne śmiałych interpretacji, choć nie brakowało i głosów oburzenia, pomstujących na obrazę obyczajów. Wystawa trwała miesiąc. Nikt nie chciał kupić obrazu za - bardzo wygórowane - 10 tysięcy rubli. Za to warszawskie towarzystwo zaczęło się w namalowanej kobiecie dopatrywać podobieństwa do zupełnie realnej damy. Jej rodzina ponoć zaczęła mieć do malarza pretensje. Ten, urażony, przybył do galerii 24 kwietnia, wziął od stróża drabinę (płótno mierzy ponad trzy metry wysokości), porozcinał obraz nożem, po czym spokojnie wyszedł. Podkowiński zmarł kilka miesięcy później. Już podczas malowania "Szału" był ciężko chory, a kończył go, jak sam mówił, "z łóżka". Obraz został odrestaurowany za sprawą matki artysty. Trafił do kolekcji Feliksa Jasieńskiego, a następnie zaś - do krakowskiego Muzeum Narodowego. Ilustracja: wikimedia.org (Podkowiński pracujący nad "Szałem", rycina z "Tygodnika Ilustrowanego")

18 marca 1943 przy ulicy Mostowej dochodzi do konspiracyjnego spotkania działaczy młodzieżówki Gwardii Ludowej, Tadeusza Olszewskiego, ps. Zawisza i Hanny Szapiro ps. "Hanka Sawicka" z jednym z warszawskich dowódców GL, Janem Strzeszewskim, ps. "Wiktor", współorganizatorem wspominanych przez nas na tutejszych łamach zamachów na Cafe Club czy drukarnię Nowego Kuriera Warszawskiego. Spotkanie nie było wystarczająco zakonspirowane, bowiem zostało namierzone przez Gestapo i zakończyło się strzelaniną, w wyniku której na miejscu zginął Olszewski, a Strzeszewski wraz z Sawicką zostali zabrani na Pawiak, gdzie w nocy zmarli z upływu krwi. Była to jedna z wielu wpadek niezbyt dobrze jeszcze wówczas zorganizowanego warszawskiego komunistycznego podziemia, niemniej posłużyła później za jeden z mitów założycielskich tej części konspiracji, a sama Hanka Sawicka była patronką ZWM, wielu ulic, szkół, a nawet statku morskiego. Biografia naszej dzisiejszej bohaterki przypomina wiele biografii przedstawicieli lewicującej młodzieży w Polsce międzywojennej. Urodzona w 1917 roku w krakowskiej zasymilowanej urzędniczej rodzinie Szapirów (nota bene, była siostrą cioteczną Stefana Kisielewskiego), w czasie nauki w gimnazjum i potem, studiując prawo na UW oraz w Wolnej Wszechnicy Polskiej, działała w młodzieżówkach PPS-Lewicy. Po wybuchu wojny znalazła się w luźno konspirujących grupkach młodzieżowych, które po utworzeniu w 1942 r. PPR weszły w jej skład. W momencie wpadki na Mostowej była członkinią grupy młodzieżowej, wydającej pismo "Walka Młodych", z którego już po jej śmierci wyewoluowała partyjna młodzieżówka, ZWM, a Hanka Sawicka, bardzo na wyrost, była hołubiona jako jej założycielka. Jako że nie była osobą tak kontrowersyjną jak inni komunistyczni patroni, w wielu miejscach oparła się pierwszej fali dekomunizacji z początku lat 90.

17 marca 1890 roku urodził się Zygmunt Michelis, duchowny ewangelicki, powstaniec warszawski, ekumenista, animator odbudowy kościoła Św. Trójcy, faktyczny zwierzchnik polskich luteran w latach 50. XX wieku. Urodził się na Kujawach w rodzinie wiejskiego nauczyciela. Studiował, jak większość przyszłych pastorów w owym czasie, w Dorpacie (Tartu). Po ordynacji służył, z przerwami, w parafii Św. Trójcy jako wikariusz, II proboszcz, a w końcu I proboszcz. W 1939 roku aresztowany i więziony w Sachsenhausen i Oranienburgu. Zwolniony po kilkunastu miesiącach, wraca do Warszawy, działa w konspiracji i bierze udział w Powstaniu Warszawskim. Po wojnie inicjuje powstanie i przez lata prezesuje Radzie Ekumenicznej, zrzeszającej kościoły chrześcijańskie w Polsce. I tu dzieje się rzecz arcyciekawa: istnieją przekazy, według których, ok. roku 1950, płoccy mariawici, chcąc zapewnić ciągłość sukcesji apostolskiej w warunkach stalinowskiej izolacji międzynarodowej Polski, udzielają mu święceń biskupich. Mielibyśmy zatem do czynienia z unikalną sytuacją, w której luterański duchowny byłby jednocześnie sekretnym starokatolickim biskupem. W 1952 roku zostaje wybrany na biskupa-adiunkta Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego, mającym z założenia pomagać biskupowi Kościoła, Karolowi Kotuli. W rzeczywistości jednak, nie bez udziału służb bezpieczeństwa, to on sprawował rzeczywistą władzę. Był zwolennikiem pójścia na współpracę z komunistami, choć raczej z przyczyn pragmatycznych, niż z przekonania. Zdawał sobie sprawę, że istnienie Kościołów mniejszościowych jest w praktyce kwestią łaski lub niełaski rządzących. Nie przysparzał mu zwolenników również autokratyczny styl sprawowania urzędu, nie odpowiadający przywykłym do wewnętrznej demokracji wiernym. Był on, prócz wspomnianej postawy politycznej, przyczyną rozłamu w łonie parafii Św. Trójcy i powstania parafii Wniebowstąpienia Pańskiego. Niewątpliwym jednak sukcesem Michelisa było doprowadzenie do odbudowy kościoła Świętej

Budynek widoczny na zdjęciu nie ma żadnych walorów architektonicznych ani innych, jest jednak dość istotny jeśli chodzi o jedno wydarzenie, które miało miejsce w Warszawie 34 lata temu. Jest to Schronisko dla Nieletnich i Zakład Poprawczy przy ulicy Lipowczana. Co ciekawe przed wojną w tym miejscu też mieściło się Schronisko dla Dziewcząt Upadłych Romualdy Diksztajnowej wraz z internatem i warsztatami krawieckimi. W czasie okupacji Niemcy mieli tu warsztaty lotnicze, a w 1956 roku MSW przekazało obiekty Ministerstwu Sprawiedliwości, które zrobiło tu z powrotem poprawczak. Ulica Lipowczana, prowadząca do Schroniska, ma za patrona kapitana lotu 007 samolotu SP-LAA Mikołaj Kopernik, który rozbił się 14 marca 1980 roku ok. godziny 10:26 na terenie pobliskiego Fortu VI Twierdzy Warszawa. Różne źródła różnie podają, ale według niektórych kpt. Lipowczan używając jedynie drążka sterowniczego był w stanie w ostatnich sekundach skierować samolot tak, żeby nie spadł na widoczne na zdjęciu zabudowania, ale na opuszczony fort. Według innych samolot ostatnie 26 sekund spadał bezwładnie. Była to ta katastrofa, w której zginęła Anna Jantar oraz reprezentacja amatorska Stanów Zjednoczonych w boksie. Katastrofa była spowodowana złamaniem się wyrobionego eksploatacją elementu mechanizmu silnika w momencie zwiększania ciągu podczas wznoszenia samolotu. A samolot wznosił się, bo panom pilotom nie zapaliła się diodka sygnalizująca wysunięcie podwozia. I musieli oblecieć jeszcze raz kółko, żeby wieża sprawdziła czy się wysunęło. W tym celu trzeba było zwiększyć wysokość. Załoga samolotu pochowana jest w grobach na Powązkach Wojskowych w "alei lotników" obok później powstałych grobów załogi samolotu Kościuszko, Marka Szufy - pilota-akrobatyoraz ofiar katastrofy rządowego TU-154M. Część ofiar leży

Gorzkie żale, przybywajcie, -Serca nasze przenikajcie.Rozpłyńcie się, me źrenice, -Toczcie smutnych łez krynice.Słońce, gwiazdy, omdlewają, -Żałobą się pokrywają. Gorzkie Żale to popularne w Polsce nabożeństwo pasyjne, połączone z wystawieniem Najświętszego Sakramentu i kazaniem pasyjnym. Odprawiono je po raz pierwszy 13 marca 1704 roku w kościele Świętego Krzyża. Do dziś posługę w nim pełnią księża Misjonarze, kiedyś wspierani przez działające przy świątyni świeckie Bractwo Świętego Rocha.Bractwo to było najaktywniejszym chyba bractwem religijnym epoki, zwłaszcza na polu charytatywnym i liturgicznym, o czym świadczy rola, jaką odegrało podczas zarazy, która miała miejsce w latach 1624-25. Chcąc skłonić do udziału w udziału w nabożeństwie wielkopostnym jak największą ilość wiernych, ówczesny proboszcz parafii Świętego Krzyża w Warszawie, ks. Michał Bartłomiej Tarło, postanowił przy świętokrzyskiej świątyni wprowadzić specjalną formułę nabożeństwa pasyjnego.Zadanie to powierzył promotorowi Bractwa św. Rocha ks. Wawrzyńcowi Stanisławowi Benikowi. Ks. Benik opracował formułę nabożeństwa. Do jego odprawiania przygotowywano w okresie Wielkiego Postu specjalnie kościół i ołtarz główny. Odprawiano je po Sumie lub Nieszporach. Po skończonym nabożeństwie głoszono kazanie, a następnie odbywała się procesja ze świecami. Wkrótce - w roku 1707 - autor opracował i wydał agendę nabożeństwa drukiem pod iście barokowym tytułem "Snopek Miry z Ogroda Gethsemańskiego, albo Żałosne Gorżkiej Męki Syna Bożego, Co Piątek, a mianowicie podczas Passyey w Niedziele Postu Wielkiego po południu, około godzin Nieszpornych Rospamiętywanie z Przydatkiem Krociuchnego Nabożeństwa do Najświętszego Sakramentu, Za staraniem y kosztem Ich Mościów PP. Braci y Sióstr Konftraterniy Rocha S. przy Kościele Farnym S. Krzyża w Warszawie założoney zebrany, y do druku Podany". Stolica Apostolska nie tylko pozwoliła na

O dzisiejszym bohaterze, czy raczej antybohaterze, powstało wiele okolicznościowych wierszyków: "pojechał w futerku, wrócił w kuferku", "pojechał w salonce, wrócił w jesionce", "pojechał dumnie, wrócił w trumnie". Te krótkie utwory odnoszą się oczywiście do postaci tow. prezydenta Bolesława Bieruta, który zmarł 12 marca 1956 r. w Moskwie w trakcie XX zjazdu KPZR. Dookoła zgonu narosło wiele hipotez, bo zbieżność osoby, miejsca jak i czasu jest nad wyraz podejrzana. Wiele osób twierdzi, iż za śmiercią Bieruta nie stała li tylko choroba (zapalenie płuc połączone z grypą), lecz być może pomogli w jej spowodowaniu towarzysze polscy i radzieccy z Nikitą Chruszczowem na czele. Być może nigdy nie uda się wyjaśnić wszelkich wątpliwości, lecz jedno jest pewne. 12 marca 1956 r. odszedł najkrwawszy dyktator w historii Polski. Bolesław Bierut odpowiada za terror epoki stalinowskiej w Polsce i ma na swoich sumieniu krew setek polskich patriotów, takich jak rtm. Pilecki czy gen. Fieldorf, i cierpienie setek tysięcy obywateli. Ilustracja: kondukt pogrzebowy Bieruta na pl. Bankowym za szeremietiew.blox.pl

Historię warszawskiego Ogrodu Zoologicznego można cofać i cofać, aż do czasów I Rezczpospolitej. Funkcjonowały wówczas przy zamożniejszych dworach, jak atrakcja dla możnowładców, menażerie posiadające kilka lub kilkanaście egzotycznych gatunków fauny. Wspominamy zatem wydarzenie, którym było zwieńczeniem tej wielowiekowej tradycji. 11 marca 1928 r. na warszawskiej Pradze został oficjalnie otwarty Miejski Ogród Zoologiczny. Za ojca tego sukcesu można uważać Wenantego Burdzińskiego, który założył już wcześniej z powodzeniem zoo w Kijowie. Co warto podkreślić, ogród w swojej dotychczasowej lokalizacji został przygotowany w niewiele ponad pół roku, gdyż uchwała Rady Warszawy zapadła pod koniec czerwca 1927 r. Na początku można było w warszawskim zoo podziwiać 475 okazów zwierząt, które, co ciekawe wcześniej można było spotkać w prywatnym ogrodzie zoologicznym należącym do p. Pągowskiego na terenie obecnego Muzeum Narodowego. Wenanty Burdziński krótko cieszył się funkcją dyrektora stołecznego ogrodu. W grudniu zapadł na ciężkie zapalenie płuc i zmarł. Choroby nabawiał się doglądając przygotowań przed pierwszą zimą w nowym zoo. Jego postać upamiętnia kamień, który możemy odnaleźć w trakcie spaceru po zoo. Ilustracja: zoo.waw.pl

10 marca 1810 roku urodził się Stanisław Kierbedź, rosyjski inżynier polskiego pochodzenia, twórca Mostu Aleksandryjskiego, znanego powszechnie jako Most Kierbedzia. Pochodził z litewskiej rodziny ziemiańskiej, posiadającej majątek w okolicy Poniewieża. Studiował na Uniwersytecie Wileńskim, a następnie w petersburskim Instytucie Korpusu Inżynierów Komunikacji. Tam też, i na kilku innych uczelniach stolicy, przez wiele lat wykładał. Szybko jednak zaangażował się w praktyczne zastosowanie swojej wiedzy. Sławę i zaszczyty przyniósł mu Most Błagowieszczeński na Newie, zbudowany w latach 1843-50, będący wówczas najdłuższym mostem w Europie. Według legendy Kierbedź miał od zachwyconego cara Mikołaja I dostawać awans o jedną rangę za każde ukończone przęsło mostu - a było ich osiem. W rzeczywistości awansował "tylko" z podpułkownika na generała-majora. Inną ważną inwestycją, którą kierował, była budowa Kanału Morskiego, z Kronsztadu do Petersburga. Kierbedź pełnił również funkcję wicedyrektora Drogi Żelaznej Petersbursko-Warszawskiej. Powierzenie mu budowy mostu w Warszawie, w pierwotnym założeniu kolejowego, było kontynuacją tejże działalności. Sam most był na owe czasy nowoczesny i bardzo efektowny. Szybko trafił na pocztówki i inne suweniry, stając się jednym z symboli Warszawy. Równie szybko okazał się za ciasny - dwie wąskie jezdnie współdzielone z torami tramwajowymi nie wystarczały dla rosnącego w tempie geometrycznym miasta. Dorobek Kierbedzia wzbudzał olbrzymi szacunek współczesnych, tak Polaków, jak i Rosjan. Nadawano mu rozmaite godności i urzędy. Był członkiem honorowym Petersburskiej Akademii Nauk, członkiem zarządu Głównego Towarzystwa Rosyjskich Dróg Żelaznych, członkiem Rady Inżynierskiej Ministerstwa Komunikacji. Karierę urzędniczą zakończył w randze rzeczywistego tajnego radcy, odpowiednika najwyższego stopnia generalskiego. Po odejściu na emeryturę w roku 1891 (!) zamieszkał w Warszawie, gdzie pozostał aktywny społecznie.

7 marca 1944 aresztowano w Warszawie Mieczysława Wolskiego, ogrodnika zamieszkałego przy ulicy Grójeckiej. Było to wynikiem donosu na Gestapo, złożonego najprawdopodobniej przez jednego ze znajomych lub też dziewczynę tego pierwszego w zemście za zakończenie związku. Było to zdarzenie jedno z wielu podobnych w tym czasie w Warszawie, ale jednak wyjątkowe, przedmiotem donosu była bowiem duża grupa ukrywających się w specjalnie przygotowanym pod szklarnią bunkrze Żydów. Wśród nich był Emmanuel Ringelblum, jego żona Judyta i syn Uri. Zostali oni najprawdopodobniej rozstrzelani kilka dni później w ruinach getta. Ringelbluma możemy śmiało nazwać jednym z bohaterów żydowskiego ruchu oporu i organizatorem żydowskiego życia społecznego w getcie. Był on założycielem organizacji "Oneg Szabat" (Radość Soboty), która zajmowała się dokumentacją życia codziennego getta. Ringelblum nadawał się do tego idealnie, był bowiem z wykształcenia historykiem i autorem wielu prac poświęconych żydowskiemu życiu w Polsce. Po deportacjach i w ich trakcie Oneg Szabat zajmował się koordynacją poszczególnych komórek ruchu oporu. Biuletyny Oneg Szabat były też ważnym dowodem w procesach o ludobójstwo, które odbyły się po wojnie. To z czego Ringelblum byl najbardziej znany, to wszakże archiwum warszawskiego getta - pamiętniki, relacje, dokumenty, afisze, gazety i inne przejawy zycia codziennego, przed wywózkami w lecie 1942 roku zabezpieczone w bańkach po mleku oraz pudlach i w większości odnalezione po wojnie. Dzięki temu mamy wiele informacji na temat wszystkich aspektów życia w żydowskiej dzielnicy zamkniętej. Dalsze losy Ringelbluma były jak scenariusz filmowy. Akcję Reinhardt przetrwał jako członek żydowskiego samorządu, ale w lutym 1943 wydostał się z rodziną na aryjską stronę, ukrywając się na Grójeckiej. W

W nocy z 5 na 6 marca 2003 r., już po północy, doszło w podwarszawskiej miejscowości Magdalenka do jednej z najgłośniejszych akcji polskiej policji w III RP. Celem organów ścigania było aresztowanie dwóch groźnych przestępców, szefów gangu "Mutantów" działającego w Piastowie: Roberta Cieślaka ps. Cieluś oraz Białorusina Igora Pikusa vel Aleksandra Wołodina. Akcja zatrzymania zamieniła się w regularną bitwę, której nie powstydziłby się żaden film akcji. Przestępcy zgromadzili w willi prawdziwy arsenał, który umożliwił im skuteczną obronę przed przeważającymi siłami policji. Jak się później okazało, kryminaliści bronili się za pomocą dwudziestu dziewięciu jednostek broni. Do tego należy dodać umieszczone w ogrodzie pułapki z ładunkami wybuchowymi. Zarówno Cieluś, jak i Pikus zapowiadali w półświatku przestępczym, że żywcem nie zostaną wzięci. Jak powiedzieli, tak też zrobili. Obydwaj zginęli, choć nie od ran postrzałowych, gdyż takich nie otrzymali, lecz od zatrucia dwutlenkiem węgla z pożaru domu, z którego się bronili (dom w Magdalence po akcji i pożarze na zdjęciu). Po stronie policji zginęło dwóch funkcjonariuszy, zaś aż szesnastu odniosło rany. Sprawa odbiła się szerokim echem w mediach. Pojawiło się mnóstwo teorii mniej lub bardziej spiskowych. Śledztwa dziennikarzy ujawniły olbrzymie zaniedbania przy planowaniu, przygotowaniu i koordynowaniu akcji oraz problemy w przesyle informacji pomiędzy różnymi jednostkami organizacyjnymi policji. Sprawa strzelaniny znalazła swój finał w sądzie, lecz nikt, jak dotąd nie został skazany prawomocnym wyrokiem za zaniedbania. Ilustracja: polskatimes.pl

Po klęsce rosyjskiej w Wojnie Krymskiej, zakończonej w roku 1856, car zdecydował się dokonać pewnych zmian społecznych w Imperium. Część Polaków liczyła na zwiększenie autonomii Królestwa Polskiego, część myślała o niepodległości, nawet, gdyby trzeba było wywołać powstanie. Wprawdzie monarcha powiedział: "Co mój ojciec zrobił, dobrze zrobił. Żadnych marzeń, panowie" ale gdyby siłą wybić się na niepodległość… ? Od roku 1860 odbywają się w Warszawie patriotyczne demonstracje. Początek roku 1961 to strzały carskich żołnierzy do demonstrantów przed kościołem św. Anny pod koniec lutego, wielki, manifestacyjny pogrzeb pięciu wówczas poległych i marcowa masakra na placu Zamkowym. Kolejne akty terroru wobec rosyjskich władz miały przekreślić możliwość porozumienia i doprowadzić do powstania. Około godziny 8:00, 28 czerwca 1862 roku, alejkami Ogrodu Saskiego spacerowało już wielu kuracjuszy, raczących się wodami mineralnymi. Między nimi przechadzał się również namiestnik Królestwa Polskiego Aleksander generał von Lüders. Namiestnik nie czuł się zagrożony, mimo że dzień wcześniej zatwierdził wyrok śmierci na trzech oficerów, biorących udział w niepodległościowej konspiracji. Niespodziewanie za plecami dygnitarza znalazł się młody mężczyzna. Padły strzały. Zabójca celował w głowę. Gdy generał upadł na ziemię, napastnik, z rewolwerem w ręku, oddalił się nie niepokojony. Później wyjaśniło się, że zamachowcem był współzałożyciel i członek rewolucyjnej organizacji „Komitet rosyjskich oficerów w Polsce”, rosyjski oficer o ukraińskich korzeniach, Andrij Opanasowycz Potebnia. Potebnia w 1856 roku ukończył Konstantynowski Korpus Kadetów. Służył w Pułku Szlisselburskim w stopniu podporucznika. W 1862 stanął na czele wspomnianej organizacji. Komitet utrzymywał kontakt z innymi rosyjskimi organizacjami rewolucyjnymi na terenie imperium i w Londynie. Członkowie związku popierali dążenia Polaków do niepodległości. Strzały do namiestnika miały

4 marca 1819 roku urodziła się w Warszawie Narcyza Żmichowska, pisarka, pedagog, działaczka na rzecz emancypacji kobiet. Żmichowska kształciła się w warszawskim Instytucie Guwernantek u samej Klementyny Hoffmanowej. Zdobyła posadę nauczycielki przy rodzinie Zamoyskich, z którymi to wyjechała do Paryża. Tam starała się uzupełnić edukację, studiując na własną rękę w Bibliotece Narodowej i przysłuchując się posiedzeniom Akademii Francuskiej. Tam też zetknęła się z poglądami lewicowymi, np. Saint-Simona, przekonującego o równości kobiet i mężczyzn. Skutkiem tego zaczęła zachowywać się w sposób wówczas kobiecie nieuchodzący, np. palić cygara czy też spierać się z mężczyznami. Po powrocie (samodzielnym!) do Polski zaczyna pisywać do pism literackich i popularnonaukowych ("Pielgrzym", "Pierwiosnek", "Przegląd Naukowy"). Założyła grupę, zwącą się "Entuzjastkami". Jej członkinie domagały się, na łamach prasy i w publicznych debatach, pełni praw publicznych, społecznych i ekonomicznych dla kobiet. Układały programy edukacyjne, które dawały dziewczętom wybór i przygotowywały albo do prowadzenia domu i gospodarstwa, albo samodzielnego zarobkowania i utrzymania się. Trzeba też wspomnieć, że emancypantki również konspirowały na rzecz polskiej niepodległości. Działalność tę Żmichowska przypłaciła ponaddwuletnim więzieniem i wydaleniem na kolejnych kilka lat z Warszawy. Badacze feminizmu zgodnie uważają Entuzjastki za pionierki tego ruchu w Polsce. Twórczość literackiej Żmichowskiej, a przede wszystkim jej korespondencja z przyjaciółkami zawierają dość wyraźne pierwiastki homoseksualne. Choć w istocie platoniczne i niewinne, dla współczesnych były bardzo gorszące, stąd wydania jej pism były starannie cenzurowane pod kątem obyczajowym. Dopiero po wielu latach Tadeusz Boy-Żeleński wydał nieocenzurowaną korespondencję Narcyzy z jej uczennicą i "wyznawczynią", a swoją matką, Wandą Grabowską. Zapisem fascynacji i namiętności autorki jest najprawdopodobniej jej

3 marca 1746 roku urodziła się w Warszawie Elżbieta Dorota Flemminżanka, która przeszła do historii pod nazwiskiem męża i zhispanizowanym imieniem, jako Izabela Czartoryska. Obywatelka świata i patriotka, mecenaska sztuki i kolekcjonerka narodowych pamiątek, działaczka społeczna, pamiętnikarka. Trudno by było choćby streścić jej życiorys i wymienić zasługi w tak krótkiej notatce, skupmy się więc na warszawskim etapie jej życia. Była córką Jerzego Detloffa Flemminga, podskarbiego litewskiego, stronnika Czartoryskich, i Antoniny z Czartoryskich. Za młodu z pewnością nie była najatrakcyjniejszą partią w kręgu polskiej arystokracji: wysoka, chuda, ospowata, a do tego zupełnie niewykształcona i bez obycia. Jej małżeństwo z Adamem Kazimierzem Czartoryskim miało charakter czysto polityczny. I choć z czasem małżonkowie pokochali się i zaprzyjaźnili, ich związek miał charakter bardzo otwarty. Wspólne podróże z mężem-erudytą (w męskim przebraniu; jako młodzieniec uchodziła za przystojną, była ponoć nawet obiektem nazbyt śmiałych awansów pewnej damy) poszerzyły jej horyzonty i uzupełniły luki w edukacji. W 1765 r. Izabela urodziła swoje pierwsze dziecko, Teresę. Ciąża bardzo poprawiła urodę księżnej; choć nigdy nie miała uchodzić za piękność, jej wdzięk i inteligencja zniewalały mężczyzn. Czartoryscy mieli w Warszawie dwie rezydencje. Zimową był Pałac Błękitny, letnią zaś - kompleks parkowy w Powązkach. Zwłaszcza ta druga, stylizowana na sentymentalną wioskę, wzbudzała podziw współczesnych. Choć miała istnieć tylko nieco ponad dwadzieścia lat, odcisnęła trwały ślad w literaturze epoki. Małżonkowie prowadzili salon towarzyski, grywali w amatorskim teatrze i - romansowali. Kochankami Izabeli byli sam Stanisław August, z którym miała córkę Marię (później Wirtemberską), rosyjski poseł Nikołaj Repnin, ojciec Adama Jerzego Czartoryskiego i poznany w Londynie

Niewiele jest światowych marek, mogących chwalić się polskimi korzeniami. Marka z najwyższej półki, którą założyłby (prawie) warszawiak z pochodzenia - jest, jak sądzimy, tylko jedna. 1 marca 1877 roku zmarł w Genewie Antoni Patek, przedsiębiorca, powstaniec listopadowy, działacz Wielkiej Emigracji. Antoni Norbert Patek urodził się w 1811 lub 1812 roku w Piaskach Szlacheckich na Lubelszczyźnie wniezamożnej rodzinie szlacheckiej. Kiedy był dzieckiem, jego rodzice przenieśli się do Warszawy. W 1928 roku wstąpił do 1. Pułku Strzelców Konnych. W jego szeregach brał udział w powstaniu listopadowym i dwukrotnie został ranny. Dosłużył się stopnia oficerskiego i złotego krzyża Virtuti Militari. Po przegranej powstania udał się, jak tysiące jemu podobnych, na emigrację. Brał udział w jej organizowaniu, był nawet komendantem punktu etapowego. Osiedlił się we Francji, następnie przeniósł do Szwajcarii. Imał się różnych zajęć, po czym wszedł w rozwijającą się w alpejskim kraju branżę zegarmistrzowską. W 1839 roku zawiązał spółkę z innym polistopadowym emigrantem, Franciszkiem Czapkiem, i rozpoczął produkcję zegarków pod firmą "Patek, Czapek & Cie". "Targetem" spółki byli polscy emigranci, stąd koperty czasomierzy były ozdabiane to wizerunkiem Kościuszki czy Poniatowskiego, to Matki Bożej czy innymi patriotycznymi motywami (http://chronos24.pl/wp/wp-content/uploads/2012/10/aukcja_2003_lot_12.jpg). W 1845 roku drogi wspólników się rozeszły. Przedsiębiorstwo Czapka przetrwało jeszcze tylko ćwierć wieku, natomiast Patek rozpoczął marsz do elity. Wziął na wspólnika utalentowanego francuskiego zegarmistrza Adriena Philippe'a. Spółka zasłynęła szeregiem nowatorskich rozwiązań: naciągu za pomocą koronki (w miejsce kluczyka), niezależnego sekundnika oraz wprowadzeniem zegarka naręcznego. Przepustką do sławy było kupno zegarka Patek-Philippe przez królową Wiktorię - wkrótce europejscy arystokraci, a i koronowane głowy, zaczęli ustawiać się w

27 lutego 1913 r. oficjalnie otwarto w Warszawie Żydowski Dom Sierot, położony przy ul. Krochmalnej 92 (dziś ul. Jaktorowska 6). Pomysłodawcą tej instytucji był Janusz Korczak, który był pionierem nowego spojrzeniu na dziecko i jego potrzeby. Fundusze na wybudowanie nowego budynku przy ul. Krochmalnej zebrano w trakcie zbiórek charytatywnych wśród warszawskich Żydów. Projekt sporządził Henryk Stifelman, który również był warszawskim Żydem. Pierwsze dzieci wprowadziły się na Krochmalną już jesienią 1912 r., zaś sama placówka była przewidziana na 106 sierot i półsierot. Dyrektorem został Janusz Korczak, zaś jego zastępcą Stefania Wilczyńska, która kierowała Domem w trakcie I wojny światowej oraz podczas podróży Korczaka do Palestyny. Sierociniec był placówką koedukacyjną. W Domu Sierot Korczak wdrażał nowatorskie metody pedagogiczne. Dzieci miały własny samorząd, swoje opinie wyrażały na zebraniach i na łamach gazetki. Okres okupacji to "tułaczka" Domu spowodowana utworzeniem getta w Warszawie, jak i zmianami jego granicy. Najpierw placówka przeniosła się na ul. Chłodną 33, następnie na Sienną 16. Najtragiczniejszy okres rozpoczął się 5 sierpnia 1942 r., kiedy to Janusz Korczak wraz ze Stefanią Wilczyńską oraz innymi pracownikami Domu wyruszył wraz z dziećmi w marsz na Umschlagplatz. Tak to wydarzenie zapamiętała Irena Sendlerowa: "Był już wtedy bardzo chory, a mimo to szedł wyprostowany, z twarzą przypominającą maskę, pozornie opanowany: Szedł przodem tego tragicznego pochodu. Najmłodsze dziecko trzymał na ręku, a drugie maleństwo prowadził za rączkę. We wspomnieniach różnych osób jest tak, a w innych inaczej, co nie znaczy, że ktoś się myli. Trzeba tylko pamiętać, że droga z Domu Sierot na Umschlagplatz była długa. Trwała cztery

26 lutego 1901 zmarła w Warszawie Lucyna Ćwierczakiewiczowa, de domo von Bachman, po pierwszym mężu Staszewska. Znana jest do dziś przede wszystkim z książki "365 obiadów za 5 złotych", w domyśle mająca pomagać prowadzącym dom w żywieniu rodziny. Dziś książka wydaje się być zupełnie niepraktyczna, pani Lucyna proponowała bowiem na obiad w dzień powszedni np. "rosół z kaszką pszenną na gęsto, sztukę mięsa w sosie cebulowym, pulardę z masłem serdelowym i budyń czekoladowy". Nie tylko "365 obiadów" było jednak osiągnięciem Ćwierczakiewiczowej. Pisała ona felietony do czasopisma "Bluszcz", w którym poruszała zagadnienia higieny osobistej (pisała np. że każda kobieta powinna przynajmniej kilka razy w tygodniu zmieniać majtki i myć zęby, przypominam, że jesteśmy pod koniec XIX w.!!!), poradnictwa względem prowadzenia domu itd. Przy ul. Królewskiej 3, w swoim mieszkaniu, założyła salon towarzyski, grupujący ówczesne warszawskie elity. Propagowała równouprawnienie, a także pracę zawodową kobiet. Była przedmiotem wielu anegdot. Legendarna była jej tusza, co miało jakoby skutkować niemożnością wejścia na 4. piętro o własnych siłach (nic dziwnego, jakbym ja jadł takie obiady, to też bym miał problem). Była też znana z chorobliwej oszczędności, przez co Prus, odnoszący się do niej z wielką sympatią, żartobliwie przekręcił jej nazwisko w jednym z felietonów na "Ćwierciakiewiczową". Pani Lucyna została pochowana na cmentarzu kalwińskim, obok grobu swego ojca. Groby te dziś prezentujemy. Zdjęcie własne.

You don't have permission to register